Dzisiejsza notka będzie
zupełnie wyjątkowa. Otóż, jak wiemy, ledwie co wczoraj wrzuciłem tu swój
najnowszy felieton z „Warszawskiej Gazety”, na który – o czym wielu z nas nie
wie – zaregował jeden z najwierniejszych czytelników tego bloga Orjan. A jego
komentarz uznałem za tak ważny, że postanowiłem go tu wrzucić, jako osobną
notkę. A zatem, proszę o skupienie, bo sie dzieje.
To wszystko jest proste. Trzeba tylko odrzucić bełkot, który te prostotę zalewa.
W jaki niby sposób traktaty unijne w ogóle weszły w polską przestrzeń prawną i
organizacyjną? Ano w taki sposób, że POZWOLIŁA na to Konstytucja RP określając
zakres i warunki pozwolenia. W ten właśnie, a nie w inny sposób zawarcie
traktatów unijnych w ogóle ma (i musi mieć!) umocowanie konstytucyjne, a więc
prawne dopuszczenie w Polsce. W trybie tego pozwolenia traktaty unijne po
prostu należą do obszaru wykonywania Konstytucji RP, a nie odwrotnie!
Suwerenność polega na odmowie (na braku) podrzędności. Suwerennego nie dotyczy,
że ktoś zewnętrzny domaga się swojej nad nim nadrzędności, bo z pozycji
suwerennego takie cudze domaganie się jest po prostu agresją!
Pytanie o "nadrzędność"
jest więc źle postawione. Istotne jest bowiem pytanie o podrzędność. W
szczególności zaś durna opozycja powinna wskazać w którym miejscu Polska
OGŁOSIŁA swoją podrzędność? Nigdzie!
Pewne obszary ściśle określone Polska poddała regulacjom unijnym, ale i tu nie
zdeklarowała podrzędności, lecz tylko zgodę na WSPÓLNE rozwiązywanie danych
spraw. Wspólne, to znaczy, że musi powstać porozumienie wszystkich członków UE,
jak daną sprawę będzie się jednakowo załatwiać. Tak jest np. w sprawie podatku
od wartości dodanej, czy unijnego cła - wszyscy się zgodzili na jednolite
rozwiązanie.
Jeśli więc durna opozycja
bełkoce o standardach praworządności jako naturalnym (?) ograniczeniu polskiej
suwerenności w organizacji sądownictwa, to musi najpierw pokazać ten
ustanowiony wspólny standard. Oczywiście on nie istnieje, więc argument unijny
jest nic nie wart w stosunkach unijnych a forsowanie go po prostu jest aktem
agresji konkretnych instytucji unijnych przeciwko członkom Unii. Agresji
instytucji, a nie Unii jako całej i w tym wymiarze agresja ta jest jednocześnie
anarchią danych instytucji wobec traktatów.
Co ciekawe, nie jest to też agresja państwa na państwo, tylko agresja
pozapaństwowej organizacji typu korporacyjnego na państwo. Atrybut suwerenności
przysługuje bowiem tylko państwu. Unii na pewno nie dotyczy. Poza używanymi
narzędziami i sposobami jest więc ta agresja instytucji analogiczna jak agresja
jakiejś korporacji islamskiej określającej samą siebie jako
"państwo".
Warto też zaobserwować, że agresja instytucji unijnych napędziła też liczne
obecnie agresje korporacji rynkowych, jak np te głośne, stosowane przez portale
społecznościowe wobec organów władz, czy nawet bezpośrednio wobec państw.
Istota szczególnego ciężaru agresji na Polskę bierze się jednak z czegoś
innego. Mianowicie, szczując w instytucjach Unii przeciwko Polsce, durna
opozycja spowodowała, iż Polska jawi się na zewnątrz jako POCHYŁE DRZEWO, na
które każda KOZA SKACZE. Unijna, czeska, niemiecka, każda koza, bo skoro drzewo
ktoś kozie pochylił ...
Rodzajowo ten sam efekt
durna opozycja ustawia pochylając granicę wschodnią, na którą skacze koza
białoruska.
