Kiedy wczoraj byłem w Krakowie na koncercie Morrisseya, zasponsorowanym mi – jeszcze raz dziękuję – przez naszego kolegę LEMMINGA, w Norwegii jakiś, jak mi dziś tłumaczą dobrzy ludzie, chrześcijanin, zamordował niemal stu – domyślam się – niechrześcijan. Co mogę powiedzieć na ten temat powiedzieć, poza tym, że to mocna rzecz? Zwłaszcza w kontekście tej Norwegii. Gdyby się okazało, że któryś norweski satanista spalił sto kościołów wraz z modlącymi się w nich stoma norweskimi staruszkami w moherowych beretach, to zareagowałbym na to pewnie wzruszeniem ramion, na zasadzie takiej, że chyba już o tym gdzieś słyszałem. A tak, owszem, czuję dreszcz emocji. Tym większy, że jak znów mi donoszą dobrzy ludzie, już wiadomo, że za to, co ów norweski wyznawca Chrystusa uczynił, grozi mu maksymalnie 21 lat więzienia, i ten fakt tak oburzył naszego ministra Sikorskiego, że ten opublikował na Twitterze apel, żeby Norwegia dla tego „zimnego drania” zechciała u siebie wprowadzić zmiany w kodeksie karnym.
Ach ten Twitter! Kto by pomyślał, że to jest tak uniwersalne miejsce, że w tym samym niemal czasie, kiedy swoje refleksje na temat sprawiedliwości umieszczał tam minister Sikorski, ów nieszczęśnik ogłaszał tam, tuż obok, tę niezwykłą prawdę, że jeden człowiek z wiarą może więcej niż sto tysięcy ludzi z zainteresowaniami. Cóż to za niezwykła myśl! I cóż to za niezwykła zbieżność stylów. Czy ktoś może widział tego Breivika i jego płaszcz? Toż to szyk niemal jak z Oxfordu! Wprawdzie jakoś wciąż po głowie mi chodzi, by tę mądrość o proporcjach lekko zmienić na paru ludzi z wiarą i 96 osób z zainteresowaniami, ale niech już zostanie tak jak jest.
Jak mówię, jestem pod wrażeniem, jednak nie mogę nie zauważyć, że oto, ledwo co – już po tym, jak Morrissey wyjechał z Krakowa do Warszawy – dotarła do nas wiadomość, że w swoim domu w Londynie zmarła wokalistka nazwiskiem Amy Winehouse. I to jest dopiero news! Niemal jakby stanowiący odpowiedź na to wczorajsze zdarzenie z tamtej przepięknej i tak odległej norweskiej wyspy. To jest dopiero kataklizm! Kiedy jeden człowiek z wiarą i płaszczem prosto od londyńskiego krawca morduje 100 z zainteresowaniami, brzmi to – co by nie powiedzieć – jak jakaś prawda. Ale co powiedzieć tu, gdzie 100 tysięcy ludzi z zainteresowaniami morduje jednego człowieka z wiarą? I co ja biedny wieśniak mogę powiedzieć w tak ciężkim temacie? Zwłaszcza gdy nie mam dostępu do Twittera.
To już chyba wrócę do Krakowa i koncertu Morrisseya. Wydarzenie to – zwłaszcza że nagłośnienie było niedobre, a sam koncert dużo zbyt krótki – miało i tak przede wszystkim wymiar symboliczny. Dla mnie, lata 80. to przede wszystkim Sonic Youth i The Smiths. Dokładnie po równo. A więc, zobaczyć Morrisseya na żywo, w dodatku z bardzo bliska, to dla mnie dzień w pewnym stopniu uzupełniający życie. Kto wie, ten wie. No i był bardzo dobry i sympatyczny zespół supportujący Morrisseya – czterech młodych chłopaków, wciąż chyba jeszcze dzieci – występujących pod nazwą The Heartbreakers, którzy pokazali, jak można w tych ciężkich czasach wciąż autentycznie kochać autentycznego rock’n’rolla.
