Zdaję sobie sprawę z tego, że fakt iż
spędzam część swego czasu na Twitterze, u niektórych z czytelników tego bloga
wywołuje co najmniej uniesienie brwi. I ja, mimo że mam tu znacznie więcej do
powiedzenia, nie zamierzam z tego typu reakcją dyskutować. Zdarzyło się jednak
wczoraj coś, co pozwoliło mi uznać, że ów Twitter dostarcza przeżyć – a jednocześnie
refleksji – jakich nie znajdziemy nigdzie indziej. Oto w serii wpisów na swoim
profilu, człowiek którego pierwszy raz widziałem na oczy, opowiedział przygodę
jaką niedawno przeżył, a ja dziś dzięki niej czuję, że jestem znacznie mądrzejszy
niż byłem jeszcze wczoraj. I nie muszę chyba nikogo zapewniać, że nie chodzi mi
o to, że przestanę się zajmować handlem kryptowalutami. Jeszcze parę słów
będzie później, a na razie wsłuchajmy się w słowa pewnego Kuby:
Wczoraj straciłem kryptowaluty wartości ~10.000$ zostając ofiarą Scamu i Phishingu. Nie jestem początkujący w internecie, a mimo to dałem się nabrać. Oto moja lekcja ku przstrodze, by Was to nie spotkało. Chciałem kupić Fancy Bears meta, ale aby to zrobić należało dostać się na whitelistę. Aby dostać się na whitelistę trzeba było wypełnić formularze i być aktywnym na oficjalnym Discordzie. Byłem, dostałem się. Gdy ktoś się dostał to jego nick na Discordzie zmieniał kolor i automatycznie był targetowany przez oszustów. I po dostaniu się na whitelistę dostałem wiadomość, która wyglądała 1:1 jak oficjalna. Bardzo legitna, ale... link do mintu był podstawiony. Strona wyglądała 1:1 właściwej. Tylko że w podstawionym linku był też inny numer smart-kontaktu. I wtedy po podłączeniu swojego Metamaska by zmintować 4 sztuki Misiów przypadające na osobę, moje pieniądze wyszły do innego portfela – oszustów. W sumie jakieś 3000$ z gas fee. Ale ja naprawdę chciałem kupić te NFT, ale skończył mi się Ether. Udałem się do swojego konta na Binance, gdzie miałem 2.500$ wolnych, słabo performujących tokenów THETA, więc postanowiłem postanowiłem wymienić na ETH by spróbować jeszcze raz kupić Misia. Wysyłając te środki na Ledgera wybrałem zły blockchain, niż obsługowany przez Ledger Nano X, więc środki wyszły z Binace, ale nie doszły do Ledgera. Napisałem do supportu Ledgera, Binace, THETA i na Reddicie. Z braku odpowiedzi zacząłem kombinować. Z Reddita odezwał się do mnie koleś udający pracownika THETA Network. Zdjęcie, stopka, pozycja, wszystko mi się zgadzało. Powiedział, że nie potrzebuje ode mnie żadnych danych. Wzbudził zaufanie. Wysłał mi instrukcję i stronę jak odzyskać zamrożone pieniądze. Long story short musiałem podłączyć się do THETA Wallet aby odebrać wysłane środki, zeswappować i przesłać je dalej innym blockchainem na Ledgera. Mogłem to zrobić różnymi metodami, ale wybrałem najgorszą, ale najszybszą – podłączyć swojego Ledgera do strony. Bo mi się spieszyło. I tak zrobiłem oczekując automatycznego procesu. Podłączyłem Ledgera przez przesłaną stronę, która była identyczną kopią THETA Network Wallet i jak tylko to zrobiłem to moje prywatne key’e zostały upublicznione, a portfel wyzerowany. Na szczęście nie miałem więcej jak 4.500$. Tak jestem ignorantem i idiotą robiąc to wszystko jak posłuszna owca, nie weryfukując źródeł i osób. Nie o to chodzi. W świecie Krypto każdy zły ruch może Cię wiele kosztować. Środowisko jest pełne bardzo wysublimowanych oszustów korzystających z profesjonalnych narzędzi. Aby zwinnie poruszać się po świecie NFT, Blockchain, DeFi, portfelach sprzętowych trzeba być technicznie średnio-zaawansowaną jednostką. I inteligentniejszą niż ja. Uważajcie. Weryfikujcie, sprawdzajcie, nie ufajcie nikomu w internecie. Wasz Recovery Phrase portfela Kryptowalut to jest KURWA ŚWIĘTY GRAL. Nikomu, ABSOLUTNIE NIKOMU I NIGDZIE NIGDY tego nie podawajcie. Nie trzymajcie w telefonie, galerii zdjęć, nawet w managerze haseł. Stracicie to, a Wasz portfel wyzeruje się w minuty. Trzymanie pieniędzy na Giełdach też nie jest rozwiązaniem godnym pochwały, ani bezpieczniejszym. Tak samo jesteście narażeni na ich utratę, 22FA to nie jest metoda, która uchroni przed hackiem. Wystarczy niedopatrzenie i np. trzymanie QR kodu loginu w nieodpowiednim miejscu. Bycie własnym bankiem w świecie zdecentralizowanych finansów ciągnie za sobą odpowiedzialność i ryzyko. Wolność, ale brak kontroli. Nawet nie ma sensu iść na Policję, bo tak wytransferowane środki są nienamierzalne i bezzwrotne. Nie cofniecie tego. Przepadło. Nie piszę tego autoterapeutycznie czy by mi współczuć. Wyszedłem na idiotę dając się zrobić jak babcia na i słusznie poniosłem karę. Mogę czuć winę tylko do siebie i próbować nadrobić swój brak zachowawczości. Piszę to by przestrzec, że świat internetu i krypto to świat oszustów. Tam gdzie są większe pieniądze nie ma bezinteresownej pomocy. Liczcie tylko na siebie i edukujcie się. To świat raczkujący w swoich założeniach i tak jak szybko można się wzbogacić, tak bezpowrotnie też stracić.
