W swoim wczorajszym tekście zamieszczonym w Salonie24 wspomniałem o tekście Michała Karnowskiego o Lechu Wałęsie i utraconej przez niego szansie budowania polskiej historii na skale, a nie na piasku. Ponieważ cały mój tekst nie dotyczył ani Wałęsy, ani tym bardziej Karnowskiego, o tym dziwnym wystąpieniu zaledwie wspomniałem, jednak zrobiłem to nie ot tak sobie, ale po to, by wskazać na problem moim zdaniem bardzo już poważny. Mam tu na myśli fałszowanie naszej historii przez prawicowe media, tym razem nie przez proste kłamstwa, czy ukrywanie prawdy, ale przez trywializowanie jej i opisywanie jako serii ludzkich dramatów i pomyłek. Tak jakby losy Polski zależały wyłącznie od tego, kto zostanie wyznaczony do ich reprezentowania.
Wydaje mi się zresztą, że ten typ podejścia do sprawy, jest z punktu widzenia osób go prezentujących jak najbardziej logiczny i zrozumiały. To oni w końcu już od lat głoszą ową przedziwna filozofię, wedle której wystarczy, by odpowiedzialność za kraj przekazać w ręce tak zwanych „naszych”, a oni już o wszystko odpowiednio się zatroszczą. Wedle proponowanej perspektywy, jedyny problem z Wałęsą był taki, że myśmy wszyscy sądzili, że on jest „nasz”, a tymczasem okazało się, że to Bolek. A więc, konsekwentnie, gdyby w tamtym roku 1990 zamiast Wałęsy prezydentem został, dajmy na to, Jan Olszewski, dziś Polska byłaby krajem wolnym od władzy Systemu. Albo jeszcze inaczej – gdyby wówczas Lech Wałęsa nie okazał się tchórzem bez serca, ale prawdziwym mężem stanu, dziś nie mielibyśmy ani Komorowskiego ani Tuska, tylko Jarosława Kaczyńskiego, jako premiera, a kto wie, czy i Lech Kaczyński wciąż by nie żył. Niestety, Wałęsa okazał się szmatą, w dodatku nie „naszą”, i mamy to co mamy.
Uważam, że w ten właśnie sposób budowana jest dziś nasza polityczna i historyczna świadomość. Ten był głupi, tamten leniwy, ktoś inny zawistny, ktoś jeszcze okazał się zdrajcą, i wszystko się przez to tak fatalnie potoczyło. W tytule do swojego tekstu pisze Karnowski: „Wiele spraw potoczyłoby się inaczej, gdyby Lech Wałęsa po 1990 r. nie zdradził ludzi ‘Solidarności’”. A celem takiego postawienia sprawy, jak sadzę, jest wywołanie w czytelników takiej oto reakcji: No tak, następnym razem powinniśmy wybrać kogoś bardziej zaufanego. Najlepiej kogoś, kto swoje obietnice da nam na piśmie, w którymś z prawicowych tygodników. I wtedy dopiero wszystkim pokażemy, jaka ta Polska piękna.
Do czego zmierzam? Otóż chodzi mi o to, że zacytowane wyżej zdanie z Karnowskiego robi wrażenie tak beznadziejnie bezmyślnego, że zaczynam podejrzewać jego autora o to, że on to robi specjalnie. Nie mogę uwierzyć, że on naprawdę uważa, że cały nasz dzisiejszy problem polega na tym, że swego czasu Wałęsa wyrzucił Kaczyńskich, natomiast zatrzymał Wachowskiego. Że wtedy, w roku 1991, Wałęsa miał stanąć przed Narodem, powiedzieć: „Tak, przyznaję, kiedyś współpracowałem, brałem od esbeków pieniądze, ale dziś już jestem z wami”, wziąć za łeb Urbana Kiszczaka i Jaruzelskiego, a my byśmy mu wszystko wybaczyli i Polska spłynęłaby miodem i mlekiem. Teraz to ja już chyba będę musiał poczekać aż Karnowski napisze, że straszna szkoda z tym Smoleńskiem, że może trzeba było bardziej uważać, no i przede wszystkim w BOR-ze mieć swoich ludzi.
