Skąd się nagle wzięła u nas dyskusja o karze śmierci poza tym, że – Bóg Jeden wie, czemu – ni stąd ni z owąd wyskoczył z nią Jaroslaw Kaczyński? Nie wiadomo. Można by było tu spuścić się na opinię tak zwanych poważnych komentatorów, którzy twierdzą, że ze strony Jarosława Kaczyńskiego był to gest polityczny, mający na celu odebranie konkurentom na czas ich debiutu dobrego tematu, tyle tylko że owi komentatorzy są akurat tak samo poważni, jak poważne jest ich całe życie. No a poza tym, przepraszam bardzo, ale może i Jaroslaw Kaczyński ma dziś słabszy okres, jednak z całą pewnością nie aż tak słaby. A więc, skąd się nagle wzięła ta kara śmierci – nie wiemy. I, jak przypuszczam, wiedzieć już raczej nie będziemy. Pal ją sześć. Natomiast myślę sobie, że nie zaszkodzi przy tej okazji powiedzieć parę słów na temat owej kary w wymiarze jak najbardziej ogólnym.
Pamiętam świetnie czasy, gdy kara śmierci była czymś równie naturalnym, jak kara dożywocia, kara więzienia, czy kara klapsa. Oczywiście, biorę pod uwagę taką możliwość, że już wtedy były gdzieś pochowane grupy tak zwanych humanistów, którzy twierdzili, że kara śmierci jest barbarzyństwem, lub, nawet jeśli barbarzyństwem nie jest, to z całą pewnością jest karą nieskuteczną, i powinna zostać zniesiona. Jednak wiem też z całą pewnością, że tego typu głosy nie dochodziły do mnie ani ze strony oficjalnej propagandy, ani od strony Kościoła, ani też tego typu poglądów nie głosili ludzie mi bliscy. A więc, tak czy inaczej, opinia, że kara śmierci jest w ogóle jakimś problemem etycznym, prawnym, czy w ogóle ogólnoludzkim, była wystarczająco egzotyczna, by się nią nie przejmować, i traktować jak stały element naszego życia.
Dziś o karze śmierci, jeśli się w ogóle dyskutuje, to wyłącznie na poziomie ideologicznym, politycznym, lub – ostatnio zwłaszcza – religijnym. Ponieważ zdanie wszelkiego typu bolszewii, której poglądy są zbyt chaotyczne, bym je w ogóle był w stanie ogarnąć myślą, interesuje mnie w stopniu minimalnym, chciałbym się skoncentrować na głosie samego Kościoła i tych, którzy ów głos Kościoła chcą traktować jako swój, i przy okazji ustawiają się w roli tego Kościoła rzecznika. Dla porządku, żeby w ogóle sprawę zacząć, uważam za niezbędne zacytowanie zdania Kościoła w kwestii kary śmierci z dokumentu oficjalnego, i jak dotychczas jedynego aż tak oficjalnego, a mianowicie z Katechizmu. Oto w rozdziale ‘Uprawniona obrona”, czytamy co następuje: „Ochrona wspólnego dobra społeczeństwa domaga się unieszkodliwienia napastnika. Z tej racji tradycyjne nauczanie Kościoła uznało za uzasadnione prawo i obowiązek prawowitej władzy publicznej do wymierzania kar odpowiednich do ciężaru przestępstwa, nie wykluczając kary śmierci w przypadkach najwyższej wagi”. Zacytowałem całe zdanie. Ani wcześniej ani później, nie ma jednego słowa, które by znaczenie tego zdania w jakikolwiek uwarunkowywało. Można tu najwyżej zaznaczyć, że nieco niżej autorzy Katechizmu zastrzegają, że jeśli tylko znajdzie się inna możliwość ukarania ciężkiego przestępstwa, niż przy pomocy śmierci, należy z tej możliwości skorzystać. Ale podstawowy sens owej wskazówki zostaje zachowany. W przypadkach najwyższej wagi, Kościół dopuszcza stosowanie kary śmierci.
Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że zarówno Ojciec Święty Jan Pawel II, jak i – jak się dowiaduję – również Benedykt XVI, wypowiadali się niejednokrotnie przeciwko stosowaniu głównej kary, natomiast wiem też na pewno, że słowa Jana Pawła II nie miały charakteru oficjalnego aneksu do słów Katechizmu, lecz były zaledwie Jego refleksją na temat dzisiejszego świata. Refleksją człowieka o dobroci niezmierzonej, ale też jedynie refleksją jedną z wielu. Nie ma bowiem takiej możliwości, by dokument tak poważny i dostojny był uzupełniany przy pomocy słów: „jak się zdaje”. Poza tym – choć oczywiście nie mogę mieć co do tego pewności – mam podejrzenie, że słowa Ojca Świętego były kierowane przede wszystkim do społeczeństw takich jak Chiny, Somalia, czy Sudan – gdzie się ludzi skazuje na karę śmierci tak jak się pluje – a nie akurat do Polski, czy Norwegii. No ale, jak mówię – tu mogę się mylić. Co i tak nie zmienia argumentu podstawowego. Katechizm nie został zaopatrzony w oficjalny aneks. Kościół Katolicki stosowanie kary śmierci dopuszcza, i nawet jeśli Benedykt XVI wejdzie na wyżyny swojej świętości i z niezgłębionej dobroci swojego serca przebaczy wszystkim złoczyńcom, nas, ludzi bez litości i wyobraźni, pozostawiając daleko z tyłu – nie zmieni to faktu, że nauka Kościoła pozostaje tu bez zmian.
Dlatego bardzo mi się nie podoba, kiedy wśród argumentów na rzecz zniesienia kary śmierci, czy braku potrzeby przywrócenia możliwości jej stosowania, pada argument w postaci” „A papież powiedział”. Jeśli papież zleci napisanie i wydanie nowego Katechizmu i fragment o dopuszczalności stosowania kary głównej zostanie zmieniony, chętnie – choć nie bez zastrzeżeń – się nawrócę. Póki co jednak, trzymam się zdania dotychczasowego. A – i to jest kolejna rzecz, którą moim zdaniem, rozważając kwestię kary śmierci należy wyjaśnić – trzeba wiedzieć, że ja nie jestem za tym, by karę śmierci stosować bezwzględnie i ściśle wedle odpowiedniej hierarchii. Uważam, że należy w Polsce przywrócić możliwość stosowania kary śmierci, nie po to, by ją stosować, ale po to, by się tej możliwości a priori nie wyzbywać. Uważam bowiem, że nie ma mowy ani o humanizmie, ani o litości, ani o dobrym sercu, ani o mądrej refleksji, w sytuacji, gdy kogoś kto popełnił okrutną zbrodnię, nie skazujemy na śmierć wyłącznie dlatego, że i tak takiej możliwości zwyczajnie nie mamy. Jesteśmy mądrzy, dobrzy, roztropni i pełni współczucia, jeśli gestem łaskawego zwycięzcy, zbrodniarzowi darujemy życie, a nie wtedy, gdy gestem idioty, zanim ów zbrodniarz dopuści się swojego zła, informujemy go, że może spać spokojnie. Bo za to co zrobił, na pewno nie zostanie zgładzony. Najwyżej pójdzie siedzieć. To nie jest litość. To nie jest cywilizacja. To jest gnuśność i dezercja.
Nie będę jednak udawał, że moje poglądy na karę śmierci wynikają z jakiegoś instynktu współczucia, i z troski o to, by wszyscy dla wszystkich byli dobrzy. W żadnym wypadku. Jestem zwolennikiem karania najcięższych zbrodniarzy śmiercią dlatego, że ja zwyczajnie chcę, żeby oni nie żyli. Żeby zostali usunięci z powierzchni Ziemi. Żeby zdechli najlepiej w jednej chwili. I jeśli za tym marzeniem stoi jakakolwiek myśl, o której możnaby powiedzieć, że wypływa z dobroci mojego serca, to tylko ta, że uważam, że taki okrutny morderca ma większe szanse nawrócenia, stojąc ten jeden raz nad grobem, a nie codziennie, trzy razy dziennie, nad miską z jakąś podłą zupą, do końca swoich nędznych dni.
