środa, 5 stycznia 2022

Kto się boi Sylwestra Marzeń?

 

Oto właśnie sam Onet przyznał że „Sylwester Marzeń” Jacka Kurskiego odniósł wręcz spektakularny sukces i myślę, że to jest dobry powód, by przypomnieć parę myśli sprzed lat, które, gdy chodzi o mnie akurat, zawsze pozostaną jak najbardziej aktualne. I niech się nikt nie spodziewa, że ja tu będę szydził z tego, co się w tym roku wydarzyło w Zakopanem, bo mam nastrój wręcz odwrotny: otóż w moim najszczerszym przekonaniu, w całej naszej współczesnej rozrywce, zaczynając od piosenki, a kończąc na filmie czy literaturze, nie udałoby się nam znaleźć czegoś równie profesjonalnego na poziomie zarówno realizatorskim jak i wykonawczym. I nie mam tu na myśli, w sposób oczywisty, wybitnego youtubowego artysty Jasona Derulo, czy tym bardziej owego żartownisia Julio Iglesiasa, ale – że wymienię tylko dwoje – Roksany Węgiel, czy zespołu Playboys. Bez względu bowiem na to co nam się akurat wydaje i marzy, póki co w polskiej rozrywce nie objawiło się nic bardziej znaczącego niż to co nam zorganizował Jacek Kurski. A jeśli ktoś ma wątpliwości, to niech się zapyta ludzi, którzy zjechali do Zakopanego, żeby się bawić. I nie oszukujmy się: to nie byli mieszkańcy podkarpackkich wsi, którzy nie płacą podatków.

Ktoś powie, że to co ja w tej chwili robię jest głupie i nieuczciwe. Ponieważ, choć uważam go za błędny, rozumiem ów argument, bardzo proszę zajrzeć do tekstu poniżej, jeszcze z roku 2017. Jaśniej tego wyjaśnić nie potrafię. Może tylko, gdyby udało mi się gdzieś na youtubie odszukać inny występ tej niezwykłej kobiety z zamieszczonego na samym końcu filmu.

 

 

 

      Przyznać muszę, że nie mam bladego pojęcia, jak to się stało, że przy okazji moich ostatnich notek tu na tym blogu pojawiła się kwestia tak zwanego disco polo, a szczególnie wybitnego przedstawiciela owego gatunku, Radosława Liszewskiego, oraz muzycznego projektu o nazwie Weekend. No ale stało się i trzeba się ustosunkować. Otóż, jak donieśli mi wierni komentatorzy, zamieszczony na youtubie clip prezentujący piosenkę wspomnianego artysty pod tytułem „Ona tańczy dla mnie”, od czasu, jak został tam zamieszczony, uzyskał ponad 80 milionów odtworzeń, co robi wrażenie rekordu na skalę światową. Dla porównania, absolutny przebój wszechczasów, piosenka duetu Wham „Last Christmas”, ma na swoim koncie odtworzeń zaledwie dwa razy więcej.

Rzecz jest w tym, że Radosław Liszewski śpiewa kolejną piosenkę, a cała intelektualnie motywowana Polska nie jest w stanie przyjąć do wiadomości faktu, że tak oto wygląda rynek polskiej piosenki i na to sposobu, że zacytuję mistrza Niemena, znaleźć nie jesteśmy w stanie. Jak się domyślają pewnie czytelnicy tego bloga, osobiście nie jestem fanem ani zespołu Weekend, ani muzycznego gatunku tam realizowanego, niemniej jednak, nie widzę najmniejszego powodu do tego, bym się miał angażować w ów ruch wyszydzania tej akurat części naszej pop-kultury. Rzecz bowiem, moim zdaniem, polega na tym, że to, czy wybieramy muzykę zespołu Pink Floyd, czy twórczość wspomnianego Liszewskiego, tworzy dylemat wyłącznie na poziomie indywidualnych upodobań. Czy lepsze jest „Atom Heart Mother”, czy „Ona tańczy dla mnie”, to kwestia do dyskusji i tego nie zmienią żadne zaklęcia.

