Jeśli ktoś myśli, że w Salonie24 poza Coryllusem kolegów nie mam, to jest w dużym błędzie. Wprawdzie błąd ten nie jest duży w wymiarze ilościowym, natomiast jakościowym jak najbardziej. A na imię mu Szczurbiurowy. Człowieka o nicku Szczurbiurowy bowiem znam jeszcze sprzed lat, i to znam tak, że raz nawet mieliśmy się okazję spotkać kulturalnie na herbatce. Co Szczurabiurowego czyni moim kolegą bardziej, niż na przykład Cezarego Krysztopę, z którym również mam stosunki bardzo przyjacielskie, jednak pechowo nie mieliśmy się okazji spotkać osobiście.
Przez to że Szczurobiurowy jest moim kolegą, czytam jego bloga, i w ten sposób, naturalnie zupełnie, przeczytałem jego ostatni, potwornie długi i gęsty – tak gęsty, że w pewnym momencie poczułem zawroty głowy – tekst o polskiej szkole. Ponieważ ta moja dzisiejsza notka, choć opublikowana również w Salonie24 – w końcu jest ona w pewnym stopniu polemiką z autorem Salonu – jest w pierwszym rzędzie skierowana bardziej na ten blog, myślę, że należy się nam tu parę słów wyjaśnień. Tak więc przeczytałem tekst Szczurabiurowego o polskiej szkole, i dostałem cholery jasnej i ciężkiej, z takiego oto jednego powodu, że w pewnym momencie znalazłem w tym – jak mówię, gęstym i obfitym – tekście takie mianowicie zdanie:
„Otóż zarobki nauczycielskie dla nauczyciela wiejskiego są relatywnie wysokie w stosunku do kosztów utrzymania, a co więcej – są to zarobki pewne, niezależne od tego czy w okolicy ‘jest praca’. Jeśli mamy do czynienia z małżeństwem nauczycieli mianowanych, o stażu np. 15 lat, w szkole gminnej, gdzie jest pełna obsada oddziałowa (współcześnie np. 6 klas po trzy oddziały na poziomie) to małżeństwo takie ma do dyspozycji około 7-9 tysięcy złotych miesięcznie”.
Cholera moja wzięła się otóż z faktu jest, że zarobki nauczycielskie, nie tylko dla nauczyciela wiejskiego, ale każdego nauczyciela, są relatywnie wysokie wyłącznie wtedy, gdy mąż owego nauczyciela zarabia tyle, by temu nauczycielowi kupić samochód, w taki sposób, by nauczyciel ten mógł sobie raz lub dwa razy w miesiącu zrobić wypad i za te swoją pensję zrobić ładne zakupy. I to jest fakt znany świetnie wszystkim nauczycielom, nawet tym z mężami i samochodami. Pani Toyahowa na przykład jest nauczycielką od zawsze i jej zawodowa pozycja jest na tyle mocna, że ona wspomnianym nauczycielem mianowanym była już bardzo dawno temu, natomiast dziś jest nauczycielem dyplomowanym, a więc kimś stojącym najwyżej w owej hierarchii. Jest więc owym nauczycielem dyplomowanym, i jeśli jej się zdarzy dostać 3 tys. złotych, to wszyscy się cieszymy, że mieliśmy dobry bardzo miesiąc.
Ale ja wiem, skąd Szczurowibiurowemu przyszły do głowy te grube tysiące. On, jak słyszę, były nauczyciel, dziś ze szkołą najzwyczajniej w świecie ma kontakt taki tylko, na jaki mu pozwala minister Szumilas, a wcześniej Hall, kiedy przez zaprzyjaźnioną prasę poinformuje obywateli, że oto właśnie polski nauczyciel, pracując 18 godzin tygodniowo przez 8 miesięcy w roku, dostaje o 400 zł. więcej niż rok temu, a za rok będzie dostawał jeszcze dodatkowe 400 zł. Ja te komunikaty słyszę kilka razy w roku i nauczyłem się je przyjmować z kamienną twarzą. Wygląda na to, że Szczurbiurowy je łyknął jak należy. W postawie niemal na baczność.
