Jak
pewnie już wszyscy wiemy, w politycznej sytuacji w której przyszło nam żyć,
jest rzeczą nadzwyczaj trudną, by nie powiedzieć niemożliwą, by wskazać choćby
jednego polityka, którego – że pozwolę sobie skorzystać z owego bardzo starego już
pomysłu – bylibyśmy chętni zaprosić do siebie do domu na obiad i spędzić z nim
ów miły czas. Gdy chodzi o mnie, to ja już od dziesięcioleci mam tylko dwa typy,
czyli mianowicie Jarosława Kaczyńskiego i Ryszarda Terleckiego. Cała reszta
równo odpada, z tego prostego powodu, że nawet gdybym już po chwili nie dostał
na nich cholery, to bym się przy nich zanudził na śmierć.
Jeśli
ktoś powie, że to jest bardzo nędzny wynik, to pragnę zwrócić uwagę, że tu
akurat wcale nie jest aż tak źle, bo mamy przynajmniej tych dwóch. Gdyby jednak
zacząć szukać czegoś wartego uwagi poza polityką, to tam już jest wyłącznie
tragiczna nędza. Aktorzy, dziennikarze, pisarze, artyści, profesorowie
uniwersytetów – tam nie dość że nie widzę nikogo, z kim bym chciał spędzić ów
czas, to wręcz ja bym żadnego z nich nie wpuścił za próg.
Powiem
jednak szczerze że był moment, i to stosunkowo niedawno, kiedy pomyślałem sobie,
że nie zaszkodziłoby pójść na wódkę z ministrem edukacji Przemysławem Czarnkiem
i co ciekawe owo przekonanie trzymało się mnie dość długo. I oto, proszę sobie
wyobrazić, że ten sam minister Czarnek zaproponował zmianę systemu zatrudniania
i nagradzania nauczycieli i w jednej chwili wszystko jasny szlag trafił, a ja
sobie pomyślałem – zwłaszcza już, gdy mu zwrócono uwagę na niestosowność jego
pomysłów, a on, zamiast się zreflektować, głupio poszedł w zaparte – że on o
szkole wie dokładnie tyle samo co każdy z jego poprzedników, a cała reszta to
już tylko jest polityka, czyli Sienkiewicz zamiast Gombrowicza.
W
czym rzecz? Otóż zapowiedział minister Czarnek, że wedle nowego systemu,
nauczyciele otrzymają podwyżkę 900 zł plus brutto, ale zamiast tego ich pensum
zwiększy się o cztery godziny tygodniowo przy tablicy i o dodatkowe osiem,
które oni będą mogli przeznaczyć na spotkania z rodzicami, konsultacje z
uczniami, konferencje i posiedzenia rady pedagogicznej, oraz wycieczki. Dodatkowo,
ustalił minister Czarnek, że każdy nauczyciel będzie miał czas na wypoczynek w
postaci 50 dni rocznie, co, jak łatwo wyliczyć, po odliczeniu zwykłych dni
wolnych w czasie różnego rodzaju świąt i ferii, sprawia, że jego letnie wakacje
skrócą się do jednego miesiąca i bardzo chciałbym wiedzieć, co on będzie robił
przez kolejny miesiąc: dyskutował z innymi nauczycielami na temat podobno rewolucyjnego
sposobu na odsunięcie PiS-u od władzy? I to wszystko za tysiąc do tysiąca
czterystu brutto podwyżki?
Ktoś
powie, że to jest fantastyczne rozwiązanie, bo nauczyciele i tak już się
poczuli za dobrze i należy im dać trochę po nosie. A ja jestem
oczywiście bardzo chętny, by się zgodzić z tą opinią, bo wszelkiej maści
nauczycieli znam aż nazbyt dobrze, tyle że niech w tej sytuacji minister
Czarnek powie uczciwie: „Mili Państwo, przez całe lata wałkoniliście się za
ciężkie pieniądze, więc przyszedł czas by Was trochę przyciąć”, a nie chwali
się, jaki to on jest dla nauczycieli dobry, bo każdemu z nich daje podwyżkę aż
o tysiąc, a niekiedy i o więcej więcej. Wedle tego bowiem, co każdy w miarę
przytomny nauczyciel z tej propozycji rozumie, to w tym jest jedynie to, że
każdy z nich od kolejnego roku szkolnego będzie pracował dłużej za znacznie mniejsze
pieniądze i kropka.
