środa, 21 marca 2012

Narco, Grillo i Oszajca - propozycja dla Polski

Z czasów kiedy byłem jeszcze studentem pamiętam pewien element tego życia, który zawsze robił na mnie pewne, dość nieprzyjemne, wrażenie. Chodzi mianowicie o to, że nie było praktycznie chwili, by ktoś z nas nie miał okazji obserwować takiej oto sceny. Idzie sobie student i próbuje nawiązać rozmowę z którymś z asystentów, podczas gdy ów asystent, ani się nie zatrzymując, ani nawet nie odwracając głowy, maszeruje przed siebie z bardzo zasępioną miną, powtarzając pod nosem coś w rodzaju : „Tak, no, no, tak, tak, tak, no”, by te potakiwania skończyć jakimś „Proszę mnie szukać jutro po 19”. Pamiętam też, że kiedy wreszcie wiedziałem, że to już koniec tego mojego całego studiowania, to oczywiście było mi trochę przykro – w końcu to był naprawdę mile spędzony czas – ale jedna rzecz cieszyła mnie niezmiernie. Że ci asystenci zostaną tu już do końca zycia z tym swoim nieznośnym lansem, natomiast ja szczęśliwie będę już zupełnie gdzie indziej.
Przypomniały mi się niedawno tamte obyczaje parę razy. Pierwszy raz w formie niezwykle wesołej. Mianowicie w radio nadano powtórkę czegoś, co kiedyś bardzo lubiłem i co mnie bardzo śmieszyło, a co się nazywało „Kocham pana, panie Sułku”, czy jakoś tak. W tym akurat odcinku chodziło o to, że pani Eliza kupiła panu Sułkowi rower, on na ten rower wsiadł i sobie pojechał. A ponieważ był bardzo zadowolony, a pani Eliza lubiła patrzeć jak on jest zadowolony, to biegła za nim z jego plecakiem, mówiła mu, że go kocha, na co on nieodmiennie mówił jej „Cicho, wiem!”
Drugi raz – wczoraj, gdy w telewizji obejrzałem sobie scenę przedstawiającą prezydenta Komorowskiego, jak w wycieczkowym stroju rusza na spacer po warszawskich Łazienkach, a za nim biegnie dziennikarka telewizji TVN24 i próbuje się czegoś – sam już nawet nie wiem, czego – od niego dowiedzieć. Kiedy mówię „biegnie”, to chodzi mi dokładnie o to, że ona biegnie. Nie idzie szybkim krokiem, ale biegnie. Tak to właśnie wygląda. Komorowski z jakiegoś powodu maszeruje bardzo szybko, i ani nie przystaje, ani nie zwalnia kroku, ani nie odwraca głowy w stronę dziennikarki, tylko bardzo szybko idzie prosto przed siebie, a ona z tym mikrofonem biegnie za nim. I nie jest też tak, że Komorowski z nią rozmawiać nie chce. Że ona mu w czymś przeszkadza. Że on jest tą jej obecnością zdenerwowany. Nic podobnego. On jest na spacerze. I jest wręcz w szampańskim nastroju, cały czas jej coś odpowiada, żartuje, pokrzykuje, tyle że na nią nawet nie patrzy, a ona za nim biegnie. Zwyczajnie biegnie.
Ktoś powie, że się niepotrzebnie czepiam, bo dokładnie tak samo postępuje Jarosław Kaczyński. Ile razy jakiś dziennikarz coś od niego chce, on nawet się nie zatrzymuje, nawet na niego nie patrzy. Otóż nie do końca. Jak idzie o Jarosława Kaczyńskiego, on, owszem, z dziennikarzami woli nie rozmawiać i ich notorycznie lekceważy, tyle że ja nie znam sytuacji, żeby on akurat pozwolił sobie na to, by któraś z dziennikarek za nim biegła, on ją traktował z tak chamskim lekceważeniem, a jednocześnie rozmawiał z nią jak z jakimś gównem, które go owszem bawi, ale nie na tyle by się jakoś szczególnie nim przejmować. Krótko mówiąc, Kaczyński w tego typu sytuacji by się przynajmniej zatrzymał i poprosił tę kobietę, by dała mu spokój.