Ja wiem, że to nie ma najmniejszego znaczenia, ale, aby przygotować sobie teren do dalszej rozmowy, sprawdziłem na youtubie ilość odtworzeń, jakie zarejestrowała swego czasu moja bezwzględnie ulubiona kompozycja, mianowicie wspomniane „Atom Heart Mother”, i wyszło mi niespełna 500 tysięcy. Przepraszam bardzo, ale w tej sytuacji, jak wygląda nasza pozycja przetargowa, gdy chodzi o Liszewskiego w konfrontacji z zespołem Pink Floyd? Ktoś powie, że ci od zespołu Weekend to banda durniów, którzy o niczym nie mają pojęcia, czas spędzają w galeriach handlowych i głosują na 500+. Osobiście uważam, że jest dokładnie na odwrót, ale nie będę się spierał. Załóżmy, że ta akurat diagnoza jest prawidłowa. Fani twórczości spod znaku disco-polo to głosująca na PiS wieś, która w życiu nie miała kontaktu z prawdziwą sztuką i to dla nich choćby ostatnio prezes Kurski zorganizował noworoczną zabawę w Zakopanem. Tyle że co to zmienia w obliczu owych stu milionów odsłon piosenki „Ona tańczy dla mnie” na youtubie?

Wysłuchałem tej piosenki w całości i w pierwszej kolejności oświadczam, że płyty sobie nie kupię. Natomiast już w chwilę potem mogę równie szczerze zapewnić, że tym bardziej nie kupię sobie najnowszej płyty Moniki Brodki z tego oczywistego powodu, że pod względem tak zwanego profesjonalizmu, Radosław Liszewski nie tylko dla wspomnianej Brodki, ale dla całej klasy wykonawców muzyki popularnej w Polsce, stanowi autentyczny kosmos.

Mamy ten cały hip-hop i wykonujących go artystów, których dziś jest tak strasznie dużo, że ja bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że oto właśnie kolejną płytę wydał jeden z moich uczniów. Problem jednak sprowadza się do tego, że ich jest tak strasznie dużo, że na samym szczycie pozostaje dwóch, czy trzech, ale za to oni w swoim gatunku prezentują poziom światowy. Podobnie jest, moim zdaniem, z disco-polo. Zapewne w każdej wiosce w Polsce działa jakiś projekt muzyczny, który gra tego rodzaju muzykę i bardzo liczy na to, że i jemu się uda. Byliśmy niedawno w Zakopanem i proszę sobie wyobrazić, że tam, w każdej restauracji, w każdej knajpie, w każdym barze, od rana do późnej nocy, słychać te same dziesięć piosenek na krzyż, a każda z nich to disco-polo w lokalnym klimacie. Co ciekawsze jednak, każda z tych piosenek, jest naprawdę zagrana i zaśpiewana w najwyższym stopniu profesjonalnie. No i oczywiście, żadna z nich nie jest wykonywana przez zespół Weekend. Weekend i jego lider Radosław Liszewski dostali się na sam szczyt i dziś nie mają najmniejszego powodu, by się przejmować naszymi dylematami. I całe szczęście, bo gdyby oni zechcieli wejść z nami w dyskusję, otworzyliby ją i jednocześnie zamknęli pytaniem: przepraszam bardzo, ale gdzie jest w tym momencie wasze „Atom Heart Mother”?

Radosław Liszewski, decydując się w pewnym momencie swojego życia wystartować w tej niezwykle trudnej konkurencji, ów konkurs wygrał. Ktoś powie, że Pink Floyd też wygrali, no ale proszę zwrócić uwagę na to, że ja się Pink Floyd i tego najczęściej strasznego kiczu nie czepiam. Chodzi mi tylko o to, że wobec sukcesu Liszewskiegoi jego zespołu pod nazwą Weekend my naprawdę nie mamy nic do gadania. I nie łudźmy się. Tu wcale nie chodzi o to, że ponieważ ludzie to lubią, nam już nic do tego. W końcu to już ustaliliśmy: Liszewski nie odkrył niczego nowego. On postanowił wystartować w konkurencji naprawdę mocnej i ją wygrał, a tym samym udowodnił że jest dobry, i to dobry naprawdę. Można by było wręcz powiedzieć, że jest najlepszy. W odróżnieniu od takiej, wspomnianej wcześniej, Moniki Brodki, która pochwalić się może tylko tym, że jest koleżanką pewnego niszowego artysty, który bardzo się o nią stara.