Otóż rzecz polega przede wszystkim na tym, że gdyby Wałęsa nie był tym kim jest, wcześniej nie byłby przewodniczącym związku, nie dostałby tego Nobla i oczywiście nie zostałby prezydentem. A więc w ogóle nie ma o czym gadać. To po pierwsze. Natomiast gdyby jakimś cudem on się okazał tym kim chcieliśmy by był, wówczas System zrobiłby wszystko co trzeba, by on tym kimś być przestał. Gdyby jednak Wałęsa, wbrew wysiłkom służb i wynajętych przez nie mediów, tak jak to się stało 15 lat później w przypadku Lecha Kaczyńskiego, został tym prezydentem i postanowił ten czas wykorzystać skutecznie dla dobra Narodu, zostałby otruty, zastrzelony, albo zwyczajnie wysadzony w powietrze podczas jednego z lotów swoim prezydenckim samolotem. A my do dziś byśmy się kłócili o to, czy to co się stało to był wypadek, czy zbrodnia.
W drugim Ojcu Chrzestnym pojawia się postać jakiegoś senatora, czy kongresmena, który zamiast zachować lojalność w stosunku do Rodziny, zaczyna stawiać głupie i bezczelne żądania. W związku z tym, któregoś dnia spotyka go taka przykrość, że budzi się nagle w jakimś ekskluzywnym burdelu, w łóżku jakiejś ekskluzywnej prostytutki, która leży obok niego, tyle że cała we krwi. I zanim zdoła się pozbierać z tego szoku, pojawia się przedstawiciel Rodziny i mu mówi, żeby się niczego nie bał, bo przyjaciele go nie opuszczą. Bo przyjaciele są wierni i zdeterminowani, by tej wierności dotrzymać.
Czy ja sugeruję, że Lecha Wałęsę spotkała podobna przykrość? Ależ skąd. Ja zakładam, że Lech Wałęsa to w gruncie rzeczy dobry, porządny człowiek, może skażony paroma drobnymi grzechami, ale ani trochę bardziej niż którykolwiek z nas. Nie jestem nawet pewien, czy on kiedyś, jeszcze w latach 70, czy 80. był tak durny, jak jest teraz. Myślę, że jemu się to mogło stać dopiero w późniejszych czasach. Kto wie, czy nie w ostatnich dopiero. Mamy w domu dokumentalny film Micheala Palina o Polsce, nakręcony chyba jeszcze w czarnym okresie władzy PiS-u, i tam Palin przez parę minut rozmawia z Wałęsa. Możliwe, że BBC nakręciło dziesięć godzin tych rozmów, i te dwie , czy trzy minuty to wszystko, co się udało z tego wyciąć, ale przede wszystkim to są naprawdę minuty dla Wałęsy bardzo korzystne. Podczas tej rozmowy Wałęsa jest naprawdę świetny. A poza tym, z tego co widzę obecnie, podejrzewam, że dziś nawet tego by się nie udało dokonać. Moim zdaniem, proces dorzynania Wałęsy trwa nieprzerwanie od roku 1990, a na jego początku musiało stać coś znacznie bardziej nieprzyjemnego, niż jego strach przed ujawnieniem tego, co mu się tam przydarzyło, gdy był jeszcze skromnym robotnikiem. Jak mówię, nie wiem, co to było, ale jestem niemal pewien, że to właśnie wtedy on poznał prawdziwych, oddanych i zdeterminowanych przyjaciół. I jeśli zwariował, to właśnie przez nich.
Lech Kaczyński nie zwariował. I dlatego zginął. I uważam, że to jest informacja, jaką należy przekazywać młodej Polsce, zwłaszcza gdy się za taką dumą aspiruje, by do niej właśnie adresować swój przekaz. Że Lech Wałęsa żyje, bo zgodził się oszaleć, natomiast Lech Kaczyński spoczywa obok swojej żony na Wawelu, bo odmówił uczynienia im tej jednej przysługi. Stracić rozum. O tym trzeba mówić, a nie zastanawiać się, czemu Lech Wałęsa postawił na Wachowskiego. Bo to jest klucz do zrozumienia tego, o co się toczy gra.
Bardzo proszę o wspieranie tego bloga. Czy to przez kupowanie książek, czy wysyłanie wsparcia na podany obok numer konta. Liczę wprawdzie, że mi prokuratura warszawska za przejazd zwróci, a dobrzy ludzie zafundują obiad, ale to doprawdy drobiazg. Dziękuję.
Bardzo proszę o wspieranie tego bloga. Czy to przez kupowanie książek, czy wysyłanie wsparcia na podany obok numer konta. Liczę wprawdzie, że mi prokuratura warszawska za przejazd zwróci, a dobrzy ludzie zafundują obiad, ale to doprawdy drobiazg. Dziękuję.