Bardzo mi przykro, ale nie jestem w stanie znaleźć jednego argumentu na rzecz tego, by najbardziej okrutnych i zdeprawowanych morderców trzymać w więzieniach, zapewniając im tam wikt, opierunek i bezpieczeństwo, a niekiedy nawet bardzo znaczącą pozycję w ramach owej szczególnej społeczności, jaką jest środowisko więzienne. Czytałem kiedyś relację z rozmowy, jaką pewien amerykański dziennikarz przeprowadził z jednym z najbardziej słynnych masowych morderców, Richardem Speckiem. Swego czasu Speck zasztyletował osiem uczennic szkoły pielęgniarskiej w Dallas, a zrobił to – tak jak to często w tych sytuacjach się dzieje – bez wyraźnego powodu. We wspomnianej rozmowie przyznaje on nawet, że gdyby mógł zmienić historię, to by tych dziewcząt nie mordował. Co ciekawe, ni z gruszki ni z pietruszki, informuje, że zamiast zabijać, to raczej by się gdzieś włamał i może coś ukradł. Natomiast zabijać? No, nie bardzo. Jednak historii odwrócić się nie da, więc ma ten swój wyrok, 1200 lat więzienia, no i siedzi. Dziś już nie. Dziś Speck już nie żyje. Umarł w więzieniu na zawał serca, czy diabli wiedzą, co. Natomiast, jak idzie o to, jak mu się żyło przez te wszystkie lata, od czasu, gdy został zamknięty, aż do wspomnianej śmierci, wygląda na to, że nie było najgorzej. Jestem wręcz pewien, że wokół nas jest mnóstwo porządnych ludzi, których życie jest znacznie bardziej smutne, niż życie tego Specka. Owszem, to o czym marzył najbardziej, a więc, żeby sobie pochodzić po mieście, w grę nie wchodziło, ale poza tym – nie sposób narzekać. W celi miał kolorowy telewizor, magnetofon i kupę taśm z jego ulubionym Chuck Berrym, paru kolegów, którzy go szanowali, no a poza tym się piło i żarło wszystko, co się dało do celi przemycić.
Speck miał karę. Za złe zachowanie trzymany był w osobnym budynku, skąd nie można było wychodzić ani do pracy, ani nawet na spacer, no, ale – jak już zostało powiedziane – żyć się dało. Opowiada dziennikarzowi Speck, o tym, jak on i koledzy dzień w dzień chleją, tak długo aż stracą przytomność. Pyta go więc dziennikarz, czy on się nie boi wspominać publicznie o kontrabandzie w celi, na co Speck odpowiada ze śmiechem: „A cóż oni mogą mi zrobić?” a to dziennikarz zauważa: „Jakiś pan wesoły”. A Speck na to: „A co mam robić? Płakać przez 1200 lat?”