Czemu mnie kwestia tych pieniędzy tak bardzo obchodzi? Otóż wcale nie dlatego, że ja i moja żona wciąż chodzimy jak struci, bo ona zbyt mało zarabia. My wbrew pozorom już naprawdę od tego rządu nie oczekujemy niczego. Polska szkoła to jest dziś taki kosmos, że gdybyśmy mieli się nad nią zastanawiać w taki sposób, w jaki ona na to zasługuje, nie wyszlibyśmy z tego tematu do końca życia. Oczywiście, napisaliśmy niedawno wspólnie z Toyahową pewien tekst stanowiący pewną bardzo cząstkową diagnozę sytuacji, ale wiadomo przecież, że tego wszystkiego nie da się załatwić jednym, dwoma, czy nawet dziesięcioma tekstami. Więcej. Tego w ogóle nie da się załatwić jakimkolwiek tekstem. To trzeba zobaczyć na własne oczy. I spróbować to autentycznie poczuć. A pieniądze? Co za bzdura! Natomiast faktem jest, i ja jestem o tym szczerze przekonany, że kłamstwa dotyczące nauczycielskich zarobków trzeba prostować za każdym razem, kiedy one się tylko pokażą. A to z tej prostej przyczyny, że każde z nich ma celu wyłącznie dalszą degenerację w społecznej świadomości zarówno zawodu nauczyciela jak i samej idei szkoły. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że każda nowa informacja na temat tego, jak to nauczyciele świetnie zarabiają i jak ta ich płaca wielokrotnie przewyższa to, co oni jej poświęcają, jest wysyłana w tym jedynym właśnie celu, byśmy my Polacy o szkole – i wcale nie chodzi akurat o tę ruinę, ale o szkołę w ogóle – myśleli wyłącznie z pogardą i obrzydzeniem. A przecież ciągłe sianie tych kłamstw, to tylko jeden z elementów owej cywilizacyjnej i kulturowej wojny.
A więc tak naprawdę nawet nie chodzi o to, że Szczurbiurowy posłusznie przyjął menowską propagandę i puścił ją w obieg, ani też w ogóle nie chodzi o to, co on akurat sądzi o polskiej szkole, bo sądzi ogólnie rzecz biorąc jak najsłuszniej przecież. Powodem dla którego przyszło mi dziś do głowy znów pisać na ten temat, jest właśnie chęć sprzeciwienia się owej tendencji takiego niszczenia polskiej szkoły, by w efekcie każdy kto na nią spojrzy widział tylko coś co nadaje się do zaorania. I oto przed nami pewien inny jeszcze fragment wspomnianego tekstu, a mianowicie ten, w którym Szczurbiurowy pisze o szkole jako o skansenie. Nie jako o nowym znaku nowych czasów, ale o skansenie. I ten właśnie fragment mnie najbardziej zainspirował. Posłuchajmy:
„To co miało być nagrodą dla nauczycieli w szkole komunistycznej (bo komuniści wiedzieli, że żaden masowy bunt nauczycieli im nie grozi) czyli nieusuwalność, stało się przeszkodą do zbudowania wysokiej jakości kadry nauczycielskiej – wtedy, na początku lat 90. Sam tego próbowałem, więc wiem o czym piszę. Byłem dyrektorem państwowej szkoły podstawowej i próbowałem pozbyć się nauczycielek, które ewidentnie szkodziły dzieciom i były dla nich fizycznym zagrożeniem (bicie, znęcanie się psychiczne itd.) – bez skutku. Karta Nauczyciela to uniemożliwiła. Za długo by o tych doświadczeniach pisać w tym miejscu, ale to wtedy właśnie, na początku lat 90 zrozumiałem, że jakakolwiek sensowna reforma szkolnictwa nie jest możliwa bez oparcia się na młodych kadrach, nie mających doświadczenia nauczycielskiego w szkole peerelowskiej, przy równoczesnym zniesieniu Karty Nauczyciela, a przynajmniej zapisów o nieusuwalności.
