poniedziałek, 15 czerwca 2009

O czytaniu i nie-czytaniu

Polecono mi artykuł Piotra Zaremby, dziennikarza, którego – o czym czytelnicy tego bloga wiedzą dobrze – od pewnego czasu zdecydowanie tępię. Przeczytałem rekomendowany artykuł, ponieważ osoba, która mi go podsunęła jest mi poglądami bardzo bliska, ale również ze względu na tytuł – Postpolityka czystych butów może się skończyć. I nie poszło o to, że owa postpolityka może się skończyć, bo to ja wiem i bez Zaremby. Dokładnie poszło o tę postpolitykę i o te buty. Coś czego do opisania obecnej sytuacji w moim kraju sam nie wymyśliłem i bardzo tego żałuję.
Przeczytałem więc cały długi tekst Zaremby i – czytając go – coraz bardziej byłem pod wrażeniem. Z jednego powodu. Otóż Zaremba napisał dokładnie to samo, co ja tu piszę już od ponad roku. Przedstawił sztuczny świat, wykreowany przez medialną propagandę i kulturę popularną, świat, który wielka część społeczeństwa, w którym żyję, z jakiegoś upiornego powodu przyjęła i w który weszła jak w masło. Przedstawił świat zwolenników IV RP, w obłoconych butach i w źle zawiązanych krawatach, bełkoczących coś w wieśniackiej polszczyźnie i świat Nowych Europejczyków, eleganckich, znających języki, w pięknych garniturach, o eleganckich fryzurach i stwierdził z przerażającą otwartością, że tak, to prawda, ten świat jest sztuczny i może dla niektórych bardzo kuszący, ale że ci wszyscy, którzy są już dziś pewni, że wygrali, lepiej niech jeszcze nie organizują festiwalu, bo to wszystko może w jednej chwili runąć. Oddajmy zresztą głos samemu Zarembie, który, zastanawiając się nad przyczyną, dla której wbrew najprostszym i najbardziej oczywistym faktom, tyle ludzi wciąż lgnie do Platformy, pisze tak:
Pytani o tajemnicę tego zjawiska specjaliści PO od wizerunku tłumaczą go jednym – niechęcią, ba, wręcz odrazą, szerokich mas do Kaczyńskich i ich partii, ugrupowania ludzi źle ubranych, nieznających języków, pozbawionych życiowych sukcesów. I wprawdzie w szeregach Platformy można znaleźć ludzi równie nieudacznych, a angielskim nie posługują się biegle ani premier, ani marszałek Sejmu, ale potęga stereotypu jest przemożna. Można by rzec, że wyborcy Platformy są dziś podtrzymywani w jedności nie jakimkolwiek spójnym zbiorem poglądów, choć strzępy haseł proeuropejskich i wolnościowych mają dla nich pewne znaczenie, ale jednym potężnym uprzedzeniem do Kaczyńskich i do ich partii. Partii prowincji, obciachu, moheru, Radia Maryja i czego tam jeszcze, każdy doda swoją własną karykaturę.
Zdawało się, że kryzys nadwyręży ten czysto estetyczny wymiar polityki. Na razie nie miał okazji, skoro jest w Polsce wyjątkowo łagodny. Specjaliści od partyjnej propagandy trochę te stereotypy podsycają, stąd tak ważny i trudny do ruszenia stał się w Platformie poseł Palikot. Ale w gruncie rzeczy najwytrwalszym ich producentem jest popkultura – didżeje i kabarety, gazety, politykujący artyści i wreszcie sami wyznawcy. Robert Krasowski marzył kiedyś o postpolityce „ciepłej wody w kranie”. Tymczasem mamy dziś do czynienia raczej z postpolityką „czystych butów” i „dobrze zawiązanych krawatów”. Zabłocone i źle zawiązane mają politycy PiS, reszta Polaków wie to z TVN-owskiego „Szkła kontaktowego” albo dzięki Kubie Wojewódzkiemu.
Postanowiłem napisać swój tekst, właśnie przez ten fragment. Własnie przez to, że nagle Zaremba zauważył coś, co ja – jak już wcześniej pisałem – wykrzykuję od początku mojego tu blogowania. Zauważył ten ‘obciach’, ten ‘moher’, te ‘języki’ i wreszcie te POPKULTURĘ, nad którą rozpaczam niemal w każdym moim wpisie. Że zauważył to człowiek, który PiS-u prawdopodobnie zwyczajnie nie lubi. Za co? Nie wiem? Ale na pewno nie za to, że ja mam wiecznie brudne buty (a trzeba Wam wiedzieć, że mam). I do tego dorzucił – już na własną rękę – tych ’didżejów i kabarety’. I tego Krasowskiego z jego uwielbieniem dla „postpolityką ciepłej wody w kranie”. I w końcu napisał najbardziej jednoznacznie, jak tylko można było, że niech ci wszyscy specjaliści od niszczenia tego co prawdziwe uważają, bo nie znają dnia ani godziny.
Więc napisałem swój tekst, w którym wyraziłem uznanie dla Zaremby, że wreszcie udało mu się dojrzeć to co my wszyscy widzimy już od tak dawna i że na dodatek tak ładnie i spokojnie potrafił to opisać. Ale napisałem też, zwracając się już bezpośrednio do Zaremby, ale również do wszystkich tych, którzy jeszcze na tyle nie oślepli, żeby widzieć, co się dzieje, że ich obowiązkiem nie jest ten świat opisywać z pozycji eleganckich komentatorów, ale przeciwko niemu wrzeszczeć. I to właśnie napisałem. I za to własnie spotkałem się z zarzutem, że ulegam michnikowej propagandzie. Mógłbym napisać, że upadliście na głowę, ale nawet mi się nie chce, bo, przepraszam wszystkich bardzo, ale jestem potężnie rozczarowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...