niedziela, 10 maja 2009

Gaz na oczy, pała na plecy, grill do noska

Jarosława Kaczyńskiego lubię i szanuję za wiele najróżniejszych rzeczy. Natomiast gdybym miał wymienić tylko jedną, która by choćby w symboliczny sposób miała wyrazić to, co – w moim pojęciu – sprawia, że nie jestem tu jakimś szczególnym wyjątkiem, to powiedziałbym, że Jarosław Kaczyński dużo wie. On wie naprawdę dużo, i to na tylu rozmaitych poziomach, że mógłbym uznać, że on wie wszystko, co powinien wiedzieć wybitny polityk. Kiedy słucham Jarosława Kaczyńskiego, kiedy go czytam, a nawet kiedy go tylko oglądam, to mam spokojną pewność, że stoję przed kimś kto w ciągu swojego całego życia zrobił wszystko co trzeba było zrobić, żeby nikt uczciwy i nieuprzedzony, nie mógł powiedziec, że jemu akurat brakuje zawodowej kompetencji. Krótko mówiąc Jarosław Kaczyński jest pełnym fachowcem.
I nie jest to fachowość pozorowana. Każdy uczciwy, nieuprzedzony człowiek, na tyle doświadczony, żeby rozpoznawać różnego typu oszustów, nie musi być nawet szczególnie przenikliwy, żeby wiedzieć, że Jarosław Kaczyński jest fachowcem autentycznym. W filmie Prawdziwy romans, Christopher Walken – sycylijski gangster – w pewnym momencie opowiada, jak to Sycylijczycy są najlepszymi na świecie łgarzami. Ojciec Walkena, z kolei, był w tej kategorii mistrzem świata. Przy okazji jednak – jak twierdzi Walken – Sycylijczycy są też najlepszymi na świecie ‘wykrywaczami’ kłamstw. Walken, jako Sycylijczyk i syn swojego ojca, poznał wszystkie 20 min, jakie zdradzają człowieka, który kłamie. Jestem przekonany, że jeśli Jarosław Kaczyński kłamie, a jego fachowość i kompetencje są tylko udawane, to on zna jeszcze tę 21 minę, a w tej sytuacji i tak by trzeba było mu przyznać, że jest lepszy od innych. Ja oczywiście mam pełną świadomość, że bardzo wiele osób czytających te słowa, już wybuchło szczerym śmiechem i uznało, że ze mną nawet nie ma co na ten temat dyskutować. Trudno. Piszę to co czuję i jestem pewien, że to ja mam rację, a ci, którzy moją rację kwestionują, są w najlepszym wypadku do Kaczynskiego ciężko uprzedzeni.
Kaczyński zatem ma wszelką potrzebną do skutecznego uprawiania polityki wiedzę i to – jak śpiewał pewien ktoś – widać, słychać i czuć. On ma też wiedzę, bez której być może nawet mógłby się obejść, ale ją ma, bo prawdopodobnie chce ją mieć, a gromadzenie wiedzy przychodzi mu z dużą łatwością. A to sprawia, że tym bardziej – dla wszystkich uczciwych i nieuprzedzonych obserwatorów – jest politykiem i człowiekiem po prostu wiarygodnym.
Co mam na mysli, mówiąc, że Jarosław Kaczyński wie i że jest zorientowany? Drobny przykład. Jeszcze chyba jesienią zeszłego roku, miałem okazję być na spotkaniu z prezesem Kaczyńskim. Było to zwykłe spotkanie z mieszkańcami. Spotkanie, do którego on nie musiał się jakoś szczególnie przygotowywać. W pewnym momencie, mówiąc o tym, że społeczeństwo jest wciąż w dużym stopniu ubogie, wspomniał o tym, że w pełni kwalifikowany nauczyciel dostaje 1800 zł pensji. To mnie zdziwiło. Ja nie słyszałem dotychczas jakiegokolwiek głosu pochodzącego z tak zwanej publicznej domeny, który by zwrócił uwagę na fakt, że w pełni wykwalifikowany nauczyciel w Polsce nie zarabia nawet 2000 zł. miesięcznie. Minister Hall twierdzi z najbardziej bezczelnym uporem od już ponad roku, że dyplomowany nauczyciel dostaje 3500 zł. Ostatnio ta pensja wzrosła nawet do 4200 zł. I nie ma takiej siły, która by potrafiła to kłamstwo obnażyć. Hallowa podaje liczby, media powtarzają te dane za nią, a za mediami, duża część społeczeństwa gładko przyjmuje to łgarstwo i cały swój gniew kieruje przeciwko nauczycielom, którzy rzekomo pracują zaledwie 8 miesięcy w roku, 18 godzin w tygodniu, dostają za to ponad 4000 zł. i jeszcze mają czelność pyskować.
