Tak się złożyło, że zaledwie tydzień
po wymuszonej na mnie konieczności wyjazdu do strefy stanu wyjątkowego,
nadszedł Dzień Nauczyciela, a skoro tak, to wszyscy polscy nauczyciele, w tym i
moja żona, otrzymali czterodniowy weekend, a to sprawiło, że wyjechaliśmy znów,
tym razem w okolice Kalwarii Zebrzydowskiej oraz Lanckorony. W tej sytuacji,
przez pewien czas ten blog pozostał nieco zaniedbany, ale już dziś zamieszczam tu swój felieton z
jutrzejszego wydania „Warszawskiej Gazety”, z nadzieją na odpowiednie
refleksje.
Wystarczyło że
nasz Trybunał Konstytucyjny, przede wszystkim z wierości prawu i zdrowemu
rozsądkowi, ale również śladem wielu innych europejskich trybunałów, wydał postanowienie,
że wszelkie zapisy dokonane w konstytucjach poszczególnych krajów, w zakresie
nie zastrzeżonym w konkretnych traktatach, stanowią prawo najwyższe i nie
podlegające jakiejkolwiek dyskusji, gdy zarówno totalna opozycja, jak i
aktywnie wspierające ją instytucje europejskie, postanowiły urządzić tu u nas w
kraju piekło, które, obok rosyjskiej agresji na polską granicę, mogłoby dać
jakąś szansę przejęcia władzy. Ciekawe w tym wypadku jest to, że gdy faktycznie
obraz udręczonych dzieci, uwięzionych między Polską a Białorusią może zarówno wzruszać,
jak i wywoływać polityczne dyskusje, zarówno kwestia umów traktatowych, jak i
ewentualności wyjścia Polski z Unii Europejskiej dotyczy wyłącznie faktów. Przede
wszystkim każdy w miarę przytomny obserwator życia politycznego ma pełną
świadomość, że o jakimkolwiek wyjściu Polski ze struktur europejskich, a już
tym bardziej, o siłowym Polski z niej wyprowadzeniu, mowy być nie może, no a po
drugie, że cała owa histeria rozpętana zarówno przez polityków opozycji, jak i
zaprzyjaźnionych brukselskich urzędników, to wyjątkowo bezczelny przekręt, będący
czymś, co można już tylko nazwać ostatnią desperacką próbą uchronienia się
przed polityczną anihilacją.
Gdy piszę ten
tekst, w wielu polskich miastach zakończyły się właśnie demonstracje, których
uczestnicy uznali za stosowne zaprotestować przeciwko postanowieniu Trybunału
Konstytucyjnemu, stwierdzającemu fakt, co już zresztą zostało wspomniane wyżej,
że w każdym kraju członkowskim, gdy chodzi o to, co nie jest objęte zapisami
traktatowymi, Konstytucja stanowi prawo najwyższe. Na czele owych protestów
stanęli oczywiście czołowi politycy opozycji, a za nimi, jak za Panią Matką,
ruszyli zbłąkani jak dzieci we mgle najbardziej aktywni owej opozycji sympatycy.
I to im przede wszystkim, choć mam pełną świadomość, że moje słowo do tych
najbardziej zaczadzonych nigdy nie dotrze, chciałbym zadedykować coś, o
istnieniu czego oni nawet choćby przez chwilę nie mieli bladego pojęcia, a więc
realne zapisy realnych traktatów, gdzie wszystko jest wyłożone jak na dłoni, i
co pokazuje, że to z czym mamy do czynienia to zwykły przekręt i to przekręt
wyjątkowo bezwstydny. Oto najpierw odpowiedni fragment Traktatu z Lizbony i
jego Artykuł 3b pkt 2:
„Zgodnie z zasadą przyznania Unia działa wyłącznie
w granicach kompetencji przyznanych jej przez Państwa Członkowskie
w Traktatach do osiągnięcia określonych w nich celów. Wszelkie
kompetencje nieprzyznane Unii w Traktatach należą do Państw Członkowskich”,
no i załączony do Traktatu, chyba już tylko na wszelki
wypadek, Protokół Brytyjski z Artykułem 2:
„Jeżeli dane postanowienie Karty
odnosi się do ustawodawstw i praktyk krajowych, ma ono zastosowanie do Polski
lub Zjednoczonego Królestwa wyłącznie w zakresie, w jakim prawa i zasady
zawarte w tym postanowieniu są uznane przez ustawodawstwo lub praktyki Polski
lub Zjednoczonego Królestwa”.
