środa, 6 października 2021

Żeby już do szkoły, tak choćby dziś, dziś, dziś

 

      Jak pewnie już wszyscy wiemy, w politycznej sytuacji w której przyszło nam żyć, jest rzeczą nadzwyczaj trudną, by nie powiedzieć niemożliwą, by wskazać choćby jednego polityka, którego – że pozwolę sobie skorzystać z owego bardzo starego już pomysłu – bylibyśmy chętni zaprosić do siebie do domu na obiad i spędzić z nim ów miły czas. Gdy chodzi o mnie, to ja już od dziesięcioleci mam tylko dwa typy, czyli mianowicie Jarosława Kaczyńskiego i Ryszarda Terleckiego. Cała reszta równo odpada, z tego prostego powodu, że nawet gdybym już po chwili nie dostał na nich cholery, to bym się przy nich zanudził na śmierć.

      Jeśli ktoś powie, że to jest bardzo nędzny wynik, to pragnę zwrócić uwagę, że tu akurat wcale nie jest aż tak źle, bo mamy przynajmniej tych dwóch. Gdyby jednak zacząć szukać czegoś wartego uwagi poza polityką, to tam już jest wyłącznie tragiczna nędza. Aktorzy, dziennikarze, pisarze, artyści, profesorowie uniwersytetów – tam nie dość że nie widzę nikogo, z kim bym chciał spędzić ów czas, to wręcz ja bym żadnego z nich nie wpuścił za próg.

      Powiem jednak szczerze że był moment, i to stosunkowo niedawno, kiedy pomyślałem sobie, że nie zaszkodziłoby pójść na wódkę z ministrem edukacji Przemysławem Czarnkiem i co ciekawe owo przekonanie trzymało się mnie dość długo. I oto, proszę sobie wyobrazić, że ten sam minister Czarnek zaproponował zmianę systemu zatrudniania i nagradzania nauczycieli i w jednej chwili wszystko jasny szlag trafił, a ja sobie pomyślałem – zwłaszcza już, gdy mu zwrócono uwagę na niestosowność jego pomysłów, a on, zamiast się zreflektować, głupio poszedł w zaparte – że on o szkole wie dokładnie tyle samo co każdy z jego poprzedników, a cała reszta to już tylko jest polityka, czyli Sienkiewicz zamiast Gombrowicza.

      W czym rzecz? Otóż zapowiedział minister Czarnek, że wedle nowego systemu, nauczyciele otrzymają podwyżkę 900 zł plus brutto, ale zamiast tego ich pensum zwiększy się o cztery godziny tygodniowo przy tablicy i o dodatkowe osiem, które oni będą mogli przeznaczyć na spotkania z rodzicami, konsultacje z uczniami, konferencje i posiedzenia rady pedagogicznej, oraz wycieczki. Dodatkowo, ustalił minister Czarnek, że każdy nauczyciel będzie miał czas na wypoczynek w postaci 50 dni rocznie, co, jak łatwo wyliczyć, po odliczeniu zwykłych dni wolnych w czasie różnego rodzaju świąt i ferii, sprawia, że jego letnie wakacje skrócą się do jednego miesiąca i bardzo chciałbym wiedzieć, co on będzie robił przez kolejny miesiąc: dyskutował z innymi nauczycielami na temat podobno rewolucyjnego sposobu na odsunięcie PiS-u od władzy? I to wszystko za tysiąc do tysiąca czterystu brutto podwyżki?

      Ktoś powie, że to jest fantastyczne rozwiązanie, bo nauczyciele i tak już się poczuli za dobrze i należy im dać trochę po nosie. A ja jestem oczywiście bardzo chętny, by się zgodzić z tą opinią, bo wszelkiej maści nauczycieli znam aż nazbyt dobrze, tyle że niech w tej sytuacji minister Czarnek powie uczciwie: „Mili Państwo, przez całe lata wałkoniliście się za ciężkie pieniądze, więc przyszedł czas by Was trochę przyciąć”, a nie chwali się, jaki to on jest dla nauczycieli dobry, bo każdemu z nich daje podwyżkę aż o tysiąc, a niekiedy i o więcej więcej. Wedle tego bowiem, co każdy w miarę przytomny nauczyciel z tej propozycji rozumie, to w tym jest jedynie to, że każdy z nich od kolejnego roku szkolnego będzie pracował dłużej za znacznie mniejsze pieniądze i kropka.