Stało się wręcz odwrotnie. W okresie rządów SLD/PSL ten patologiczny stan został utrwalony, z tego względu, że jednym z istotnych elementów ówczesnego systemu władzy był Związek Nauczycielstwa Polskiego, będący reprezentantem interesów grupowych biurokracji oświatowej i starszych nauczycieli. A młodzi nauczyciele przychodzący do zawodu zostali 'zassani' przez patologiczny system. Negatywne wzorce zamiast zniknąć – utrwaliły się”.
Stało się wręcz odwrotnie. W okresie rządów SLD/PSL ten patologiczny stan został utrwalony, z tego względu, że jednym z istotnych elementów ówczesnego systemu władzy był Związek Nauczycielstwa Polskiego, będący reprezentantem interesów grupowych biurokracji oświatowej i starszych nauczycieli. A młodzi nauczyciele przychodzący do zawodu zostali 'zassani' przez patologiczny system. Negatywne wzorce zamiast zniknąć – utrwaliły się”.
Przyznać muszę, że chyba nigdy dotąd nie spotkałem się z sytuacją, kiedy to ktoś kto wedle wszelkich danych jest szczerze zatroskany upadkiem polskiej edukacji, tę swoją troskę opiera na diagnozie, której przyjęcie może wyłącznie ten upadek pogłębić, a następnie całą sprawę ostatecznie odfajkować. Bo oto, jak wszystko na to wskazuje, polska szkoła tonie głównie dlatego, że trafiła w ręce tak zwanych młodych – tych wszystkich, którzy w latach 90-tych ukończyli studia i zostali nauczycielami. Wystarczy zajrzeć do pierwszego lepszego pokoju nauczycielskiego, żeby z przerażeniem – właśnie z przerażeniem – zauważyć, że tam dzieli i rządzi element, który podejrzliwie patrzy już nawet na tych, co przyszło im studiować pod koniec PRL-u. Jako na starych pierników, którzy nie dość że nie mają o niczym pojęcia, to uważają, że mogą bezkarnie zabierać głos. Wystarczy zajrzeć do pierwszego lepszego pokoju nauczycielskiego, by zobaczyć, że to ci młodzi właśnie tworzą podstawę tego to co się nazywa polską szkołą. I niech Szczurobiurowy nie sądzi, że ja go chciałem pocieszyć. Że to właśnie jest to pokolenie, które „wyssie” szkołę z wspomnianego „sytemu patologicznego”. Mowy o tym nie ma z tego prostego powodu, że to właśnie oni nam pokazują, czym jest prawdziwa patologia. I to zupełnie niezależnie od tego co oni sądzą o Związku Nauczycielstwa Polskiego i jakie mają z nim relacje.
Młode kadry, o których z taką nadzieją marzył Szczurobiurowy na początku lat 90-tych, a dziś ich tak żałuje, że jakoby zostali wessani przez starych, to w ogromnej większości banda bezideowych i durnych jak worek z kartoflami cwaniaków, którzy do tej pracy nadają się dokładnie tak samo jak do każdej innej, czyli w ogóle, a satysfakcji z niej mają tylko tyle, że mogą z uczennicami chodzić do pubu po to, by je tam bezkarnie najpierw upalić, a potem obmacać, lub na wycieczkach szkolnych chodzić do łóżka z co przystojniejszymi uczniami. Jeśli oczywiście pojadą na jakąkolwiek wycieczkę – o ile to nie jest akurat wycieczka do Paryża, czy Londynu. I należy się tylko dziwić, że Szczurobiurowy, a za nim, jak, wnioskując z entuzjastycznych komentarzy zamieszczonych pod jego notką, na smutno się domyślam, znaczna część innych, tak zwanych naszych, jest tu tak okropnie niezorientowana.