Ktoś inny z kolei powie, że nie wiadomo, czemu ja się dziwię. Przecież Komorowski to prowincjonalny żłób i jeśli coś w tym zachowaniu było dziwnego to raczej to, że on tej dziennikarce nie rzucił uwagi typu: „Uważaj laleczko, żeby ci majtki nie spadły”, albo nie poprosił swojej ochrony, by zabrali mu z oczu „tego kaszalota”. No i ja to akurat rozumiem. Zachowanie Bronisława Komorowskiego, jakie można było zaobserwować wczoraj w telewizji, w jego akurat wykonaniu pozostaje mocno w tradycji i w standardzie. Ja jednak nie piszę tego tekstu po to, by się dziwić, jaki z tego Komorowskiego cham, lecz by się zastanowić nad ogólną sytuacją na tej naszej nędznej scenie. Bo proszę pomyśleć, czemu ona za nim biegła? Ja wiem, czemu mi się zdarzało biec za jakimś wówczas jeszcze doktorem Sławkiem, czy innym niedzielnym mądralą. Chodziło o coś, co akurat przez tamte lata było rzeczą najważniejszą. Dostać zaliczenie, zdać egzamin i przejść ten etap. Czemu w skeczu Jacka Janczarskiego pani Eliza biegła za panem Sułkiem? Bo była w nim zakochana. Czemu dziennikarka TVN24 biegła za Komorowskim? Bo taki jej zawód. Gdyby ona postąpiła z godnością i, widząc co ten typ wyprawia, zatrzymała się, wzruszyła ramionami i odeszła spluwając przez ramię, wszyscy oczywiście mielibyśmy satysfakcję, widząc jak Komorowskiemu ten jego wieśniacki rumieniec znika z twarzy, natomiast ją by Walter wyrzucił z pracy. A więc w sumie gra nie warta świeczki.
No ale zastanówmy się, co by ona zrobiła, gdyby nasz prezydent jednak wspomniał coś na temat tych majtek? Czy ona by wtedy zareagowała? Nie sądzę. Najwyżej perlistym śmiechem. Dlaczego? Czy dlatego, że jest głupia? Możliwe. Ale tu raczej też by chodziło o to, że taki jest właśnie jej zawód. Dać się gnoić. Jest jednak tak, że skoro pojawiły się już pewne pytania, za nimi muszą się pojawić następne. A to choćby i takie, że czy gdyby tam zamiast Komorowskiego stał Jaroslaw Kaczyński i coś by mu strzeliło do głowy, by się zachować jak cham z lasu, to czy ona nadal by musiała rzetelnie realizować swoją dziennikarską umowę? Owszem, tyle że już w innym zakresie. I wszyscy ci, którzy czytają ten blog, wiedzą świetnie o jaki zakres tu może chodzić.
A więc nie mam ochoty dziś pisać o tym, że Bronisław Komorowski jest rumianym panem Bolkiem z budowy. Nam tego typu rewelacje nie są do niczego potrzebne. Mnie chodzi o coś dalece głębszego. Otóż mam wrażenie, i wczoraj, oglądając trochę więcej niż zwykle tej telewizji, zrozumiałem z poczuciem pewnego przygnębienia, że niemal wszystko co się wokół nas dzieje jest bardzo starannie ustawione. Patrzyłem na tego Pawlaka, Tuska, Palikota, jakiegoś urbanowego buca w programie u Olejnik, Waldemara Kuczyńskiego z jakimś dziennikarzem z „Newsweeka”, udających że przedstawiają poważne analizy, a później pokazał się poseł Błaszczak i wygłosił bardzo oczywiście rozsądną ocenę fatalnej pracy rządu, a nad tym wszystkim królował żółty napis „Wydanie Specjalne: Kryzys w Koalicji”. No i na tle tego wszystkiego, w regularnych odstępach czasu pokazywano nam rozbawionego i jurnego Prezydenta, jak się goni po parku z jakąś cizią z TVN-u.
I oczywiście na blogach podobnie. Aż się dymi od analiz. Tusk podobno już ledwo przędzie. W krakowskim kościele protest głodowy. Dudek popiera. Migalski jest przeciw. Gowin za ekshumacjami – Tusk się boi. Krakowska Kuria zakazała Terlikowskiemu prowadzenia rekolekcji. Dla jednych to dobrze, inni są oburzeni. Free Your Mind ze Ściosem wymieniają poglądy. Pani Małgosia apeluje: „Powstańmy z pogardy kłamstwa, hańby, lęku”. Coryllus znów w piwnicy. A ja sobie myślę o tym Salonie24, który, jak sądzę, jest dziś największą czysto blogerską platformą w Polsce i możnaby mieć nadzieję, że to stamtąd pójdzie ten ruch. Otóż tam właśnie, całkiem niedawno, na głównej stronie umieszczony został osobny dział zatytułowany „Pod patronatem Salon24.pl”, gdzie, jak się domyślam, mamy okazję zapoznać się z projektami, które zdaniem Igora Janke stanowią dla nas ofertę na przyszłość, ofertę na tyle poważną, że Salon24 udziela jej swego poparcia i pieniędzy. Otóż od dłuższego już czasu możemy się zorientować, że ów patronat obejmuje dwa punkty. Pierwszy zatytułowany jest „ElNarco – narkotykowy zamach stanu w Meksyku” i stanowi promocję książki jakiegoś Ioana Grillo. Posłuchajmy. Pisownia zachowana:
