W którejś z ostatnich notek wspomniałem o pewnym swoim doświadczeniu, które przejawia się w tym, że raz po raz stają przede mną osoby, które próbują mnie przekonać, że one wśród swoich znajomych mają „wielu” księży, czy „wielu” gejów, i że w związku z tym, ich kompetencje związane z życiem czy to jednych czy drugich są nie do podważenia. Jak owe kompetencje wyglądają? Otóż najczęściej sprowadzają się one do głoszenia – z pełnym oczywiście przekonaniem o słuszności owych sądów – że zdecydowana większość księży nie przestrzega celibatu, a zdecydowana większość gejów to ludzie moralnie niezwykle wrażliwi i silni. Nie wspominając już o tym, że wspomniany gej i wspomniany ksiądz to bardzo często jedna i ta sama osoba.
Pisałem o tym swoim doświadczeniu, wyrażając jednocześnie opinię, że owi rzekomi specjaliści od księży i pederastów kłamią jak bure suki, a robią to wyłącznie po to, by swoją opinię, która jest niczym innym jak cytatem zaczerpniętym z doraźnej propagandy, wzmocnić czymś, co będzie robiło choćby tylko wrażenie realnego doświadczenia. Śmiałem się oczywiście z tego typu postępowania, a jednocześnie ani mi do głowy nie przyszło, że już za parę dni ja sam zrobię niemal to samo. Spróbuję mianowicie przedstawić pewną bardzo mi bliską tezę, podpierając się tego rodzaju argumentem. I to, wbrew temu, co by się mogło wydawać, nie jak idzie o moje kontakty z księżmi, ale jak najbardziej gejami. Okropne, prawda?
Ja wiem, że temu, kto zna ten blog bardziej niż ot tak sobie, niełatwo jest w to uwierzyć, ale faktem jest, że syn mój wśród swoich najbliższych znajomych ma parkę autentycznych homoseksualistów, w dodatku parkę w sensie dosłownym. Homoseksualiści ci – jego kumple ze studiów – są do tego stopnia jego dobrymi kolegami, że jest bardzo prawdopodobne, że kiedy oni będą w końcu brali gdzieś na Islandii, czy w Danii swój pedalski ślub, młody Toyah będzie jednym z pierwszych zaproszonych gości, i nie będzie mógł nawet odmówić. I odwrotnie – należy też bardzo poważnie brać pod uwagę, że kiedy on w końcu będzie się żenił z tą swoją ukochaną, oni będą siedzieli wzruszeni, trzymając się za ręce w jednej z pierwszych ławek.
Czy dla mojego dziecka znajomość ta stanowi jakiekolwiek obciążenie? Absolutnie nie. Czy kiedy on się zorientował, ze ci dwaj stanowią parę, był w szoku? W żadnym wypadku. On, podobnie jak wszyscy inni zresztą, przede wszystkim o upodobaniach swoich kolegów wiedział od początku, oni się ani z nimi szczególnie nie afiszowali, ani też ich nie ukrywali, a więc sprawa od początku była traktowana w sposób absolutnie naturalny. Co do tak zwanych sympatii natomiast, powiem wręcz, że on ich, jako swoich świetnych kolegów, bardzo lubi, i ile razy o nich opowiada, to w najgorszym wypadku z bardzo życzliwym rozbawieniem.
I oto, proszę sobie wyobrazić, że niedawno opowiedział mi mój syn, że jeden z tych jego kolegów-gejów trafił na piosenkę Marii Peszek o tym, jak to ona nie boi się iść ciemną doliną, bo jest jak zwierzę. Żebyśmy mieli pełną jasność, popatrzmy na fragment tego tekstu:
„Pan nie jest moim pasterzem
A niczego mi nie brak
Pozwalam sobie i leżę
Jak zwierzę
I chociaż idę ciemną doliną
Zła się nie ulęknę
I nie klęknę”
„Pan nie jest moim pasterzem
A niczego mi nie brak
Pozwalam sobie i leżę
Jak zwierzę
I chociaż idę ciemną doliną
Zła się nie ulęknę
I nie klęknę”
I proszę sobie wyobrazić, że kumpel mojego syna wysłuchał tej piosenki i dostał jasnej cholery. O co poszło? Otóż, jak sam powiada, dla niego religia, Kościół, wszystkie te przykazania i wszystko, co z nich podobno ma wynikać, jest pozbawione jakiegokolwiek znaczenia. On ma to wszystko głęboko w nosie, a jego emocje ukierunkowane są na zupełnie inne rejony, natomiast on od zawsze przyznaje, że jest jedna „w tej całej religii” rzecz, która go pozostawia bezradnym, mianowicie słowa tego jednego psalmu; psalmu o tym, jak to on idzie ciemną doliną i zła się nie ulęknie, bo ktoś tam zawsze z nim jest. On jest w tym psalmie zakochany i uważa, że to co on mu przynosi, to jest coś, czego on nie jest nawet w stanie skomentować. Tymczasem przychodzi to dziwadło i całą tę ciemna dolinę stawia bez sensu na głowie. I w tak beznadziejnie bezmyślny sposób niszczy coś tak fantastycznie uniwersalnego.
