Jak już pewnie zauważyliście, ksiązka z wyborem tekstów z naszego bloga – dość starych, bo jeszcze sprzed Katastrofy Smoleńskiej – jest już do kupienia w księgarni Coryllusa. To on zgodził się ją wydać i to on ją będzie sprzedawał. Mam wielką nadzieję, że jeśli uda się ten skromny nakład z sukcesem zamknąć i wydać kolejny tomik z wpisami już z okresu po Katastrofie, ten blog stanie się w pełni tym, czym był od samego początku, a więc w stu procentach niekomercyjną, płynącą z samego środka mojej duszy i serca afirmacją życia i nadziei.
Parę słów o samej książce. Jak widać na obrazku obok, jest to książka prześliczna, głównie dzięki obrazkowi na okładce, autorstwa mojego kolegi Marka Kamieńskiego, wybitnego polskiego malarza. A to już coś jest. Bo jeśli książka jest ładna i dobrze leży w dłoni, to cóż więcej trzeba? Skoro już się ją ma – cóż więcej trzeba? W końcu przeczytanie takich czterystu stron, zwłaszcza osobom wyćwiczonym w szybkim czytaniu, zabiera może dwie godziny? A kto wie, czy nie mniej? A co później? Później już tylko o to chodzi, żeby ją mieć i choćby patrzeć na tę czarną okładkę z tym prześlicznym obrazkiem w środku.
No dobrze. Niech będzie, że treść jest też ważna. Jeśli więc idzie o treść, to, tak jak już wspomniałem, są to teksty, które pojawiły się na tym blogu jeszcze w marcu 2008 roku, kiedy nawet nam do głowy nie przyszło, że oni mogą posunąć się aż do czegoś takiego, i tak się tu ukazywały aż do czwartku przed tamtą sobotą. Sam je wybrałem, bardzo dbając o to, żeby nic, co tu przez wielu uważane było za najcenniejsze, się nie zmarnowało. I mam nadzieję, że tak jak jest, będzie dobrze.
Proszę, kupujcie tę książkę. Jestem pewien, że warto. Poniżej tekst, który napisałem dla Solidarnych 2010. Krótki, z pozoru błahy, ale myślę, że i tu znajdzie on swoje dobre miejsce.
Zastanawialiśmy się już tu parę razy nad problemem dziennikarzy w tym szczególnym ujęciu, czy oni są źli, czy może tylko głupi. I trzeba przyznać, że każdy kolejny dzień, zamiast dać nam jakąś konkretną odpowiedź na to pytanie, każe nam sądzić, że jest po prostu raz tak, raz tak, a czasem – i tak, i tak. Nie inaczej więc poczułem się po przeczytaniu w Rzeczpospolitej stałego weekendowego kącika, zatytułowanego „Kto zyskał, kto stracił”, tyle że, z jakiegoś powodu, nie prowadzonego już przez szanownego pana redaktora Semkę, lecz przez red. Michała Szułdrzyńskiego.
Z pięciu poruszonych tam tematów, trzy dotyczą jednej sprawy, a mianowicie decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie rządowego projektu zakazu billboardów i spotów wyborczych. Trybunał, w jak najbardziej oczywisty i naturalny sposób, stwierdził, że tego typu zakaz prowadzenia kampanii wyborczej, stanowi zakaz prowadzenia kampanii wyborczej w ogóle, a w ten sposób oznacza też próbę tłumienia wolności słowa, a tym samym powiedział Donaldowi Tuskowi, żeby się przestał wygłupiać. Na razie.
Czy do końca i czy rzeczywiście tak? Otóż chodzi o to, że chyba jednak niekoniecznie. Sam Szudrzyński, cytując wypowiedź Jacka Protasiewicza, szefa kampanii Platformy, stwierdza, że najprawdopodobniej politycy PO, a być może i sam Tusk, świetnie od początku wiedzieli, ze ten zakaz jest nie do przeprowadzenia, ale że jeśli oni jedną ręką będą mieszać w temacie marnowania publicznych pieniędzy na jakieś, panie, polityczne bzdury, to drugą jednocześnie powinni te spoty i te billboardy dla siebie szykować. To właśnie przyznał Protasiewicz. Że Platforma świetnie wiedziała, że z tego zakazu nic, poza być może lekkim wzrostem sympatii dla Platformy, nie będzie. Problem tylko w tym, że jedyne na co Szułdrzyńskiego stać, to poinformować o tym dysonansie i na tym temat zamknąć. A postępowanie to ma oczywiście odpowiednie dalsze konsekwencje. Pokazuje ono mianowicie, że zgodnie z tytułem rubryki, czytelnicy Rzeczpospolitej mają wiedzieć, że wszyscy trochę stracili i trochę zyskali, a przy okazji i sam pan redaktor i jego gazeta są wzorem obiektywizmu i niezależności. Szudrzyński pisze tak:
„Ale ten sukces [decyzja Trybunału] oznacza dla PiS wizerunkowe kłopoty. Wszak w ostatnich tygodniach coraz częściej słychać było z ust polityków tej partii narzekania, że nasze państwo powoli staje się totalitarne, władza tłumi prawo opozycji do zabierania głosu i wolność słowa. Sęk w tym, że Trybunał Konstytucyjny jest nie tylko częścią państwa, ale też w myśl monteskiuszowskiego podziału, organem władzy”.