A ja uważam, że to ostatnie pytanie jest w naszych rozważaniach kluczowe. Bo człowiek jest tak skonstruowany, że nie jest w stanie płakać przez 1200 lat. Człowiek jest tak skonstruowany, że płakać może przez pewien czas, ale po pewnym czasie zaczyna swój los akceptować, i stara się znaleźć jakiś sposób na to, by tę swoją niedolę jakoś wykorzystać dla siebie. A więc przyzwyczaja się. A skoro się przyzwyczaja, to, w sposób naturalny, kolejnym tego etapem jest uznanie, że w sumie nie jest aż tak źle. A dalej to już pozostaje tylko jedno – przekonanie o tym, że właściwie tak jak jest, jest najlepiej. Ktoś mi na to powie, że kara śmierci tym bardziej nie jest rozwiązaniem. Że jeśli się człowieka zabije, to albo – co i tak prędzej czy później nastapi – trafi ów nieszczęśnik do piekła, albo nie zostanie z niego nic – zależnie od tego, kto w co wierzy. A zatem nawet jeśli z tego ma być jakaś satysfakcja, to i tak zostanie ona odsunięta w czasie. Jednak ten element już był wyjaśniany. Przede wszystkim, ja wcale nie jestem pewien, czy akurat z punktu widzenia tego mordercy i Dzieła Stworzenia, jego śmierć nie jest akurat najlepszym rozwiązaniem, a poza tym mnie jego los akurat obchodzi najmniej. Ja po prostu nie chcę, by go święta ziemia dłużej nosiła. A jeśli w dodatku to noszenie ma się odbywać w tak komfortowych warunkach, które mu gwarantują to, że wprawdzie pochodzić po mieście i popatrzeć sobie na dziewczyny się nie da, ale w końcu nie można mieć wszystkiego, to ja zwyczajnie protestuję. Gdyby mi zależało na tym, by ten nikczemnik cierpiał i ponosił nieustanną i wieczną karę za swoje zło i z krzywdę, którą mi wyrządził – a trzeba wiedzieć, że za każdym takim przypadkiem stoi indywidualna krzywda – to bym postulował, by przywrócić nie karę śmierci, ale prawo tortur. Albo, jeśli już karę śmierci, to w tradycyjny angielski sposób, kiedy człowieka się najpierw wieszało, następnie rozciągało, w dalszej kolejności ćwiartowało, a po tym wszystkim te szczątki rozrzucało na wszystkie strony świata.
Jednak ja nie jestem człowiekiem okrutnym. Ja nie pragnę tego by ludzie cierpieli. Ja nie chcę, by kogokolwiek cokolwiek bolało. Ja sobie jedynie życzę, by za zło była kara. A za duże zło duża kara. I żeby te kary były wymierzane przez mądrych i wrażliwych ludzi. I żeby na tym marnym świecie, w miarę oczywiście jego ograniczonych możliwości, panowało prawo i sprawiedliwość. Sytuacja kiedy się z góry zakłada, że jedni mają przed sobą taki los, jaki im przypadnie w udziale, a inni los, który im zagwarantuje głupie państwo, jest dla mnie sytuacją nie do zaakceptowania. Dlatego, jak idzie o to czy kara śmierci ma być zapisana w kodeksie, czy nie, jestem za tym, by ją tam zapisać i nie ruszać, choćby się świat walił.
Póki co, przypominam o nadchodzących Świętach i obowiązku obdarowywania bliskich prezentami. Nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości, że książka, której okładka jest tu obok, i którą żeby kupić, wystarczy raz kliknąć i dalej już tylko korzystać z instrukcji, jest prezentem idealnym. Może nie dla idiotów, ale poza tym – jak najbardziej. Poza tym, nie ma co ukrywać, że mimo iż się staram i powoli zaczynam odbudowywać stan względnego bezpieczeństwa, wciąż jestem mocno pod kreską. A zatem, proszę o bezpośrednie wpłaty pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.
W latach osiemdziesiątych, jako student robiłem zlecenie w pewnej firmie, w której większość pracowników stanowili więźniowie z pobliskiego więzienia. Byłem ciekawy tego innego świata, a oni wiedzieli, że ja jestem z zewnątrz, więc dużo rozmawialiśmy przy herbacie, którą im czasem przemycałem ("pojedziemy czaj, koleżko?").
OdpowiedzUsuńOpowiadali mi o zwyrodnialcach, z którymi siedzieli i z którymi nie chcieli mieć nic wspólnego ("bo my jesteśmy porządni złodzieje"), więc uprzykrzali im życie, ale nie długo, "bo go szybko wyhuśtali".
Wszystko to brzmiało oczywiście i naturalnie, a jedyne co mnie zdziwiło, to informacja, że "huśtawka" znajduje się w każdym większym więzieniu, bo jako młody i naiwny myślałem, że to się odbywa gdzieś w jednym miejscu.
Dawne dzieje.