Wszyscy tu pewnie mamy świadomość, jak wygląda dziś to coś w czym przyszło nam żyć, gdy jesteśmy rozdzierani między siłami nowego porządku, a tym co już, jak się zdaje,
mija bezpowrotnie. Mamy tę świadomość i pozostajemy w naszej codziennej
rozpaczy. I oto nagle pojawia się, niczym światło w tunelu, relacja owego
zwiastuna katastrofy, który nagle uznał za stosowne opowiedzieć nam o całkiem
innej katastrofie. Nie mam potrzeby choćby jednym słowem komentować
wystąpienia, które pojawiło się na Twitterze w całej serii osobnych tweetów, a
ja je tu tylko poukładałem w całość. Raz że uważam, że owo wystąpienie
komentuje się samo, a poza tym, bądźmy poważni, ja co najmniej połowy z tego co
ów nieszczęśnik opowiada i tak nie rozumiem. To co ma dla mnie pewne, i to
bardzo istotne, znaczenie, to fakt że pod ową serią tweetów najpierw pojawiła
się cała seria słusznie szyderczych komentarzy, a wśród nich, jak manna z nieba, głos
zrozumienia dla zwykłego pragnienia zdobywania światła. Polecam szczególnie oprawę interesującego nas profilu. Wygląda na to, że wczorajsze nosy wciąż się
bardzo dobrze wywąchują.
@toyah
OdpowiedzUsuńTagi do tekstu wybrałeś w sam raz: libkizm, neoliberalizm.
Mnie ta relacja skojarzyła się z opowieściami ludzi którzy przeżyli zderzenie z "kapitalizmem" po upadku PRLu. Ludzie byli oszukiwani na skalę masową na jakieś lewe umowy i obietnice i nie chodziło o to że byli naiwni. Ludziom po prostu nie mieściło się w głowie, że ktoś ich może oszukać na takiego chama i pozostać bezkarnym. W głowach ludzi nie istniało coś takiego, że Państwo może nie działać albo wręcz czasami współpracować z oszustami i nie ma do kogo pójść o pomoc.
Ta relacja jest też dobrą ilustracją tego, czym tzw. liberalizm albo tzw. "wolny rynek" jest w istocie - pustynią rodem z filmów serii Mad Max, gdzie grasują uzbrojone bandy i przerabiają każdego kto jest słabszy na mielonkę.
Zawsze jak ktoś narzeka, że go Państwo tłamsi i najlepiej by to było rozpieprzyć, to mówię, że lepiej że w ogóle jakiekolwiek(byle jakie bo byle jakie ale zawsze) państwo jest, bo bez państwa będzie jak w Meksyku, gdzie w niektórych miastach młode dziewczyny boją się wyjść na ulice same żeby nie zostać wciągnięte do samochodu przez łowców niewolnic seksualnych. Teraz do argumentu o Meksyku dołączy ta relacja z twittera.
P.S.
UsuńMnie poraził najbardziej ten fragment:
"Wyszedłem na idiotę dając się zrobić jak babcia na i słusznie poniosłem karę."
napisałeś, że po tym co przeczytałeś "jestem znacznie mądrzejszy niż byłem jeszcze wczoraj". Muszę przyznać, że ja z tego nic nie rozumiem, ale, że "świat internetu i krypto to świat oszustów. Tam gdzie są większe pieniądze nie ma bezinteresownej pomocy" - o tym wiem jakby od zawsze - czyżby jakaś wiedza wlana?