Na wściekle gorącej, pustynnej wyżynie Kolorado, pośród kaktusów i opuszczonych rancz znajduje się najlepiej strzeżone więzienie świata. Znane jest jako alcatraz Gór Skalistych albo prościej, jako Supermax. Tam strażnicy mają pewność, iż żaden z 475 więźniów nie zabije innego ani nie ucieknie: trzyma się ich w zamknięciu przez 23 godziny na dobę w celi nieco ponad 2 na 3,5 metra. rzecznicy praw człowieka twierdzą, że lata takiego odosobnienia doprowadzają skazanych do obłędu. Władze odpowiadają, że ludzie ci dostają to, na co zasłużyli. lista skazanych na odsiadkę w Supermaksie brzmi jak fragment encyklopedii najbardziej niesławnych przestępców i terrorystów. Siedzą tam winni ataków z 11 września w nowym Jorku, Theodore Kaczynski, znany 82 też jako Unabomber, Barry Byron mills, założyciel morderczego więziennego gangu Bractwo aryjskie, Salvatore „Sammy Byk” Gravano, jeden z bossów mafii nowojorskiej, richard reid, terrorysta z bombą w bucie, Ramzi Yousef, jeden z odpowiedzialnych za eksplozje w World Trade Center w 1993 roku i wielu innych morderców, podpalaczy, gwałcicieli, a także szantażystów i osób podkładających bomby. W tej zbieraninie najstraszniejszych czarnych charakterów świata znajduje się też starzejący się latynos o siwiejących włosach i śniadej cerze, której zawdzięcza pseudonim negro. negro spędził w odosobnieniu już ponad dwie dekady i do końca wyroku, opiewającego na półtora wieku, zostało mu 128 lat. ma jeszcze na koncie pojedyncze wyroki zasądzone w trakcie innego procesu. Patrząc na ten niebywale długi wyrok, można by pomyśleć, że prokuratura żywiła do negro szczególną niechęć. Tak właśnie było. Jego niewybaczalną zbrodnią było, zdaniem sędziów, planowanie porwania agenta Dea enrique „Kiki” Camareny, który został zgwałcony i zamordowany w meksyku w 1985 roku. morderstwo to, jak twierdzi Dea, zlecono, by chronić pierwszy meksykański kartel narkotykowy.
Co zabawne, jedyny z szefów tego pierwszego kartelu na meksykańskiej ziemi, osadzony w amerykańskim więzieniu, nie jest meksykaninem. Pochodzi z Hondurasu i nazywa się Juan ramon matta Ballesteros”.
A więc to, jak rozumiem, jest patronat mający na celu edukację hołoty. Jest też jednak coś dla inteligencji. Promotorzy polskiej blogosfery również dbają o tę lepszą część społeczeństwa. Nazywa się to „Życie to nie teatr – o patrzeniu w lustro”, a dotyczy rekolekcji. Właśnie tak. Rekolekcji. Dla internautów. Oto zapowiedź:
25 marca rozpoczynają się kolejne rekolekcje na facebooku przygotowane i prowadzone przez jezuitów. Poprzednie, ‘Brzytwą po schematach’ i ‘Rekolekcje dla niewierzących’, cieszyły się dużym zainteresowaniem zarówno mediów jak i uczestników.
Tym razem będą to rekolekcje prowadzone w formie mini konferencji i ćwiczeń udostępnionych w serwisie YouTube i na facebooku. Prowadzącym jest o. Wacław Oszajca SJ, a współpracują z nim młodzi jezuici z Rzymu i Warszawy”.
A więc już wszystko jasne. My prowadzimy te blogi, poszerzamy przestrzeń polskości, budujemy archipelagi, w koalicji kryzys, Bronisław Komorowski na spacerze, a jeśli ktoś potrzebuje się w międzyczasie odchamić, może albo sobie poczytać dzieło Ioana Grillo o mafii w Meksyku, lub wysłuchać wykładu ojca Oszajcy o tym, że Bóg albo jest albo go nie ma. Przedwczoraj napisałem tekst o tym, że dopóki jedyny autentyczny ruch oddolny, z jakim mamy do czynienia w Polsce nie zostanie uwolniony i dostrzeżony przez ludzi dobrej woli, nie ma o czym gadać. Wygląda na to, że System staje na głowie, by nikomu nie przyszło do głowy sądzić, że ten ruch to coś więcej niż zabawa w starym brudnym piasku.
Proszę o wspieranie tego bloga zarówno swoją obecnością, jak i wpłatami na podany obok numer konta. Przypominam również o książce. Też jest do kupienia tuż obok. I nie tylko. Dziękuję.