Ktoś się zapyta, po co ja o tym piszę, i czemu ten temat akurat uznałem za taki ciekawy. Rzecz w tym, że w ostatnich tygodniach spotkałem się kilkakrotnie z opinią, że Maria Peszek swoim śpiewaniem próbuje dotrzeć do publiczności homoseksualnej. Że wprawdzie zwykli ludzie się z niej śmieją i szydzą, uważając ją za jakąś dramatycznie głupią maszkarę, natomiast dla gejów i lesbijek, zarówno jej sztuka, jak i całe emploi, stanowi bardzo atrakcyjną ofertę. I że wreszcie my tego nie jesteśmy w stanie pojąć, a to dlatego, że nasza narzucona przez Kościół homofobiczna perspektywa uniemożliwia nam dostrzeżenie całego piękna owej różnorodności i czegoś tam jeszcze.
W tej sytuacji, pomyślałem sobie, że napiszę ten tekst i ogłoszę publicznie, że wprawdzie ja osobiście nie znam żadnego ani pedała, ani lesbijki, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo, ale ponieważ tego rodzaju znajomością chwali się mój syn, i o niej mi często opowiada, dochodzę do wniosku, że jeśli Peszek faktycznie liczyła na to, że jej pójdzie aż tak łatwo, coś się jej zdecydowanie musiało poprzestawiać w tej jej smutnej pale. Cokolwiek by bowiem o nich mówić, parę rzeczy jest niepodważalnych: oni przede wszystkim mają bardzo dobry muzyczny gust, a poza tym pewien szczególny rodzaj wrażliwości, i zarówno ów gust jak i owa wrażliwość, jeśli już mają się znaleźć pod wpływem tej ich tragicznej słabości, skieruje ich zainteresowania w stronę kogoś takiego jak Annie Lennox, czy Ellen DeGeneres, a więc ludzie sympatyczni, zdolni i piękni, a nie na tego głupiego potwora z Krakowa.
Nie wiem, czy koledzy młodego Toyaha czytają ten blog, ale jeśli tak, to niech potraktują to co niżej jako specjalną dedykację ode mnie dla nich. Wszystkich natomiast tego bloga przyjaciół tradycyjnie proszę o wspieranie go w dowolny sposób, a za każdy gest pozostaję do końca świata wdzięczny.
@toyah
OdpowiedzUsuńA którędy ona miałaby podążać do kariery?
@toyah
OdpowiedzUsuńSkoro już tak się nawarstwiło, to w świadectwie o sprawach najważniejszych pozostaje chyba oczekiwać od każdego według jego talentu.
Jedni mają dolinę, inni doliniarstwo.
A popatrz, czym jeszcze zajmuje się nasz drapieżnik:
http://www.youtube.com/watch?v=ZlsJD8RlhbI
Całkiem na świeżo i niezbyt tutaj spóźnione.
@orjan
OdpowiedzUsuńO jakiej karierze mowa? Nie ma żadnej kariery. Mam wrażenie, że lepiej już sobie poradziła córka gitarzysty Borysewicza.
@toyah
OdpowiedzUsuńW obu branżach klimat ten sam.
Co ten mój Wrocław winien, że takie nieszczęścia się w nim rodzą?
OdpowiedzUsuńMysle,ze ten sympatyczny tekst z wyraznym uklonem w strone srodowisk gejowskich
ladnie sie wpisuje w akcje promocyjna nowych nadchodzacych ksiazek ,nieprawdaz.
Jestes Toyah profesjonalista wiekszym niz moglabym sobie to w swoim naiwnym serduszku pomyslec.:=)
@Orjan
OdpowiedzUsuńNic takiego. Zdarza się.
@Wiktoria
OdpowiedzUsuńMyślisz, że powinienem zacząć uderzać do pedałów? Kto wie? Kto wie?
Bardzo pokrecona osoba ta Peszek, w sumie wyraznie na uslugach zlego.
OdpowiedzUsuń@angela
OdpowiedzUsuńOczywiscie. Fajnie by było popatrzeć, jak jakiś porządny egzorcysta się za nią bierze.
:)) Tak, to byłoby niezłe show.
OdpowiedzUsuńWisziałem taki obrazek.
OdpowiedzUsuńNa lewym zdjęciu facet w garniturze i okularach, z krótką brodą.
Podpis- homoseksualista.
Na prawym zaś facet ubrany jedynie w skórzane majtki na szelkach, z jakimiś tatuażami.
Podpis- gej.
Zdumiewające jest ile czasu i energii co niektórzy muszą poświęcić aby dowalić Bogu albo tym którzy w Niego wierzą.
OdpowiedzUsuńLepiej żeby się ogarnęli bo już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona.
@Jan B.
OdpowiedzUsuńNo tak. Z tymi nazwami, to jest prawdziwy kłopot. Tak naprawdę tylko "gej" jest poprawne.
@Remo
OdpowiedzUsuńJak gdzie o tę Peszek, to ona jest moim zdaniem zupełnie wyjątkową. Ja bym się nie zdziwił, gdyby ona jeszcze wykręciła coś takiego, że może nawet i w Niemczech by o tym napisali.
tydzień temu byłem we Wrocławiu i nie wiedziałem że ona tam mieszka, nastepnym razem będę się musiał poważnie zastanowić czy odwiedzić to miasto
OdpowiedzUsuń@Jacek Stępień
OdpowiedzUsuńNie ma miasta bez ścieków. Ale zwykle są skryte.
Ciekawe, że ten, który pierwszy przykrył śmierdzącą kloakę miał funkcję akurat cenzora*/.
----------
*/ Cloaca Maxima, Roma, Marcus Porcius Cato.
@Jacek Stępień
OdpowiedzUsuńCo za cholera, że ja byłem przekonany, że ona jest z Krakowa. Chyba mam jakiś kompleks.