      Ale mało tego. Każdy nauczyciel również natychmiast się zorientuje, że to co minister Czarnek proponuje, sprawi że od nowego roku szkolnego, dzięki owym 12 dodatkowym godzinom tygodniowo, ów nauczyciel może zapomnieć o nadgodzinach czy płatnych zastępstwach które dotychczas w bardzo znaczący sposób poprawiały jego finansową sytuację, a więc realne zarobki spadną jeszcze bardziej.

       I znów ktoś powie, że przez te osiem dodatkowych godzin tygodniowo dla siebie, nauczyciel będzie mógł robić w szkole to co dotychczas robił w domu i przez to będzie miał więcej czasu dla siebie i rodziny. No ale proszę się zastanowić, czym są owe osiem godzin tygodniowo w porównaniu do tego co każdy porządny nauczyciel ma normalnie na głowie po powrocie ze szkoły do domu? Półtorej godziny dziennie na pracę poza tablicą? Przecież to jest jakiś żart. Weźmy choćby moją żonę – ona kończy robotę każdego dnia późno w nocy. I co? Czarnek jej proponuje, by sobie od tego odjęła 80 minut w pokoju nauczycielskim? Przecież to jest jakaś kpina!

      No i mamy w końcu ów pokój nauczycielski, który zupełnie niespodziewanie staje się tak naprawdę głównym dowodem na to, że minister Czarnek nie ma pojęcia z za co się wziął. Nie wiem ilu z Państwa kiedykolwiek miało okazję zobaczyć, jak podczas zwykłej szkolnej przerwy wygląda owo miejsce, natomiast wiem, że minister Czarnek, nawet jeśli to widział, z pewnością nie miał czasu, by wyciągnąć z tego jakiekolwiek wnioski. Otóż tam nie ma gdzie włożyć szpilki. W pokoju nauczycielskim żaden nauczyciel nie jest w stanie choćby o milimetr przesunąć krzesła, by nie walnąć w kolegę nauczyciela siedzącego za nim, a o rozprostowaniu rąk również mowy nie ma, w obawie że za chwilę w ucho dostanie kolega z boku. I co? Minister Czarnek wymyślił, żeby do tego wszystkiego dołożyć dodatkowe osiem 12 godzin tygodniowo?

      I znów ktoś niezorientowany powie, że przecież nie trzeba koniecznie siedzieć w pokoju nauczycielskim; można pójść do ktyórejś z wolnych sal i tam spokojnie popracować. Którejś z wolnych sal? Nie żartujmy. A więc tu, czego jestem pewien, Przemysław Czarnek polegnie. Otóż jego projekt jest praktycznie nie do wykonania, bo już na drugi dzień po jego wprowadzeniu, w większości polskich szkół dojdzie do takiego chaosu, że każdy w miarę rozsądnie reagujący na wydarzenia dyrektor powie połowie z  tych kręcących się bez sensu po szkolnych korytarzach nauczycieli, żeby spakowali swoje rzeczy i w jednej chwili wracali do domu. I tak się skończy ta reforma.

    I ja oczywiście bym to był w stanie przeżyć gdyby nie fakt, że po tej kompromitacji pozostanie taki smród, że również z jak najbardziej słusznych i od lat oczekiwanych pomysłów Ministra, choćby i z tego, by wreszcie wziąć za pysk tak zwaną Dyrekcję, nie pozostanie nawet wspomnienie. I to będzie prawdziwa porażka.



      

      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...