27 komentarzy:

  1. @toyah

    A cóż to się stało dużym literom w kursywie?

    OdpowiedzUsuń
  2. c.d.
    Usiłuję sobie wyobrazić złośliwy edytor tekstu galopujący niczym gajowy po łazienkach (pisownia zachowana).

    Nie starcza mi wyobraźni. Nieumyślnie nie da się aż tak spieprzyć ortografii. Pewnikiem jeszcze nowsze idzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. @orjan
    Ja to przykleiłem tak jak jest.
    Sądzę że tu chodzi o to, by kto ma wiedzieć wiedział, że blogi to syf.

    OdpowiedzUsuń
  4. @toyah

    Mnie zaś w tym przeklejonym poruszył rodzaj powtarzanego błędu ortograficznego. To nie błędy w rodzaju "bul", czy "nadzieji". Żadne rz/ż, ó/u, itd., ale jakieś dziwnie rodzajowo wyspecjalizowane błędy.
    Można je określić jako przegląd wariantów błędnej pisowni w zw. z użyciem wielkiej litery.

    Niebywała jednostronność. Można powiedzieć: aż podejrzana.

    OdpowiedzUsuń
  5. @orjan
    No. Też byłem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pozwolę więc sobie podzielić się taką ogólną refleksją. To co obserwujemy, możnaby w moskiewskiej jakiejś uczelni dla służb specjalnych wykładać jako case study pt. "Jak wygrać dla systemu zniesienie cenzury". Po co czegokolwiek zabraniać, po co się handryczyć. Przecieź można to wszystko eleganko splaszczyć, ośmieszyć, zmanipulować czy ostatecznie przemilczeć. I już.
    A poza tym zaprząc wszystkich w kierat i już jest pełny spokój. A jak ktoś się próbuje z kieratu wyrwać, no to mu usłużnie bardzo niezależne media proponują przekaz alternatywny, ach jaki alternatywny!

    A z tym Komorowkim to taki przypadek, że ja zawsze nie mogę się nadziwić, skąd w człowieku biorą się takie pokłady bucowatości.Bo to nie dotyczy tylko niego. Często to można obserwować na rożnych poziomach władzy, może to byc władza w firmie, w polityce, w innej dowolnej grupie: buc na czele. Buc upajający się swoją bucowatością. Co im, cholera, każe takimi byc?

    A ostatnio, Toyahu, napisałeś, ze bywam tu rzadko. Otóż oświadczam, ze to nieprawda. Rzadko natomiast ostatnio kontaktuje się z Tobą poza blogiem, bo, zwyczajnie, nie wyrabiam. A o umowie pamietam.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Kozik
    To dobrze że bywasz. W końcu jesteś tu jednym z ostatnich kowboi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja jednak uważam, ze jak na blog tak niezależny masz wciąż niezła czytalność.

    A w takim razie przed snem posłuchajmy razem Willie Nelson i Johny Cash, bo jest nas tu paru ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Z tym uciekającym Gajowym mam taki problem, że w sumie ma rację opędzając się od natręctwa. Jest to racja co do zasady, ale już niekoniecznie co do metody.

    Przyjęta metoda nie pozwala zresztą ustalić, czy Gajowy wyraźnie odmawia wywiadu, czy też się droczy? W końcu, nawet nie wiadomo, czy działa umyślnie, czy bezmyślnie. Czy w danej sytuacji dociera do niego rozpoznanie narastającego chamstwa, zresztą obustronnego.

    Wydaje się, że asystencinę z takim gajowym łączy korzystanie z reguły dostojeństwa ustalonej przez cara Piotra I, że:

    Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego.

