Choć przyznaję bez bicia, że od paru
tygodni nie opuszcza mnie obawa – a ów wątek rozszerzę wkrótce – że ten blog w
ostatecznym rozrachunku przyniósł więcej złego niż dobrego, jednego jestem
pewien: to że mogę tu pisać to co mi ślina na język przyniesie i nikomu nic do
tego, to wartość nie do przecenienia. Zastanówmy się bowiem, jak by to było,
gdybym ja nagle postanowił ujawnić tu fakt, że Anna Godzwon, wicedyrektor
Centrum Informacyjnego Senatu RP, oskarżona o stosowanie ciężkiego mobbingu wobec
osób jej podległych, to ciężka alkoholiczka, a ktoś by mi nagle powiedział, że
przepraszam bardzo, ale jeszcze nie teraz, i lepiej będzie jeśli jeszcze
poczekamy na rozwój wypadków. Szczęśliwie bardzo, ja tu sobie mogę pozwalać na prawie wszystko, a zatem też i na to, by napisać o tym, jak to kolejne instytucje
Rzeczpospolitej tolerowały w swoich szeregach osobę chorą w sposób oczywisty, i
to chorą na tyle poważnie i nieodwracalnie, że w efekcie niebezpieczną dla
otoczenia, a przez to nie nadającą się do pełnienia jakichkolwiek funkcji publicznych.
Zacznijmy jednak od początku, a więc
zaledwie od wrażeń. Otóż kiedy ja po raz pierwszy u boku marszałka Grodzkiego
ujrzałem to coś, byłem zszokowany na tyle, że nawet nie chciało mi się tego komentować. Chwilę
później jednak dowiedziałem się, że to jest wspomniana Anna Godzwon, dziś
Grodzkiego prawa ręka, a wcześniej dziennikarka Polskiego Radia, pracownik
Biura Prasowego Sejmu, następnie jeden z najbliższych urzędników kancelarii
prezydenta Komorowskiego, a dziś, jak już wspomnieliśmy, wicedyrektor Centrum
Informacyjnego Senatu. Dziś natomiast dowiaduję się, że ta szczególna bardzo
kobieta, nie dość że jest oskarżona o dręczenie podległych jej służbowo osób,
to pozostając na najwyższych stanowiskach państwowych, legitymuje się
wieloletnim uzależnieniem od alkoholu, i to nie takim jak nam się zdarza od
okazji, ale uzależnieniem które nie pozwala normalnie funkcjonować przez choćby kilka minut kolejnego dnia.
Skąd ja mam informację o alkoholizmie
Anny Godzwon? Odpowiedz jest prosta. Godzwon, podobnie jak wielu alkoholików przed
nią, w ramach standardowej terapii, z najwyższą swego czasu dumą, to co ma za
paznokciami ujawniła ogólnopolskim mediom, a jej odważna opowieść pozostaje
wszędzie cytowana do dziś. Co z niej wynika? No przede wszystkim to, że Anna
Godzwon, przez wiele lat, będąc bardzo eksponowaną dziennikarką Polskiego
Radia, pozostawała w stanie tak strasznego uzależnienia od alkoholu, że przez
cały ów czas pozostawała na granicy śmierci. Z wyznań jakie ona nam przedstawia
dziś, kiedy to już jest tak zwaną „niepijącą alkoholiczką”, wynika że gdyby nie
pomoc kolegów, ona dziś by gniła gdzieś w rynsztoku, albo w ogóle nie było jej
wśród nas, a tymczasem pozostaje bardzo ważną częścią tak zwanego
establishmentu.
We wspomnianym wywiadzie pojawia się pytanie, czy poza najblizszymi przyjaciółmi, którzy, kiedy ona leżała zażygana w swojej łazience, próbowali ją utrzymać przy tak zwanym korycie, ktokolwiek – w tym prezydent Komorowski – wiedział, z kim ma do czynienia. Otóż okazuje się, że niektórzy wiedzieli, niektórzy nie, natomiast sam Komorowski – nie bardzo. A ja się zastanawiam już tylko, czy – i jak to się w ogóle mogło stać – kiedy Godzwon dostawała swoją fuchę u Grodzkiego, otoczenie wiedziało, że ma do czynienia z osobą w najwyższym stopniu podejrzaną, której nie wolno wyznaczać jakichkolwiek innych zadań poza, powiedzmy, sprzątaniem biur, i to w dodatku w takich miejscach i w takim czasie, gdy w okolicy nie będzie nikogo poza nią.
Po raz któryś z kolei, tak by nie uronić
ani kawałka, czytam wywiad jakiego swego czasu na temat swojego alkoholizmu Anna
Godzwon udzieliła „Gazecie Prawnej” i z tego co ona bardzo fachowo i nadzwyczaj
dokładnie nam przedstawia, wynika że ona do końca życia już będzie alkoholiczką
w zawieszeniu, w dodatku w zawieszeniu na najcieńszej możliwie strunie. Opowiada
nam Godzwon, jak to ona za każdym razem gdy kupuje cukierki, musi sprawdzić,
czy tam przypadkiem nie ma alkoholu, jak to u siebie w mieszkaniu nie toleruje
jakichkolwiek butelek, bo one się jej źle kojarzą, jak wreszcie, że ona zdaje
sobie sprawę z tego, że „alkoholizm to jej immamentna cecha”, a ja się
zastanawiam jak to jest, kiedy ową osobą z flaszką w duszy, sercu i mózgu, jest nawet ktoś pełniący wysokie funkcje
państwowe, ale choćby zaledwie nasz szef, a jednocześnie ktoś, o
kim – wedle autoryzowanych przez samą Godzwon słów – prezydent Obama
powiedział, że „she’s great” Nie zmyślam.
Dziś, jak słyszę, Godzwon wraz z jej zachowaniem wobec podległych sobie urzędników, pozostaje od dwóch tygodni niedostępna. Oficjalne źródła Senatu informują, że ona, normalnie, pracuje z domu. Ja jednak obawiam się, że w reakcji na stres, który musiał stać się w tych dniach jej udziałem, a wywołany swiadomością, że oto już za chwilę cały ten świat, który tak ukochala, świat „tych ważnnych polityków, prezydentów, premierów, któych numery mam w swoijej komórce”, runie, zagapiła się w kwestii tego jednego cukierka i poszła w tak zwaną „długą”, i dziś jest już po Godzwon. Jedyne co mnie teraz więc interesuje, to to, jak sobie z tym czego się za chwilę dowiemy, poradzą sobie marszałek Grodzki, ale też wielu innych, nie wykluczając z tego grona prezydenta Komorowskiego. O ile nie jest tak że oni wszyscy równo chleją i moje uwagi mają głęboko w nosie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.