Nie mam pewności, czy ten dowcip leciał akurat właśnie w ten sposób, ale chyba było tak, że dwóch bałwanów gdzieś z Zielonej Góry, czy Piły pojechało do pracy do Niemiec i dostali za zadanie wylakierować komuś tam jakiś parkiet. Wleźli więc do tego pokoju i od razu zabrali się za robotę, tyle że z obliczeń im wyszło, że najlepiej będzie zacząć od drzwi. Kiedy byli jeszcze na początku drogi, przechodził jakiś Niemiec i powiedział im, że jak dalej będą iść w tym kierunku, to jak już skończą, to z tego pokoju nie wyjdą. Oni jednak malowali dalej, i wreszcie, kiedy już niemal cała podłoga była gotowa, a oni siedzieli z tym wiadrem w kącie, jeden z nich drapie się w głupią pałę i mówi: „Popatrz, kurna, ci Niemcy to jednak mają łeb”.
Przypomniał mi się ten żart z tej prostej przyczyny, że pewna seria zdarzeń kazała mi powtórzyć powyższą myśl niemal słowo w słowo, tyle że w stosunku do siebie: „Patrzcie, kurna, ja to jednak mam łeb!” Poszło najpierw o to, że szedłem sobie z psem mojej córki na spacer do parku, i nagle, tuż obok sklepu „Alma” ujrzałem wielką reklamę prezentującą coś co zostało nazwane „dniem otwartym” nowej, bardzo nowoczesnej, prywatnej kliniki, a tuż za wspomnianą „Almą”, ujrzałem ową klinikę w pełnej glorii. Dokładnie jednak sprawa polegała na tym, że ja kiedyś, pisząc – bardzo, jak wszyscy wiemy, wyjątkowo, o sprawach, a nie o ludziach – wyobraziłem sobie naszą polską przyszłość w postaci prywatnego szpitala pod nazwą „Szpital Europa”, z zepsutym neonem, i zamkniętym dla pacjentów, jak to mawiał wielki Wiech, „z powodu że wyszłem”. Dziś więc idę sobie z psem mojej córki i patrzę, a tu ta klinika – piękna i wystawna jak jasna cholera – pod nazwą „Euromed”. A więc trafiłem niemal w dziesiątkę. Ja to jednak mam łeb.
Dziś jednak, kiedy zabieram się do tego tekstu, mam na myśli coś bardziej spektakularnego. Ale zanim przejdę do rzeczy, chciałbym tym, którzy widzieli – przypomnieć, a tym, co widzieć nie mieli okazji – opowiedzieć bardzo krótko o pewnym niezwykle wybitnym filmie, w wersji oryginalnej zatytułowanym „Mars Attacks”, na polski przetłumaczonym jako „Marsjanie atakują”, a w wersji Kazika Staszewskiego przedstawionym – oczywiście, jak to u Kazika, najlepiej – jako „Mars napada”. Film, jak mówię, wybitny w sposób absolutnie jednoznaczny, przedstawia inwazję, jakiej na naszą planetę dokonali Marsjanie. Krótko mówiąc, chodzi o to, że Ziemia otrzymuje informację o tym, że mają lądować Marsjanie, i w tym momencie, najbardziej skretyniale przedstawicielstwo naszego gatunku, poczynając od polityków, a kończąc na jakichś półprzytomnych ekologach, działaczach pokojowych, naukowcach i w ogóle tak zwanych autorytetach, wpada w kompletny zachwyt, że oto obca – niewątpliwie oczywiście wyższa i bardziej od nas rozwinięta – cywilizacja zechciała nas łaskawie, w tak niezwykły sposób, uhonorować swoim zainteresowaniem. Wszyscy więc, pełni uroczystej gotowości i zachwytu, czekają na tych Marsjan, a tymczasem nagle okazuje się, że ci, co mieli być tacy wybitni i światli, to wyłącznie banda okrutnych debili, którzy nie potrafią nic innego, jak tylko rechotać i niszczyć. Mało tego. Jedyna ich siła – pomijając ich oczywiste talenty wynikające z tego, że są kosmitami – to to, że są bezwzględni i całkowicie bezmyślni. Nie znają ani refleksji, ani litości, ani rozmowy, ani nawet czegoś, co by się określało jako interes. Nie są nawet silni. Wystarczy głupi pistolet by ich rozbić w pył. Jedyne co mają, to ten rechot, tę bezczelność i ten kompletny brak refleksji, i to im pozwala przez jakiś czas tryumfować.
