wtorek, 9 czerwca 2009

O kryształowej sobocie, niebieskiej niedzieli i deszczu za oknem

Gdyby ktoś – oczywiście z czystej życzliwości – chciał wiedzieć, jak się dzisiaj czuję, to odpowiadam: czuję się tak sobie. Ani źle, ani dobrze. Chce mi się trochę spać i, jak zwykle, stoję fatalnie finansowo, za oknem deszcz, ale za to wszyscy w domu zdrowi i pełni energii, no i jeszcze przez cały bieżący tydzień mamy w domu fantastycznego gościa z samej Kolonii, więc i towarzysko jest bez zarzutu, a zatem jestem – że zacytuję ministra Rostowskiego – na lekkim zerze. Oczywiście, czułbym się znacznie lepiej, gdyby PiS-owi od niedzieli nie spadło do 27 z kawałkiem, lecz wzrosło do 30 z kawałkiem, ale – co robić? Widocznie Pan Bóg wciąż ma do nas o coś (chyba nawet wiem, o co) pretensje, więc musimy zachować pokorę. I się zwyczajnie lepiej starać.
Według wszelkich danych, jest w Polsce ponad 3 mln ludzi, którzy w niedzielę wzięli udział w wyborach i zagłosowali na Platformę Obywatelską. Uważam, że dla dobrej orientacji w bieżącej sytuacji i w ewentualnych perspektywach, bardzo dobrze byłoby wiedzieć, dlaczego oni zachowali się tak, a nie inaczej. Jaki procent z nich oddal swój głos na PO dlatego że jest święcie przekonany, że Donald Tusk i jego koledzy to pierwszorzędna ekipa; jaki procent zechciał ich poprzeć, bo lubi myśleć tak jak się im każe w telewizji; a ilu z tych, którzy wybrali Platformę głosowało w ten własnie sposób, bo ich nienawiść do PiS-u jest tak wielka, ze akurat wczoraj nie obchodziło ich dokładnie nic innego, jak tylko ‘dowalić’ Kaczorom.
Przy okazji jednego z moich poprzednich wpisów, komentator darekkk – jak się domyślam wyborca Platformy – przedstawił opinię, że w ostatnich latach, wybory są „przeciw komuś”, a nie „za kimś”. Zdanie to potwierdzałoby moje wcześniejsze podejrzenia, że Platforma Obywatelska ma to co ma, nie dlatego że, zdaniem wielu, jest taka fantastyczna, ale wyłącznie dlatego, że PiS jest tak ohydny. Uważam że moja diagnoza jest słuszna, jednak na jej poparcie nie mam nic poza swoim osobistym doświadczeniem i indywidualną obserwacją. Bardzo chciałbym albo sam mieć odpowiednie umiejętności socjologiczne, albo mieć pod ręką jakiegoś w miarę obiektywnego i sprawnego badacza, który odpowiedziałby mi na parę pytań. Niestety, tu sytuacja jest kiepska, więc pozostaje mi wyłącznie prowadzić amatorskie spekulacje.
Najpierw może zastanówmy się, co wiemy na pewno. A więc wiadomo, że od wyborów sprzed dwóch lat, nie zmieniło się wiele. Platforma i PiS zachowały swoje pozycje i z całą pewnością ci, którzy prognozowali upadek PiS-u mają powody do zmartwień i – o oczywiście – ci, którzy liczyli na to, ze naród dostrzeże nędzę Platformy i ich pogoni od władzy również nie mogą nie narzekać. Wiemy jeszcze coś. Platforma w żaden sposób nie wchłonęła elektoratu komunistycznego, na co ewidentnie liczyła, natomiast PiSz cała pewnością udowodnił, że po prawej stronie nie ma absolutnie żadnej konkurencji. Od poprzednich wyborów europejskich partia Jarosława Kaczyńskiego znacznie poprawiła swoje, że tak powiem ‘europejskie’ notowania, jednocześnie likwidując wszystko, co znajdowało się w polu działań. Wiemy też, ze praktycznie cała ściana wschodnia trwa mocno przy konserwatywnej prawicy i nawet jeśli ludzie tam głosujący wykazują kompletną ignorancję w kwestii, czym jest prawica i czym jest konserwatyzm – czym, ku mojej nieposkromionej satysfakcji, doprowadzają do szalu najróżniejszych komentatorów, również tu w Salonie – to fakty sa nieubłagane. Dla patriotycznie, narodowo i konserwatywnie zorientowanego mieszkańca Polski, poza PiS-em nie ma nic. Ale jest też jeszcze jedna rzecz, o której nie wolno zapominać – Platforma Obywatelska, po dwóch latach swoich całkowicie kompromitujących, żałosnych rządów, odniosła spektakularne zwycięstwo. I to – uważam – jest czymś nad czym trzeba się zastanowić.