Nie czytałem jeszcze tekstu Karnowskiego o Wałęsie, ale już tytuł wiele mówi. Powiela on - użyję słowa - zwulgaryzowany schemat myślenia o polityce. Spotykam się z tym schematem często u ludzi ograniczających się do szczątkowej wiedzy z dzienników telewizyjnych. Polega ten schemat na urąganiu, nawet w dobrej wierze, temu czy tamtemu politykowi, który jest czy to tchórzem, czy złodziejem, czy należy do jeszcze innej kategorii ostatnich niegodziwców. Często mój rozmówca roztacza przy tym cudowną wizję, czego to on by nie dokonał, będąc na miejscu tego czy innego decydenta. Bardzo ciężkie jest prowadzenie rozmowy z ludźmi tkwiącymi w tym schemacie, gdyż zanim przejdę do konkretów, muszę do znudzenia rozbijać ten fałszywy schemat myślowy.
OdpowiedzUsuńPróbuję w takich sytuacjach odwołać się do prostej logiki. Tłumaczę: to nie jest tak, że on został prominentnym politykiem, a następnie (co za pech!) okazał się kolejnym niegodziwcem. Przeciwnie: właśnie dlatego, że jest ostatnim szubrawcem, pomyślnie przeszedł kolejne etapy awansu politycznego. Nazywam to mechanizmem selekcji negatywnej, który obowiązuje w polityce.
Oczywiście, jest to orka na ugorze. Ludzie szybko wracają do utartych schematów myślenia. Bardzo smutne, że publicysta, z którym wielu wiąże jakieś tam nadzieje, zamiast inspirować i zmuszać do myślenia (to tradycyjna rola ambitnego dziennikarstwa), posługuje się zwulgaryzowanymi schematami myślowymi. Zamiast wyciągać na wierzch ukryte mechanizmy polityczne, odwołuje się do poglądów prymitywnych. Tak można napisać w tabloidzie, a i to nie zawsze. Ten Karnowski z jakichś przyczyn nie wykorzystuje szansy, jaką jest dotarcie do stosunkowo szerokiej opinii publicznej z ważnymi i poważnymi ideami. Trzeba by jeszcze dojść, jakie to przyczyny.
@fi.g
OdpowiedzUsuńJa zawsze staram się dawać ludziom szansę. Jak idzie o Karnowskiego, zakładam, ze jego zwyczajnie te sprawy nie interesują. To znaczy, interesują wyłącznie w tym zakresie, w jakim są mu one potrzebne do pisania tych tekstów, no i może wzięcia udziału w jakiejś telewizyjnej dyskusji. Poza tym, on ma to wszystko w nosie.
@toyah
OdpowiedzUsuńpowoli zaczynam rozumieć Twoje racje.
Wybacz, że tak bardzo powoli.
Nie jestem tak bezkompromisowa, jak idzie o uczciwość.
Ja szukam usprawiedliwień i przyczyn. I najczęściej je znajduję. Bo nic nie jest czarno-białe, najczęściej jest szare.
Każdy z nas musi się w tym odnaleźć.
Czarno-białe byłoby aktualne, gdyby odbyła się lustracja i w ogóle zaczęcie wszystkiego od nowa. Ale tak się nie stało. I długo jeszcze wszystko będzie beznadziejnie szare.
Pozdrawiam serdecznie
@molier
OdpowiedzUsuńNo własnie, jak idzie o tę szarość, to ja nie jestem taki pewien. Ja coraz częściej widzę, że tu jest czarne, a tu białe. I tyle wszystkiego.
Z tego wynika poprawnie rozumując, że jeśli J. Kaczyński dojdzie do władzy, to będzie kolejny zamach. A nawet pewnie wcześniej, jeśli będzie realna groźba, że J.K. będzie mógł wygrać wybory z większością konstytucyjną na przykład.
OdpowiedzUsuńNo to tylko zachodzi pytanie ilu jeszcze kretów ma J.K. w swoim otoczeniu.
@toyah
OdpowiedzUsuńMoże być tak, że te sprawy go nie interesują - w sensie ani go ziębi ani grzeje na przykład to, czy i w jakim stopniu Wałęsa do spółki z sądem zniszczą np. Wyszkowskiego. Inaczej mówiąc, brak mu pasji, jak to ująłeś pod poprzednim wpisem. Może jednak być też tak, że przyczyny leżą głębiej, np. w inwestorze, który nadał kształt temu biznesowi.