I oto nagle, któregoś dnia, idę sobie przez moje miasto, patrzę a tu na froncie Hotelu „Katowice” przeogromny billboard, a na nim Kuba Wojewódzki i Michał Figurski z poobijanymi ryjami, skacowanymi oczami, reklamują radio o nazwie „Eska”. I ja sobie pomyślałem od razu o tych Marsjanach. Nie żeby oni też byli poobijani i uświnieni. Co to, to nie. Na filmie ci Marsjanie są nawet dość eleganccy i tacy bardziej czyści. Chodzi o co innego. O tak zwany wymiar wewnętrzny. Chodzi o to, że ci dwaj, wraz z tą ich misją, doskonale się wkomponowują w przesłanie wspomnianego filmu. Tu też chodzi o to, że liczy się wyłącznie chamstwo i taka zupełnie bezsensowna, niczemu nie służąca agresja. Chodzi o to, by rechotać i niszczyć – i poza tym już nic więcej. No i – a to już może przede wszystkim – chodzi o to, że ten rodzaj agresji funkcjonuje tu nie jako eksces, ale styl bycia, natura, coś bardzo, bardzo stałego. I nagle patrzę na tego Wojewódzkiego i Figurskiego, i widzę, że oni są dokładnie tacy sami. I okazuje się nagle coś jeszcze: że tych billboardów jest już cała masa. Wprawdzie nie tak wielkich, ale normalnych, o przeciętnej kampanijnej wielkości. Jedne z Wojewódzkim, inne z Figurskim, a wniosek z nich jeden – one wszystkie, z całą pewnością, muszą trafiać w zapotrzebowanie. One z pewnością mają swoją publiczność. I to publiczność wielką. I tu jest już tylko tę jedną jedyną różnicę między fikcją filmową, a naszą realnością. Ludzie sterroryzowani przez Marsjan wprawdzie zostali tak samo głupi, jak byli wcześniej, ale od tej agresji jakoś się ostatecznie odwrócili. My tę agresję przyjęliśmy. I to przyjęliśmy posłusznie i z satysfakcją.
Dlaczego powiedziałem, że „ja to jednak mam łeb”? Dlatego mianowicie, że ja już jakiś czas temu, trochę może bardziej z czystej złośliwości, niż w oparciu o konkretne doświadczenie, zacząłem pisać o ludziach pracujących dla Systemu w kontekście tego tytułu – „Mars napada”. I oto nagle okazuje się, że tak. Że ja to w pewnym sensie przewidziałem. Że oni w ciągu zaledwie kilku miesięcy, czy, w najgorszym wypadku paru lat, stali się niemal lustrzanym odbiciem tamtych charakterów. Tamtej kultury. Tamtej cywilizacji. Mamy tego Figurskiego i Wojewódzkiego. Przecież oni są dokładnie, jak tamci. Tyle może różnicy, o czym już tu wspomniałem, że tamci jednak prezentowali pewien typ klasycznej elegancji, gdzie twarze są umyte, a buty wyszczotkowane. A ci reprezentują elegancję nową, w postaci obszczanych nogawek i brązowych z kupy majtek. Taki postęp.
Jednak to jeszcze nie wszystko. Bo trzeba nam wiedzieć, że nieszczęścia chodzą nie dość że parami, to jeszcze niekiedy trójkami. Jednak tu też muszę najpierw opowiedzieć fragment ze wspomnianego filmu. Otóż w pewnym momencie, Marsjanie postanawiają wedrzeć się do Białego Domu, i w tym celu jeden z nich przybiera postać – oni to potrafią robić lepiej od nas – niezwykle, w ich marsjańskim rozumieniu, atrakcyjnej kobiety. I to jest w swojej zabawności scena absolutnie wybitna. Oto pojawia się na nocnym horyzoncie coś, co dla każdego normalnego człowieka jest karykaturą trochę lalki Barbie, trochę jakiejś ruskiej kurwy, i to coś idzie przed siebie, kręcąc tyłkiem, piersiami, włosami, ramionami, i każdym swoim ruchem udowadniając przede wszystkim to, że nie jest w żadnym wypadku człowiekiem, tylko jakimś obłąkanym produktem z kosmosu, w dodatku produktem kompletnie nieudanym. No i w pewnym momencie to coś trafia na wysokiego prezydenckiego urzędnika, który oczywiście jest tak głupi, że nie zauważa, że ma do czynienia z alienem, a nie człowiekiem, no i daje się uwieść. I to jest naprawdę bardzo śmieszne. Zwłaszcza jak ta lalka odgryza mu palec.
