niedziela, 14 czerwca 2009

Jeszcze o ćmach

Już po napisaniu poprzedniego tekstu o ćmach, mój syn zapoznał mnie z postacią, o której dotychczas nie miałem pojęcia. Mam na myśli piosenkarkę o nazwisku Beth Ditto. Co jest interesującego w owej artystce? Otóż wydawałoby się, że nic. Należy ona bowiem zaledwie do całkiem nowego rzutu wykonawców popowych, który – jak wiedzą osoby zainteresowane – stanowi wyłącznie część długiego, wieloletniego już okresu kompletnej artystycznej pustki między latami 80-tymi, a tym, co być może w końcu nadejdzie, a na co się, jak na razie raczej nie zanosi. Wręcz przeciwnie. Dzięki moim dzieciom, oglądam dość często muzyczny kanał telewizyjny o nazwie MTV2, wiem też, że na początku lipca w Gdyni odbędzie się jeden z największych współczesnych festiwali rockowych w Europie (poważnie – to się dzieje u nas, w Polsce). I widać w tym wszystkim doskonale stan współczesnej muzyki rockowej. Wszystko, co się obecnie oferuje, to dziesiątki sprawnych i często bardzo sympatycznych młodych wykonawców, z których jedni brzmią i wyglądają dokładnie tak samo jak drudzy, a jedni i drudzy brzmią (a często też i wyglądają) tak samo, jak ci, o których już dawno muzyczny świat zapomniał.
Beth Ditto na tym tle jest postacią szczególną. Choć muzyka, którą oferuje ona i jej zespół jest dokładnie takim samym post-post-post punkiem jak wszystko inne, uwaga fanów musi się skupiać głównie na wokalistce. Otóż Beth Ditto jest karykaturalnie tłustą, według najbardziej obiektywnych standardów odrażającą, najczęściej występująca półnago lesbijką. Jak mówię, pomijając ten element, w muzyce zespołu i w sposobie śpiewania panny Ditto, nie ma nic szczególnego. Zwykły współczesny rock. I prawdopodobnie, jeśli na koncerty zespołu ciągną większe tłumy i tłumy te są bardziej rozhisteryzowane niż dzieje się to w przypadku innych, podobnych ofert, to wyłącznie ze względu na to wysunięte do przodu ohydztwo. I muszę tu od razu zrobić pewne zastrzeżenie, zastrzeżenie bardzo istotne. Kiedy piszę, że ta Beth Ditto jest odrażająca, nie jestem w żaden sposób ani złośliwy, ani niegrzeczny. Mam bowiem zupełnie szczere przekonanie, że ja nie dokonuję oceny, ale przedstawiam fakty, a co więcej, nie mam wątpliwości, że moja reakcja została specjalnie zamierzona przez faktycznych twórców projektu o nazwie Beth Ditto And The Gossip. To właśnie o to chodziło.
Kiedy na świecie pojawił się po raz pierwszy styl określony dumna nazwą ‘punk’, oczywiście w założeniu wszystko to, co się wiązało z nową kulturą miało być brzydkie i brudne. Ale przy tym wszystkim , to jednak był styl opracowany przez mistrzów mody. Te wszystkie podarte podkoszulki, poprzebijane agrafkami policzki, te rozczochrane włosy, te wywalone z pogardą jęzory były tylko wynikiem pracy całej bandy designerów. Można było tego nie lubić, mówić, że to brud i syf, ale też można było znaleźć tysiące ludzi, dla których ów image był czymś nowym i odświeżającym. Beth Ditto, to nie jest styl, to nie jest nowa moda, to nie jest nawet szokujący projekt typu Marylin Manson, czy lata wcześniej Alice Cooper. To jest coś co stanowi czyste zaprzeczenie, choćby nie wiadomo jak ekscentrycznego, piękna.
Po co w ogóle pisze ten tekst? Powód mam jeden. Otóż dla mnie, pojawienie się czegoś takiego jak Beth Ditto stanowi najbardziej przejrzysty dowód na upadek tego, co się dotychczas nazywało kulturą i cywilizacją. Pojawienie się tej oferty nie pozostawia mi już żadnych złudzeń, że świat zmierza w bardzo złym kierunku. Oczywiście, nie jest też tak, że do czasu jak panna Ditto postanowiła zostać gwiazdą, wszystko było w jak najlepszym porządku. O nie. W końcu zanim ona mogła bezpiecznie i publicznie odsłonić swoją brzydotę i oświadczyć, że jest lesbijką, jej starsze koleżanki lesbijki i ich heteroseksualni promotorzy zmusili stworzyć bardzo mocne fundamenty pod ten nowy sznyt. Zanim swoimi występami zespół The Gossip mógł udowodnić, że artystyczna pustka może osiągnąć poziom sztuki, wielu artystów i ich promotorów przed nimi musiało stworzyć zupełnie nowy, niższy poziom, aby pojawienie się czegoś tak tandetnego nie wywołało wyłącznie wzruszenia ramion. I to nie tylko w muzyce, ale również w filmie, w sztukach plastycznych, czy w literaturze. A więc, w pewnym sensie Beth Ditto przyszła na gotowe. Co nie zmienia faktu, że jej wejście jest wyjątkowo spektakularne.