Frekwencja w niedzielnych wyborach była bardzo niska. Biorąc pod uwagę całą Europę, od Polski gorsi byli tylko Słowacy i ktoś tam jeszcze. Zapamiętałem Słowację, bo jakoś mi po głowie chodzi to święte euro. Wygląda na to, ze bracia Słowacy nie chcą docenić szczęścia, które ich spotkało. A zatem, z czterech naszych obywateli, trzech nie wykazało wyborami jakiegokolwiek zainteresowania i uważam, że od odpowiedzi na pytanie, kim są ci którzy głosowali i kim są ci, którzy głosować nie chcieli, zależy bardzo wiele. Bardzo wiele również zależy od informacji związanej z tym, czemu jedni głosowali i czemu inni głosować nie chcieli.
Niedawno, w jednym z moich wpisów, zastanawiałem się dlaczego w wyborach roku 1989 niemal 40 procent wyborców nie pofatygowało się do głosowania przeciwko komunie. Wówczas – przekonany, że udział w głosowaniu jest rzeczą co najmniej tak oczywistą jak pójście w niedzielę do kościoła – uznałem, że prawdopodobnie te 40% społeczeństwa, to zniszczone komuna menelstwo. Ludzie, którzy w każdą niedzielę leżą w domu ‘zapruci’ przed telewizorem. Ale dziś, po tych dwudziestu latach, byłem ciekawy, co się z nimi przez te wszystkie lata stało. Czy oni jakoś się przystosowali, czy może jeszcze bardziej upadli? Czy jeśli się przystosowali, to czy interesują się polityką, czy zwyczajnie chodzą do pracy, a w niedzielę oglądają mecz w telewizji? Mam kilku kolegów, jeszcze ze szkoły podstawowej, którzy naprawdę przed laty rokowali fatalnie, a dziś mieszkają w Niemczech, czy w Szwecji i radzą sobie zupełnie dobrze. Z większością z nich można nawet bardzo przyjemnie porozmawiać. Więc, gdzie są dzisiaj ci wszyscy, którzy w roku 1989 na to wszystko co się w Polsce działo zwyczajnie wzruszyli ramionami? I kim oni byli? Czy ja miałem racje, kiedy mówiłem, że to – bardzo szeroki, to fakt – ale tylko margines? Czy oni w minioną niedzielę głosowali? A jeśli głosowali, to jak? I co robili w sobotę?
Nie znam odpowiedzi na te pytania. W ogóle, jak już wspomniałem, poza własnym doświadczeniem, nie wiem nic poza tym, co wiadomo powszechnie. Ale, naturalnie, wielu rzeczy mogę się domyślać. Wiem na przykład wszystko na swój temat i wiem wszystko na temat ludzi mi bardziej lub mniej bliskich. Z tej wiedzy wyłania się jeden obraz. Wszyscy ci, którzy głosowali na PiS, podjęli taka a nie inną decyzję, ponieważ lubią PiS i uważają, że Kaczyńscy są świetni. Ogromna natomiast większość osób, które poparli Platformę, albo polityką się nie interesują, albo też są przekonani, że Platformato całkowita pomyłka, ale ich nienawiść do PiS-u wciąż determinuje każdy ich ruch. Inaczej jest z PiS-em. Mam bardzo silne przekonanie, że z tych niemal 2 mln osób, które wczoraj poparły Prawo i Sprawiedliwość, niemal wszyscy głosowali pozytywnie, czyli oddali swój głos nie przeciwko czemuś, ale za czymś. Z tego co się orientuję, siła Prawa i Sprawiedliwości nigdy nie była budowana na emocjach negatywnych. Jeśli dwa lata temu, partia Jarosława Kaczyńskiego uzyskała ponad 5 mln głosów poparcia, to ci wszyscy ludzie zachowali się w taki a nie inny sposób, bo wierzyli, że wybór, którego dokonali, to jest bardzo dobry wybór. A jeśli wczoraj ponad połowa z nich głosować nie chciała, to też nie dlatego, że przez te dwa lata doszli do wniosku że jednak Kaczory to obciach, a PO to lans, lecz wyłącznie dlatego, że albo uznali te wybory za nikomu niepotrzebna bzdurę, lub są od niedawna w kiepskim nastroju, lub im się po prostu nie chciało.