Miałem w swoim dorosłym życiu kontakt z kilkoma szkołami, i powiem szczerze, że wręcz regułą było to, że jeśli chciało się mieć pewność, że nauczyciel jest choćby w miarę kompetentny i że mu choćby w minimalnym stopniu zależy na tym, żeby z tych dzieci cokolwiek jeszcze było, to powinien być możliwie stary. I, podkreślę to jeszcze raz, zupełnie niezależnie od tego, co on dziś sądzi o Związku Nauczycielstwa Polskiego i w jaki sposób w PRL-u realizował przepisy dotyczące obowiązku przestrzegania postaw moralnych, które tak bardzo nie pasują Szczurobiurowemu. Jak można w ogóle patrzeć na to co z polską szkołą zrobili wcale nie spadkobiercy schyłkowego Peerelu – a więc Leszek Miller i Krystyna Łybacka – ale jak najbardziej nasi bohaterowie solidarnościowego zwycięstwa, i nie widzieć, jak jest? Ci co byli przed Łybacką, ale też, jak najbardziej, po niej. Co się stało Szczurobiurowemu, że nagle uznał, że to rząd SLD/PSL dobija dziś na naszych oczach polską edukację, a z tych co będą za nas ciągnąć ten wózek robi brukselskich parobków?
Oczywiście recepty na przynajmniej powstrzymanie tego strasznego procesu są proste i wciąż, przynajmniej teoretycznie, jeszcze możliwe do realizacji. Należy przede wszystkim zlikwidować gimnazja, stworzyć kompletnie nowy program nauczania i wychowania i kształcenia dzieci i młodzieży… i liczyć na cud. Oczywiście, znaczna część z tego co proponuje Szczurobiurowy jest słuszna i w ogóle nie podlegająca dyskusji, jak choćby cała część dotycząca biurokracji i formalnej organizacji całego systemu. Ale, przepraszam bardzo, póki co niech się młodzi trzymają się od tej roboty jak najdalej. Przynajmniej do czasu aż będziemy mieli gwarancje, że nie są oni najwyższej jakości produktem pochodzącym z tego kombinatu, którzy jedni planują spalić, zrównać z ziemią, a następnie zaorać i zasadzić tam cokolwiek, choćby i kartofle, a drudzy – zgoda – mniej więcej to samo, tyle że akurat w zupełnie innym celu.
Zupełnie nie umiem się zorientować w sytuacji, w jakiej ten blog się ostatnio znajduje. Z liczby komentarzy mogę wnosić, że zbliżamy się do smutnego końca… choć nadzieja – jak wiemy – umiera ostatnia. A zatem, jeśli jeszcze mi wolno, proszę o wspieranie tego co tu powstaje pod podanym obok numerem konta. O książce już nawet nie wspomnę. Dziękuję.
Kiedyś już tu pisałem, że blog ten jest dla mnie czymś w rodzaju wycieczki do wirtualnego zoo(na to w realu niestety zawsze jakoś brak mi czasu). Zimą, jak sobie tłumaczyłem większość wybiegów jest zamknięta, a zwierzyna niemrawa i raczej skora do snu niż zabaw z gośćmi. Jednak od jakiegoś czasu wiosna w rozkwicie a tu noc listopadowa, wszystko śpi a może i gorzej. Ale nic to Polak potrafi! Wyjście z problemu okazało się dziecinnie proste- od dziś nie chodzę już do zoo tylko do lasu i co z tego że kiedyż gwarno a teraz ciemno wszędzie głucho wszędzie, kiedy echo rozkosznie dopowiada "gie tu było gie tu będzie"
OdpowiedzUsuń(mam nadzieje że moje pojawienie się tutaj jakoś podratuje frekwencję, bo szkoda by było darmowej rozrywki)
@Leszczyński
OdpowiedzUsuńFrekwencja jest fantastyczna. Wciąż średnio niemal 1000 dziennie. A więc tak jak ns początku. Natomiast faktem jest że przedłużająca się obecność w polskiej przestrzeni powietrznej osób Twojego pokroju sprawia, że dobrych ludzi zaczyna zwyczajnie zatykać.
Witaj toyahu!
OdpowiedzUsuńmój kontakt ze szkołą (jako nauczyciela) był bardzo krótki (rok w podstawówce), ale też dość treściwy (bo szkoła była w "trudnej" dzielnicy).
Oczywistym jest dla mnie, że kadry jakie są takie są. Przecież i tych starych jak i tych młodych szkolili często ludzie nieprzygotowani do zawodu. Co więcej problem szkoły nie jest taki, że brakuje tam nauczycieli zdolnych czy ideowych (niezależnie od wieku). Ani nie jest taki, że system wszystkich niszczy. Problem jest taki, brakuje w tym systemie elementu, który by nagradzał najlepszych. Nagroda może być różna (pieniężna, albo i nie), ale zawsze musi to to być coś co "robi różnicę". Prawdą niestety jest, że Polacy ogólnie źle znoszą taką sytuację, że najlepszy (najlepsi) są nagradzani. Jesteśmy po prosty zbyt egalitarni.