Załóżmy przez chwilę – zapominając o wyznaniu Protasiewicza – że cala awantura o billboardy i spoty, nie była ze strony Platformy Obywatelskiej zagraniem obliczonym na doraźny sukces propagandowy, lecz autentycznym gestem społecznej troski o marnowane publiczne pieniądze. Załóżmy że Platforma w istocie liczyła na to, że uda się te billboardy i spoty zlikwidować, ale Trybunał – nie chcąc się narazić na zarzuty totalitarnych praktyk – postanowił stanąć w obronie Konstytucji. Cóż to zmienia, jeśli idzie o to, co politycy Prawa i Sprawiedliwości – a, przy okazji, o czym Szudrzyński udaję, że zapomniał, również wielu z nas – sądzą o totalitaryzmie i jego obecności w naszym życiu publicznym? Jeśli Platforma Obywatelska ustanawia w Polsce system pod wieloma względami stricte totalitarny, to jedna decyzja Trybunału Konstytucyjnego, ma tę naszą wiedzę redukować do kompromitującej wizerunkowej porażki? Przecież to jest zwyczajnie chore!
Jednak tu jest coś więcej. Otóż okazuje się, że pomysł zakazu prowadzenia kampanii wyborczej był w tak oczywisty sposób niezgodny z Konstytucją, że przede wszystkim sami politycy Platformy Obywatelskiej wiedzieli, jak się sprawy mają, a decyzja Trybunału najwidoczniej była tylko tej wiedzy oczywistym i naturalnym efektem. Oczywiście, sytuacja, jaka nam została podarowana po czterech latach rządu Donalda Tuska i jego ferajny jest na tyle jasna, ze nie powinna nas dziwić jakakolwiek decyzja, czy to zwykłego sędziego, czy też sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Jednak tu, w tym wypadku, jedyne co można sobie pomyśleć, to to, że akurat jeśli idzie o ten zakaz, nikt nigdy nie traktował go poważnie. Bo na to, zwyczajnie jest jeszcze za wcześnie. Jak na dziś, można kogoś wyrzucić z pracy za poglądy, można na kogoś – też za poglądy – nasłać funkcjonariuszy ABW w kominiarkach o 6 nad ranem, można wreszcie z powodu poglądów ukarać kogoś grzywną 500 złotową, można nawet gdzieś lokalnie sfałszować cichaczem wybory. Zakazać opozycji prowadzenia kampanii wyborczej jeszcze nie można. A Szudrzyński się cieszy, że Trybunał Konstytucyjny pokazał zarówno Platformie Obywatelskiej, jak i PiS-owi, że się pomylili.
A wydawałoby się, że to wszystko jest takie proste. Wystarczy tylko wyciągać wnioski z gotowych już faktów. Michał Szudrzyński fakty te zna, kto wie, czy sam ich nie wytropił, tyle że dalej już ani rusz. Dla niego wszystko układa się według najbardziej prymitywnej propagandowej sztancy: Platforma Obywatelska chciała zniszczyć wolność słowa w Polsce, Prawo i Sprawiedliwość przeciw temu zaprotestowało, w gruncie rzeczy jednak – tak jak to oni – nieszczerze i głupio, natomiast Trybunał Konstytucyjny stanął na wysokości zadania i w swoim majestacie pokazał wszystkim, jak ma wyglądać państwo prawa. No i oczywiście jeszcze coś – pan dziennikarz pokazał, że to gadanie o czwartej władzy, to jednak nie teoria, lecz najprawdziwsza praktyka.
Proponuję, żebyśmy jednak wciąż oczywiście byli czujni i elastyczni jednocześnie. Byśmy pamiętali, że dziennikarze to oczywiście element najbardziej podejrzany. Ale pamiętali przy tym, że cały problem dziennikarstwa wciąż pozostaje do końca niewyjaśniony. Oni czasem są podli, czasem głupi. Dziś akurat wyszło na to drugie. No może z lekkim przesunięciem w stronę podłości.
Toyahu, dwa egzemplarze Twojej książki zakupiłam i teraz czekam na nie z niecierpliwością. Mam nadzieję, że życzenia imieninowe ode mnie i mego męża już dotarły....
OdpowiedzUsuńdoprawdy zgłupiałam.... Piszę ja- Eliza, a wychodzi ...Teodor....Coś mi ktoś(któryś z domowników?) musiał "majstrować".Przepraszam.
OdpowiedzUsuń@Toyah
OdpowiedzUsuńSzuldrzyński napisał dokładnie według dziennikarskiego przepisu, który krótko streszcza mój kolega: "Może pytka, a może nie pytka, ale jednak pytka". A w środku jeszcze zabłysnąć Monteskiuszem, żeby dodać głębi. W sumie przykro patrzeć, jak młodość obrosła tłuszczem i się stacza ku podłości. Kiedyś pięknie opisałeś, jak musi wyglądać tworzenie tekstów w Rzepie. Może warto przypomnieć, niechby jeszcze raz przejrzeli się w lustrze.
@Eliza
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję.
Jak idzie o tę dywersję, to z całą pewnością musiał być Teodor. Ja bym na niego uważał.
@Marylka
OdpowiedzUsuńMnie się to też podobało. Ale ktoś mi zwrócił uwagę, że to się jednak odbywa inaczej. Jak? Nie wiem. Ale podobno nie tak.
No jasne, państwo prawa.
OdpowiedzUsuńGłosowanie tajne i bezpośrednie i głosowanie przez pełnomocnika - tu wg. tego, pożal się Boże, trybunału nie ma sprzeczności.