Zdarzyły się też jednak, wcześniej trochę, dwie rzeczy, które, kto wie, czy nie w równie znacznym stopniu załatwiły mi ten dzień. Otóż, kiedy przyjechałem busem z Katowic do Krakowa, i spotkałem się z moim synem, który na okoliczność występu Morrisseya specjalnie opuścił nasz Przemyśl, nagle, jak grom z jasnego nieba, zanim jeszcze zdążyliśmy opuścić okolice dworca kolejowego, naszym oczom ukazał się nie kto inny, jak sam poseł Jarosław Gowin. I jeśli ktoś myśli, że poseł Gowin robił coś szczególnego, to jest w grubym błędzie. On nie robił nic ponad to, że sobie szedł. W dodatku, bez jakiegokolwiek towarzystwa. Szedł sobie sam, w kierunku peronów, nie napastowany przez nikogo, ze zwykłą walizeczką na kółkach i tyle.
Czemu w ogóle o tym wspominam? W końcu, nie wygłupiajmy się. Gdyby obok nas przeszedł Jan Maria Rokita z żoną, to byłoby coś. To byłby autentyczny hit. Ale Gowin? Bez przesady. Szczerze mówiąc, robię to – a więc wspominam o tym ‘encounter’ – dokładnie na takiej samej zasadzie, jak kiedyś, w tym samym miejscu, wspomniałem o moim spotkaniu z byłym posłem, oraz lokalnym, śląskim politykiem Adamem Słomką. Idę sobie drogą, patrzę, a tu ten wąsik. A obok wąsika Słomka. I cóż ja mogę zrobić, żeby to wytłumaczyć? Otóż, we mnie zarówno Słomka, jak i Gowin, budzą tak nieprawdopodobną agresję, że, gdybym tylko mógł, to ja bym jednego i drugiego najzwyczajniej w świecie pobił. Albo, choćby opluł. I nie wiem, co to takiego we mnie jest, że akurat tych dwóch budzi we mnie takie uczucia. To musi być jakiś kompleks, nad którym nawet nie chce mi się tu dziś zastanawiać. Po prostu, ja mógłbym znieść widok nawet idących pod rękę Stefana Niesiołowskiego i Kazimierza Kutza, natomiast Gowin (czy Słomka) budzą we mnie zwierzę.
A zatem, wysiadłem z tego busa, spotkałem Toyaha juniora, zaczęliśmy sobie normalnie gadać o tym, co nam dolega… a tu idzie Gowin. Oczywiście, wszystko odbyło się bardzo szybko. Myśmy poszli w swoją stronę, on w swoją, ale pierwsza myśl była jedna. Że trzeba było splunąć. Splunąć demonstracyjnie, głośno, z prawdziwym punkowym zamachem. Tak żeby on to splunięcie zobaczył i, żeby choćby się na chwilę zatrzymał. I żeby może, w tym swoim łbie, przetrawił to wydarzenie i może choćby sapnął. Żeby wykrztusił z tego swojego ryja choćby jedno westchnienie. Po tej pierwszej myśli, pojawiła się jednak kolejna. Że ten dzień jest właściwie już ostatecznie spieprzony. No bo, proszę sobie pomyśleć, cóż dobrego może wyniknąć z tego, że człowiek zobaczył Jarosława Gowina – na żywo, w realu, i to naprawdę z bezpośredniej bliskości? Morrissey? Nie żartujmy. A ostrzegali mnie ludzie, bym Kraków omijał szerokim łukiem.