Dziś nagroda jest żadna, bo pokonanie kolejnych stopni awansu zawodowego to w praktyce wysługa lat.
Natomiast nie uważam za konieczne likwidować gimnazja. Wystarczy tylko zlikwidować... obowiązek szkolny. Jeżeli dziecko nie umie zachować się na lekcjach wylatuje ze szkoły. I rolą rodziców jest przekonać je, że mu się opłaca uczyć (a to znaczy również zachowywać się według regulaminu ustalonego w szkole).
Trzeba tych młodych ludzi potraktować poważnie, to wtedy i oni poważnie potraktują nauczycieli.
Co nam da likwidacja gimnazjów? Czy ty naprawdę uważasz, że jak będą w starym systemie to będą się lepiej zachowywać mając 14-15 lat? Moim zdaniem nie będą. Nie wchodzi się 2 razy do tej samej rzeki i nie powrotu do sytuacji sprzed reformy. To co ta reforma zniszczyła można naprawić wprowadzając zupełnie nowa filozofię. Obowiązek szkolny TYLKO do 6 klasy podstawówki. Potem jak dziecko/rodzice nie chcą mogą się nie uczyć. Co więcej jak się nie uczą rodzice mogą sobie od podatku odpisać dofinansowanie edukacyjne, które normalnie poszło by do szkoły z ministerstwa.
@Grzegorz
OdpowiedzUsuńOczywiście że nauczyciele są kiepscy niezależnie od wieku, co jednak nie zmienia faktu, że jeśli już trzeba na kogoś stawiać, to ja wolę nauczycieli peerelowskich. Oni mimo wszystko robią wrażenie mniej przypadkowych.
Likwidacja obowiązku szkolnego jest bardzo niebezpieczna. Momentu gdy tabuny tych znudzonych dzieci zaleją ulice możemy nie wytrzymać.
Także jestem zdecydowanie za pozostawieniem obowiązku szkolnego oraz za jego egzekucją.
OdpowiedzUsuńCo do trudnej młodzieży, to pamiętam kiedy najlepszy minister edukacji po '89r. miał pomysł by stworzyć klasy specjalne dla trudnej młodzieży wraz z odpowiednio wykształconymi/przeszkolonymi ich wychowawcami. Larum GW i PO było ogromne; że wykluczenie, że getto, że poziom zaniżony, że start w życie gorszy. Postawili na swoim, bo chuj z tego wyszło. Z nawiązką.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńFatalnie to brzmi dziś, po latach, ale on rzeczywiście był najlepszy. Swoją drogą, wybaczył im w sposób spektakularny.
@toyah
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że wystarczy być Giertychem, żeby być najlepszym ministrem edukacji. Co dopiero, gdyby nim został ktoś naprawdę kompetentny. Niestety, edukacja i propaganda to warunek istnienia Systemu i nie dopuszcza się tu ludzi przypadkowych. Tak więc edukacją rządzą ludzie pokroju Hall i tej nowej, a w mediach udzielają się takie indywidua, jak Wojewódzki i wierny czytelnik tego bloga, Leszczyński. Miałem okazję poznać jednego i drugiego już bardzo dawno i nie dziwię się, że taki Leszczyński traktuje ten blog jak kuriozum. On po prostu nie zna innej metody na życie, jak wchodzenie w dupę jednym i pogarda dla innych, według własnych kryteriów, wszelkie inne relacje są mu kompletnie nieznane. W pewnym sensie System bezwzględnie wykorzystuje osoby duchowo i intelektualnie niepełnosprawne.
@Toyah
OdpowiedzUsuńTak. Ale patrz jak się to pozmieniało. Jeszcze 15 lat temu protestowano przeciw J.J.Wiatrowi. Dziś, jak piszesz morale belfrów i ich szefów nie odbiega zasadniczo od tamtejszych. Ci obecni są do tego po prostu głupsi. Ale protestów już nie ma.
