poniedziałek, 12 marca 2012

Przyszedł pan z maczetą, i chce podziękować za dobrą pracę

Poruszony planami odtworzenia bramy Stoczni Gdańskiej w kształcie znanym nam z czasów schyłkowego Peerelu, nasz kolega Coryllus napisał i zamieścił w Salonie24 niezwykle interesujący tekst, w którym najpierw informuje nas, że oto stało się tak, że artystka Dorota Nieznalska wpadła na pomysł, by na bramie Stoczni powiesić Lenina i że ów pomysł sprzedała miastu Gdańsk, a następnie dzieli się z nami refleksjami, które prowadzą go do bardzo ponurych wniosków związanych z wykorzystywaniem znaków i symboli przez ludzi złych w jeszcze bardziej złych zamiarach. Tekst, jak to się dzieje zwykle z tekstami Coryllusa, jest wart przeczytania, więc, jeśli ktoś potrzebuje mojej zachęty, to szczerze zachęcam. Natomiast ja bym może spróbował do tego co napisał Coryllus wprowadzić drobne uzupełnienia, a przy okazji garść nieco szerszych refleksji.
Otóż, tak jak to zwykle się dzieje w tego typu sytuacjach – i do dyskusji pozostaje to, w jakim stopniu było to działanie zamierzone – przekaz medialny wprowadził nas wszystkich w pewien bardzo poważny błąd, i trzeba przyznać, że uległ mu również sam Coryllus. Chodzi mianowicie o to, że przebieg zdarzeń był zdecydowanie inny, niż się to nam przedstawia, a w rzeczywistości wygląda on następująco. Pewnego dnia Dorota Nieznalska – artystka słusznie znana, a i też odpowiednio i wielokrotnie już, również tutaj, opisana – w ramach kolejnej swojej wystawy, przedstawiła instalację w formie repliki bramy Stoczni Gdańskiej w kształcie, w jakim w trzecim dniu stanu wojennego zostawił ją peerelowski czołg. Po co ona to zrobiła, z jaką myślą, przez jaki typ artystycznej wrażliwości, ani do tego nie dojdziemy, ani dochodzić przecież nie mamy potrzeby, faktem jest natomiast, że ów artystyczny projekt, który nie przedstawia nic poza czymś, co wygląda na połamany stalowy płot, bardzo zainspirował samorządowe władze miasta Gdańsk, które wymyśliły, że właściwie nie byłoby źle, gdyby się za tę dzisiejszą bramę zabrać na poważnie i spróbować ją zrekonstruować w formie, w jakiej ona lśniła jeszcze zanim w nią wjechał tamten czołg. Zlecono więc miejscowemu Zarządowi Dróg i Zieleni, by dalej to oni już pilotowali projekt, no i urzędnicy ZDiZ ogłosili przetarg, w ramach którego wybrano firmę o nazwie Drogomet, która za 68 tys. zł. zgodziła się tamtą bramę odtworzyć.
W międzyczasie, do Nieznalskiej zgłosił się ktoś z gdańskiego samorządu, i pochwalił ją za to, że ona – choćby nawet i niechcąco – w tak piękny sposób przyczyniła się do powstania nowego projektu, zapytał, jak to w ogóle się stało, że ona wpadła na tak fantastyczny artystyczny pomysł, i poprosił ją, by zgodziła się zostać artystycznym doradcą nowego projektu. Nieznalska, jak podaje PAP, wyjaśniła, że ona bardzo solidnie przygotowywała się do stworzenia tego dzieła, i że w ramach tych przygotowań „obejrzała wiele fotografii z początku lat 80. i doszła do wniosku, że brama, przez którą dziś wchodzi się na teren dawnej stoczni, nie jest tą, którą znamy ze zdjęć ze strajków z sierpnia 1980 roku”. Nieznalska z radością propozycję przyjęła i zaproponowała, by oprócz starej bramy, zawiesić na Stoczni metalowy Order Sztandaru Pracy, oraz drugi człon napisu ‘Stocznia Gdańska im. Lenina’”. I to jest właśnie ów wspomniany najpierw przez media, a następnie przez Coryllusa – Lenin.
