Cały miniony tydzień nic tu nie pisałem, raz że brakowało mi poważniejszej inspiracji, ale przede wszystkim ze względu na trzydniowe rekolekcje, jakich udzielił nam nasz ksiądz Rafał Krakowiak, w które bardzo nie chciałem się wcinać. Mamy jednak nowy tydzień i choć inspiracje wciąż krążą między napaścią Rosji na Ukrainę, popisami kolejnych naszych sędziów, Omikronem i Tuskiem na hulajnodze, to myślę że już mi dłużej siedzieć jak mysz pod miotłą nie wypada i spróbuję się podzielić pewną dawną już, choć zupełnie jak nową, refleksją. Otóż najpierw stało się tak, że kupiłem sobie wydanie tygodnika „Sieci", żeby przeczytać wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, a tam, tuż obok, jak byk, felieton Jana Pospieszalskiego, w któym ten pisze, że w którejś z prowincji Indii niemal w ogóle ludzie się nie szczepią, i w związku z tym tam praktycznie nie ma COVID-u, by nie wspomnieć o umieralniach pod respiratorami. W związku z tym apeluje Pospieszalski, że oto najwyższy czas, by polski rząd wziął przykład z owej indyjskiej prowincji, machnął ręką na szczepienia i przestał zabijać niewinnych ludzi. A teraz, parę dni temu, na ulicy na której mieszkam zaparkowało, a następnie spędziło tam cały dzień, BMW z poznańską rejstracją i przylepioną z tyłu gustowną nalepką z błyskawicą Strajku Kobiet i hasłem „Jebać PiS”. Przechodziłem obok tego auta kilka razy, wbijając wzrok w te gwiazdki i ogarniała mnie coraz bardziej świadomość, że poziom szaleństwa jaki ogarnął znaczną część Polski, przekracza wszystko z czym mieliśmy do czynienia dotychczas. Co gorsza, wygląda na to, że tu nie chodzi tylko o tych co „jebią PiS” z pozycji lewicowych, ale także tych drugich, co chyba jeszcze bardziej zdecydowanie wzywają by „jebać PiS”, a przy okazji, ministra Niedzielskiego, premiera Morawieckiego, czy w ogóle polską Służbę Zdrowia, która zamiast leczyć obywateli amantadyną, każe ludziom „nosić szmaty na ryju” i przyjmować „szczypawki”. I to oni też, jak się okazuje, postanowili zwariować od swojego jak najbardziej antykomunizmu i życia w wolności Dzieci Bożych. A pomiędzy tymi dwoma żywiołami stoi Bogu ducha winny rząd PiS-u i stara się dogodzić i jednym i drugim, z sercem na tyle gorejącym, że, jak słyszymy, ledwo co mężowi Kasi Tusk dał półtora miliona złotych, żeby ten mógł ją udobruchać torebką za 30 patyków.
A ja się zastanawiam się, jak to jest w
ogóle możliwe, że po tych siedmiu latach, gdy wydawałoby się, że wszystko na
tej scenie jest jasne jak słońce, wciąż tak wiele osób, a można odnieść
wrażenie, że z każdym rokiem coraz więcej, nie marzy o niczym innym jak tylko o
tym, by nawet jeśli świat sie ma zawalić, niech się wali, byleby tylko razem z
nim zniknęło wszystko to co się kojarzy z Prawem i Sprawiedliwością.
Zastanawiam się nad tym i przypomniał mi się pewien, w pewnym sensie proroczy,
tekst, który napisałem na dwa jeszcze lata przed zwycięskimi wyborami roku
2015, i dziś pragnę go przypomnieć, jako być może przynajmniej częściową
odpowiedź na tę zagadkę. Proszę posłuchać.
Pamiętam,
jak jeszcze za starej komuny, pojechałem z moim wujkiem na polowanie. Wujek był
lekarzem – wybitnym bardzo zresztą – a przede wszystkim niezwykle dobrym, uczciwym
i porządnym człowiekiem. Wspominałem tu zresztą o nim przy okazji apelu o to,
by z terenów dawnej Rzeszy wysiedlić całą ludność wraz ze zwierzętami, a na
tym, co po nich zostanie, posadzić kartofle.
Otóż mój wujek, poza tym
że pomagał ludziom, a przede wszystkim kobietom, był też zapalonym myśliwym, no
i stąd pomysł, by któregoś dnia zabrać mnie na polowanie. Jechaliśmy na to
polowanie, a ja mu opowiedziałem dowcip o tym, jak to umarł Breżniew i
towarzysze mu w trumnie wywiercili otworki, żeby robaki mogły się kulturalnie
wyrzygać. Tu od razu uwaga dla wszystkich tych, którzy najbardziej na świecie
nienawidzą nienawiści – szczególnie nienawiści skierowanej przeciwko bolszewii
– że tamto był PRL, i wśród normalnych ludzi nienawiść do bolszewii była
jeszcze w modzie.
