Zanim zaczniemy, pragnę poinformować, że
skutkiem niedawnej awarii salonu24, mój adres osiejuk.salon24.pl przestał
działać. W związku z tym zostałem zmuszony do zmiany tej tzw. subdomeny na
kosiejuk.salon24.pl. A teraz do roboty.
Jestem pewien, że nawet gdybym swego czasu tu na tym blogu o tym nie wspomniał,
większość z nas i tak by sprawę znała. Opublikowany w „Newsweeku” tekst
niejakiej Anny Szulc na temat rzekomego najazdu beneficjentów programu 500+ na
nadmorskie plaże, a niezwykle inteligentnie zatytułowany „Najazd Hunów”, zyskał
rozgłos, który prawdopodobnie uczyni z niego wydarzenie historyczne w skali
dotychczas chyba nieznanej. Pisałem o tym, ale dla porządku wspomnę o tym raz
jeszcze. Każdy z nas, a w tym się spokojnie zmieszczą nawet i ci, co nie znają
piosenki Wojciecha Młynarskiego „W razie czego przypomnijcie sobie Zdzisia”,
doskonale zdaje sobie sprawę z tak zwanego kulturowego wymiaru tak zwanego „nad
morza”, niezmiennego od dziesięcioleci. I oto nagle, w związku z tym, że rząd
premier Szydło, chcąc cywilizacyjnie wesprzeć pewną część Polaków, wprowadził
program o nazwie 500+, a program ów odniósł wielki sukces, wspomniana wcześniej
Anna Szulc opublikowała w „Newsweeku” tekst, w którym się pożaliła, że przez
populistyczną politykę rządu Prawa i Sprawiedliwości, plaża we Władysławowie
jest tak zatłoczona, że przeciętny człowiek nie ma najmniejszych szans, by się
tam wepchać, o ile nie ustawi się z ręcznikiem w kolejce o godzinie 3 nad
ranem. A i to wyłącznie ku swemu wielkiemu rozczarowaniu, dlatego że, jak się
okazuje, owa biała nędza, nie dość, że bezczelnie zajmuje przestrzeń, to
głównie zarzyguje deptaki i sra na wydmach, a jeśli jeszcze trafi się jakiś
patriota, to doprowadza wszystkich do cholery koszulką z napisem „Wołyń
pamiętamy”.
Taki
to był ów słynny tekst opublikowany przez „Newsweek”, kto miał okazję, to się
z tym przekazem zapoznał i sprawa na pewien czas została ostatecznie wyparta
przez kolejne, bardziej doraźne, tematy.
I
oto, jak się okazuje, my tu nie mamy do czynienia z przemyślaną propagandą
skierowaną przeciwko rządowi Prawa i Sprawiedliwości, lecz z autentycznym
szaleństwem. Wbrew temu, co mogło by się wydawać, nie jest tak, że ktoś tak w
Niemczech nagle wpadł na pomysł, by zaapelować do tych resztek zwolenników
starego reżimu przy pomocy takiego przekazu, że jeśli oni się nie zmobilizują,
to ten cały syf, dotychczas poukrywany w czterech ścianach obwieszonych
portretami Jana Pawła II mieszkań, wypełznie na zewnątrz i porządny obywatel
nie będzie miał się gdzie ruszyć. To by było zbyt głupie, nawet gdyby punktem
odniesienia miałaby być tradycyjna niemiecka wrażliwość. Więc otóż nie. Jestem
pewien, że nawet najgłupszy Niemiec nie wymyśliłby, że uda się obalić rząd
Prawa i Sprawiedliwości sącząc w umysły Polaków wiadomość, że jeśli oni się nie
obudzą, już niedługo wszystkie plaże nad polskim morzem będą opanowane przez
klasyczny „untermensch”. Wygląda na to, że za pomysłem, by uderzyć w rząd Prawa
i Sprawiedliwości, wykorzystując do tego ową starą do porzygania legendę o
hołocie, która zanieczyszcza świat ludzi wykształconych, porządnych i
kulturalnych, nie stoi żadna poważna organizacja, ale zwykłe emocje zwykłych
ludzi, którzy najzwyczajniej w świecie nie wytrzymali napięcia związanego ze
zmianą władzy w Polsce i z tego wszystkiego zwyczajnie oszaleli. Widząc, jak
sytuacja się z każdym dniem robi coraz bardziej beznadziejna, oni zatracili
wszelką zdolność racjonalnego myślenia, zdali się na swoje najstarsze i
najbardziej naturalne instynkty, ściśle naznaczone pogardą dla człowieka,
i uznali, że skoro to tak pięknie działało przez osiem lat, to i zadziała dziś.
Oto
bowiem, kiedy wydawało się, że kompromitacja tekstu Anny Szulc zamknie ów
problem ostatecznie, na portalu natemat.pl ukazał się tekst niejakiego
Włodzimierza Szczepańskiego, który, jak gdyby nigdy nic wali prosto między
oczy:
„Parawaning, kolejki do gofra, przaśność
oraz Janusze z baterią piwa w jednej dłoni i z dmuchaną orką w drugiej. Podobno
‘dobra zmiana’ wyległa na plaże nad polskim morzem. Są tacy, którym to nie
odpowiada. Millenialsi, bo o nich mowa, na nowo odkryli ciche zakątki w
polskich górach.
–
Było wspaniale! – opowiada Marta, warszawianka, miłośniczka jogi i kotów,
oczywiście też weganka. Od niedawna z nowym partnerem odkrywa uroki wspinaczki
skałkowej. Tydzień spędzili w Górach Sokolich i Rudawach Janowickich. Zrobili
wypad również w Śnieżne Kotły.