I teraz dopiero zaczęły się dziać rzeczy, o których wprawdzie i PAP informował, ale na tle tego Lenina, jakoś się do szerszej świadomości nie przebiły. Oto sprawą zainteresowali się konserwatorzy zabytków na poziomie zarówno miasta jak i województwa, pochwalili pomysł i zwrócili się do Nieznalskiej o konsultacje. Nieznalska się z panami spotkała, i poinformowała, że bardzo by było dobrze, gdyby oprócz tego wszystkiego, co jest planowane, a więc owego orderu i Lenina, nad całością umieścić jeszcze historyczny napis: „Dziękujemy za dobrą pracę”. Architektom pomysł się bardzo spodobał i do sfinalizowania całej sprawy pozostała tylko jeszcze jedna kwestia – co zrobić z bramą, która stoi tam teraz.? W końcu ona też ma swoją historię i jakoś głupio by było ją tym Peerelem potraktować. Ale, jak twierdzi gdański konserwator zabytków Janusz Tarnacki, wszystko jest na dobrej drodze, bo trwają rozmowy z dyrekcją Europejskiego Centrum Solidarności i być może będzie można im to wrzucić, a oni już zrobią z tym płotem co chcą.
A więc mnie nie bardzo interesuje ten Lenin, choć zgadzam się z Coryllusem, że zostawianie śladów z pewnego punktu widzenia stanowi wręcz podstawową działalność Systemu. Mnie od Lenina i wspomnianego medalu o wiele bardziej poruszył projekt, by tam wstawić to podziękowanie za dobrą pracę. Lenin, order, czapka ormowca, pałka zomowca, czerwona flaga z sierpem i młotem, stara kartka na cukier, odnowiona cyfrowo wersja „Misia”, wystawa zdjęć pt „Mój PRL”, to wszystko oczywiście ma swoje miejsce w tym nieszczęściu, którego jesteśmy udziałowcami, natomiast wszyscy wiemy, że za tym wszystkim stoi bardzo naturalny i nie opuszczający wielu z nas sentyment za czasami naszej młodości i za tą, jak by nie patrzeć, beztroską, która sprowadzała się często do myśli, że cokolwiek się nie zdarzy, na święta i tak zawsze ta ryba będzie. A więc nawet jeśli z uśmiechem wspominamy sobie tamte historie, oglądamy tamte zdjęcia, żartujemy z tamtych czasów i ludzi, którzy nas wówczas niszczyli, jest w tym wciąż jakaś powaga. Jest śmiech, ale i obok ta powaga. No i z całą pewnością nie ma w tym już żadnego szyderstwa. Tymczasem tu się pojawia ten napis: „Dziękujemy za dobrą pracę”.
Pisałem poprzednio o tych niby-bankach, które wprawdzie bankami nie są, i od bycia bankami się bardzo starannie odżegnują, natomiast robią wrażenie organizacji, których jedynym zadaniem jest to, by po tym, co z nami zrobiły banki prawdziwe – posprzątać. Wyłapać tych wszystkich, którzy z punktu widzenia oficjalnego systemu bankowego nadają się już tylko na przemielenia, i proces ów skutecznie przeprowadzić. Co mam na myśli, wydaje mi się że doskonale prezentuje okno wystawowe znajdującej się nieopodal punktu. Otóż punkt ów nosi nazwę „Parkmar Inkaso” i, jak informuje szyld, oferuje coś co się nazywa „niebankowe chwilówki”. Gdyby ktoś nie wiedział, o co chodzi, albo potrzebował czegoś więcej, niż drobne na życie, została do tego dołączona informacja ze szczegółami. Otóż oprócz „niebankowych chwilówek”, mamy jeszcze:
1.niebankowe bez bik-u
2.emeryci i renciści (bez ograniczenia wieku)
3.wypłata natychmiast
4.od 300 zł. (bez ograniczenia kwotowego)
5.zwrot części poniesionych kosztów pożyczki
6.bezpłatny dowóz klienta do siedziby firmy
