Pamiętam tę myśl jeszcze z czasów, gdy
byłem bardzo młody, ambitny i zaczytywałem się w różnych rzekomo mądrych
książkach. Otóż słynny argentyński pisarz Jorge Luis Borges, kiedy był już
bardzo starym człowiekiem, spotkał swojego równie starego jak on, dawno
niewidzianego kolegę. „I co tam u ciebie?” – spytał Borges. „Umieram, mistrzu,
powoli umieram” – odpowiedział Borgesowi kolega. „To dobrze, przyjacielu” –
odrzekł pisarz. „Bardzo trudno byłoby żyć wiecznie”.
Przyznaję, że samego Borgesa akurat nie
czytałem. Owszem, parę razy się za te jego teksty brałem, ale nawet wtedy,
kiedy potrafiłem czytać nawet Cortazara, Borges mi zwyczajnie nie wchodził. Tę
jednak myśl zapamiętałem do dziś: „Trudno byłoby żyć wiecznie”. Ktoś powie, i
jak najbardziej słusznie, że nie trzeba być Borgesem, by wymyślić coś na tym
poziomie przebiegłości. Wystarczy odrobina wyobraźni, by kwestię uroków życia
wiecznego mieć odhaczoną raz na zawsze. Wystarczy obejrzeć sobie film
Spielberga pod tytułem „A.I.”, gdzie ów „urok” w pewnym momencie przybiera
postać tak przerażającą, że najwidoczniej sami producenci uznali, że aby
zrobiło się nieco sympatyczniej, pozostaje już tylko odwołać się do kosmitów.
Co ja mówię „A.I.”? Wystarczy posłuchać piosenki Boba Dylana „Seven Curses”,
gdzie klątwa rzucona przez piosenkarza na występnego sędziego brzmi szczególnie
plastycznie:
„Rzucam oto siedem klątw na podłego sędziego:
„Rzucam oto siedem klątw na podłego sędziego:
Pierwsza, by jeden lekarz go nie
wyleczył
Druga, by dwóch uzdrowicieli go
nie uzdrowiło
Trzecia, by troje oczu go nie
zauważyło
Czwarta, by czworo uszu go nie
usłyszało
Piąta, by pięć ścian go nie
ukryło
Szósta, by sześciu grabarzy go
nie pochowało
Siódma, by siedem śmierci go nie uśmierciło”.
Niech za to co zrobił, żyje wiecznie,
chciałoby się zawołać.
A więc, po co nam Borges i jego
przemyślenia? Nie wiem, szczerze mówiąc, faktem jest jednak, że jakoś to
zdanie: „To dobrze, przyjacielu, trudno byłoby żyć wiecznie” utkwiło mi w
głowie.
I oto, w sytuacji, gdy wydawałoby się, że
sprawa jest oczywista i, pomijając naturalny lęk przed nieznanym, powinniśmy
jednak się starać zachowywać podstawowy zdrowy rozsądek, dowiadujemy się, że
nie byle kto, ale Peter Thiel, miliarder i twórca PayPala, człowiek, który jako
jeden z pierwszych zainwestował w Facebooka, a dziś jest jednym z prominentnych
członków słynnej skądinąd grupy Bilderberg, uwierzył, że dzięki systematycznym
transfuzjom krwi pobranej od osób od niego odpowiednio młodszych, będzie mógł
żyć wiecznie, a w związku z tym przekonaniem inwestuje dziś miliony dolarów w tak
zwane start-upy, których jedynym zadaniem jest stworzenie metody, która
powstrzyma naturalny dotychczas proces starzenia się.
Jak słyszę, jedną z firm zajmujących się
ową nieśmiertelnością, jest kalifornijski projekt pod nazwą Ambrosia. Prowadzi
ona eksperymenty, podczas których osoby starsze przechodzą regularne transfuzje
krwi pobranej od osób poniżej 25 roku życia. Za udział w dwuletnich sesjach,
uczestnicy eksperymentu płacą 8 tys. dol. Niejaki Jesse Karmazin, szef
Ambrosii, potwierdził już, że uczestnicy z nową krwią doświadczają odwrócenia starzenia każdego
większego układu narządów. „Wyniki wydają się być długotrwałe,
jeśli nie stałe”, oświadczył Karmazin.
Media donoszą, dziś już nie tylko Thiel,
ale również wielu innych biznesmenów z Doliny Krzemowej w wolnym od zarabiania pieniędzy
czasie, wiszą na klamce do wspomnianej Ambrosii i zajmują się kupowaniem sobie
wieczności. Ile ten obłęd ich wszystkich kosztuje, tego oczywiście nie wiemy,
jednak wedle nieoficjalnych informacji, szacuje się, że sam Thiel wydaje rocznie
niemal 200 tys. dolarów na krew pewnego 18-latka, którą każe sobie regularnie wstrzykiwać.
Przeżyliśmy niedawno w naszej Polsce
wydarzenie pod nazwą Światowe Dni Młodzieży i, jak widzę, część z nas wciąż nie
może się po tym, cośmy zobaczyli pozbierać. Jak się zdaje, bardzo powszechna
refleksja sprowadza się tu do stwierdzenia, że Polska to jedno z ostatnich
miejsc na świecie, gdzie ludzie się będą chronić, gdy nadejdzie Armagedon.
Chrześcijańskie miłosierdzie kazałoby mi pewnie mieć nadzieję, że wśród tych
uchodźców znajdą się ci wszyscy biznesmeni z Kalifornii, a my ich przyjmiemy z
otwartymi ramionami. I takie rozwiązanie jest jak najbardziej prawdopodobne.
Jest bowiem bardzo możliwe, że przyjdzie dzień, kiedy oni będą tu do nas wiać w
podskokach. Póki co jednak, ja im życzę, by nawet siedem śmierci ich nie
zabiło. Niech żyją wiecznie. Świat się skończy, a oni niech dalej żyją i liczą
na kosmitów.
Serdecznie zachęcam do zaglądania
do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia moje książki. Naprawdę warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.