Amen i prośba: zamknijcie się wreszcie, bo nie macie żadnego pola
manewru.
To wszystko jest proste. Trzeba tylko odrzucić bełkot, który te prostotę zalewa.
OdpowiedzUsuńW jaki niby sposób traktaty unijne w ogóle weszły w polską przestrzeń prawną i organizacyjną? Ano w taki sposób, że POZWOLIŁA na to Konstytucja RP określając zakres i warunki pozwolenia. W ten właśnie, a nie w inny sposób zawarcie traktatów unijnych w ogóle ma (i musi mieć!) umocowanie konstytucyjne, a więc prawne dopuszczenie w Polsce. W trybie tego pozwolenia traktaty unijne po prostu należą do obszaru wykonywania Konstytucji RP, a nie odwrotnie!
Suwerenność polega na odmowie (na braku) podrzędności. Suwerennego nie dotyczy, że ktoś zewnętrzny domaga się swojej nad nim nadrzędności, bo z pozycji suwerennego takie cudze domaganie się jest po prostu agresją!
Pytanie o "nadrzędność" jest więc źle postawione. Istotne jest bowiem pytanie o podrzędność. W szczególności zaś durna opozycja powinna wskazać w którym miejscu Polska OGŁOSIŁA swoją podrzędność? Nigdzie!
Pewne obszary ściśle określone Polska poddała regulacjom unijnym, ale i tu nie zdeklarowała podrzędności, lecz tylko zgodę na WSPÓLNE rozwiązywanie danych spraw. Wspólne, to znaczy, że musi powstać porozumienie wszystkich członków UE, jak daną sprawę będzie się jednakowo załatwiać. Tak jest np. w sprawie podatku od wartości dodanej, czy unijnego cła - wszyscy się zgodzili na jednolite rozwiązanie.
Jeśli więc durna opozycja bełkoce o standardach praworządności jako naturalnym (?) ograniczeniu polskiej suwerenności w organizacji sądownictwa, to musi najpierw pokazać ten ustanowiony wspólny standard. Oczywiście on nie istnieje, więc argument unijny jest nic nie wart w stosunkach unijnych a forsowanie go po prostu jest aktem agresji konkretnych instytucji unijnych przeciwko członkom Unii. Agresji instytucji, a nie Unii jako całej i w tym wymiarze agresja ta jest jednocześnie anarchią danych instytucji wobec traktatów.
Co ciekawe, nie jest to też agresja państwa na państwo, tylko agresja pozapaństwowej organizacji typu korporacyjnego na państwo. Atrybut suwerenności przysługuje bowiem tylko państwu. Unii na pewno nie dotyczy. Poza używanymi narzędziami i sposobami jest więc ta agresja instytucji analogiczna jak agresja jakiejś korporacji islamskiej określającej samą siebie jako "państwo".
Warto też zaobserwować, że agresja instytucji unijnych napędziła też liczne obecnie agresje korporacji rynkowych, jak np te głośne, stosowane przez portale społecznościowe wobec organów władz, czy nawet bezpośrednio wobec państw.
Istota szczególnego ciężaru agresji na Polskę bierze się jednak z czegoś innego. Mianowicie, szczując w instytucjach Unii przeciwko Polsce, durna opozycja spowodowała, iż Polska jawi się na zewnątrz jako POCHYŁE DRZEWO, na które każda KOZA SKACZE. Unijna, czeska, niemiecka, każda koza, bo skoro drzewo ktoś kozie pochylił ...
Rodzajowo ten sam efekt durna opozycja ustawia pochylając granicę wschodnią, na którą skacze koza białoruska.
PS. Opozycję nazywam durną, bo choćby te skaczące kozy w końcu zawaliły i objadły polskie drzewo, to upadając przywali ono przede wszystkim tę opozycję. Ona wśród obcych robi bowiem za oczywistego frajera do wykorzystania. Gdyby do tego zaś doszło, to Polska i tak się potem podniesie, ale opozycja i jej członkowie na pewno już nie. Judaszowe srebrniki i sznur.