Z tego wyliczenia zainteresowało mnie, pomijając ów jakiś zwrot poniesionych kosztów pożyczki, czego zwyczajnie nie rozumiem, właściwie wszystko. Mianowicie przede wszystkim informacja o „niebankowym” systemie kredytowania, następnie o obsłudze klientów znajdujących się na listach BIK-u, i to niezależnie od wieku, dalej o braku owych „ograniczeń kwotowych” i wreszcie o tym, że oni dowożą klienta za darmo pod „siedzibę firmy”. Proszę popatrzeć, co się tutaj dzieje. Firma „Parkmar Inkaso” kieruje swoją ofertę – przypominam, ofertę w wysokości dowolnej – do osób, które figurują w bazie bikowskiej, jako ci, którym pożyczać nie wolno, bo są już tak zapożyczeni, że zwyczajnie nie mają z czego oddawać, oraz do tych, którzy są już tak starzy, że ich trzeba przywieźć na miejsce, a więc, jak się domyślam, nie tyle chodzi tu o nich, co o ich dzieci i wnuki – również zapewne na czarnych listach BIK-u. A więc, krótko mówiąc do tych wszystkich z nas, których jedyne na co stać, to wziąć za łeb jakiegoś swojego półprzytomnego ojca, matkę, czy dziadka, powiedzieć im, że jedziemy „do inkasa”, do tego „inkasa” ich zaciągnąć, i ich tam posadzić, by nam pożyczyli, ile się da. A wszystko z ową podstawową obietnicą, że „nie jesteśmy bankiem”.
Bardzo bym chciał zostać właściwie zrozumiany. Z jedynego dostępnego mi punktu widzenia, to co się tu odbywa, nie różni się niczym od – chyba każdy przyzna, że wręcz absurdalnej – sytuacji, kiedy to pojawia się oferta podobna do tej, jaką w filmie pt. „Odważny” (marnym zresztą jak cholera) Johnny Depp otrzymuje od Marlona Brando, że skoro ten nie jest w stanie utrzymać rodziny i nic nie wskazuje na to, że kiedyś mu się odmieni, to on im zapewni byt, pod warunkiem, że Depp da mu się w najbardziej okrutny i ponury sposób zadręczyć na śmierć. Mamy biały dzień, centrum miasta, wokół chodzą żywi ludzie, w pobliżu Urząd Skarbowy, naprzeciwko posterunek policji, nieopodal kościół, idzie wiosna, słychać, że w przyszły weekend będzie bardzo ładnie i ciepło, a tu ktoś proponuje, by, jeśli ktoś już ma najgorzej – po prostu najgorzej – wpadł, a oni się już dalej o wszystko zatroszczą. I proszę ewentualnych mądrali, żeby się dobrze zastanowili zanim zaczną się popisywać znajomością fraz typu „Każdy jest panem własnego losu” i temu podobnych. Bo to akurat wszyscy świetnie wiemy. Tu chodzi o coś zupełnie innego. I wcale nie o ten akurat, diabli wiedzą co za jeden, punkt. Bo to jest już kwestia Systemu.
Nasz kolega orjan w jednym z komentarzy pod wspomnianą wcześniej notką zasugerował, że to z czym mamy do czynienia, to swego rodzaju zmowa, a ja dopowiedziałem, że to faktycznie może wyglądać tak, że banki wykonują robotę podstawową, podczas gdy te biura pożyczkowe już ją tylko ostatecznie kończą. A myśl ta jest już tak straszna, że nie bardzo nawet wiadomo, jak dalej gadać. Bo wszyscy jeszcze pamiętamy, jak stosunkowo niedawno, bo zaledwie 20 lat temu, większości z nas żadne kredyty nie były potrzebne. Oczywiście, jeśli ktoś prowadził jakieś poważne biznesy, albo chciał coś kupić na raty, a uznał, że tak mu będzie wygodniej, to coś tam spłacał, jednak generalnie człowiek pracował i za to co zarobił jakoś żył. I wręcz niepostrzeżenie zaczęły powstawać te banki, oferować swój towar, i człowiek najpierw doszedł do wniosku, że jednak bez niego się nie obejdzie, a potem, że bez niego można równie dobrze się spakować. Pracował więc coraz bardziej, i coraz dłużej i coraz bardziej, i coraz dłużej i dłużej, i coraz częściej widział, że to wciąż za mało. I ta sytuacja w istocie zaczyna dziś wyglądać tak, że skoro już trzeba założyć, że istnieje tu wspomniana zmowa, to skoro tak, to pozostaje już tylko się zastanowić, co jest na końcu owej zmowy. I wtedy każda odpowiedź jest dobra.