Pisząc kolejne rozdziały mojej książki o podwójnym nokaucie pragnąłem przede wszystkim zwrócić uwagę na to, że to co my uważamy za dobre, nie ma najmniejszego znaczenia. Liczy się bowiem nie to, co nam się podoba, ale to, za czym stoi talent i autentyczna praca, a więc prawda. Czy to jest Justin Bieber, czy Metallica, czy dawny polski big beatowy zespół Chochoły, liczyły się wyłącznie praca i talent, no i czasem oczywiście determinacja. I powtarzam raz jeszcze, to co nam się osobiście podoba, a co nie, ma znaczenie wyłącznie dla naszego dobrego samopoczucia i dla niczego więcej. Bo sukces Biebera i Metalliki, to nie jest nasz sukces. My możemy im tylko albo zapłacić, albo powiedzieć, że tego nie kupujemy. Podobnie jest z Liszewskim, którego klip „Ona tańczy dla mnie” został odtworzony na youtubie ponad 80 milionów razy. Bo nie oszukujmy się. Liszewski to nie jest ktoś, kto pewnego dnia się obudził i zaczął kombinować, co by tu zrobić, żeby mieć fajne życie, kiedy całej wódki świata człowiek i tak nie wypije. Za jego sukcesem stoi ciężka i jak najbardziej uczciwa praca.

Wczoraj tu na tym blogu zamieściłem występ nieznanej mi piosenkarki w nieznanym włoskim barze, śpiewającą nieznana mi piosenkę, i powiem szczerze, że, moim zdaniem, ona jest lepsza zarówno od Liszewskiego, jak i od Pink Floyd i Metalliki razem wziętych, że nie wspomnę o Monice Brodce. Ta nieznana piosenkarka w ogóle, jeśli idzie o moją osobistą wrażliwość i moje muzyczne potrzeby, jest lepsza od wszystkich. I myślę sobie, że Bogu dzięki, że ten klip nie ma ponad 80 milionów odtworzeń na youtubie, bo to by zwiastowało nieuchronną katastrofę. No ale tylko z punktu widzenia mojej wrażliwości i moich potrzeb. Tylko tyle i aż tyle.

Myślę sobie teraz, że jak jej jednak podkręcimy trochę ten licznik, tragedii nie będzie.

 



Ani też tu:


                                  
          I błagam, niech mi nikt nie wspomina o Tomaszu Stańce.

13 komentarzy:

  1. Ja zaś uważam, że w ogóle nie ma utworu muzyki "poważnej", który nie miałby praźródeł w tzw. muzyce ludycznej. Od kawałków z platacji bawełny po mazurki Szopena i cokolwiek jeszcze. Miałbym jakieś rozterki tylko co do religijnych natchnień i motywacji twórczych. To muzyka poważna powinna przyjść do Zenka, a nie odgradzać się od niego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. @Mateusz

      Od strony "technicznej" jak najbardziej. Pokazuje rozmaite, zaskakujące połączenia stylów, brzmień, rytmów, itd.
      Jednak odbieram to jako raczej performance, ot tak dla jaj. I zaraz kojarzy mi się to z niedocenionym Frankiem Zappą tez szukającym mostów i też w zasadzie dla jaj. Tyle tylko, że Zappa robił to w czasach, gdy muzycy, nazwijmy, symfoniczni jeszcze udawali, że brzydzą się muzyką z nizin. Teraz nie wypada i już się nie brzydzą, co ja uważam za ichnie "coming outy".

      Tobie zaproponowałbym taki klip, w którym tematem jest muzyka pochodząca genetycznie z zupełnie dechami zabitej wiochy meksykańsko teksaskiej chyba. W sumie "umpa, umpa" i niewiele więcej. Najpierw klip, jak to brzmi i do czego tam służy:
      https://www.youtube.com/watch?v=nw9ZSCcchSY

      Teraz dolewamy trochę innej przyprawy:
      https://www.youtube.com/watch?v=EOBE_uBSGYw

      Tu zawiesza się pytanie, co zrobiono by jej, gdyby z Zenkiem wystąpiła np. Roxi Węgiel?

      A tu podpina się cała symfonia, chór i jeszcze aktorka telenowel. Nikt się nie wstydzi. Rezultat? Ponad miliard wyświetleń:
      https://www.youtube.com/watch?v=BokdSWC2R68

      To, że mimo jej popularności muzyka jak np Zenka ciągle tkwi za płotem jest oczywistą winą całej reszty świata polskiej muzyki. To zamraża sobie uszy na złość babci.

      Usuń
    2. @orjan
      Rzeczywiście, tylko to jest przeniesione tak jakby "na sztywno", ta sama melodia tylko inaczej "podana".
      Moim zdaniem to lepiej wychodzi jako inspiracja - kompozytor na podstawie muzyki tzw. "ludowej" coś nowego wymyśla. Najlepszym przykładem są wariacje na temat muzyki szkockiej i irlandzkiej:

      https://youtu.be/ELajXGKwQ34
      https://youtu.be/-8Q_OpCE-4k

      Usuń
    3. @Mateusz

      O to właśnie chodzi! Złapać i rozwinąć.