@leszczu
OdpowiedzUsuńMoże napisałbyś parę słów o swojej edukacji. Wszyscy chętnie się pośmiejemy, nawet przez łzy.
@redpill
OdpowiedzUsuńPo co go prowokujesz?(o ile w ogóle to on). Do czego on nam tu?
@redpill
OdpowiedzUsuńInaczej być nie może. Bez ludzi, jak to ładnie określasz, intelektualnie i duchowo zdemolowanych, System nie miałby racji bytu.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńNo tak. To faktycznie jest ciekawe. Ale też mogłoby potwierdzać tę naszą diagnozę. Że te młode kadry są absolutnie najgorsze.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńOn, on. A ja bym chciał wiedzieć, co on ma za uszami.
@Toyah
OdpowiedzUsuńAha, i rozumiem, że liczysz, że tu przylezie i się z tego wyspowiada?
@toyah, zawiślak
OdpowiedzUsuńTo jest kompletny gamoń. Nie byłby w stanie sklecić dwóch zdań w temacie notki.
@redpill
OdpowiedzUsuńNo przecież ja to do cholery widzę! To co ta osoba pisze nie jest ani ciekawe ani sprawnie po polsku napisane. Tym bardziej dziwią mnie zachęty, by miała się tu wypowiadać. Jak Toyah ciekaw, to napisz co ma za uszami RLeszczyński. Jest duże prawdopodobieństwo, że zrobisz to znacznie lepiej.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńJuż to napisałem wcześniej, nie zauważyłeś? Detale nie są ważne. Sam tu przylazł, może czegoś chce i nie potrafi poprosić? Kto go tam wie? Jeśli o coś mu chodzi, niech napisze, my jesteśmy tutaj cholernie cierpliwi.
@Toyah
OdpowiedzUsuńPomysły Giertycha były dobre, ale podejrzewam, że jemu wcale nie chodziło o reformę, tylko o prowokację.
@Marylka
OdpowiedzUsuńJa bym tak ostro Giertycha nie osądzał. Skuteczność jego brała się moim zdaniem z dobrej woli, której jego poprzednicy i następcy zwyczajnie nie mieli, bo wszyscy byli i są funkcjonariuszami na froncie wynarodowiania Polaków. A to, że Giertych oszalał, to nic dziwnego, w końcu System go, i nie tylko jego, zaszczuł i upodlił. Widać, że zabrakło mu siły, aby to znieść, załamał się i poszedł na współpracę, racjonalizując sobie swoją postawę krzywdami doznanymi ze strony Kaczyńskiego. Prawdziwymi, czy rzekomymi, to inna sprawa. Osobiście uważam, że J. Kaczyński dość brzydko obszedł się z koalicjantami, a to dlatego między innymi, że uległ Amerykanom w kwestii udziału Polski w amerykańskich ekspedycjach. LPR i SO chciały w tej sprawie publicznej debaty, na co ani JK, ani nasi rzekomi sojusznicy zgodzić się nie chcieli. Kiedy usłyszałem wypowiedź Leppera o "1000 żołnierzach za 5 minut z Bushem", wiedziałem, że dni koalicji i rządów PiS są policzone. Tak na marginesie, Lepper też był najlepszym ministrem rolnictwa od międzywojnia. Też wystarczyło, że nie był sprzedajną dziwką i mial jakiekolwiek swoje pomysły.
@redpill
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam najmniejszego zaufania do Giertycha. Z powodu ojca i dziadka i ich wyjątkowo paskudnej działalności. To jest endokomuna i nic dobrego z takiego gniazda wyjść nie mogło. On co prawda sprawiał wrażenie nieco bardziej cywilizowanego, ale jak się okazało, to były pozory.
Też nie byłem fanem Giertycha, ale Polska ma dużo groźniejszych wrogów. A skoro rozmawiamy o edukacji, to napiszę jeszcze raz, wystarczył Giertych, żeby było lepiej. Co dopiero, jakby na jego miejscu znalazł się prawdziwy i patriotyczny fachowiec?