OdpowiedzUsuń@ikspepe
UsuńNie chodziło mi o to zdanie. Jego równie dobrze mogłoby tu nie być. Miałem na myśli to co umieściłem w tytule mojego felietonu.
Ja tylko zatrudnię komentarz Juliana Tuwima zwracając uwagę na ładunek komiczny. Z takimże odbieram te dzisiejsze, pardon, nowoczesne szwargoty:
UsuńJulian Tuwim, Ślusarz
W łazience co się zatkało, rura chrapała przeraźliwie, aż do przeciągłego wycia, woda kapała ciurkiem. Po wypróbowaniu kilku domowych środków zaradczych (dłubanie w rurze szczoteczką do zębów, dmuchanie w otwór, ustna perswazja etc.) - sprowadziłem ślusarza.
Ślusarz był chudy, wysoki, z siwą szczeciną na twarzy, w okularach na ostrym nosie. Patrzył spode łba wielkiemi niebieskiemi oczyma, jakimś załzawionym wzrokiem. Wszedł do łazienki, pokręcił krany na wszystkie strony, stuknął młotkiem w rurę i powiedział:
- Ferszlus trzeba roztrajbować.
Szybka ta diagnoza zaimponowała mi wprawdzie, nie mrugnąłem jednak i zapytałem:
- A dlaczego?
Ślusarz był zaskoczony moją ciekawością, ale po pierwszym odruchu zdziwienia, które wyraziło się w spojrzeniu sponad okularów, chrząknął i rzekł:
- Bo droselklapa tandetnie zblindowana i ryksztosuje.
- Aha, - powiedziałem - rozumiem! Więc gdyby droselklapa była w swoim czasie solidnie zablindowana, nie ryksztosowała by teraz i roztrajbowanie ferszlusu byłoby zbyteczne?
- Ano chyba. A teraz pufer trzeba lochować, czyli dać mu szprajc, żeby tender udychtować.
Trzy razy stuknąłem młotkiem w kran, pokiwałem głową i stwierdziłem:
- Nawet słychać.
Ślusarz spojrzał doć zdumiony:
- Co słychać?
- Słychać, że tender nie udychtowany. Ale przekonany jestem, że gdy pan mu da odpowiedni szprajc przez lochowanie pufra, to droselklapa zostanie zablindowana, nie będzie już więcej ryksztosować i, co za tym idzie ferszlus będzie roztrajbowany.
I zmierzyłem lusarza zimnem, bezczelnem spojrzeniem. Moja fachowa wymowa oraz nonszalancja, z jaką sypałem zasłyszanemi poraz pierwszy w życiu terminami, zbiła z tropu ascetycznego ślusarza. Poczuł, że musi mi czem zaimponować.
- Ale teraz nie zrobię, bo holajzy nie zabrałem. A kosztować będzie reperacja - wyczekał chwilę, by zmiażdżyć mnie efektem ceny - kosztować będzie... 7 złotych 85 groszy.
- To niedużo, - odrzekłem spokojnie - myślałem, że co najmniej dwa razy tyle. Co się za tyczy holajzy, to doprawdy nie widzę potrzeby, aby pan miał fatygować się po nią do domu. Spróbujemy bez holajzy.
Ślusarz był blady i nienawidził mnie. Uśmiechnął się drwiąco i powiedział:
- Bez holajzy? Jak ja mam bez holajzy lochbajtel kryptować? Żeby trychter był na szoner robiony, to tak. Ale on jest krajcowany i we flanszy culajtungu nie ma, to na sam abszperwentyl nie zrobię.
- No wie pan, - zawołałem, rozkładając ręce - czegoś podobnego nie spodziewałem się po panu! Więc ten trychter według pana nie jest zrobiony na szoner? Ha, ha, ha! Pusty miech mnie bierze! Gdzież on na litoć Boga jest krajcowany?
- Jak to, gdzie? - warknął ślusarz - Przecież ma kajlę na uberlaufie!
Zarumieniłem się po uszy i szepnąłem wstydliwie:
- Rzeczywiście. Nie zauważyłem, że na uberlaufie jest kajla. W takim razie zwracam honor: bez holajzy ani rusz.
I poszedł po holajzę. Albowiem z powodu kajli na uberlaufie trychter rzeczywiście robiony był na szoner, nie za krajcowany, i bez holajzy w żaden sposób nie udałoby się zakryptować lochbajtel w celu udychtowania pufra i dania mu szprajcy przez lochowanie tendra, aby roztrajbować ferszlus, który źle działa, że droselklapę tandetnie zablindowano i teraz ryksztosuje.
(http://wiersze.doktorzy.pl/slusarz.htm)