Jednak już po tym wypadku, ale jeszcze zanim ostatecznie ujrzeliśmy Morrisseya w kształcie najbardziej pełnym, a więc i z tym idealnie równym i jednoznacznym przekazem, żeby „jebać futra”, a wszystkie punkty Mc Donald’s i KFC na świecie wypalić żywym ogniem, ponieważ syn mój był głodny jak pies, zaszliśmy – o nie, nie do Mc Donalda! – lecz do meksykańskiej restauracji niemal naprzeciwko Mc Donalda, by, wykorzystując wyjazdową dyspensę, odpowiednio się posilić. I tam przydarzyła mi się kolejna przygoda, która niemalże przykryła swoją rangą sam występ Morrisseya, a już z całą pewnością strąciła w otchłań nieszczęsnego Jarosława Gowina, krakowskiego posła Platformy Obywatelskiej. Otóż zanim dostaliśmy zamówione jedzenie, przebrana za kowbojkę kelnerka przyniosła nam miseczkę z wodą i dwoma plasterkami cytryny. Ponieważ nie wiedziałem, czy mamy tę wodę pić wspólnie z dziubka, czy może łyżeczkami, których akurat nie dostaliśmy, spytałem kelnerki, do czego jest ta woda. No i dowiedziałem się, że to jest woda po to, bym sobie, kiedy już się upapram jedzeniem, mógł w niej obmyć brudne palce. A więc sprawa jasna. Jednak po chwili, dziewczyna wróciła z jedzeniem, postawiła talerze na stoliku, a mi zaczęła przywiązywać do szyi taki fartuszek, jaki się dostaje u fryzjera. No i znów spytałem ją , w jakiej sprawie tym razem ten fartuszek, na co dziewczyna powiedziała, że to jest u nich taki zwyczaj, że oni przyczepiają te fartuszki, żebym nie uświnił sobie marynarki. Podziękowałem jej za wyjaśnienie i dodałem, że to bardzo dobrze, że ona mi wszystko tak grzecznie tłumaczy, bo ja przyjechałem do Krakowa ze wsi i się nie znam na miastowych zwyczajach. I wtedy kelnerka z meksykańskiej restauracji powiedziała coś, co – jak już wspomniałem wcześniej – sprawiło, że ten dzień był udany podwójnie, a Jarosław Gowin i bez tamtego splunięcia zmienił się bezkształtną masę. Powiedziała mi mianowicie, że to zupełnie tak jak ona. Że ona też jest ze wsi i też się nie rozumie na takich sprawach. „To tak jak ja. Też jestem ze wsi”. Tak właśnie powiedziała mi dziewczyna z pistoletem przyczepionym do paska.
A ja dziś sobie wciąż ją wspominam, i myślę sobie, jak by to było pięknie kupić sobie też taki pistolet-zabawkę na korki, albo kapiszony i razem z tą kelnerką zasadzić się na paru strasznie kulturalnych posłów Platformy Obywatelskiej, nawet już nie koniecznie z Krakowa, i ich troszkę postraszyć. Wyskoczyć na nich z krzykiem, żeśmy właśnie przyjechali ze wsi i będziemy ich teraz uczyć naszych zwyczajów. I z radością patrzeć, jak uciekają w popłochu. A gdyby jeszcze udało się zrobić tak, by w tle cały czas dudnił Morrissey, śpiewający do pewnej Margaret „Please die”, to by była dopiero zabawa!
Powyższy felieton robi pewnie wrażenie jeszcze bardziej dziwaczne, niż poprzedni. Myślę, że przydałaby mu się chociaż jakaś klamra, ale jedyne co mi przychodzi do głowy, to tylko to, że parę dni temu, na cmentarzu gdzie leżą pochowani moi rodzice, jacyś emisariusze nowej cywilizacji zniszczyli 35 grobów i jutro we wszystkich kościołach będą wznoszone do Naszego Pana modlitwy ekspiacyjne. No ale to chyba – po tym wszystkim – nie jest wiadomość już w ogóle interesująca. Więc chyba musi zostać tak jak jest. No ale, jak już mówiliśmy, tu jest jak w życiu. Czasem bardziej od serca, a czasem bardziej od rozumu. Natomiast, jeśli komuś to co tu powstaje wciąż się podoba, będę wdzięczny za każdy możliwy gest solidarności. Numer konta macie tuż obok.
@toyah
OdpowiedzUsuńDziekuje za kazde dobre slowo jakie mi poswieciles w ostatnich dwoch wpisach. Ale to mnie prawdziwie zawstydza, i nic wiecej o tym pisac nie bede.
Ten wpis jest bardzo ladny, i poprzedni tez ladny. Ja cos podobnego jak Ty z poslem Gowinem przezylem kiedys, kiedy zatrzymalem sie nadac jakas paczke na poczcie w dzielnicy Wlochy. I chodnikiem szedl posel Czuma. Szedl, trzymajac w reku reklamowke z jakimis rzeczami, i jakos tak sie niepewnie poczulem. Nie zebym specjalnie nienawidzil Posla Czumy. Ale dzien byl schrzaniony.
