Znów wyjeżdżam na weekend, za to tym
razem do Poznania, a więc ten tekst, najnowszy felieton z „Warszawskiej Gazety”,
zostanie tu do poniedziałku. Zachęcam.
Igrzyska w Rio dobiegły końca i choć jest
oczywiste, że impreza tej rangi i trwająca tyle dni, musi obfitować w liczne
wydarzenia, z których każde zasługuje na osobny komentarz, mam wrażenie, że
wszystko co zapamiętamy na dłużej, miało miejsce pod sam jej koniec, a
mianowicie podczas biegu kobiet na 800 metrów. Myślę, że większość z nas
widziała owo dziś już słynne zdjęcie przedstawiające trzech potężnych Murzynów,
którzy, jak się nagle okazuje, z formalnego punktu widzenia, są jak najbardziej
kobietami, a na metę owego wyścigu dobiegli na pierwszym, drugim i trzecim
miejscu. Byliśmy też zapewne świadkami niezwykłej, jak na nowe, wspaniałe
czasy, wypowiedzi naszej biegaczki Joanny Jóźwik, która zająwszy w tym biegu
miejsce piąte, bez fałszywych i zbędnych uników oświadczyła, że ponieważ nie ma
zwyczaju rywalizować z mężczyznami, czuje się olimpijskim wicemistrzem.
A
zatem wszystko to już wiemy i ja akurat nie mam tu nic interesującego do
dodania, poza ewentualną zachętą, byśmy może rzucili okiem na jeszcze jedno
zdjęcie – również dość popularne w Internecie – na którym widać jak wspomniani Murzyni
prezentują się na tle Jóźwik. Konsekwentnie też, wbrew temu, co niektórzy
zapewne ode mnie oczekują, nie będę się pastwił nad owymi, znanymi nam z innych
zupełnie, pozasportowych rejonów, androidami. Chciałbym raczej przy tej okazji wspomnieć
osobę dziś już niemal kompletnie zapomnianą, a mianowicie naszą wybitną niegdyś
mistrzynię, Ewę Kłobukowską. Starsi z nas z pewnością ją pamiętają, w latach 60.
najszybszą kobietę świata, mistrzynię olimpijską, mistrzynią świata oraz
Europy, a skoro ją, to pewnie też i rok 1967, kiedy to skutkiem donosu
skierowanego do Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych
przez związki sportowe NRD i ZSRS, Kłobukowska została uznana za mężczyznę i
zmuszona do rezygnacji ze sportu. Jej rekordy zostały wymazane, tytuły
odebrane, tyle wszystkiego, że pozwolono jej zachować medale. Miała wówczas
zaledwie 21 lat.
Był
to czas, kiedy kwestie tego typu publicznie nie były dyskutowane, a więc o Ewie
Kłobukowskiej rozmawialiśmy, dość lekko niestety, wyłącznie w rodzinach,
ewentualnie ze znajomymi. No ale jak mówię, czasy były szczególne, a wszystko
co wiedzieliśmy, to wyłącznie dzięki naszemu osobistemu zaangażowaniu. Jest
natomiast czymś wstrząsającym, że dziś, kiedy wiemy już oficjalnie, że to co
spotkało Ewę Kłobukowską było niczym więcej jak wynikiem zmowy zawiązanej
między dwiema wrogimi Polsce federacjami, by wyeliminować nas z konkurencji, jej
nazwisko w bieżącej debacie nie pojawiło się ani razu. Z tego co wiem, nikt
publicznie nie wspomniał ani jej historii, ani nazwiska. Te trzy androidy
zupełnie bezkarnie świętują swój sukces, światowa opinia publiczna każe nam się
zamknąć i zaprzestać dyskryminowania biednych dziewcząt, a myśmy nie znaleźli w
sobie serca na tyle, by wymruczeć chociaż to „przepraszam”.
Szkoda, że prezydent Duda jest tak młody.
Jestem pewien, że gdyby znał sprawę, to by przynajmniej zechciał wspomnieć jej
nazwisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.