@Toyah
OdpowiedzUsuńTo prawda - Jarosław Kaczyński zawsze opowiadał się za karą śmierci. Zawsze też, wraz z bratem, protestował przeciw kolejnym złagodzeniom kar wobec przestępców, a to działo się równolegle ze wzrostem przestępczości i poczuciem zagrożenia w społeczeństwie. Wspomniałeś o czasach popularności braci Kaczyńskich, a zwłaszcza Lecha jako szeryfa - być może to było jedną z przyczyn. Poza tym wszelkie badania pokazywały, że większość ludzi jest za karą śmierci. Teraz o takich badaniach w ogóle się nie słyszy. No i teraz podobno społeczeństwo czuje się bezpiecznie. Ale jestem przekonana, że, niezależnie od stałości swoich poglądów, Jarosław ma wyniki bardzo szerokich badań opinii społecznej i wie, że tym akurat media nic nie ugrają przeciw niemu.
@Mr White
OdpowiedzUsuńWyhuśtali, czyli co?
@toyah
OdpowiedzUsuńWyhuśtali czyli powiesili.
@Marylka
OdpowiedzUsuńPewnie że wie. I ma rację. Co nie zmienia faktu, że nie wiadomo, czemu on z tym nagle wyskoczył. Więcej z tego strat, niż korzyści.
@Toyah
OdpowiedzUsuńJeszcze raz, żeby było jasne, bo chyba nadużyłem grypsery: wyhuśtali, czyli powiesili zgodnie z wyrokiem.
@Mr. White
OdpowiedzUsuńRozumiem. Jasna sprawa. Jak ktoś lubi zabijać, to w więzieniu jest najwygodniej. W końcu jedno, dwa, czy trzy dożywocia wiele nie zmieniają. Prawda?
Toyahu również uważam, że: "taki okrutny morderca ma większe szanse nawrócenia, stojąc ten jeden raz nad grobem, a nie codziennie, trzy razy dziennie, nad miską z jakąś podłą zupą, do końca swoich nędznych dni."
OdpowiedzUsuńMam pewność, że TY i wszyscy ludzie prawi, sprawiedliwi i dobrej woli pragną, aby nawet najwięksi złoczyńcy tj. zbrodniarze, mordercy i zdrajcy narodu polskiego, mogli doczekać się w chwili egzekucji kary śmierci obietnicy Jezusa Chrystusa tj. słów: "Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze mną będziesz w raju."
Natomiast J.Kaczyński i nie tylko osoby jemu bliskie chyba doskonale orientują się, że tzw. "przypadki najwyższej wagi" występują na świecie, także w RP coraz częściej, ponieważ nie są sankcjonowane karą śmierci, a nawet wybranym osobnikom uchodzą prawie bezkarnie. Dlatego zdecydował się przerwać ową szczególnie groźną tendencję, co na razie stało się faktem, lecz jedynie medialnym. Jednak jak zwykle tak spreparowanym, aby osoby mniej zorientowane uważały, że w zamierzeniach i decyzjach J. Kaczyńskiego i PiS-u jest "więcej strat, niż korzyści."
Poczekamy zobaczymy, jak będzie naprawdę, bo dzisiaj coraz trudniej ukrywać doniosłe fakty, czy całą prawdę.
Pozdrawia Ciebie - "ten drugi".
Dobry wieczór!
OdpowiedzUsuńNo i dla mnie to jest zagwozdka, skąd tu nagle ta czapa? Może to taka refleksja w związku z procesem mordercy Marka Rosiaka? Nie wiem, nie wiem, zresztą temat już zszedł na dalszy plan, teraz mamy popis ministra Sikorskiego w Berlinie. PiS zareagował propaństwowo no i można pojeździć na PiS-ie w tym temacie. "Hohoho, Trybunał Stanu, poważna sprawa" i oczko do lemingów.
A brak kary śmierci to, podobnie jak zanik religii, patriotyzmu, rodziny, promocja zboczeń, feminizm (toutes proportions gardees) jeden z czynników rozkładu naszej niegdyś pięknej cywilizacji.
Ukłony, pozdrawiam, mimo wszystko z uśmiechem - bo w końcu, jak dobrze poczytać Twój komentarz po całym dniu słuchania radia w aucie.