I gdy wydawało się, że coś takiego może występować tylko w komedii science-fiction, TVN24 postanowił, że już na całego będzie lansować kogoś, kto u nich tradycyjnie czyta pogodę, ale ostatnio funkcjonuje jako redakcyjna lalunia, i nazywa się Dorota Gardas. Daje słowo, że ja bym się nad tą Gardas nie znęcał, gdyby nie dwie rzeczy. Pierwsza to taka, że ona najwyraźniej zupełnie autentycznie jest przekonana, że jest śliczna, a druga to taka, że o jej śliczności – specyficznej, to fakt, ale zawsze – najwyraźniej przekonana jest też redakcja TVN-u. Ona sama natomiast, wyglądając jak karykatura samej siebie sprzed lat, całkowicie upodobniła się do tego podstawionego Marsjanina, a kamery, zamiast skupić się na czymś w miarę normalnym, z uporem maniaka wciąż pokazują ją w maksymalnym zbliżeniu. Ja oczywiście widzę i wiem, że koledzy tej Gardas zdają sobie świetnie sprawę z tego, że z nią jest coś nie tak, i w sposób właściwie już kompletnie otwarty urządzają sobie z niej pośmiewisko, jednak nie ulega też wątpliwości, że właściciele stacji trzymają ją w tym kształcie, w przekonaniu, że szerokiej publiczności ona jak najbardziej imponuje. Że dla szerokiej widowni ona jest uosobieniem kobiecego wdzięku i urody. I obawiam się, że mają jak najbardziej rację. Dokładnie tę samą rację, co właściciele „Eski” odnośnie tych dwóch kosmitów.
I to jest mój problem. Nie to przecież, że ktoś taki jak Wojewódzki, Figurski i ta Gardas w ogóle istnieją. W końcu świat ma dla nas przygotowanych wiele niespodzianek. Ale to, że na nich istnieje tak ogromne zapotrzebowanie. Że oto nasza dzisiejsza kultura osiągnęła stan takiego upadku, że na poziomie estetycznym wręcz niepostrzeżenie oparła się na modelu wymyślonym przez autorów filmu „Marsjanie atakują”. Że to co tam w sposób oczywisty było kpiną, parodią, satyrą i, być może, swego rodzaju ostrzeżeniem, nagle przez nas zostało przyjęte, jako pewien trend, i ten trend nam się bardzo spodobał.
A ja? Co mi do tego? No właśnie od tego zacząłem – kiedy zaczynałem w stosunku do nich używać epitetu „Marsjanie”, ani mi do głowy nie przyszło, że jestem jakimś, cholera, prorokiem. I mogę dziś oczywiście mówić, że przepraszam, że ja tylko żartowałem, że nie wiedziałem, że coś takiego jest w ogóle fizycznie możliwe, ale wiem, że to nic nie da. Stało się i musimy teraz się z tym jakoś uporać. Jedyne natomiast co mogę zrobić, to zwrócić się do tych, którzy w ostatnich wyborach glosowali na Platformę Obywatelską, i powiedzieć im uczciwie, że to, że oni nie lubią PiS-u, ja jestem w stanie zrozumieć. Ja jestem w stanie zrozumieć, że oni lubią Donalda Tuska. Natomiast jestem pewien na sto procent, że to iż oni stanęli po stronie kultury, gdzie wzorem elegancji i powabu jest Figurski z Wojewódzkim, a szczytem kobiecego wdzięku Dorota Gardas, świadczy o nich jak najgorzej. Ja bym na ich miejscu już zaczął uciekać.