A więc dziś Beth Ditto należy do świata współczesnej sztuki i kultury. Jest jego gwiazdą i jego dumą. Oczywiście jej sława nie jest tak wielka jak sława Rolling Stonesów, czy Michaela Jacksona, czy Madonny, czy Nicole Kidman lub Johnnego Deppa. Ale z drugiej strony, jest na pewno większa, niż Marii Peszek, czy Zbigniewa Hołdysa. Ale to nic nie szkodzi. W nowym, demokratycznym świecie każdy z nich, czy to Madonna, czy własnie Beth Ditto, czy nasza Maria Peszek, mają bowiem wszyscy bardzo ważne zadanie do wykonania. Oni. Nie Keith Richards ze swoimi koralikami i egzotycznymi gadkami. To oni właśnie mają wypełnić starą ideę demokratycznego społeczeństwa nową treścią. To oni wszyscy, przez swoje zdolności, swoje talenty i przez ten swój niezwykły dar wpływania na człowieka w sposób najbardziej pełny, będą potrafili przekazać społeczeństwom te wszystkie treści, których jakoś nie udało się przekazać filozofom, czy politykom. To przez sztukę popularną właśnie, prawdopodobnie dotrze wreszcie do nas to straszne przesłanie, że świat jest tak naprawdę pozbawiony urody, prawdy i światła. Że świat jest brzydki, czarny i śmierdzący. I że kiedy Bóg go stwarzał i twierdził, że wszystko jest bardzo dobre, to się oczywiście mylił, bo w tym czasie prawdziwy akt stworzenia zaczynał się zupełnie gdzie indziej. I ta wiadomość będzie przekazywana na różne sposoby. Beth Ditto będzie doprowadzała do histerii tysiące młodych fanów pokazując im swoje wyłażące spośród zwał tłuszczu włosy łonowe, Madonna będzie symulowała kopulację na kościelnym klęczniku, Maria Peszek będzie w szyderczym wykrzywieniu odczytywała imiona świętych męczenników, magazyn Glamour będzie przedstawiał kolejnych 50 sposobów na udaną zdradę, a pani redaktor Justyna Pohanke zaprosi do telewizyjnego studia redaktora Roberta Leszczyńskiego, żeby wszystkim wyjaśnił dlaczego kultura pop jest kulturą wyższą od kultury tradycyjnej i dlaczego Kościół Katolicki nie ma o tym zielonego pojęcia.
Pisząc wczorajszy tekst, zastanawiałem się – niebezpośrednio, oczywiście – nad tym między innymi, czy piosenkarka Maria Peszek i gitarzysta Zbigniew Hołdys mają tyle do powiedzenia na tematy publiczne, co choćby nawet Marek Jurek. I udzieliłem na to pytanie równie niebezpośredniej odpowiedzi, że nie. Że Maria Peszek i Zbigniew Hołdys na tematy publiczne nie mają jakiejkolwiek wiedzy i cywilizowany świat pozwoli im co najwyżej śpiewać i grać na gitarze. Choćby i w duecie. Pojawiło się jednak parę głosów zarzucających mi, ze jestem niesprawiedliwy dla artystów, a dla Marii Peszek w szczególności. Dla nich zatem mam, być może, pocieszającą wiadomość. Przykład Beth Ditto wskazuje na to, że może nie być aż tak źle. Że kiedy Marcin Meller do swojego programu zaprasza piosenkarkę Peszek, ale już nie Beth Ditto, to nie tylko dlatego, że ona by nie przyszła. Choć, z drugiej strony, wcale nie mam pewności, czy nie jestem zbyt naiwny. Podmalowana demokracja bowiem nie zna litości.
A nam, tej demokracji biednym ofiarom, i tak może już niedługo pozostać tylko jedno: patrzeć na to, co się dzieje z rozdziawionymi buziami i już tylko czekać aż wpadnie do kieszeni jakaś drobna kasa na drobne zakupy. O ile…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...