OdpowiedzUsuńI poza tym nie wiem, co to endokomuna. Nie wiem, co to prawica, ani lewica. Jeśli socjalizm jest w Szwecji, UK i Wenezueli, a komunizm w Chinach, Korei i na Białorusi, to te etykietki nic nie znaczą. Odróżniam tylko patriotów i zdrajców, mądrych i głupców.
OdpowiedzUsuńWidziałem niedawno jednego z tych młodych wypasionych, obłego jak należy, w podkoszulce z prześmiewczym napisem "obrońca krzyża".
OdpowiedzUsuńA ja wciąż czekam aż ktoś rozpocznie produkcję takich z napisem "Smoleńsk pomścimy", zupełnie poważnych. Bez chichotu.
@Marylka
OdpowiedzUsuńTo jest oczywiście jak najbardziej możliwe. To jest ten typ, gdzie ja bym się nie zdziwił, nawet gdyby się miało okazać, że on był zwyczajnie podstawiony.
@redpill
OdpowiedzUsuńOczywiście wszystko jest możliwe, jednak wydaje mi się, że to oni się źle obeszli z Kaczyńskim, a nie on z nimi. To że próbowali się układać z Kaczmarkiem świadczy o nich fatalnie.
@Rain
OdpowiedzUsuńO tak! Moja żona już od dawna mówi, że ona chce taką koszulkę, przypinkę - cokolwiek. Może być nawet kubek.
@toyah
OdpowiedzUsuńTo prawda, okazali się gnojkami, ale wcześniej poszło o sojusze, o sojusze, o nic innego. Zobacz, z dawnych koalicjantów PiS Giertych się obsral i oszalał, a Leppera zabili. To była groźna koalicja, a rozbili ją nie Ruscy czy Niemcy, ale Amerykanie. Bo Polska nie miała i nie będzie miała sojuszników wśród mocarstw, chyba, że sama kiedyś mocarstwem zostanie. To jest możliwe, ale wymaga zastosowania, jak już kiedyś pisałem, nadzwyczajnych rozwiązań z górnej półki. W obecnym systemie politycznym nie ma na to żadnych szans.
@redpill
OdpowiedzUsuńNo niestety, nie ma. Coryllus piszę, że Brytyjczycy tworzą sojusz na Północy, sięgający aż po kraje bałtyckie. A to nas mocno oczywiście odsuwa.
Imperium Brytyjskie i jego ekspozytury, w Nowym Świecie, czyli USA i na Bliskim Wschodzie - Izrael, nigdy nie było nam przychylne, od samego powstania. Ich naturalnym partnerem jest Rosja, a silna Polska zawsze była przeszkodą w planach Imperium. Tak było już w czasach Batorego.
OdpowiedzUsuńZawsze mnie dziwiłły hołdy składane przez braci Kaczyńskich Ameryce i Izraelowi. Te wszystkie groźne deklaracje i menory. Przy tak dobrym wyczuciu spraw krajowych dziwiła mnie taka naiwność. No chyba, że to był podstęp, jeśli tak, to nie wypalił.
Ostatni tekst Coryllusa niezwykle mocny, tak mocny, że nawet nikt go nie strollował.
@redpill
OdpowiedzUsuńEndokomuną starzy piłsudczycy nazwali po wojnie tych endeków, którzy przez tradycyjną miłość do Rosji oddali bez problemu swe usługi komunie. Nie ma to nic wspólnego z ideologią prawicową czy lewicową, jest tylko konsekwencją dziedzicznego w tej formacji przekonania, że Polska musi sobie wybrać pana, a pan ze wschodu jest lepszy niż pan z zachodu. Stąd wśród nich aż się roiło od agentury, nie mówiąc już o tych, którzy jawnie wspierali władzę ludową. Rodzina Giertychów to typowi przedstawiciele tego gatunku.
@Marylka
OdpowiedzUsuńTych zafascynowanych Rosją endeków nigdy nie mogłem zrozumieć, może dlatego, że nie piję? Bo żeby kochać Rosję, trzeba być alkoholikiem, oprócz tego głupcem.
@redpill
OdpowiedzUsuńTo miłość tych, którzy marzą o tym, żeby być bici i gwałceni.