Przyznam szczerze, że myślałem ostatnio dość mocno, jak by tu można było elegancko i możliwie spektakularnie skończyć moją przygodę z Dziennikiem i z tym wszystkim, co się nam w ciągu minionego tygodnia przytrafiło. Każdy dzień przynosi nowe zdarzenia, każde z nich dostarcza niezwykłych wprost inspiracji, więc kiedy się jest blogerem o pewnym poziomie zaangażowania, naprawdę ciężko jest marnować okazję. Piszemy więc, co nam leży na sercu, wylewamy z siebie nasze smutki i rozczarowania, i nawet jeśli w pewnym momencie widzimy, że poziom tych smutków i rozczarowań znacznie przerósł sam temat, to i tak nie bardzo wiadomo, jak przestać.
Szczęśliwie, w dzisiejszym Salonie znalazłem wpis pana profesora Wojciecha Sadurskiego, przeczytałem go z uwagą i pomyślałem sobie, ze oto jest piękna okazja, żeby ostatecznie zamknąć ten nieszczęsny rozdział i to zakończyć go odpowiednio mocno. Jeśli ktoś ma ochotę, oto odpowiedni link http://wojciechsadurski.salon24.pl/107209,o-polityce-m-wi-takze-idiota-ale-jakze-inaczej.
Tematem jednak tego wpisu nie będzie pan Wojciech Sadurski, a przynajmniej nie w stopniu decydującym. Osoba Sadurskiego pojawiła się tu właściwie tylko z jednej przyczyny… no powiedzmy z przyczyn dwóch. Pierwsza jest taka, że dzięki niemu dowiedziałem się o tym, co ma do powiedzenia w kwestii wolności, demokracji i ogólnie pojętego człowieczeństwa inny profesor – Marcin Król. Drugi powód – wbrew pozorom nie taki znowu trywialny – dla którego muszę wspomnieć o Wojciechu Sadurskim, jest czysto techniczny. Jego osoba i jego refleksja, bardzo mi pomogły w ułożeniu czegoś, co nie wiem jak się nazywa po polsku, ale po angielsku na to się mówi topic paragraph.
Proszę posłuchać. Ja nie mam absolutnie pewności, czy Wojciech Sadurski jest idiotą, czy nie. Podobnie zresztą, jak nie wiem, czy idiotą jest Marcin Król. Dobry obyczaj i cywilizacyjne przesądy kazałyby twierdzić, że i jeden i drugi idiotami być nie mogą i to wcale nie tylko dlatego, że są profesorami. Przede wszystkim, ani jeden ani drugi nie mogą być idiotami z powodu tego mianowicie, że definicja idiotyzmu jest bardzo ściśle sformalizowana i naprawdę trudno by było sobie wyobrazić, żeby którykolwiek z nich pod nią podpadał. No ale, jak wiemy, bywa różnie, więc wykluczyć niczego nie można. Po przeczytaniu tekstu profesora Sadurskiego mam jednak przekonanie, graniczące z pewnością, że Wojciech Sadurski idiotą nie jest. Dlaczego tak myślę? Z bardzo prostego powodu. Otóż Sadurski, w sposób dla mnie wystarczająco jednoznaczny, nie wykluczył takiej możliwości, że on akurat idiotą może być. Przynajmniej z pewnego punktu widzenia, który on uważa za demokratycznie uzasadniony. A tego typu refleksja świadczy znakomicie o tym, że Sadurski idiotą nie jest. I to nawet w potocznym.znaczeniu tego słowa.
Inaczej sprawa już wygląda, jeśli idzie o Marcina Króla. Wojciech Sadurski w swoim salonowym wpisie zamieszcza link do komentarza Króla, który on zechciał sformułować na temat tzw. blogowania. Kto chce, niech wejdzie na Sadurskiego i stamtąd dalej. Otóż, krótko mówiąc, Marcin Król, w swoim komentarzu zatytułowanym łaskawie Internet to nie śmietnik, przede wszystkim podkreślił, że on sam jest „wybitnym myślicielem, publicystą i prawdziwym dziennikarzem”. Dodatkowo, zapewnił wszystkich, że nie jest idiotą. No i – co być może tu akurat nie jest najmniej istotne – pochwalił się, że on ma wszelkie talenty, które mu pozwalają idiotów wyłapywać. Ktoś może spytać, czemu u Marcin Król, człowiek, jak sam o sobie pisze, „wybitny”, postanowił zadręczać swój potężny mózg Internetem i idiotami. Można by było sądzić, że poszło o to, że Dziennikzwrócił się do Króla o to by jakoś się zechciał zaangażować w tę mokrą robotę, którą redaktorzy Krasowski i Michalski ostatnio tak bardzo się emocjonują, a jemu w sumie wszystko jedno. Jeśli tylko będzie mógł zobaczyć znów gdzieś swoje zdjęcie, to czemu nie?
Kiedy się czyta tekst Króla, można jednak odnieść wrażenie, że on sprawę traktuje bardzo osobiście. Poziom emocji prezentowany przez profesora Króla jest na tyle zbliżony do poziomu emocji, który zaprezentował w innej wypowiedzi, ale na ten sam temat, kolejny intelektualista i nie-idiota, Paweł Kukiz – piosenkarz. Z tego co pisze Król, wynika, że on autentycznie przeżywa pewne kwestie i jego wypowiedź to nie jest taka zwykła paplanina przy wódce na odczepnego. Dlaczego uważam, że Król gada na serio? Dlatego mianowicie, że moje doświadczenie każe mi wiedzieć, zawsze i wszędzie, że każdego tak zwanego intelektualistę można zacząć traktować poważnie dopiero wtedy, gdy ujrzymy go w sytuacji intymnej. Co jest dla intelektualisty sytuacją intymną? To akurat jest kwestia przypadku. Może to być moment, kiedy intelektualista jest pijany, albo kiedy się zakocha w jakimś dziecku, albo kiedy ktoś go obrazi i on się wścieknie. W sytuacji oficjalnej, intelektualista gada wyuczonymi frazami i niekiedy naprawdę bardzo trudno jest go złapać na tym, że jest idiotą. Trzeba więc czekać na ten jeden moment słabości. Wtedy dopiero z intelektualisty wychodzi jego prawdziwy potencjał.