    Jeśli sam takiego wyglądu nie ma, to trzeba mu taki wygląd zorganizować. Stąd zresztą te wszystkie prymitywne sztuczki sytuacyjne stosowane wobec wszelkiego rodzaju petentów.

    PS.: Ja tu oczywiście odnoszę się wyłącznie do Gajowego Maruchy. Za inne skojarzenia osobowe nie odpowiadam.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Toyah

    Praca nad odbiorem blogosfery to orka na ugorze. Dlatego podwójna chwała dla Ciebie, że tak konsekwentnie trzymasz fason.
    Fakt, dużo pracy się wkłada, by zohydzać ten fragment społecznej komunikacji. Najchętniej zamknęliby nas w jakichś oddziałach zamkniętych i tam sobie klapcie dla siebie.
    Mimo tego, uważam że nie należy poddawać się. Trzeba przeczekać. Niech oni sobie sprawdzają co raz to inne sztuczki, a my i tak przetrwamy. Taka, po prostu jest kolej losu. Komunikacji komputerowej, tak jak pana Komorowskiego na spacerze, nie da się zatrzymać.
    Jedno tylko wydaje mi się istotne. Trzeba szukać i kombinować, by dać atrakcyjną ofertę. Nie znaczy to żeby od razu wklejać gołe baby, ale felieton powinien być skonstruowany tak, aby jak najwięcej chciało go przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak na marginesie:
    Pomysł, by o. Wacław Oszajca SJ, prowadził rekolekcyjne ćwiczenia poprzez media, nie jest nowy. Pamiętam, że na krótko przed odejściem z "Gazety Polskiej" Piotra Wierzbickiego (2004? 2005?), w tejże właśnie gazecie, o. Wacław wielkopostne rekolekcje drukował. Bardzo się nimi zachwycała p. red. Isakiewicz. Ja się nimi nie zachwycałem, bo jestem notorycznym zawistnikiem i uważałem, że zrobiłbym to znacznie, ale to znacznie lepiej. Niestety, nie znałem wtedy Toyaha i dlatego nie miał mnie kto w GP poprzeć. I w ogóle byłem taki jakiś mało politycznie i towarzysko wyrobiony, bo bardzo mnie zaskoczyły związane ze zmianami w tej gazecie: a) szlachetna niezłomność p. Sakiewicza, b) praca p. Wierzbickiego w "Gazecie Wyborczej", c) praca p. Isakiewicz w "Tygodniku Powszechnym".
    To zaskoczenie było jednak niczym w porównaniu z zaskoczeniem, że właśnie o. Wacław Oszajca SJ, prowadzi rekolekcje dla czytelników GP. Właśnie ON, właśnie dla NICH.

    OdpowiedzUsuń
  12. @All
    Przepraszam że słabo odpowiadam, ale wyłączyli mi komórkę i mogę pisać tylko z komputera.

    OdpowiedzUsuń
  13. @Kozik
    O tak! I Cash i Nelson są z każdym dniem coraz lepsi. Aż trudno uwierzyć.

    OdpowiedzUsuń
  14. @orjan
    Otóż sprawa polega na tym, że on się przed nie opędzał. On z nią bardzo wesoło rozmawiał. On był w świetnym nastroju. Tyle że kazał jej za sobą biec. Tylko tyle.

    OdpowiedzUsuń
  15. @jazgdyni
    Jak najwięcej, mówisz? Jasne! Trzeba jeszcze tylko tego, by jak najwięcej wiedziało, że on w ogóle jest.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Don Paddington
    Jak to miło zobaczyć, że nas bufonów jest więcej! Hurrra!!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Toyah często pisze z prowokacją: rzucam myśl, a wy poblogujcie. Mi to pasuje, bo jest ciekawiej, a czasem nawet iskrząco. W tym przypadku toyah zaoferował (tak odbieram) pewien stopniowalny schemat sytuacyjny:

    a) opędzanie (asystent - studenta),
    b) odpędzanie (gajowy - dziennikarkę),
    c) popędzanie (kapłan celebryta - Kościół).

    O istocie schematów a i b już wyżej napisałem; są to ćwiczenia z poddaństwa. O ile jednak studenci je podejmują jako chwilowe zło konieczne, to współcześni dziennikarze już w sposób ciągły nie wiedzą, co do jest godność własna i godność zawodu. Na pewno zaś nie utożsamiają tych godności, jako koniecznych z szacunku dla swoich odbiorców, tj. czytelników, widzów, lub słuchaczy - zależnie od medium.
    Wydaje się raczej, że u dziennikarzy pierwotny jest brak szacunku dla odbiorców, zaś ich zgoda na własne upodlenie jest już pochodną, czy nawet skutkiem.