Otóż ja opowiedziałem
wujkowi ten kawał, a on mi powiedział coś takiego: „Kawał dobry, ale
pamiętaj, że jak my tam już do tego lasu przyjedziemy, możemy spotkać mojego
kolegę myśliwego, Jasia Szczęsnego, który bardzo źle znosi takie żarty, więc mu
go nie opowiadaj”. Spytałem oczywiście, kto to taki ten Szczęsny, że go nie
śmieszą dowcipy o robakach rzygających Breżniewem, a on mi powiedział, że
Szczęsny to dziś już starszy pan, który we wczesnych latach 50-tych został
wyrzucony z UB za „nadużycie władzy”. Ja wtedy wprawdzie byłem bardzo młody,
ale już się potrafiłem domyśleć, że z kogoś, kto na początku lat 50-tych został
wyrzucony z UB za „nadużycie władzy”, musiało być niezłe ziółko. Zresztą ów
fakt mój wujek mi natychmiast potwierdził, opowiadając historię o tym, jak to
myśliwi kiedyś sobie popili, a on, korzystając z okazji zapytał Szczęsnego: „Jasiu,
a jak wyście mordowali tych żołnierzy, to jak to się odbywało? Tam był jakiś
sąd, pluton egzekucyjny, jakaś ceremonia?” Na to Szczęsny odpowiedział: „Normalnie
Heniu. Normalnie. Brałem giwerę i waliłem w łeb”.
No więc, to był
ów Jasiu Szczęsny, któremu, niech mnie Bóg broni, miałem nie opowiadać dowcipu
o Breżniewie.
Oczywiście
potraktowałem słowa mojego wujka bardzo poważnie, ale zacząłem się przy tym
zastanawiać nad tym Szczęsnym i jego towarzyszami z lat młodości. Gdzie oni są?
Co oni robią? Jak żyją? Czy wszyscy polują, czy może część z nich kocha
zwierzęta, i nawet muchy by nie skrzywdziła? Mijały lata, PRL przeszedł do
historii, przyszedł kapitalizm, a ja w pewnym momencie usłyszałem, że koledzy
Szczęsnego – a kto wie, czy nie i on sam – okupują głównie dwie korporacje:
spółdzielnię „Społem” i ogródki działkowe. Dowiedziałem się, że owe dwa
podmioty stanowią ostatni realny bastion komuny – tej komuny prawdziwej i
nieskażonej upływem czasu – i wedle jakiejś niepisanej umowy, nie
podlegają jakimkolwiek negocjacjom i są nie do ruszenia. O polowaniach
mowy akurat tam nie było. Inna sprawa, że cóż mnie to może obchodzić?
Dziś przeczytałem w
internetowym wydaniu TVN24 wiadomość, że wczoraj późnym popołudniem w Warszawie
na ulicy Żwirki i Wigury jakiś pan postrzelił z rewolweru innego pana, no a
ponieważ uczynił to jak najbardziej publicznie, został zatrzymany przez
policję. Jak się jednak dowiadujemy, obaj panowie byli byłymi wojskowymi, obaj
działali w branży działkowej, a człowiek z rewolwerem to wręcz prezes
stowarzyszenia owych działkowców. TVN24 podaje za policją, że to nie była wojna
gangów, ale zwykłe nieporozumienia na tle osobistym. Dowiadujemy się również,
że prezes tych ogródków miał na broń pozwolenie, więc w pewnym sensie jest
czysty.
TVN podaje jednak coś
jeszcze. Otóż, jak się dowiadujemy, obaj panowie byli „właścicielami ogródków
działkowych”. I sprawa się w ten sposób domyka. Otóż dwóch staruszków pokłóciło
się prawdopodobnie o swoje ogródki, a że jeden był byłym wojskowym, i w dodatku
miał broń, to wziął i kolegę ustrzelił. Bardzo zabawne. Z komentarzy, jakie
czytam pod tą informacją wnioskuję, że faktycznie zabawne.
A ja się zastanawiam
nad czymś już innym. Otóż do zdarzenia, jak już napisałem doszło w biały dzień.
Człowiek z rewolwerem, ów rewolwer prawdopodobnie ze sobą nosił zwyczajowo, w
dodatku jeszcze – skoro on ani nie próbował uciekać, ani się jakoś szczególnie
tłumaczyć – ów emerytowany wojskowy prawdopodobnie też uznał, że skoro go nagle
wzięła jasna cholera, to strzelił „do skurwysyna”. No bo co miał robić?
Dyskutować o racjach? A skoro tak, to ja też sobie myślę, że jest bardzo
prawdopodobnie, że ci staruszkowie, których ja od czasu do czasu spotykam w
moim parku, jak spacerują małymi grupkami w tych swoich kurtkach do pasa i
czapkach z daszkiem, też są uzbrojeni. I mają naprawdę dużo do opowiedzenia na
temat naszej jakże skomplikowanej historii.
Niedawno spotkałem
swojego szkolnego kolegę, który – jak się okazało nałogowy czytelnik mojego
bloga – zanim zdążyłem go zapytać o zdrowie, wyskoczył do mnie z jasnym i
krótkim pytaniem: „Czy ty uważasz, że ten kretyn Macierewicz mówi prawdę, kiedy
gada o tych wybuchach?” Na to ja, zanim jeszcze zdążyłem się go zapytać o
zdrowie, odpowiedziałem, że tak, jak najbardziej, wybuchy były. I w tym
momencie on dostał takiej cholery, jakiej ja w życiu nie widziałem. I teraz,
kiedy wspominam to spotkanie, myślę sobie, że to całe szczęście, że on jest za
młody, by polować. A przynajmniej by polować w pewnym bardzo szczególnym
towarzystwie.
Natomiast
bardzo bym był ciekawy wiedzieć, ilu ich jeszcze pozostało. Bo zbliżają się
wybory, i PiS wygra. A wtedy – niech nas wszystkich Bóg broni.
I dziś widzę, że chyba Mu owa obrona nie
najlepiej idzie, skoro do Jana Szczęsnego i jego dzieci dołączyli już i ci, co Jego
Imię mają wręcz wypisane na swoich piersiach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.