Co się okazało dla Marcina Króla sytuacją intymną? Co zmusiło go do odsłonięcia się i do pokazania swoich faktycznych umiejętności i swojej autentycznej klasy? Okazuje się, że nie trzeba było go ani upić, ani na niego nasłać jakiejś małoletniej dziwki, ani nawet potraktować tak, jak na to od wielu lat sobie zasługuje, czyli pytaniem: „Jak zdrówko, szefie?” Wystarczyło mu nagle, któregoś dnia pokazać z przerażającą jednoznacznością, że cały ten świat, który on sobie najpierw uroił, a którym później już tylko sie karmił i który jednocześnie sam żywił, się rozpada. I zostaje, nawet jeśli nie zastąpiony, to bardzo agresywnie uzupełniany, światem wartości rzeczywistych. Król zobaczył, co się dzieje, i dostał szału. Jak ten szał wygląda?
Wystarczy spojrzeć na sam początek jego tekstu: „Nie chciałbym nikogo obrażać, ale odnoszę wrażenie, że blog jest czymś – proszę darować to określenie – idiotycznym. Pozwala każdemu wygłaszać opinie na tematy kompletnie dowolne. Tymczasem wcale nie uważam, że tak być powinno.” Bywa tak, ze ktoś wygłosi jakąś opinie, z pozoru tak intrygującą i mądrą, że trzeba czasu, żeby zobaczyć, że za tą opinią nie stoi tak naprawdę nic. W przypadku Marcina Króla i tych trzech zdań, które zacytowałem wyżej, nie ma mowy o jakimkolwiek nieporozumieniu. Tu nawet nie trzeba czytać dwa razy. To co Król mówi, jest proste jak artystyczne dzieło wspomnianego już wcześniej Pawła Kukiza. To jest tak zwany strzał do pustej bramki. Król, w swojej całkowicie oficjalnej wypowiedzi, ogłasza, że ”blog to idiotyzm”, bo „każdy może wygłaszać opinie na tematy dowolne”. On nie mówi, że blog jest szkodliwy. Nie ostrzega, że blog jest groźny. On nawet nie mówi, że blog jest tandetny. On mówi, że blog jest głupi. I dalej – nie twierdzi, że blog jest głupi, bo jest prostacki, bo jest zbyt ‘popowy’, bo wprowadza w błąd, albo dlatego że wykrzywia rzeczywistość. On na podparcie swojej – i tak już absolutnie kuriozalnej – tezy, że blog jest głupi, nie podaje jednego merytorycznego – godnego tytułu nawet nie profesorskiego, ale jakiegokolwiek tytułu – argumentu. On pisze, że blog jest głupi, bo pozwala wygłaszać opinie na wszelkie tematy. I że to jest źle. Mamy trzy zdania, tworzące całość pod względem intelektualnym tak nieprawdopodobnie prymitywną, że jeśli ktoś ma potrzebę, czytać dalej wypowiedź Króla, to już wyłącznie w celach badawczych.
A badać – owszem – jest co. Nieczęsto się bowiem zdarza, że w życiu realnym trafi się nam przypadek autentycznie szwejkowski. Ksiądz dziwkarz, sędzia złodziej, lekarz pijak, policjant wariat. Profesor idiota. Tak się niefortunnie składa, ze jestem osobą wykształconą. Wprawdzie nie bardzo, ale zawsze trochę tego się do mnie przylepiło. Co gorsza, w swoim życiu, miałem okazję najczęściej spotykać się częściej z ludźmi wykształconymi, niż pozbawionymi tego czegoś. Tak się moje życie ułożyło, że raczej miałem kontakt z profesjonalistami niż z amatorami. Jest w tym wszystkim jednak jedna, bardzo dobra rzecz. Jestem mianowicie absolutnie przekonany, ze gdyby mój los nie skazał mnie na to towarzystwo, do końca swoich dni musiałbym żałować, że nie udało mi się liznąć troszkę tak zwanego prawdziwego świata. Jakiż to byłby wstyd! Gdybym w swoim życiu nie miał prawdziwej okazji spotkać tego nieprawdopodobnie fascynującego gatunku, jakim jest wykształcony dureń, umierałbym w bardzo grzesznej nieświadomości. A więc, w sumie nie powinienem narzekać. I oto ta końcowa refleksja, która pozwala mi skutecznie zamknąć tzw. ‘sprawę Kataryny’.
Zacząłem od Sadurskiego i na Sadurskim przychodzi mi skończyć. Ma Pan racje, Panie Profesorze. Do końca naszych dni nie będziemy wiedzieli, jakimiż to nam przyszło być idiotami. Ale przynajmniej o tym wiemy. A to już jest bardzo dużo. Żeby jednak atmosfera nie była zbyt sielska, to muszę Panu jedno wyrzucić. To że Pan napisał o Królu, że on jest „jednym z najmądrzejszym ludzi w Polsce” to potężny obciach. Zupełnie jak nie Pan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.