A my tu zostańmy. Z naszymi marzeniami, rozczarowaniami, z tym naszym bezradnym kompletnie niezrozumieniem tego, co się wokół nas dzieje. I z tym biednym Jarosławem Kaczyńskim, tak okropnie samotnym i zamkniętym przed światem, który go tak fatalnie rozczarował. Rozmawiałem dziś z ojcem Rachmajdą i on mi powiedział, że się modli specjalnie w jego intencji. Specjalnie w tej jednej intencji. Módlmy się więc razem z nim. A ja bardzo pokornie proszę o kupowanie książki i wspomaganie tego bloga finansowo, byśmy mogli ten czas przetrwać jakoś razem. Dziękuję.
Few men even considered the possibility... and slowly and surely, they drew their plans against us.
OdpowiedzUsuń[...]
The chances of anything coming from Mars are a million to one - but still they come!
Ja wiem, że to czysta dyskoteka i że czegoś takiego tu się nie słucha, ale tak mi się skojarzyło i nie mogłem się powstrzymać.
Serdeczne pozdrowienia dla Autora i wszystkich Komentujących.
Dobry wieczór!
OdpowiedzUsuńNie da się więc, jak widać, oddzielić polityki od popu. A kto pisze o popie tak jak Ty?
No i dobrze, że przypominasz o tym co jakiś czas.
Tyle to może mojego nic nie wnoszącego komentarza do dzisiejszego tekstu.
Nie zdążyłem nic napisać pod poprzednimi dwoma, więc pozwolę sobie teraz (choć już poza tematem): gdy słuchałem w radio wiadomości o tym jak to czule podnoszony i przenoszony jest na miejsce Boeing 767 to cały czas mi stał przed oczyma ten gnijący wrak Tu-154M ze Smoleńska. Pewnie mało oryginalne to moje spostrzeżenie, nie wiem, nie czytam ostatnio zbyt wielu blogów, jednak nie mogłem się z Wami nie podzielić tutaj tą refleksją.
Zresztą to wszystko też już przemielił i wymieszał wspomniany wcześniej POP.
Więc i ja pomodlę się dzisiaj za Jarosława.
Ukłony!
@Mr.White
OdpowiedzUsuńPop jest okay. O ile nie jest wykorzystywany do złego. A wbrew pozorom, bywa że nie jest.
Cieszę się bardzo, że tu zajrzałeś.
@Kozik
OdpowiedzUsuńNo tak. Ale ja cały jestem z popu. Dlatego pop mnie tak nienawidzi.
@Toyah
OdpowiedzUsuńCodziennie - od Tamtego Dnia - modlę się w intencji Jarosława Kaczyńskiego.
Żeby dobry Bóg wspomagał go w tym co robi, żeby zachował go w zdrowiu i dawał mu siłę w walce ze złym.
@toyah
OdpowiedzUsuńTo ja może jeszcze trochę popiszę obok tematu, a jakby co, to zwalę winę na moje zwyrodniałe skojarzenia.
Otóż nie mam pojęcia, jak wygląda ta Gardas i nie mam zamiaru pytać o to googla, ale założę się, że bym ją rozpoznał w tłumie, bo jest coś takiego, że nie można z przyjemnością patrzeć na twarze kobiet występujących w TVN. Moja żona wprawdzie złościła się gdy tak mówiłem i dodawała, że mi ten wstręt do TVN już całkiem nie tylko na głowę, ale i na oczy się rzucił, ale kilka razy zdarzyło się, że oglądając jakiegoś kolorowego papierowego śmiecia ze zdjęciami, zapytałem mojej żony, czy ta ze zdjęcia przypadkiem nie występuje w TVN. Z moją koszmarną pamięcią do twarzy nie mogło być mowy, że zapamiętałem ją z jakiegoś programu oglądanego miesiąc temu, więc wychodzi na to, że moja hipoteza jest prawdziwa, a brzmi ona tak: one wszystkie babrzą się tam w takim syfie, że są nim przesiąknięte na wylot i nie sposób, by ten syf nie emanował z ich twarzy.
Całkiem możliwe, że ta hipoteza dotyczy również facetów z TVN, ale to by musiała zweryfikować któraś z P.T. Komentatorek.