Jeśli jednak wziąć pod uwagę tylko wersję o braku pasji, to i tak można to nazwać wielkim oszustwem. Jeśli ktoś świadomie kieruje swoją ofertę do ludzi od zawsze wykluczonych z debaty, to właściwie nie ma innego wyjścia, niż tworzyć z pasją. To prawo i obowiązek ludzi, którzy przypisują sobie misję stworzenia czegoś jakościowo nowego na rynku mediów.
Moją tezę o oszustwie poprę własnymi obserwacjami. Widzę mianowicie mniej więcej od upadku Uważam Rze w kioskach, szczególnie w salonikach prasowych, nowy typ klientów - nabywców prasy prawicowej. Już nie kupują jej chyłkiem, ale z żarem w oczach, chętnie komentują sytuację. Można więc usłyszeć od klienta z W Sieci w ręku: "Nie kupię już więcej Uważam Rze, już im podziękowałem!" Albo taka sytuacja: kupuję Gazetę Polską Codziennie, a klient za mną: "Ja też tę Gazetę. Trzeba wspierać niezależną prasę!" Itd. Z jednej strony miło słyszeć takie deklaracje, ale z drugiej czuję przy tym zakłopotanie, bo jestem świadomy, że ci ludzie wydający pieniądze na tę prasę mają swoją pasję, chcą, by coś się zmieniło. Wiem jednocześnie, że właściciele i autorzy tej prasy są raczej za utrzymaniem status quo, a swoich fanów mają w nosie, o czym wielokrotnie pisałeś.
@Andrzej.A
OdpowiedzUsuńNo wiesz. Powtórzenie tego samego numeru może nie być takie proste. Jedno wiemy na pewno. Dla nich zabić kogoś, to jak splunąć.
@fi.g
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że o tym też już kiedyś pisałem. Ci ludzie na spotkaniach na przykład. W nich jest tyle ognia! Przynoszą te wymiętoszone listy, te jakieś wiersze, podają swoje adresy mailowe, czepiają się rękawa i opowiadają jakieś historie, oczywiście są też przy tym zwykli wariaci, ale to wszystko są ludzie, dla których Polska to całe życie. I powiedz mi teraz, co im do powiedzenia ma taki Wildstein na przykład?
@Toyah
OdpowiedzUsuńCoś o nicości. Albo, że świat, który oszalał jest dwuznacznie śmieszny.
W tym miejscu zwróciłbym uwagę, na bardzo dziwaczną manierę u analityków polskiej sceny politycznej. Zwłaszcza u „niepokornych” prawicowych dziennikarzy to bardzo kuriozalnie wygląda. Mianowicie oni opis rzeczywistości III RP zawsze abstrahują od wpływu służb i wojskówki. A ten czynnik jest przecież nie do przecenienia dla rozeznania sytuacji w Polsce. Są nawet tacy co uważają, że jest nawet decydujący. U niepokornych wyjaśnianie meandrów polityki i słusznych kroków przybiera humorystyczną, kabaretową formę przedstawienia. Z jednej strony nakręcają się i otwarcie całkiem dużo mówią o UBekach, archiwach na działkach, ciągłości PRL i III RP itp. A następnie jakby nic przechodzą do bieżącej analizy sceny politycznej zapominajać o tym wszystkim i wyliczają jakie to znów błędy popełnił Kaczyński, jaką koszulę kto ubrał i jak ponownie odnalazł się Komorowski. Ten paradoks co tu mówić jest wstrząsający.
OdpowiedzUsuńTacy „niepokorni” ot co chwila, wrzeszczą jak to w dziś w Polsce zagrożona jest demokracja, by zaraz robić solidną analizę jak to w rządzonej się regułami demokracji III RP, PO się odnajduję a PiS co chwile zaprzepaszcza swoje szanse.
W końcu wiecznie rządy Tuska są jakby niedemokratyczne, ale przecież Kaczyński nigdy nie dojdzie do władzy.. czy jakoś tak.
ps. wszystkiego dobrego dla Gospodarza w 2013 Roku.
@JSW
OdpowiedzUsuńSam bym tego lepiej nie ujął. Pozdrawiam wzajemnie.
Zamach nie koniecznie musi oznaczać powtórzenie scenariusza już użytego. To może być na przykład wprowadzenie stanu wyjątkowego - opcji jest wiele.