W tej Norwegii zupelnie fatalna sprawa. Ale wydzwiek polski zupelnie niezwykly. Wiec po pierwsze, rzeczywiscie rano wszystkie publikatory internetowe krzyczaly ze morderca byl "chrzescijaninem". Przekaz dla mnie jasny: to katolstwo wzielo sie do zabijania. Druga sprawa, ktora mnie w zwiazku z tym niezwykle interesuje, to to kto i kiedy pierwszy raz powie/napisze ze trzeba wsadzic Kaczora i delegalizowac PiS, bo inaczej u nas bedzie tak samo. Chyba sie nawet przelamie i wroce do starego nawyku sluchania TOK FM rano, zeby osobiscie odnotowac ten fakt. Bo to ze do niego dojdzie, uwazam za bezspornie pewne.
Na koniec to co najwazniejsze - wiesniactwo. Wiesz, zwiezle mowiac, ja uwazam ze niczemu w zyciu tyle nie zawdzieczam jak faktowi ze chowalem sie na wsi. Te moje pierwsze lata zycia, ta wioska, ta babcia i ten kosciol (jakiesmy juz kiedys wspolnie stwierdzili), to mi dalo taki fundament, ktorego nie udalo mi sie pozniej spieprzyc mimo swoich roznych wysilkow, w istocie niezbyt intensywnych, ale za to wieloletnich i powtrzanych. Wiesniactwo rulez, powiedzialbym po mlodziezowemu.
Serdecznosci!
@Toyah
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Szanowny Lemming lubię takie wpisy. I lubię takie dziewczyny jak ta kelnerka z meksykańskiej knajpy. A propos knajp i wpisu, dwa tygodnie temu byłem w pizzerii gdzie oprócz mnie z Aliną i Jasiem wśród innych gości wciągał pizzę Tomasz Arabski z rodziną. No i rozterki moje zwerbalizowałeś dziś w tym wpisie. Ja to w ogóle tego Arabskiego pamiętam z dawnych czasów, nawet on był wtedy Tomek ale to nie w temacie i nie ma co.
No i żyjemy tą Norwegią. Nawet wiadomości z tej okazji obejrzałem w telewizorze.
Nawet pozwolę sobie na mój mały, prywatny i pewnie kontrowersyjny komentarz: otóż patrząc na zdjęcia tego Breivika i słuchając tego co on powiedział o człowieku z wiarą i ludziach z zainteresowaniami przypomniał mi się Tadeusz Zakrzewski z powieści "Droga do nikąd" J. Mackiewicza. Otóż tenże Zakrzewski powiedział, że z bolszewizmem w ogóle nie ma co dyskutować, że wdając się w dowolną politykę, już jesteśmy w pułapce. Na pytanie co w takim razie robić, odpowiedział: "Strzelać".
A to co sobie pomyślałem po tym jak wyeksponowano "chrześcijański fundamentalizm" zamachowca to już napisał Lemming.
Ukłony!
Errata:
OdpowiedzUsuńjest: wdając się w dowolną politykę
miało być: wdając się w dowolną polemikę.
@LEMMING
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą pewna pani - pedagog i psycholog - zadzwoniła do Szkła Kontaktowego i strasznie załamywała ręce nad tą nienawiścią, która stała za tą tragedią w Norwegii. A potem powiedziała, że u nas w Polsce jest niestety podobnie. Że weźmy "ten wypadek z Łodzi", gdzie ten człowiek został przez tę pisowską nienawiść "doprowadzony do ostateczności".
I na to, człowiek prowadzący program powiedział, że zgadza się z nią w pełni.
I o czym my tu w ogóle gadamy?
No, no, no Toyahu - zamieram w zachwycie. Przechodzisz samego siebie, o ile jest to wogóle możliwe,
OdpowiedzUsuńMoże, jak napisał szanowny LEMMING, jesteś wypity, albo nosek pudrujesz?
To już jest poważna proza.
A moi Norwegowie są skonfundowani i nie mają zdania.
A ja powiadam wam ludzie - idzie rewolucja. I to duża, europejska. I całe te 40 tysięcy darmozjadów z Brukseli, uciekając, bedą płynąć wpław na Szpicbergen.
@Kozik
OdpowiedzUsuńZ tym "Tomkiem" to się chyba niepotrzebnie przyznałeś. Mieć w swoim życiorysie bliskie związki z kimś kto ma tyle na sumieniu... chociaż, czy ja wiem? Może to i jest jakieś doświadczenie?
Nie, nie, żadne bliskie związki. Ot, jeden z mnóstwa poznanych kiedyś ludzi. On skromnego Kozika na pewno nie pamięta.
