Ja oczywiście mam świadomość, jakie
emocje tu wśród czytelników tego bloga wywołuje wspomnienie publicznej
telewizji z jej całą obecną personalną, programową, a może najbardziej
estetyczną ofertą, a ponieważ sam właściwie w pełni podzielam owe nastroje,
mógłbym się zamknąć i więcej się owym tematem nie zajmować. Jest jednak coś, co
moim zdaniem wciąż pozostaje niedomówione i co sprawi, że jeśli sobie tego do końca nie
wyjaśnimy, przegapić możemy coś, czego przegapić nam zwyczajnie nie wypada, a
mianowicie to, że dopóki TVP pozostaje w rękach PiS-u, to, co się tam dzieje,
nie ma dla nas większego znaczenia. Otóż zupełnie niezależnie od wspomnianego
przeze mnie wcześniej poziomu owej oferty, myślę, że powinniśmy spróbować
spojrzeć na cały rynek publicznej informacji, jako na całość właśnie, i ocenić
stan rzeczy niejako w oderwaniu od naszych ambicji i oczekiwań. Chodzi mi o to,
byśmy umieli spojrzeć na sytuację, w jakiej znalazły się główne media, a mam tu
na myśli przede wszystkim z jednej strony TVP, a z drugiej ITI, z jego
sztandarowym propagandowym projektem, czyli TVN24, niejako z boku i zastanowić
się, jakie w sytuacji, gdy, jak się dziś zdaje, Prawo i Sprawiedliwość najpewniej
nie odda władzy przez długie, długie lata, przed obiema stacjami rozciągają się
perspektywy. Jak w politycznej sytuacji, w jakiej się znalazł, może sobie
poradzić taki TVN24, a jakie ma przed sobą szanse telewizja publiczna?
Jest dla mnie rzeczą oczywistą, że zarówno
TVP jak i TVN24 będą coraz wyraźniej i coraz bardziej bezwzględnie realizować
politykę służenia tym, którzy płacą, a więc telewizja publiczna będzie dbała o
to, by Prawo i Sprawiedliwość zwiększało swoje poparcie, natomiast TVN będzie
dążył do tego, by PiS władzę stracił. A skoro tak, wydaje mi się, że zamiast
roztrząsać kwestię nędzy, jaką przygotowała dla nas władza, którą sobie wybraliśmy,
powinniśmy się raczej skupić na tym, w jaki sposób owa nędza może zostać
wykorzystana przez tych, którzy stoją po przeciwnej stronie barykady i których
powrotu sobie akurat nie życzymy. Jakie oni mają szanse stworzenia oferty,
która będzie tak ciekawa, uczciwa i intelektualnie poruszająca, że przy okazji
kolejnych wyborów nas zwyczajnie pogrzebie. Otóż moim zdaniem oni nie maja
najmniejszych szans. A powodów tej sytuacji jest kilka. Przede wszystkim, co
zresztą pojawiło się tu już wcześniej w którymś z tekstów, Platforma
Obywatelska, realizując politykę „ciepłej wody w kranie”, w przekonaniu, że ona
da im władzę na zawsze, stworzyła jednocześnie w Polsce system w najlepszym dla
siebie wypadku dwupartyjny, a kto wie, czy nie wręcz jednopartyjny. Dziś, po przejęciu
władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, wydaje się, że w najbliższej perspektywie
nie ma mowy o stworzeniu politycznej siły, która byłaby przejąć władzę.
Postkomuniści zostali ostatecznie zniszczeni w ramach czegoś, co ja nazywam
„prowokacją rywinowską”, Platforma Obywatelska została doprowadzona do upadku
po tym, jak Donald Tusk przeniósł się do Brukseli, w perspektywie mamy już
tylko KOD, Nowoczesną i Kukiz 15, co znaczy, że Prawo i Sprawiedliwość,
posiadając w swoich rękach całą władzę, pozostaje niezagrożone.
Ktoś powie, że to im nic nie da, bo jeśli
oni będą się dalej tak kompromitować, ludzie się ostatecznie od PiS-u odwrócą i
zagłosują na kogoś innego. No ale to tu jest właśnie problem: na kogo? Na PO,
na Petru, na Kijowskiego? A może na młodych komunistów, czy feministki? A może
na PSL i premiera Pawlaka? A może powstanie jakaś nowa siła, która wejdzie w
nasze życie publiczne z taką energią, że wszystko rozkurzy w pył? Otóż nie.
Takiej siły nie będzie, bo powstanie czegoś tego typu jest dziś fizycznie
niemożliwe.