@Zibik
OdpowiedzUsuńTy wiesz, jaki ja mam problem z Twoimi komentarzami? Że sposób w jaki one są napisane, robi wrażenie, jakbyś sobie robił jaja. Ty, na jednym oddechu, potrafisz z jednej strony mi mówić, że ja jestem prawy, sprawiedliwy i roztropny, czy jaki Ci tam przymiotnik przyjdzie do głowy, a z drugiej mnie opieprzać, że jestem zły, głupi i niezorientowany. A wszystko to robisz z tą swoją kaznodziejską powagą.
Ten dysonans mnie rozstraja.
@Kozik
OdpowiedzUsuńPo co Ci to radio? Przecież masz tam jakiś odtwarzacz. Słuchaj muzyki.
@@Toyah & Kozik
OdpowiedzUsuńTo jest Toyahu (przypuszczam, bo sam mam to samo) rodzaj pewnego masochizmu, który drzemie w każdym. Chyba podobnie jak z Twoją inklinacją do szkła (kontaktowego oczywiście, a nie pełnego).
Słucham tego Tłumok FM i się utwierdzam, że to durni gówniarze z antify i okolic.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńNo nie. Wypraszam sobie. Ja nie oglądam telewizji cały dzień.
@Toyah
OdpowiedzUsuńFakt, Kozik napisał, że słuchał cały dzień. To by było niebezpieczne i mogłoby się skończyć wypadkiem, lub, co gorsza, w psychiatryku.
@Toyah & Jazgdyni
OdpowiedzUsuńA słucham przeważnie płyt lub adiobook(ów?). Wczoraj miałem dłuższą trasę i akurat nie miałem nic nowego, więc włączyłem Trójkę - lewackość tam postępująca jest. Dziś rano był nam nawet któryś od palikotowców. Pluralizm przez duże plu.
@Kozik
OdpowiedzUsuńA Trójka była kiedyś taka fajna...
Dawno nie słuchałem.
@Toyah
OdpowiedzUsuńObyś w życiu codziennym miał tylko takie "problemy". Dziękuję przede wszystkim za to, że jednak przemogłeś się i napisałeś kilka słów, do mnie. Pytam - skąd to absurdalne podejrzenie?.... Przecież nie pierwszy raz u Ciebie uczestniczę w dyskusji i staram się być sobą tzn. zawsze szanować innych, a jedynie w przypadkach wg. mnie uzasadnionych odnosić się krytycznie, do artykułowanych tez, ocen, sądów, stwierdzeń, czy mniemań, bądź innych niezbyt fortunnych sformułowań.
Czytając uważnie Twoje autorskie teksty zwykle obszerne, czy wnikliwe opisy i analizy trudno nie zorientować się - kim jesteś?... lub - co Tobie naprawdę w duszy gra?.....Radykalnie inna jest pozycja i rola Twoich gości tj. uczestników dyskusji, którzy zwykle ograniczają się, do lapidarnych wpisów.
Natomiast zupełnie inną kwestią chyba są nasze osobiste wrażenia, czy personalne odniesienia, które wg. mnie mogą być nie koniecznie następstwem stylu pisania komentarzy, lecz prezentowanej na forum wobec innych nagannej postawy i jednocześnie wyrazem uprzedzenia. A taki stan ducha choć u osób prawych na szczęście nie jest stały, ani trwały - nie tylko powoduje dyskomfort, czy "rozstraja", ale również może wyzwalać niskie instynkty i potęgować agresję, czy wrogie usposobienie.
Pozdrawia Ciebie uprzejmie i osoby Tobie bliskie nie jajcarz, lecz "ten drugi" - Zbigniew
@Kozik
OdpowiedzUsuńA nie możesz słuchać Radio Maryja ?
@Zibik
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, ale ten Twój komentarz jest tak retorycznie skomplikowany, że nic z niego do mojego zakutego łba nie dotarło.
@raven59
OdpowiedzUsuńCzyżbymy doszli do tego, że poza RM nie ma już nic? To byłby prawdziwy dramat.