Skąd Kaczyński wie, że nauczyciel dyplomowany w Polsce jest zaharowanym nędzarzem? Może on ma w rodzinie jakiegoś nauczyciela? Nic mi o tym nie wiadomo. Może on przed spotkaniem z mieszkańcami się tego jakoś przypadkiem dowiedział? Może. Choć nie sądzę. On gadał przez godzinę i to co wiedział o pensjach nauczycielskich było zaledwie jedną z wielu bardzo w gruncie rzeczy lokalnych kwestii, o których on wspominał. I które zdecydowanie znał. Uważam, że Jarosław Kaczyński jest jednym z nielicznych polskich polityków, którym w jakiś sposób udało się – mimo wszystko – zachować kontakt z życiem narodu. On jest jednym z naprawdę niewielu polityków, którzy doskonale czują ten społeczny puls. I nawet jeśli ta jego wiedza jest bezpośrednio związana z tym, że on nie jeździ samochodem, nie umie obsługiwać komputera, nie ma rodziny, mieszka z mamą i że jest tak skandalicznie poza tym wszystkich co się powszechnie uważa za establishment, to niech tak będzie. Widocznie stamtąd widać i słychać lepiej.
Niedawno, przy okazji długiego majowego weekendu pojawił się temat tzw. grillowania. Szczerze powiem, że nie jestem w stanie odtworzyć sekwencji, wewnątrz której to grillowanie stało się nie dość że tematem w ogóle, co symbolem czegoś na kształt cywilizacyjnego skoku. Nie wiem, kto pierwszy zaczął o grillowaniu gadać. Mogę się mylić, ale nie zdziwiłbym się gdyby to maj ubiegłego roku przyniósł ten temat, a głównym sprawcą tego bardzo szczególnego dziwactwa były media, bezpośrednio nakręcone przez platformerski piar. Mam bardzo silne przekonanie, że tuż po wejściu w nasze życie Platformy Obywatelskiej jako siły rządzącej, a z nią całej tej filozofii zabawy, miłości, beztroski, korzystania z życia, przy pierwszej nadarzającej się okazji, pojawił się ten grill. Grill jako zabawa, jak styl życia, jako gest, a nie jako sposób na zabicie głodu. Odnoszę bardzo przykre wrażenie, że to właśnie ów grill był jednym z elementów tej oferty z którą Platforma Obywatelska wygrała wybory. Platforma Obywatelska jako partia miłości i grillowania. A zatem – „Tylko ktoś kto potrafi kochać i ma w domu grillownicę ma też moralne prawo, żeby rządzić!”
Przyszedł więc kolejny długi majowy weekend i znów dowiedzieliśmy się, że będziemy gillować. Że znów – jak co roku – miliony Polaków i Europejczyków, wykształconych, uśmiechniętych, życzliwych – a my wraz z nimi – za uczciwie zarobione pieniądze kupimy sobie worek węgla drzewnego, kawałek karczku, półtora kilo kiełbasy, kilka filetów z kurczaka, parę zgrzewek piwa, wsiądziemy w nasze samochody i udamy się na piknik. A niektórzy z nas rozbiją się w swoich przydomowych ogródkach i tam zostaną aż do późnego niedzielnego wieczora. I będzie pięknie, słonecznie i życzliwie.
Tak samo jak nie pamiętam momentu, kiedy kwestia grillowania stała się sprawą publiczną, tak tez bardzo dobrze pamiętam, jak to się stało, że Jarosław Kaczyński postanowił podzielić się swoją refleksją na temat rocznicy naszego nowego, polskiego grillowania. W wywiadzie, jaki Rzeczpospolita przeprowadziła z byłym premierem, Igor Janke spytał Kaczyńskiego, czy, jego zdaniem nie jest tak, że Polacy bardziej wolą wesoło pogrillować z premierem Tuskiem niż robić rewolucję z premierem Kaczyńskim. Było to tak:
„Janke: Ale może jest też tak, że Donald Tusk znalazł po prostu język porozumienia z dużą częścią społeczeństwa. Może Polacy wolą dziś przyjemny grill z premierem Tuskiem niż rewolucję z premierem Kaczyńskim?
Kaczyński: Grillowanie to nasze dzieło. To za naszych rządów konsumpcja wzrosła o 31% i to dobrze, że część współczesnego pokolenia Polaków po tylu przejściach może pogrillować, ale proszę pamiętać, tylko część. Ci co zarabiają brutto 1300-1500 zł albo 8 zł za godzinę na czarno, nie grilllują. Staje jednak pytanie o cele rządzenia. Polska może grillować, a mimo to się zmieniać. My ciągle stoimy przed wyborem – Bawaria czy Trzeci Świat. Społeczeństwo zastygłe w jałowym korporacjonizmie czy ambitny Naród, który nie chce ciągle czerwienić się, gdy przychodzi oglądać naszą pozycję w rankingach pokazujących udział w światowym obiegu myśli, dzieł sztuki, ilości Nobli czy równoważnych nagród (np. w matematyce). A ostatnie miejsce w płacach za godzinę polskich pracowników w Londynie, miejsce za pracownikami z krajów afrykańskich, też jest warte pamiętania. No i przede wszystkim nigdy nie wolno zapomnieć o tych co nie grilllują.”