Ale
mało tego. Każdy nauczyciel również natychmiast się zorientuje, że to co
minister Czarnek proponuje, sprawi że od nowego roku szkolnego, dzięki owym 12 dodatkowym godzinom tygodniowo, ów nauczyciel może zapomnieć o nadgodzinach czy płatnych zastępstwach które dotychczas w bardzo znaczący sposób poprawiały
jego finansową sytuację, a więc realne zarobki spadną jeszcze bardziej.
I znów ktoś powie, że przez te osiem dodatkowych
godzin tygodniowo dla siebie, nauczyciel będzie mógł robić w szkole to co
dotychczas robił w domu i przez to będzie miał więcej czasu dla siebie i
rodziny. No ale proszę się zastanowić, czym są owe osiem godzin tygodniowo w
porównaniu do tego co każdy porządny nauczyciel ma normalnie na głowie po powrocie
ze szkoły do domu? Półtorej godziny dziennie na pracę poza tablicą? Przecież to
jest jakiś żart. Weźmy choćby moją żonę – ona kończy robotę każdego dnia późno
w nocy. I co? Czarnek jej proponuje, by sobie od tego odjęła 80 minut w pokoju
nauczycielskim? Przecież to jest jakaś kpina!
No i mamy w końcu ów pokój nauczycielski,
który zupełnie niespodziewanie staje się tak naprawdę głównym dowodem na to, że
minister Czarnek nie ma pojęcia z za co się wziął. Nie wiem ilu z Państwa
kiedykolwiek miało okazję zobaczyć, jak podczas zwykłej szkolnej przerwy
wygląda owo miejsce, natomiast wiem, że minister Czarnek, nawet jeśli to
widział, z pewnością nie miał czasu, by wyciągnąć z tego jakiekolwiek wnioski. Otóż
tam nie ma gdzie włożyć szpilki. W pokoju nauczycielskim żaden nauczyciel nie
jest w stanie choćby o milimetr przesunąć krzesła, by nie walnąć w kolegę
nauczyciela siedzącego za nim, a o rozprostowaniu rąk również mowy nie ma, w
obawie że za chwilę w ucho dostanie kolega z boku. I co? Minister Czarnek wymyślił,
żeby do tego wszystkiego dołożyć dodatkowe osiem 12 godzin tygodniowo?
I znów ktoś niezorientowany powie, że
przecież nie trzeba koniecznie siedzieć w pokoju nauczycielskim; można pójść do
ktyórejś z wolnych sal i tam spokojnie popracować. Którejś z wolnych sal? Nie
żartujmy. A więc tu, czego jestem pewien, Przemysław Czarnek polegnie. Otóż
jego projekt jest praktycznie nie do wykonania, bo już na drugi dzień po jego
wprowadzeniu, w większości polskich szkół dojdzie do takiego chaosu, że każdy w
miarę rozsądnie reagujący na wydarzenia dyrektor powie połowie z tych kręcących się bez sensu po szkolnych
korytarzach nauczycieli, żeby spakowali swoje rzeczy i w jednej chwili wracali
do domu. I tak się skończy ta reforma.
I ja oczywiście bym to był w stanie przeżyć
gdyby nie fakt, że po tej kompromitacji pozostanie taki smród, że również z jak
najbardziej słusznych i od lat oczekiwanych pomysłów Ministra, choćby i z tego, by
wreszcie wziąć za pysk tak zwaną Dyrekcję, nie pozostanie nawet wspomnienie. I
to będzie prawdziwa porażka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.