PS Czytam ten blog od dawna i nie opuściłem żadnego wpisu, a to że komentuję dziś oznacza jedynie, że wszystko co miałem do dodania było jeszcze głupsze niż to, co napisałem powyżej, więc w sumie to niewielka strata.
@raven59
OdpowiedzUsuńCzy Ty wiesz, że z nim dziś praktycznie nie na kontaktu?
@Mr.White
OdpowiedzUsuńNie ma co się nią zajmować. Ona wygląda jak ta ślicznotka z Mars Attacks. Problem w tym, że ten typ się spodobał znacznej części Polaków.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNie załamiesz mnie.
Tym silniej muszę się modlić.
Fotyga w ubiegły piątek powiedziała dziennikarzom: świat się wali a wy mnie pytacie o Ziobrę?
PS. polecam:
http://niepoprawni.pl/blog/1489/ziobro-czlowiek-roku-wprost
@Mr. White
OdpowiedzUsuńCześć Białasie! Nie komentujesz już u Coryllus'a?
@raven59
OdpowiedzUsuńNa NE już się nie loguję, więc nie komentuję i nie stawiam gwiazdek, ale nadal czytam kilku autorów, m.in. Ciebie. Czasu brak - to skutki uboczne dwutygodniowego urlopu.
@Mr White
OdpowiedzUsuńPrezenterzy, nie tylko z tvnu, mają wygląd parobków. Co prawda nigdy nie widziałam żywego parobka, ale oni tak musieli wyglądać. Mars też tak uważa, skoro ich tak wszystkich ulepił.
@Marylka
OdpowiedzUsuńWygląd parobków! To jest to! Dziękuję za podpowiedź. Już się moja żona nie będzie złościła, że mówię, że oni wyglądają jak pedały. Będę mówił, że wyglądają jak parobki, a parobek to w końcu nic takiego, o co się można złościć.
@ Mr.White
OdpowiedzUsuńJak się czytało Gombrowicza, to skojarzenie parobka z pedalstwem jest naturalne.
Skoro jesteśmy przy science fiction, to z całej tej TVN-owskiej menażerii wyróżniłabym Anitę Werner, która zawsze sprawiała na mnie wrażenie cyborga.
@M White
OdpowiedzUsuńPewnie! Już sobie wyobrażam ten dialog.
@raven59
OdpowiedzUsuńWiem że tak powiedziała. Nawet o tym pisałem. Tyle że ja nie o Ziobrze, lecz o Kaczyńskim.
@Marylka plus Mr.White
OdpowiedzUsuńMoja żona z kolei używa nomenklatury 'od krów'. No wiecie, że ktoś tam wygląda jakby doił krowy. Nasze żony bywają brutalne.
@Marion
OdpowiedzUsuńOwszem. U nas w domu na nią już od lat nie mówi się inaczej jak 'android'. Jednak Gardas to wymiar zupełnie szczególny. To jest naprawdę nowy etap.
@Toyah
OdpowiedzUsuń//Wiem że tak powiedziała. Nawet o tym pisałem. Tyle że ja nie o Ziobrze, lecz o Kaczyńskim.//
Wiem o kim pisałem i wiem za kogo się codziennie modlę.
Przypomnienie wypowiedzi Fotygi o Ziobrze miało na zwrócenie uwagi, ze tak naprawdę zostaliśmy wmanewrowani w zajmowanie się sprawami partyjnymi (i innymi pobocznymi) gdy dla naszej przyszłości ważniejsze rzeczy dzieją się gdzie indziej...
@Toyah
OdpowiedzUsuńmiało być: "Wiem o kim pisałeś..."
@ALL,
OdpowiedzUsuńniestety, nie mogę dorzucić swoich refleksji odnosnie tvn, gdyż programowo nie oglądam. Łatwo, niestety ulegam wpływom i wolę unikać pokus.
Tym bardziej sobie cenię Państwa opinie, bo już odpowiednio zrecenzowane.
@Toyahu, ten tekst pozwolił mi na wzbogacenie swojej percepcji. Doskonale określiłeś i ponazywałes te wykwity naszej kultury. A nawet nie wykwity, a "tryndy".
Już myślałam, ze w moim odbiorze rzeczywistosci jest coś nie tak.
@molier
OdpowiedzUsuńWykwity to niezłe słowo. Tak się przecież mówi o różnych francach na skórze.