Pisałem tu niedawno o polskiej szkole, o
jej totalnym upadku i o tym, w jaki sposób próbuje się do walki z owym upadkiem
zabierać minister Czarnek, i smutny wniosek, jaki na koniec moich rozważań
przedstawiłem, sprowadzał się do tego, że nawet on, człowiek na którego w
pewnym momencie tak bardzo chciałem liczyć, nie ma najmniejszego pojęcia na
czym polega faktyczny problem, i krucjata, którą on podjął musi się skończyć
wstydliwą porażką. Nie planowałem ciągnąć i tego tematu, jako zestawu tak
żenujących oczywistości, że w pewnym momencie człowiek czuje wstyd, że
zdecydował się za nie brać, niestety stało się tak, że kiedy cały szereg
nauczycieli oraz osób w ten czy inny sposób zorientowanych w temacie zwróciło
Czarnkowi uwagę na to jak bardzo się pomylił w swpoich planach reformy, ten,
zamiast się zastanowić i zweryfikować swoje zamierzenia, zachował się jak zwykły bufon i uznał że on wie lepiej. A to sprawiło, że postanowiłem tak
łatwo mu nie odpuścić.
Zanim jednak się zabrałem za planowane
uzupełnienie wcześniejszego tekstu, znalazłem na Twitterze wpis niejakiego
Marcina Jaroszewskiego, dyrektora jednego z warszawskich liceów, który
poinformował nas, że oto z okazji Dnia Nauczyciela, Prezydent RP przyznał mu
specjalne odznaczenie, ale ten, ponieważ Dudy oraz jego politycznego środowiska
nienawidzi, kazał mu się odpieprzyć. Ponieważ byłem ciekawy, co to za jeden ten
Jaroszewski i czym szczególnym on się zasłużył dla narodowej edukacji, wpisałem
jego nazwisko w Googla i okazało się, że Jaroszewski to prawdziwa gwiazda, o
której bohaterskiej postawie dziś już piszą główne polskie media.
W tej sytuacji postanowiłem też, że
już dziś załatwię całą tę kwestię do końca, tyle że skupiając się na jednej tylko rzeczy, a mianowicie owych
nagrodach. Otóż trzeba Państwu wiedzieć, że o ile pensje nauczycielskie
faktycznie w ostatnich latach mocno poszły w górę, to nic tak bardzo nie
mobilizuje nauczycieli do zwiększonego wysiłku – niekoniecznie zawodowego – jak
wspomniane nagrody. To one bowiem mają tę finansową moc, że w skali roku mogą
sprawić, że zwykła pensja może się stać niemal dodatkiem. Co to zatem są za
nagrody? Najróżniejsze, a więc zaczynając od zwykłych premii i tak zwanych
„dodatków motywacyjnych”, mamy tu nagrody dyrektora szkoły, nagrody prezydenta
miasta, nagrody kuratora, nagrody ministra edukacji, czy wreszcie, jak się też
okazuje, nagrodę Prezydenta RP. Czy to są jakieś medale i dyplomy? Owszem, bez
tego przecież nie ma imprezy, to natomiast co ma pierwsze znaczenie, to
pieniądze, a one, z punktu widzenia nauczyciela, bywają ogromne. Wystarczy
powiedzieć, że nagrodzony na przykład nagrodą prezydenta miasta nauczyciel mógł
w tym roku dostać nawet 10 tysięcy złotych do ręki. I ja nic nie wymyślam. Te listy są publicznie dostępne, można sobie wszystko sprawdzić w internecie. A więc jest o
co walczyć, prawda?
Powstaje naturalnie pytanie, jak owa
walka z reguły wygląda? Czy nauczyciel musi się zawodowo spinać i w efekcie
czego wypuszczać spod swojej ręki cały szereg wybitnych olimpijczyków, czy
maturzystów? Owszem, tak to zostało określone w teorii, ale nie muszę wyjaśniać
przynajmniej czytelnikom tego bloga, a więc osobom o znacznie podwyższonej
świadomości, że zawsze gdy nagle pojawia się taka jak wspomniana wcześniej
okazja, nie ma żadnego sposobu, by uniknąć korupcji, a w opisanej przez mnie we
wcześniejszym tekście sytuacji, kiedy to w obecnym systemie każdy dyrektor
szkoły jest w stanie uzyskać na zarządzanym przez siebie terenie władzę
absolutną i pozbawioną jakiejkolwiek kontroli, nie ma sposobu by ową korupcję
wziąć za łeb. W efekcie, wspomniane nagrody otrzymują wyłącznie dyrektorzy,
wicedyrektorzy oraz grupa zaprzyjaźnionych z nimi nauczycielek i nauczycieli. I
niech nikt tu nie zawraca sobie głowy tak zwanymi „wynikami”. Sukcesy, nawet w
sporcie potrafią być odpowiednio modyfikowane, a co dopiero ich autorzy. Powtarzam, nie ma ani fizycznej, ani nawet teoretycznej
możliwości, by kiedy przychodzi kolejny październik, a z nim Dzień Edukacji
Narodowej, owe 10 tysięcy złotych trafiło na konto kogoś spoza kasty, jeśli
tylko owa kasta ma zapewnioną bezkarność. A ma w sposób oczywisty, czego
niestety minister Czarnek i jego współpracownicy nie wiedzą, albo wiedzieć nie
chcą. Po cholerę im nowy kłopot, skoro wystarczy zmienić listę lektur o ogłosić
to w telewizorze?
I oto mamy wspomnianego na początku
dyrektora Jaroszewskiego. W wypowiedzi dla Onetu chwali się on, że on już w
zeszłym roku został wyróżniony, ale odmówił pojawienia się na uroczystości
wręczenia którejś z owych nagród. Ponieważ jednak nie chciał robić z tego sprawy, swój
protest zachował dla siebie, no ale w tym roku już nie wytrzymał. Co ja z tego
wiem? Otóż dwie rzeczy: pierwsza to ta, że on sam się do tej forsy wystawia, a
druga, że władze oświatowe, akceptując jego nominację, mają kompletnie w nosie,
pod jakim nazwiskiem składają swój podpis. Dostają listę, to ją podpisują i
cześć. Nawet jeśli na niej są sami członkowie Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Ale jest jeszcze coś. Z wypowiedzi
Jaroszewskiego wszyscy rozumiemy, że on dotrzymał obietnicy i nie pojawił się na branżowej uroczystości. Chciałbym
jednak wiedzieć, czy on przy tym – nie tylko w tym roku, ale i w zeszłym – pogardził nie
orderem i dyplomem, ale konkretnym przelewem. Nie sądzę. Powiem więcej: jestem
pewien, że nie. Ale też nie mam żadnej wątpliwości, że jeśłi minster Czarnek,
czy kto tam będzie kierował tym bajzlem za rok, nie pójdzie po rozum do głowy i nie zabierze się za niego od odpowiedniej strony, to Jaroszewski następnym razem zgarnie wszystko co jest do zgarnięcia i w końcu może nawet zastąpi przewodniczącego Broniarza na jego stanowisku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.