    Schemat c jest odmienny. Coś tam pędzi, lub pędzić ma, ale napęd jest inny. Różnica jest mniej więcej taka jak między autem z napędem na przednie koła (a i b) a autem z napędem na tylne koła (c).
    W uproszczeniu: przednie koła ciągną i odpowiadają za kierunek. Natomiast napęd tylny popycha, lecz kierunek nie jest jego zmartwieniem. Napęd tylny nie bierze więc na siebie odpowiedzialności.

    Nie sądzę, abym miał ochotę powiedzieć cokolwiek więcej pod adresem księży celebrytów.
    Może tylko to, że od celebry jest ołtarz, a nie media. Bo przecież nadal obowiązuje pierwsze przykazanie.

    ------------
    PS.: @toyah - moim zdaniem on ją wręcz odpędzał umyślnie tworząc dla niej sytuację naruszającą jej godność (zwł. kobiecą). Ale pełna zgoda, że Gajowy tym się bawił, co jeszcze pogłębiało naruszenie godności.
    A po niej: wszystko jak woda po gęsi. Ale to wcale nie jest podstawą dla tolerowania takiego traktowania.

    OdpowiedzUsuń
  18. @toyah

    Swoją drogą, ta znaczeniowa gra słów w tytule - moje uznanie!

    OdpowiedzUsuń
  19. @Toyah

    Bufon bufonowi oka nie wykole!
    Trzymajmy się razem i nie pozwólmy rozmaitym coryllusom, by podnosili zbrodniczą rękę na naszą jedność.

    OdpowiedzUsuń
  20. @orjan
    No. Trzeba przyznać, że tytuł mi się udał.

    OdpowiedzUsuń
  21. @Don Paddington
    On też jest bufon. Ale to prawda. My więksi.

    OdpowiedzUsuń
  22. @Toyah
    Tak sobie myślę, że czepiasz się O. Oszajcy !
    Uważasz, że lepiej do tego pasował by Mądel ?

    OdpowiedzUsuń
  23. @raven59
    Obojętne. Obaj są niewierzący.

    OdpowiedzUsuń
  24. @Toyah
    Scena, którą opisałeś, wygląda jakby została zaaranżowana na podstawie scenariusza do reklamy. Kamery na szynach i dźwigach pędzą przed kipiącym energią jegomościem (naukowcem, menedżerem), który, jak się domyślamy, spieszy do swego laboratorium lub na konferencję. Biegnie za nim asystentka w okularach z notesem w ręku i spija słowa z jego ust, a on wyjaśnia jej, jak wynalazł cudowny lek, dzięki któremu ona nie wyłysieje, lub opowiada o tym, jak dzięki kredytowi z banku X wprowadził swoja firmę na pierwsze miejsce na giełdzie, lub...
    Krótko mówiąc, ta scenka mówi nam, że plotki o lenistwie, gnuśności, otępieniu, miażdżycy i stanie przedzawałowym Twojego bohatera były bujdą, a on zaraz dźwignie na nogi Polskę, Europę i świat.

    OdpowiedzUsuń
  25. @Marylka
    To jest ten pierwszy obrazek. Nazwijmy go uniwersyteckim. A więc czysty pop. Drugi to kabaret. Komorowski na spacerze to w moim odczuciu jednak prawdziwy danse macabre. Tak to się chyba określa na uniwersytetach?
    Wczoraj z kolei pokazywali jego żonę, jak czyta coś z kartki w jakimś podobnym do niemieckiego języku. Jestem pewien, że jak wziąć wszystko do kupy, czyli ten spacer, ją, tamto dziecko na koniku - będziemy mieli coś bardzo niebezpiecznego.

    OdpowiedzUsuń
  26. @Marylka

    W szpilkach! Koniecznie w szpilkach!

    OdpowiedzUsuń
  27. @Toyah
    Komorowski w szpilkach?
    Właściwie, co za różnica. W dance macabre wszystko może być. Jak teraz w naszym życiu.
    Masz absolutną rację z tym tańcem śmierci. Właśnie tak to wszystko odbieram. Zapanowało coś, co jest zupełnie poza naszym i ich udziałem.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...