I tu znów na pewno pojawią się głosy, że
kiedy TVP będzie już tak do niczego, a te wszystkie tygodniki typu „W Sieci”,
czy „Do Rzeczy” osiągną tak niski poziom, że ludzie zaczną ponownie czytać
„Gazetę Wyborczą” i oglądać „Szkło Kontaktowe” i to tam się wszystko
rozstrzygnie. Otóż moim zdaniem to jest też niemożliwe. A żeby się o tym
przekonać wystarczy rzucić okiem na kierunek, w jakim jedni i drudzy – ci
zresztą moim zdaniem zresztą zmuszeni przez bardzo wyrachowane działania PiS-u
– dziś się rozwijają. W przypadku propagandy PiS-u, wiemy, o co chodzi. To jest
Polska, Żołnierze Wyklęci, 500+, Mieszkanie+, patriotyzm gospodarczy, walka z islamem,
Wiara. Co mają tamci? Ich przyszłość wyznaczają – będę wymieniał po kolei –
starzy komuniści, tacy jak Kwaśniewski, Balcerowicz, Cimoszewicz, Kalisz, czy
Olechowski, byli działacze „Solidarności”, jak Lech Wałęsa, Władysław
Frasyniuk, czy Jan Rulewski, których większość z nas dziś traktuje wyłącznie
jak eksponaty z parku jurajskiego, tak zwana „młoda lewica”, czyli Sierakowski,
Zandberg i Nowacka, środowiska LGBT, czyli jeden Murzyn i jedna lesbijka, no i
wreszcie grupa profesorów-ateistów, tacy jak Hartman, Środa, czy Mikołejko. I,
przepraszam bardzo, ale lepiej już nie będzie. W obecnej sytuacji społecznej,
politycznej, oraz historycznej, a więc, krótko mówiąc cywilizacyjnej, oni nie
mają żadnego dobrego wyjścia. Im już tylko zostanie Mikołejko ze Środą i Aleksander
Kwaśniewski z tym Murzynem z Węgierskiej Górki. Cała reszta będzie budowała
Wielką Polskę nasączoną krwią bohaterów. A jeśli komuś się to nie będzie
podobało, dostanie ciepłą wodę w kranie. I to można zagwarantować, o czym
świadczą tysiące nowych wczasowiczów nad polskim morzem, którzy do takiej
ostatnio cholery doprowadzili Niemców z wydawnictwa Axel Springer, że ci
zrobili już chyba ostatni krok do tego, by spektakularnie zdechnąć pod płotem.
No a zatem co z Wolskim, Feusette, Skibą,
Karnowskimi, czy Gadowskim? Otóż nic. Oni dalej będą robić to, co robili
dotychczas. Dokładnie tak samo, jak pisarze będą pisali książki, reżyserzy będą
kręcili filmy, piosenkarze będą śpiewali piosenki i nikogo tak naprawdę nie
będzie obchodziło to, czym oni się zajmują, bo to, co jest naprawdę ciekawe, to
ta wreszcie pierwsza szansa w życiu, by z całą rodziną wyjechać nad morze i
sobie poużywać. Bo to jest właśnie tak naprawdę wreszcie zrealizowana do samego
końca owa wymyślona przez pijarowców Donalda Tuska ciepła woda w kranie. Tyle
że tym razem naprawdę ciepła. Fajna, ciepła woda w kranie.
Reszta ma znaczenie dla tych dziesięciu,
czy kto wie, czy nie pięciu procent ludzi na świecie. I proszę bardzo mocno,
niech nam nie przyjdzie do głowy się oburzać, bo tak to właśnie jest i inaczej już
nie będzie. Rozmawiałem kiedyś z kolegą Brytyjczykiem na temat kultowego dziś
już telewizyjnego serialu pod tytułem „The Prisoner” i zadałem mu proste bardzo
pytanie, czy skoro ów „Prisoner” to taka rewelacja, czy to oznacza, że cała
Wielka Brytania w latach 60-tych żyła tym serialem. A on mi na to odpowiedział
tak: „Cała? Ależ skąd! To było jakieś 10
procent. Tak samo jak w przypadku Monty Pythona. Nigdy nie było inaczej”.
Gdyby ktoś mi jeszcze parę lat temu powiedział,
że kiedyś napiszę taki tekst, nie uwierzyłbym. A tu proszę, jest właśnie taki,
czysty jak złoto. Myślę sobie, czy powinienem, myślę, myślę, myślę i inaczej
nie chce wyjść.
Gdyby ktoś miał ochotę poczytać więcej tego typu
kawałków, zapraszam na swój blog tu i tam, a jeśli komuś zależy na refleksji
głębszej, niech zajrzy do księgarni pod adresem www.coryllus.pl i tam
kupuje moje książki.
No dobrze, ale jak to się ma do stwierdzenia, że cały istotny przekaz znajduje się w sferze pop?
OdpowiedzUsuńMało tego. Myślę, że ONI to wiedzą i albo szlag ich trafia, albo trafiają do….
OdpowiedzUsuńNie dalej niż wczoraj byłam z synem na konsultacjach neurologicznych w szpitalu, w którym obok neurologii jest też oddział psychiatryczny. Gdy wychodziłam, minął mnie bardzo znany profesor- bywalec wspomnianej przez Ciebie stacji. I powiem szczerze, że nie wyglądał on na osobę odwiedzającą tam swoich bliskich.
@karakuli
OdpowiedzUsuńWydawało mi się, że to co powyżej nie stoi z tym w sprzeczności.
@Eli Kut
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe.