poniedziałek, 21 stycznia 2013

O moim mieście i jego cichych bohaterach

Od razu przyznać muszę, że nie dość że sprawę znam z drugiej, a może nawet i trzeciej ręki, to w dodatku bardzo pobieżnie; tyle by wiedzieć, że Zbigniew Romaszewski zwrócił się do Państwa Polskiego o odszkodowanie za to, że to właśnie Polskie Państwo swego czasu bez żadnego cywilizacyjnie usprawiedliwionego powodu kazało mu siedzieć całe lata w więzieniu, no i że owo odszkodowanie wyrokiem sądu otrzymał. Ile on tych pieniędzy dostał – nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że akurat tyle, by przez resztę swojego życia nie musieć bardzo dziadować. Powiedzmy, że mówimy o jakiejś miesięcznej może pensji przeciętnego prezesa któregoś z banków.
Romaszewski, uznając – moim zdaniem jak najbardziej słusznie – że skoro Polskie Państwo nie dość, że wraz z całym jego bohaterstwem i poświęceniem, jakie swego czasu on w to właśnie państwo zainwestował, wystawiło go do wiatru, to jeszcze – już niemal od niechcenia – uznało, że można by się z niego trochę pośmiać, on już niemal pod koniec swojego życia z takim państwem swoimi zasługami dzielić się nie musi. Powtarzam – jak najbardziej słusznie. Powiem więcej: moim zdaniem Romaszewski, nie zwracając się do – niech będzie, że tylko symbolicznego – sędziego Tulei o to, by zasądził dla niego te pieniądze, postąpiłby jak najgorszy frajer. A ja nigdy nie uważałem Romaszewskiego za frajera. I dziś jestem z niego dumny.
Kiedy patrzę, co się dziś dzieje z Polską, jak te sępy rozdrapują już naprawdę ostatnie resztki z tego, co z niej zostało, i z jaką bezczelnością egzekwują one te swoje nie wiadomo skąd wzięte, i na czym oparte pretensje, przychodzi mi wręcz do głowy myśl, by mnie tylko Romaszewski, ale wielu innych szczerych i autentycznych bohaterów tamtej walki zgłosiło się po to, co kiedyś w swojej świętej naiwności uważali, że im nie przysługuje, i ani się nie obejrzeli, jak łapy po to wyciągnęli tamci. Póki tam jeszcze cokolwiek jest, niech trafi do nich. Póki jeszcze tam coś jest.
Zbigniew Romaszewski – bohater polskiej historii – dobiega życia z dala od świateł reflektorów, i, o ile dobrze oceniam tendencje, w niesławie. Ten dziś już ponad 70- letni człowiek, po tych wszystkich upokorzeniach, jakie na niego spadły w minionych latach, a które zostały tak okrutnie podkreślone porażką w ostatnich wyborach do Senatu, nie dość, że musi dziś jeszcze przyjmować ciosy ze strony jakichś upasionych na nowej Polsce komunistów w rodzaju Tomasza nałęcza, czy swoich dawnych kolegów, którzy w momencie gdy Polska weszła na nową drogę, lepiej się od niego zorientowali, gdzie co dają, to jeszcze ciosy jakichś półprzytomnych blogerów, którzy nie potrafią się znaleźć między łokciem a dupą, a ja sobie myślę, że to już jest naprawdę zbyt wiele.
Ktoś mi powie, że ja się nie mam co tak naprężać, bo demokracja to taki system, gdzie każdy ma równe szanse, i skoro Romaszewskiemu tak bardzo zależało, by być wiecznym senatorem, to miał się bardziej postarać. I ja na to, powiem uczciwie, nie mam żadnej odpowiedzi. Owszem. Jeśli Romaszewskiemu tak bardzo zależało na tych zaszczytach, a ludność Warszawy mu ich odmówiła, pretensje o to może mieć tylko do siebie. Natomiast ja też mogę tu wtrącić swoje trzy grosze, prawda? O tym, jak to przegrywają gorsi, a wygrywają lepsi.
Weźmy taką posłankę Platformy Obywatelskiej Ewę Kołodziej. Każdemu, kto mieszka w Katowicach, czy w miastach z Katowicami sąsiadującymi, a miał okazję śledzić przebieg kampanii wyborczej do Parlamentu w roku 2011, nazwisko to jest bardzo dobrze znane z tego względu, że cały ten czas był w praktyce zdominowany przez kampanię tej dziewczyny. Od pierwszego dnia kampanii, a kto wie, czy nie nawet i wcześniej, do samego końca, nie było ulicy, nie było latarni, nie było skweru, gdzie nie wisiałoby zdjęcie Ewy Kołodziej, tej młodej działaczki Młodych Demokratów. Ja nie wiem, ile ta kampania kosztowała, ale myślę że kosztować musiała nie byle jakie pieniądze. W końcu to tylko Zbigniew Romaszewski chyba wierzy, że sukces nic nie kosztuje. Tak czy inaczej, startując z 10 miejsca, Ewa Kołodziej ten swój mandat zdobyła. Postarała się, więc wygrała. Pokazała, że jak się chce, to można naprawdę wiele.
Okna naszej kuchni wychodzą na bardzo obskurne podwórko i na kamienice ciągnące się wzdłuż ulicy o urokliwej nazwie Krzywa. Ulica Krzywa w Katowicach to symbol najgorszego menelstwa, to przez całe lata, ciemne bramy, brudne okna i snujący się pijacy. No po prostu – ulica Krzywa. Od pewnego czasu na ulicy Krzywej panuje wesoły ruch. Nie dość że jedna z kamienic została wyremontowana od dachu po kratki ściekowe, to już choćby z naszej kuchni widać, jak kolejna z nich jest budowana niemal od początku. Ja przez wiele lat nie miałem żadnego interesu, by chodzić ulicą Krzywą, jednak z jakiegoś, nieistotnego tu zupełnie powodu, się tam przeszedłem. I proszę sobie wyobrazić, ze tam się dzieją prawdziwe cuda. Menele wprawdzie wciąż okupują swoje stałe miejsca, natomiast tam otwarty został niedawno salon fryzjerski z szyldem Pierre Cardin, a aktualnie przebudowywany róg ze Skłodowskiej został już obłożony wielkimi szklanymi płytami. Może nam stawiają kolejny bank? Nie da się ukryć, że Katowice nam pięknieją. Będzie się działo!
Kamienica, której, nazwijmy to, remont, już się jakiś czas temu zakończył, uzyskała już nawet własną nazwę: Krzywa 10. I proszę mnie zrozumieć – ja nie mówię o ulicy Krzywej 10; ja mówię o kamienicy nazwanej „Krzywa 10”. No, niemal jak 10 Downing Street. I oto, proszę sobie wyobrazić, na samym dole tej pięknej kamienicy, pod tą właśnie dziesiątką, znajduje się piękny, o odpowiednich rozmiarach lokal, z pięknie wygrawerowanymi na szkle rysunkami budynku Sejmu, a na murze mosiężna tablica z jeszcze piękniej wyszykowanym napisem: „Biuro poselskie Ewy Kołodziej”. Właśnie tak.
Tak się robi karierę polityczną, proszę państwa. Trochę dla siebie, a trochę dla ukochanego miasta. Nie można być takim samolubkiem jak niegdysiejszy senator Zbigniew Romaszewski, który nie dość, że chciałby wszystko, to jeszcze to wszystko chciałby, nie dając nic od siebie. A jak już coś da, to natychmiast każe sobie płacić. Coś okropnego! Niech się uczy od młodego pokolenia polityków.
W pierwszej chwili miałem ochotę zamieścić tu zdjęcie tego poselskiego lokalu na tej poselskiej dziś już ulicy. Ale przede wszystkim, pomyślałem sobie, że po co, skoro opis jaki przedstawiłem jest wystarczająco wierny, a ponadto moja córka właśnie znalazła zamieszczone na Facebooku o wiele fajniejsze zdjęcie. Pochodzi ono ze strony o brzydkiej i głupiej nazwie "Gówno prawda", i jego akurat nie da się skutecznie opisać. Je trzeba zobaczyć. A więc patrzmy. Patrzmy i dalej podtrzymujmy swoją nienawiść do Zbigniewa Romaszewskiego.




5 komentarzy:

  1. Mieszkam w podobnym miejscu.
    Pijacy, stare kamienice, ludzie grzebiący w śmietnikach - znam ten klimacik.
    Byłem kiedyś w Katowicach.
    Niedaleko dworca byliśmy w McDonald i mój kolega zjechał na plastykowej zjeżdżalni dla dzieci i przyszedł ochroniarz i nas wyrzucił.
    Tylko tyle z Katowic pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Remo
    Dobrze że Was wyrzucił.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z perspektywy czasu zgadzam się.

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż, tylko pogratulować wypada takich wybitnych i skutecznych polityków. Skutecznych w takim znaczeniu, o jakim piszesz. Tu pani Kołodziej(przy okazji się dowiedziałam, że ktoś taki jest, bo u mnie w miasteczku nie ma jej plakatów ani biura, a z tego , jak zrozumiałam, słynie, że właśnie ma owe biuro i wisiała na każdym słupie), tam pan marszałek SEKUŁA.
    Oczywiście gdzie indziej mamy pełno takich samych "wybitnych"...Oczywiście nie aż tak wybitnych jak ten ostatni wymieniony.
    A zdjęcie - boskie!

    OdpowiedzUsuń
  5. @Eliza
    Przynajmniej możemy się trochę pośmiać.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...