Przed wakacjami zastanawiała się, gdzie spędzić tegoroczny urlop. Miała do
wyboru wyjazd nad morze albo w góry. Cieszy się, że pojechała na skałki.
– Byłam już nad polskim morzem i mi się nie podobało. Tłok i niewiele więcej niż leżenie na plaży. A teraz jeszcze czytałam, że beneficjenci ‘500 plus’ zjechali nad morze. Wyobrażam sobie te biegające z gołymi tyłkami maluchy. Nie, to nie dla mnie – komentuje.
Jaki typ ludzi wyjeżdża w polskie góry, można określić po postach na profilach turystycznych. Chociażby osób, które oceniły schronisko ‘Nad Łomniczką’. Wpadają np. w zachwyt z powodu braku elektryczności w placówce. No i spędzają czas aktywnie. Chociażby na rowerach. Omijają uczęszczane szlaki, bo Zakopane kojarzy im się z Władysławowem czy Mielnem w niedzielę. Wypisz wymaluj millenialsi i Marta nie jest jedyna....”
– Byłam już nad polskim morzem i mi się nie podobało. Tłok i niewiele więcej niż leżenie na plaży. A teraz jeszcze czytałam, że beneficjenci ‘500 plus’ zjechali nad morze. Wyobrażam sobie te biegające z gołymi tyłkami maluchy. Nie, to nie dla mnie – komentuje.
Jaki typ ludzi wyjeżdża w polskie góry, można określić po postach na profilach turystycznych. Chociażby osób, które oceniły schronisko ‘Nad Łomniczką’. Wpadają np. w zachwyt z powodu braku elektryczności w placówce. No i spędzają czas aktywnie. Chociażby na rowerach. Omijają uczęszczane szlaki, bo Zakopane kojarzy im się z Władysławowem czy Mielnem w niedzielę. Wypisz wymaluj millenialsi i Marta nie jest jedyna....”
Oczywiście całość poraża, natomiast ja bym prosił, byśmy zwrócili uwagę na
jeden zaledwie fragment:
„Było wspaniale! – opowiada Marta,
warszawianka, miłośniczka jogi i kotów, oczywiście też weganka. Od niedawna z
nowym partnerem odkrywa uroki wspinaczki skałkowej”.
Intensywność owego obłędu od pierwszej chwili poraża do tego
stopnia, że możemy pomyśleć, iż mamy do czynienia ze zwykłą kpiną. Tymczasem
nic podobnego. To jest poważny tekst poważnego publicysty i tu nie ma chwili na
żarty. Ta „warszawianka”, te „koty”, ta „joga” i wreszcie „weganka” i
„partner”, to się dzieje jak najbardziej naprawdę i z pełna powagą. A skoro
tak, to uważam, że my też powinniśmy się przestać śmiać i sprawę potraktować
poważnie. Oni, jak się okazuje, będą się przenosić w góry. I to jest wiadomość
z jednej strony dobra, a z drugiej zła. Dobra, bo jest szansa, że wreszcie na
pięknym polskim morzem zrobi się trochę luźniej. My wprawdzie mamy swoją
Kuźnicę, ale Jastarnia, też potrafi być piękna, by nie wspomnieć o reszcie
wybrzeża. Z drugiej jednak strony, my tu z Katowic mamy blisko do gór i jeśli
to wszystko ma się tak skończyć, że oni zaczną się kręcić po tych ścieżkach, to
ja to widzę naprawdę czarno. I nawet nie chodzi mi o to, że nagle ta banda
nudystów z Chałup przeniesie się pod Babią Górę, ale że człowiek pojedzie do
Rycerki, zapragnie zwiedzić okolicę, a tam nie dość że wszędzie będzie nasrane,
to wciąż trzeba będzie uczestniczyć w jakichś gejowsko-lesbijskich ekscesach.
Jest jednak coś, co pozwala mieć nadzieję, że jakoś z tego wyjdziemy. Otóż
wspomniany Szczepański tak sam o sobie pisze na portalu natemat.pl:
„Mam szczęście, bo robię to, co kocham.
Mało jest miejsc w Polsce, w których nie byłem jako reporter. Ciekawość ludzi i
dobrych tematów wciąż mnie nakręca. Rozmówcy potrafią mnie zaskoczyć i zmusić
do zadania sobie pytań, o co w tym życiu chodzi. Z tego też powodu prowadzę
zajęcia z imigrantami. I Ty opowiedz mi swoją historię! W chwilach wolnych
miłośnik aktywności sportowej, wspinania się na drzewa, uzależniony od roweru i
kawy”.
A ja proponuję, byśmy zwrócili uwagę na to „wspinanie się na drzewa”. Kto wie,
czy to nie zapowiada jakiejś nowej, obok biegania, rowerów i sushi, mody i
kiedy oni już wreszcie się zjadą do naszych gór, to będą w większości siedzieć
goło na drzewach, a my będziemy mogli dla rozrywki rzucać w nich kamyczkami,
których, jak wiemy, tam jest cała masa.
Zapraszam
wszystkich do odwiedzania księgarni pod adresemwww.coryllus.pl,
gdzie są do nabycia moje książki. Naprawdę warto.
To zdanie jest o tyle ciekawe, że udało się je nasycić obłędem niemal w każdym wyrazie. A wspinanie na drzewa przypomina powrót do pra-korzeni.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to szaleństwo bierze się z jakiś strasznych kompleksów i deficytów sączonych w lewackich rodzinach. Szambo zawsze wypłynie na wierzch.