PS. Opozycję nazywam durną, bo choćby te skaczące kozy w końcu zawaliły i
objadły polskie drzewo, to upadając przywali ono przede wszystkim tę opozycję.
Ona wśród obcych robi bowiem za oczywistego frajera do wykorzystania. Gdyby do
tego zaś doszło, to Polska i tak się potem podniesie, ale opozycja i jej
członkowie na pewno już nie. Judaszowe srebrniki i sznur.
Jestem, zdaje się, winien pewne wyjaśnienie. Napisałem bowiem (cyt.) "forsowanie go [tj. argumentu praworządności] po prostu jest aktem agresji konkretnych instytucji unijnych przeciwko członkom Unii. Agresji instytucji, a nie Unii jako całej i w tym wymiarze agresja ta jest jednocześnie anarchią danych instytucji wobec traktatów".
OdpowiedzUsuńUżywając liczby mnogiej ("przeciwko członkom Unii") mam na myśli, że w Unii, która jest po prostu umową niczym byle spółka cywilna, gdy instytucje obsługujące tę umowę dopuszczają się agresji przeciwko jednemu sygnatariuszowi umowy, to zarazem dopuszczają się agresji przeciwko wszystkim członkom. Być może temu, czy owemu członkowi dana agresja pasuje. Ale nawet wtedy także on sam jest ofiarą tejże samej agresji.
Unia jako taka, czyli jako umowa, agresorem być nie może. Agresorem są jej instytucje. One - z tego, co każdy widzi - wypowiedziały swoją PODRZĘDNOŚĆ, tj. podległość i służbę tej umowie Unii i zachowują się jak suweren nie tylko samej Unii, ale też - pod łżeunijnym bełkotem - jak suweren poszczególnych państw członkowskich.
Te instytucje weszły więc w stan anarchii po to, aby zostać uzurpatorami własnej suwerenności i z tej pozycji suwerenem poszczególnych państw członkowskich skłócając jedne z drugimi. W tym właśnie momencie stają się podobne różnym, że tak określę, "inicjatywom bliskowschodnim". Tamte, podobnie, rozwalają miejscowe porządki w celu wprowadzenia swojego porządku przedstawiając go jako sakralny więc bezdyskusyjnie lepszy.
Ten nowy, wspaniały, a święty (Huxley!!!) porządek tam i tu składać się będzie z nich i z ich niewolników. Nie ma bowiem szansy, aby oni osiągnęli swoją nadrzędność bez obrócenia innych w niewolę.
Tęsknie za czasem, gdy nie tylko Ty tu tak mocno komentowałeś.
UsuńTu jest więcej powiedziane niż mógłbym oczekiwać i lepiej mi z tym w oczekiwaniu na zabawę "w pomidor" po dzisiejszym wystąpieniu premiera w PE.
OdpowiedzUsuń@2,718
UsuńWłaśnie "w pomidor", co było widać i słychać z wystąpień nawet p. von der Leyen. Że nie o to tu chodzi, co powiedział Morawiecki, itd, itp. plus napinanie klaty (jakież to niemieckie ...).
No pewnie, ze nie o to chodzi, bo Morawiecki o suwerenności i prawie, a ona (jakież to niemieckie ...) chciała usłyszeć polski hołd przyklepujący uzurpację instytucji.
Unia nawet w dalekiej przyszłości dlatego nie może być państwem w sensie materialnym, bo nie ma wyłącznie własnego terytorium, ani wyłącznie własnych obywateli, narodu - zwał jak zwał. Dlatego uzurpatorzy muszą mieć opiekę któregoś państwa członkowskiego. Zgadnij, którego?
Na razie oswajają z tą koniecznością brzęcząc o tzw. dwóch prędkościach. Konkurs na opiekunów.
Polska (?) opozycja gorliwie pracuje nad kandydaturą Polski do tej drugiej prędkości i dlatego jest durna, bo instytucjom wcale nie chodzi o to, żeby tym durnym zrobić dobrze. Ci durni mają legitymizować delegowanie pierwszego z państw do drugiej prędkości, że niby z troski o gnębionych Polaków. Tak powstanie nowa kategoria członkostwa unijnego a potem już same instytucje zadbają kogo tam jeszcze dołączyć.