Zanim
przejdziemy do dzisiejszego felietonu – swoją drogą ostatecznie zamykającego
moją wieloletnią współpracę z „Warszawską Gazetą” – chciałbym dodać parę świeżych słów do poruszonej
niżej kwestii. A słowa te przyszły mi do głowy ledwie co wczoraj, czy
przedwczoraj. Otóż, jak może niektórzy z nas wiedzą, posłanka do Europarlamentu
Beata Kempa, zwróciła się do swojego kolegi posła Radosława Sikorskiego per „Herr
Lord”, co doprowadziło wspomnianego Sikorskiego do takiej utraty zmysłów, gdzie
ten publicznie zarzucił posłance Kempie, że nie myje włosów, przez co one są
wiecznie tłuste. Tego typu bon mot jest oczywistym chamstwem, a, co gorsza,
dowodem kompletnego skretynienia jego autora, ale ja dziś nie o tym. Rzecz w
tym, że w odpowiedzi na wybryk Sikorskiego, pojawiły się publiczne żądania by ów
Kempę przeprosił, na co Sikorski się zawziął i zakomunikował, że owszem, ale tylko
pod warunkiem, że Kempa go przeprosi za owo „Herr Lord”. A ja sobie w tym
momencie myślę, że, pomijając oczywistą absurdalność całej sytuacji, a w tym
też fakt, że kiedy Sikorskiemu zarzuca się, że w swojej aktywności politycznej reprezentuje interesy nie-polskie, a on na to plecie
coś na temat tłustych włosów, to mamy też do czynienia z tak zwanym „przypadkiem”,
to co wysuwa się na pierwsze miejsce, to owo przepraszanie, jako dla wielu
bariera nie do przejścia. Zastanówmy sie bowiem przede wszystkim, po cholerę
Kempie owo „przepraszam” z ust kogoś takiego jak Sikorski, no ale również, co
komuś takiemu jak Sikorski, a więc człowiekowi, jak wiemy, pozbawionemu
jakichkolwiek zdolności honorowych, szkodzi wspomniane „przepraszam” w stosunku
do kogokolwiek wypowiedzieć. Popatrzmy jeszcze raz na opisaną sytuację. Kempa
określa Sikorskiego epitetem „Herr Lord” na co ten mówi jej że ma tłuste włosy,
i w tym momencie oboje żądają od siebie wzajemnych przeprosin. Co w tej
sytuacji zmieni fakt, że Sikorski ogłosi natychmiast, że Kempa jest osobą w
najwyższym stopniu zadbaną, a jej włosy ślnią świeżością, a ona w rewanżu
poinformuje świat, że Skorski to wielki polski patriota? Nic. Wszystko
pozostanie dokładnie takie jakie było na początku, czyli Kempa będzie wyglądała
tak jak zdecydowana większość kobiet w Polsce i na świecie, a Sikorski i tak do
usranej swojej śmierci pozostanie tym kim wszyscy wiemy, że jest. A tu, mimo faktu że sprawy robią wrażenie
zupełnie oczywistych, owo szaleństwo z przepraszaniem trwa w najlepsze. I o tym
był mój felieton dla „Warszawskiej Gazety” który poniżej.
Dzisiejszy felieton zacznę być może od
wątku bardzo trywialnego, a co gorsza, być może, przesadnie osobistego, no ale
jest jak jest i muszę to powiedzieć, że ile razy moja żona ma do mnie o
cokolwiek pretensje, a jak inni małżonkowie wiedzą aż nazbyt dobrze, one bardzo
często wywołują autentyczne piekło, to gdy zdarzy się od czasu do czasu, że to
ja miałem rację, a nie ona, i do tego owa moja racja jest oczywista w sposób
bezdyskusyjny nawet dla mojej żony, to ona mówi „przepraszam”, jednak wypowiada
to słowo takim tonem, jakby jednocześnie chciała mi powiedzieć, że jeśli się
natychmiast nie zamknę, to nie przeżyję kolejnej minuty.
Przychodzi mi do głowy owa scena za każdym
razem, gdy przysłuchuję się współczesnym debatom politycznym, gdzie media
zawsze są nadzwyczaj dbałe o to, by uczestnicy owych debat byli w stosunku do
siebie w takim stanie nienawiści, że jeśli oni nie rzucają się na siebie z nożami,
to tylko dzięki temu, że ów konflikt jest jak najbardziej udawany i tworzony jedynie
pod tak zwaną „publiczkę”. I ja to wszystko rozumiem i akceptuję, to jednak co
pozostaje tu dla mnie niezgłębioną zagadką to moment kiedy od czasu do czasu
pojawi się pytanie: „Czy przeprosi pan, panie pośle?” i jak dotychczas chyba
nigdy nie zdarzyło mi się usłyszeć, by którykowiek z nich zachował się jak moja
żona i powiedział: „Proszę bardzo, przepraszam. Zadowolony?” Zamiast tego,
słucham wciąż tak żałosnych wykrętów, by nie wypowiedzieć tego jednego
nicnieznaczącego słowa, że aż mnie
zatyka. Gdybym ja siedział na miejscu tych durniów, to bym mówił wszystko co mi
na sercu leży i to w formie takiej, by każde moje słowo wbiło się w mózg tego
do którego było adresowane, i bym go bez dyskusji przepraszał i to po wielokroć, a robiłbym to w taki
sposób, by go krew zalała.
Część z nas pewnie już się domyśla, w
związku z czym ten dzisiejszy temat. Gdyby trzeba jednak było, to powiem, że
chodzi mi o sytuację kiedy Donald Tusk zaproponował Jarosławowi Kaczyńskiemu
debatę, a Prezes poinformował tego nieszczęśnika, że bardzo chętnie, o ile
tylko on przeprosi za to wszystko co przez ostatnie 30 lata uczynił Polsce. I
stało się tak, że w tym momencie, niemal w jednej chwili, Tusk napisał na Twitterze:
„Przepraszam Jarku. A teraz miejsce i datę debaty poproszę”.
Oczywiście prezes Kaczyński, czy może
bardziej jego służby, sobie z Tuskiem odpowiednio poradziły, ja natomiast myślę
sobie, że chyba po raz pierwszy raz od wspomnianych 30 lat Donald Tusk mi czymś
zaimponował, a jednocześnie załatwił dla mnie pewien problem. Otóż mam
nadzieję, że po tym jego, moim zdaniem pierwszej klasy wybryku, nikt już od
nikogo nie będzie wymagał przeprosin. Pozostanie wyłącznie prawo pięści,
ewentualnie buta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.