OdpowiedzUsuńZ Twojego tekstu można wysnuć wniosek, że System, o którym piszesz jest wszechmocny, wszechogarniający, bezwzględny i że choćby różni ludzie nie wiem jak się starali to - jeżeli będą chcieli zachować się przyzwoicie i przeciwstawić Systemowi - to zostaną uśmierceni, albo jak ten senator z "Ojca chrzestnego" psychicznie złamani. W związku z wszechmocą Systemu kształtować naszą rzeczywistość mogą tylko ludzie marni, tchórzliwi, głupi i sprzedajni.
OdpowiedzUsuńObraz władzy Systemu, jaki malujesz jest tak rozległy, że w gruncie rzeczy nie dający żadnej nadziei.
Ten obraz jest tak ponury, że w gruncie rzeczy, gdyby go przyjąć za prawdziwy, należałoby uznać, że są tylko dwie życiowe drogi wyboru - droga straceńcza, prowadząca do niechybnej zagłady, albo droga sprzedajna - człowieka służącego Systemowi i mu bezwzględnie posłusznego.
Może jestem głupi i naiwny, ale nie godzę się z taką wizją Polski, jaką przedstawiasz.
Wiele, bardzo wiele w naszym Kraju zła, ale na litość boską! - coś jednak od nas - ludzi zależy! Możemy się zachowywać przyzwoicie, podejmować mądre decyzje podyktowane miłością do Polski. Myślę, że też coś tam jednak zależy również od polityków. Nie chcę wierzyć, że wszyscy z nich to zaprzedane Systemowi lub opanowane przez System miernoty.
Przyjmując Twój tok myślenia należałoby tak jak w tym starym ponurym dowcipie o zachowaniu w oczekiwaniu na wojnę nuklearną - okręcić się białym prześcieradłem i udać się na cmentarz.
W przypadku współczensnej Polski - należałoby wyjechać, najlepiej do Australii lub Nowej Zelandii, by być jak najdalej od Systemu. A i tam nas ten System może dopaść.
To jak - mamy się przykrywać tymi prześcieradłami i kłaść się w zamówionym wcześniej grobie na cmentarzu?
Wybacz Toyahu, jak lubię Cię czytać, cenię Twoje teksty - nie godzę się na taką wizję.
To już jednak wolę naiwnego czy też przebiegłego Karnowskiego. On daje przynajmniej nadzieję. Może złudną, ale nadzieję.
I jeszcze jedno - nawet najszczelniejszy i najlepiej zorganizowany System ma swoje szczeliny i swoje źle pracujące tryby. A historię tworzą jednak ludzie - ich dobre i złe uczynki, dobre i złe myśli, dobre i złe dążenia. To wszystko się miesza, walczy ze sobą, czasami koegzystuje. Nie ma nic trwałego i System też nie jest wieczny i wszechmocny.
OdpowiedzUsuńA jak długo będzie działał - również zależy od nas wszystkich - być może od tego, czy przyznamy sie do własnych grzechów i występków. Bo jeżeli się przyznamy i postanowimy żyć na nowo w prawdzie - to System traci nad nami moc.
Sięgając więc do tego tekstu Karnowskiego o Wałęsie - o którym wspominasz w swoim tekście - gdyby jednak Wałęsa się przyznał, a przy tym był mądry i uczciwy - System straciłby nad nim moc, a on sam mógłby jednak coś dobrego dla Polski zrobić. Może nie wszystko, ale jakiś tam dobry krok.
Przypomnij sobie Pawła z Tarsu - służył ówczesnemu Systemowi i w pewnym momencie się mu przeciwstawił.
I ile dobrego zrobił!!
@Andrzej.A
OdpowiedzUsuńPewnie że opcji jest wiele. Rzecz tylko w tym, by gra była warta świeczki. Jak idzie o Smoleńsk, póki co, wiele wskazuje na to, że się opłaciło.
@Jan
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Powinniśmy się zachowywać przyzwoicie. I pod żadnym pozorem nie wyjeżdżać do Australii. Co do reszty, przykro mi to powtarzać, ale to ja mam rację. Zwłaszcza jak idzie o dawanie złudnej nadziei.
@Toyah
OdpowiedzUsuńTrochę mi przykro, że ironizujesz.
@Jan
OdpowiedzUsuńNie ironizuję. Piszę, że nie uważam, ze sprawa jest beznadziejna i należy emigrować. I mówię Ci, że nie masz racji. Jaka w tym ironia, co?
Pewnie źle Cię odczytałem. Przepraszam
OdpowiedzUsuń