Takie było pytanie i taka była odpowiedź. Kiedy dziś wpiszemy w wyszukiwarce internetowej hasło ‘grill’, otrzymamy dziesiątki odpowiedzi, wszystkie, w typowy dla Internetu sposób, wyszydzające Jarosława Kaczyńskiego. Nagle okazuje się, że grill jako symbol cywilizacyjnego postępu, pomysł wizerunkowych doradców Platformy Obywatelskiej i ewidentny element piaru – element o zupełnie wyjątkowym ładunku buractwa i przykład najbardziej ordynarnego ‘obciachu’ – jakimś niezmierzonym cudem, Platformie przyniósł tylko chwałę, a PiS-owi jedynie wstyd. Kiedy ten grill się pojawił po raz pierwszy, nie mogłem się nadziwić, że on nie został natychmiast powszechnie wyśmiany. Nie mogłem zrozumieć, jak to się stało, że dla tylu przecież inteligentnych skądinąd i wrażliwych ludzi, ten obraz grillującej Polski pod rządami Donalda Tuska nie skojarzył się tak jak na to zasłużył. Więc wyszło mi na to, że ta tandeta, której tu i ówdzie doświadczamy, jest o wiele powszechniejsza, niż się mogło wydawać. A tu tymczasem okazuje się, że nie – nawet oni wiedzą, że ten cały grill, to zwykła przynęta na idiotów, tyle że nagle okazuje się, że winnym wszystkiego jest – jak zwykle zresztą – Jarosław Kaczyński.
Proszę zwrócić uwagę na to, o co Janke spytał Kaczyńskiego, i co ten mu odpowiedział. Otóż sugestia była taka, że podczas gdy Platforma dba o cywilizacyjny rozwój społeczeństwa i jego dobrobyt, PiS proponuje wyłącznie rozróbę. I na to, Kaczyński odpowiedział krótko, sensownie i bardzo rzeczowo. Po pierwsze grillowanie, to przede wszystkim zabawa, i to raczej dla osób zamożnych, a nie dla niezamożnych. Po drugie, zarzut, jakoby podczas gdy Platformazajęta była poprawianiem kondycji społeczeństwa, PiStracił czas na awantury, jest nieuprawniony, bo było akurat raczej odwrotnie. I wreszcie, najważniejsze, ten cały cyrk z grillowaniem jest zabawą w pozory, bo większa część społeczeństwa je dla zaspokojenia głodu, a nie dla satysfakcji ze złudzenia doganiania świata. A zatem, Kaczyński dowiódł, że nie tylko jest zorientowany w sytuacji w jakiej żyje większość jego rodaków i w tak zwanych priorytetach, to jeszcze to, że świetnie potrafi rozróżnić to co realne od tego co jest wyłącznie tanią magią. Jak ktoś nie wie, o czym mówię, to niech sobie jeszcze raz przeczyta pytanie, jakie Kaczyńskiemu zadał Igor Jankę i na to pytanie odpowiedź. Czy to jest powód do szyderstwa?
Otóż okazuje się, że nawet jeśli nie jest, to może być. Tylko przyjrzyjmy się kto szydzi? Z jednej strony drwiny idą od tych, którzy grillują tak mniej więcej własnie od dwóch lat i uważają, że to świadczy o ich talentach i społecznej pozycji. Z drugiej stoją ci co grillują, i choć wiedzą, że w tym nie ma nic niezwykłego, to dostają nagle cholery, że ktoś im zwraca uwagę na to, że oni są w gruncie rzeczy w potężnej mniejszości. A z boku stoją i dorzucają swoje trzy grosze ci, którzy wprawdzie nie grillują, bo ani nie mają gdzie, ani za co, ale za to mają tę swoją mentalność zadowolonego niewolnika i bardzo nie lubią, jak się ich stawia w jednym szeregu z ludźmi w równym stopniu pozbawionymi własności, ale za to wolnymi.
I to jest właśnie całość tego czegoś, z czym nam się przyjdzie zmierzyć najpierw w najbliższych wyborach, a później w kolejnych pojedynkach o wolną Polskę. Uważam, ze to jest marny przeciwnik. Nawet jeśli liczny, to bardzo marny. Głupi, pusty, leniwy. Nie będzie czymś bardzo trudnym go pokonać. Trzeba tylko uwierzyć, że jeśli się chce zmiany, trzeba pójść do wyborów. Tylko tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...