      Włączanie ludycznej do swojego repertuaru lub włączanie się do ludycznych wykonań, czy mieszanie stylów, to trochę inna zabawa, niż czerpanie inspiracji, lecz też ma swoją wartość. Spośród współczesnych, automatycznie na myśl przychodzi mi tu śp. G.Ciechowski. Przynajmniej się nie bał.

      Ja tu określenia "ludyczna" nie mieszam z określeniem "ludowa". To są inne zakresy pojęć. Ludyczne źródła muzyki, to są te od potrzeby zabawy i tu oferta oraz dorobek Zenka i jemu podobnych absolutnie pasują, bo bez wątpienia biorą się z i dotyczą potrzeby zabawy. Dlatego ich muzyka jest ludyczna.
      Z drugiej strony, w dzisiejszym czasie, muzyka "ludowa" to już nie to, co u Oskara Kolberga, bo dzisiejszy lud, to społecznie zupełnie co innego, niż wtedy. Gdy patrzymy na publiczność np. Sylwestra Marzeń, to widzimy całkiem reprezentatywny zbiór DZISIEJSZEGO ludu. To jest krew z krwi, kość z kości i jeśli gdzieś przechowuje się jeszcze idea polskości, to raczej u nich na na jakiejś Czerskiej.

      Z tego wychodzi, że przymiotniki "ludyczny" i "ludowy" można (m.zd.) zamiennie stosować do muzycznych potrzeb tej publiczności. To zaś prowadzi do podsumowania, że kto tę publiczność i jej muzyczne potrzeby wyśmiewa zamiast je podjąć, to taki zasługuje najwyżej na kopa w swoje 4litery.

      Usuń
    4. ERRATA

      Ostatnie zdanie przedostatniego akapitu pow. komentarza powinno brzmieć:

      "To jest krew z krwi, kość z kości i jeśli gdzieś przechowuje się jeszcze idea polskości, to raczej u nich NIŻ na jakiejś Czerskiej."

      Usuń
    5. @orjan
      "...jeśli gdzieś przechowuje się jeszcze idea polskości, to raczej u nich na na jakiejś Czerskiej."

      To tylko muzyka do zabawy, idei polskości raczej bym tam nie szukał, a jeśli chodzi o Czerską to chyba nie ma nikogo kto by tam szukał idei polskości :-)

      Usuń
    6. @Mateusz

      Przypuszczenie moje rzeczywiście jest dość brawurowe, lecz podpowiada mi je moja intuicja. Mógłbym ją poprzeć tym mickiewiczowskim, że "naród jak lawa ...", itd. zwracając skromnie uwagę, że u Poety to było wizjonerstwo, a u mnie tylko nieśmiała intuicja. Ja już jednak parę razy widziałem na własne oczy, skąd polskość niespodziewanie wychylała się.

      Zgadzam się z Tobą, że użycie w moim porównaniu, jako przeciwstawienia, akurat Czerskiej jest sporo nieudane, bo nie ma co szukać tam tego, czego sami nie chcą. Zero nie jest przeciwstawieniem (ani kontrastem) żadnej liczby.

      Usuń
    7. @orjan
      Może się wychylić, ale nie musi.

      Usuń
  3. @toyah
    Tak sobie pomyślałem, że w muzyce dużo jest mistrzów o których szerzej nie słychać, a przebija się tylko to co popularne. Jakiś czas temu słuchałem sobie soundtracku do filmu "The Village" i tam dużą robotę zrobiła skrzypaczka w solowych partiach. Zwykle pamięta się głównie nazwisko kompozytora, ale bez świetnych muzyków nie byłoby też świetnej ścieżki dźwiękowej.

    The Gravel Road

    OdpowiedzUsuń
  4. to ja od teraz ostro pracuję nad tym, by ta sympatyczna Signora zdobyła 80 milionów odsłon na YT. Oglądając z przyjemnością to nagranie przypomniałem sobie, że mój szwagier mawia, iż wino smakuje najlepiej tam, gdzie dojrzewają winne grona i gdzie potem jest wytwarzane. Myślę, że na odbiór tej tarantelli niemały wpływ ma klimat miejsca - wnętrze tej trattorii na półwyspie Gargano (czyli gdzieś daleko od nas, za to blisko miejsca, gdzie większość swego życia przeżył i przemodlił św. O. Pio)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ikspepe
      Wszyscy się staramy. Póki co jednak to jest zaledwie 6 tys. Mniej niż dostała Zosia za pytanie "Co to znaczy że Duda ją wyduda".

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...