I analogicznie, jestem niemal pewien, że jeśli z tych prawie 7 mln osób, które dwa lata temu wybrały Platformę, wczoraj głosowała nawet nie połowa, to znaczy, że całej reszcie albo Tusk i jego żałosna drużyna zbrzydły, albo zaledwie PiS stracił swój upiorny urok. I tu muszę przejść do punktu, który – wbrew temu, co może część z czytelników tego tekstu sądziła – jest faktycznym powodem, dla którego chce mi się komentować minione wybory. Mam tu na myśli panią Annę Kotkę – kobietę, która wystąpiła w spocie wyborczym PiS-u, oświadczyła, że cofa swoje poparcie dla Platformy Obywatelskiej i tym samym w ogromnej części publicznej domeny uzyskała status wroga publicznego. Jestem przekonany bardzo mocno, że ludzie, którzy pobili panią Kotkę, stanowią trzon tak zwanego twardego elektoratu Platformy Obywatelskiej i w miniona niedzielę, z całą pewnością, znaleźli się wśród tych ponad trzech milionów wyborców Platformy. Jestem przekonany, ze również ci ludzie, którzy wcześniej wysyłali pani Kotce obraźliwe komentarze, ci którzy życzyli jej śmierci, ale również ci, którzy jeszcze wcześniej wysyłali profesorowi Nowakowi listy z kupą w środku, również stanowią trzon najbardziej twardego elektoratu Platformy. I że to oni, z całą pewnością, podwyższyli frekwencję w stosunku choćby do tej wspomnianej już Słowacji. Myślę również, ze większość z nich jest oczywiście zbyt młoda, żeby w roku 1989 w ogóle brać udział w życiu Kraju, ale nie mam wątpliwości, że nawet gdyby byli wówczas ludźmi dorosłymi, nie głosowaliby. Dlaczego? Dlatego, ze tamten akt sprzed lat był oparty o wyłącznie pozytywne emocje. Oczywiście, nienawidziliśmy komuny, ale na Solidarność głosowaliśmy wierząc głęboko, że zaczyna się nowy czas i że nasi to są naprawdę nasi. Ludzie, którzy potrafią wyłącznie nienawidzić nie mieli w tamtym czasie co w polityce szukać. Oni wówczas mogli tylko na to wszystko splunąć przez ramię i się przyczaić na kolejne 20 lat w oczekiwaniu aż nadejdzie czas prawdziwej nienawiści. Nienawiści zwanej miłością, a przez to nienawiści jeszcze większej. I to oni właśnie sprali panią Kotkę, a w niedzielę z szyderczym uśmiechem poszli do lokalu wyborczego, by z satysfakcją oddać swój głos nie za czymś, ale przeciwko. A dziś, to własnie oni strasznie starają się tak pokierować informacjami, żeby wyszło na to, ze pani Kotka sama się pobiła, albo może ktoś ja klepnął w tyłek, a ona z tego dostała jakieś obłakania.
Dziś w swoim kuriozalnym komentarzu, Krzysztof Leski zastanawia się, co jest bardziej odrażające – to że banda wyborców Platformy skopała kobietę za to, że ta postanowiła publicznie wycofać swoje poparcie dla jednej partii i przerzucić je na partię drugą, czy może to, że Jacek Kurski niekulturalnie cały incydent skomentował. Inni komentatorzy chcieliby wiedzieć, czy to, że marszałek Stefan Niesiołowski nazwał wyborców PiS-u gorszym rodzajem człowieka, to skandal, czy tylko inny styl? Jeszcze inni, mają dylemat, czy to Jarosław Kaczyński był niedobry dla Ziobry, czy Ziobro dla Kaczyńskiego i czy odpowiedź na to pytanie wskaże nam jakieś prognozy co do dalszych losów PiS-u? W moim najszczerszym przekonaniu, jeśli chcemy wiedzieć, co przed nami, to powinniśmy najpierw się zorientować, czy to co się przydarzyło pani Kotce, ale i także prof. Nowakowi, wcześniej Markowi Migalskiemu i wielu wielu innym ludziom prześladowanym w najbardziej brutalny sposób przez system, to wciąż początek Nowego Ładu, czy już może jego schyłek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...