OdpowiedzUsuńSzkoda gadać, to za to jest cudne:
A ja dziś sobie wciąż ją wspominam, i myślę sobie, jak by to było pięknie kupić sobie też taki pistolet-zabawkę na korki, albo kapiszony i razem z tą kelnerką zasadzić się na paru strasznie kulturalnych posłów Platformy Obywatelskiej, nawet już nie koniecznie z Krakowa, i ich troszkę postraszyć.
Ukłony!
@jazgdyni
OdpowiedzUsuń... matko! jaka cudna wizja! 40 tysięcy darmozjadów z Brukseli płynących na Szpicbergen... no daj panie Boże dożyć takiej chwili!
i jeszcze a'propos wieśniactwa; rozważam na poważnie kwestię obstalowania sobie moherowego beretu - nosić będę z dumą.
A z tą Norwegią to straszna sprawa; że wykorzystają do rozgrywki z kościołem, było jak w banku. No bo skoro nie czarny, nie arab, nie żyd, to mógł być już tylko katolem. Ale im przypasowało!
Nie widziałem wypowiedzi domniemanego zamachowca, ale po paru latach mieszkania w Szwecji mogę powiedzieć z całą pewnością, że człowiek, który przez całe swoje życie był - powiedzmy - dwa razy w kościele tzn. chrzest i pogrzeb jest uważany przez Skandynawów za chrześcijanina z górnej półki - słowem - zjawisko niecodzienne i nadzwyczajne, rzekłbym egzotyczne. Przeciętny Polak, nie ma zielonego pojęcia co dla Skandynawa oznacza chrześcijaństwo. To jest po prostu inny świat. Może jestem cokolwiek przewrażliwiony, ale medialny przekaz jest taki, że PiS niebawem urządzi masakrę, a z fundamentalizmem jaki przedstawia sobą ksiądz Rydzyk należy walczyć, a Rydzyka jak najszybciej unieszkodliwić. A to już jest totalitaryzm, to niestety jest w stanie dostrzec niewielka grupa ludzi.
OdpowiedzUsuń@toyah
OdpowiedzUsuńTrzeba było splunąć przez lewe ramię, za siebie, od uroku.
Ponadto, gdy rozum śpi budzą się Utoye.
Natomiast, co do przypisania tego wszystkiego "katolom" i "pisiorom", to ja akurat jestem spokojny, że się nie uda.
W warstwie symbolicznej od wtedy, gdy zobaczyłem tę babę w koloratce w Oślej katedrze.
W warstwie politycznej, gdy podano, że ten, zdaje się mason, zabezpieczył w sieci swój manifest "potyliczny".
W warstwie procesowej, bo Norwegia, to nie Polska i tam nie ma szansy na proces za zamkniętymi drzwiami. Prawda więc wyjdzie na jaw.
W warstwie statystycznej, dlatego, że w Norwegii, na moje oko, jest jakieś 0,5% katolików i jakieś, niestety, tylko 0,0(0)% "pisiorów".
Ta druga wielkość pokazuje prawdopodobieństwo zdarzenia, aby ów zamachowiec dał radę posłużyć za odpowiedni model.
Od jutra zniknie przekaz "chrześcijańskiego fundamentalisty".
A tak dobrze szło ...
@Toyah
OdpowiedzUsuńPrzypomniały mi się słowa premiera Olszewskiego, gdy obalali jego rząd. Nie raz potem widziałam go na ulicy i cieszyłam się za niego. Bo zaraz widać było wokół przyjazne, uśmiechnięte twarze, ukłony i pozdrowienia. W takich chwilach widać, że nas wieśniaków trochę jest nawet w Warszawie.
@nemrod
OdpowiedzUsuńOczywiście, że z niego chrześcijanin, jak z koziej dupy trąba. Takich chrześcijan jak on, to my mamy w samej Platformie Obywatelskiej parę tysięcy. Na czele z Palikotem. Tyle tylko, że nagle sobie uświadomił, że coś takiego jak chrześcijaństwo kiedyś istniało. I ze świadomości tego faktu - zwariował.
@orjan
OdpowiedzUsuńDziś widać jasno, że miałeś 100% racji.
@Marylka
OdpowiedzUsuńO tak! Ja to wiem. Choćby patrząc, skąd przychodzą pieniądze ze wsparciem dla mnie i dla tego bloga. Pokazuje to raz na miesiąc.