@Toyah
OdpowiedzUsuńDo słuchania ?
W skali kraju praktycznie rzecz biorąc tak. Lokalnie jest parę stacji, które warto słuchać np. w Warszawie Radio Warszawa - 106,2.
Wiesz, że ja słucham również TokFM - to mi pomaga już rano poznać przekaz z którym mam się nie zgadzać.
Ale to jest dobre dla masochistów...
Najlepiej więc jednak słuchać RM - najlepszy serwis informacyjny i aktualności dnia od godz.: 13.00 do 14.00.
@Toyah
OdpowiedzUsuńTo jest metoda stara i znana udawać kogoś, kim się w rzeczywistości nie jest. Dlatego zgódźmy się, że nie Twoja postawa, a raczej zachowanie wobec mnie, czy innych wybranych osób nie jest efektem ograniczenia, czy upośledzenia intelektu, lecz kolejny raz powtarzam wyłącznie owego belferskiego nawyku tj. jedynie nieraz skłonności afirmowania swojej wyższości, czy wyniosłości. Czy naprawdę nie widzisz, w takim zachowaniu nic zdrożnego?.....
@All
OdpowiedzUsuńJednak największym atutem RM jest nie tylko możliwość słuchania, lecz również uczestniczenia w wspólnej modlitwie, oraz uczestnictwo wybranych i zapraszanych osób w cyklicznych programach. Chyba ewenementem jest względnie swobodna możliwość uczestniczenia na forum o zasięgu większym, niż krajowym słuchaczy w tzw. "rozmowach niedokończonych."
@raven59
OdpowiedzUsuńCiekawa sprawa z tym TOK FM. Ja wiem, że oni mają w sobie coś takiego, co wielu zupełnie normalnym ludziom każe się od nich wręcz uzależnić. A ja wyobraź sobie ani jednej minuty mojego życia nie spędziłem na słuchaniu tego czegoś. Nie wiem, jak to się stało, ale to jest fakt. Nigdy. Nawet przez chwilę.
@Zibik
OdpowiedzUsuńMuszę Cię rozczarować. Ja w ogóle nie mam poczucia, bym w jakikolwiek sposób afirmował swoją wyższość lub wzniosłość. A zatem, jeśli nawet widzę jakąś zdrożność w owym afirmowaniu, to nie odnoszę tego do siebie.
Natomiast ciekaw jestem, jak to jest, że Ty, mimo że ja jestem według Ciebie tak ohydny, wciąż tu wracasz. Czyżby to był syndrom TOK FM?
Toyahu ponieważ tym razem piszesz wierutne bzdury, bądź przynajmniej rzetelny i uczciwy wobec samego siebie. Przecież odnośnie mojej osoby, czy nawet innych gości chyba nic oprócz okazywanego szacunku nie "musisz", a tym bardziej akurat mnie satysfakcjonować, czy "rozczarowywać". Jednak to, że w dyskusji na forum zamiast wskazywać, tj. cytować interlokutora nieuprawnione oceny, stwierdzenia, czy personalne odniesienia, masz skłonność siebie deprecjonować i celowo cudze wybrane wypowiedzi przeinaczać jest co najmniej nieuczciwe i wielce wymowne. Wykaż - gdzie napisałem, że jesteś "ohydny", czy jakiś tam.
OdpowiedzUsuńWskazywanie ludzkich skłonności, bądź nawyków, czy nawet ewidentnych błędów nie jest tożsame z określeniem - jaki kto naprawdę jest?...
Natomiast dodatkowo afirmowane uporczywe trwanie w błędzie, czy brak gotowości i zdolności, do wymaganego przeproszenia albo koniecznej refleksji może już być podstawą, do oceny charakteru, czy osobowości.
Ps. Informuję, że nie "wracam", lecz dość regularnie, z satysfakcją i może zbyt uważnie czytam wszystkie Twoje autorskie teksty, a nawet bardzo zróżnicowane tzn. mniej lub bardziej życzliwe i uprzejme wpisy, do mnie i innych uczestników dyskusji.