I to są właśnie moje refleksje na okoliczność projektu artystycznego Doroty Nieznalskiej, zamówionego przez polskie państwo na okoliczność przebudowy bramy Stoczni Gdańskiej, a zatytułowanego „Dziękujemy za dobrą pracę”. Właśnie tak. Bo ten Lenin to głupstwo i bzdura. Jestem pewien, że tęsknota ze Peerelem, za jego atmosferą i urokiem, to dokładnie ta sama strona monety, którą miały okazje trzymać w dłoni społeczeństwa Zachodu, kiedy do władzy doszli niegdysiejsi hippisi i dzieci kwiaty, bohaterowie owej eksplozji rozpasania roku 1968, i przypomnieli sobie, jacy oni byli wówczas piękni. Ten sam obłęd i tę samą tęsknotę widać w oczach tych naszych dzisiejszych, już odpowiednio utytych i posiwiałych bohaterów tamtej walki. Oni bardzo by chcieli, żeby to wszystko wróciło i żeby oni w tym wszystkim znów mogli się poczuć bohaterami, tyle że już bohaterami prawdziwymi, z oficjalnym glejtem. I robią wszystko, żeby ten ich Peerel wrócił. I niewykluczone, że jeśli ich jakimś cudem nie powstrzymamy, wróci. Niemal taki sam. Z tym swoim kłamstwem, z tą nędzą, tą beznadzieją, i tylko jednego zabraknie – owego poczucia bezpieczeństwa. Tej pewności, że cokolwiek się stanie, to jakoś to wytrzymamy. I że na święta ryba będzie. No i że w domu będzie święciło światło, z kranu będzie płynęła ciepła woda, i kaloryfer będzie grzał.
Więc tego akurat zabraknie, ale reszta zostanie taka sama. A nad tym wszystkim będzie oczywiście widniał ten szyderczy napis: „Dziękujemy za dobrą pracę”.
Jeśli komuś te słowa prawdy się na coś przydały, bardzo proszę wesprzeć ten blog pod podanym obok numerem konta. No i proszę kupować książkę. Wszystkie namiary są na tym blogu. Dziękuję.

8 komentarzy:

  1. Ryzykowne umieszczać taki napis. Niech no teraz znajdzie się jakiś zamożny kolekcjoner, który zapłaci za jego odpiłowanie. Co wtedy? Pieniądze, instalacja, koncept, wszystko zmarnowane.

    OdpowiedzUsuń
  2. @2,718
    Też sobie o tym pomyślałem, ale nie chciałem wprowadzać nowego wątku.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Toyah
    To nie byłby nowy wątek, tylko kropka nad "i" - a 2,718 pięknie ją postawił.
    Nieznalska się starzeje. Jak nowoczesna artystka może grzebać w historii, zamiast nadążać za duchem czasu. A ta fotka to gotowa instalacja, na której mógłbyś zarobić krocie.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Toyah
    Właśnie do jednego z maili google dołączył mi taką zagadkową reklamę:
    "Szybkie pożyczki online! Pożyczki bez sekretariat."

    OdpowiedzUsuń
  5. @Marylka
    Ja oczywiście chętnie bym ją sprzedał jako dzieło sztuki nowoczesnej. Obawiam się jednak, że tego to już by naprawdę nikt nie zrozumiał. Ani jako afirmacji, ani szyderstwa, ani mementa. Nawet jakbym dołączył do tego ten tekst.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Marylka
    Bez sekretariat? To jest dopiero dzieło sztuki! Gdybym to ja coś takiego dostał, pomyślałbym, że to RAŚ otworzył tego typu biznes i chce mnie wkręcić. W Twojej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak uznać, że idzie ukraińska mafia, tyle że nie dorobili się jeszcze tłumacza.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Toyah
    Albo mają tłumacza z RAŚ-u. W sekretariacie.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...