niedziela, 16 sierpnia 2015

Życzysz mi śmierci, a sam jesteś rudy i masz POpaprane dzieci

Zwrócono mi uwagę na tekst Daniela Passenta, w którym ten, reagując na skierowany pod adresem „Gazety Wyborczej” apel prezydenta Dudy o niepodgrzewanie i tak już bardzo wrogiej atmosfery politycznej w Polsce, zaapelował z kolei do Prezydenta, a przy okazji i do nas wszystkich, którzy na niego głosowali, byśmy walkę z nienawiścią zaczęli od siebie. Jako argument za tym, że to raczej my powinniśmy się rozliczyć ze swoich grzechów, przedstawił Passent wybór cytatów z jednego tylko numeru tygodnika „W Sieci”, w których reprezentowana przez Passenta strona politycznej walki jest traktowana nieładnie, by nie powiedzieć chamsko.
Cytatów jest zbyt dużo, bym je miał tu za Passentem wszystkie powtarzać, więc może pozostanę przy kilku, mam nadzieję, że zdaniem Passenta, najbardziej parszywych, a moim, jedynie żałośnie głupich:
„Bredzisław. PO już zdecydowała, iż robi z niego wioskowego głupka. Wreszcie znaleźli dla Bredzisława idealną rolę”.
„Tusk zaszkodził Polsce dużo bardziej niż drobny złodziej i moim zdaniem jego miejsce jest więzieniu”.
„[Kopacz] udaje Miss Polonia jeżdżącą po kraju w poszukiwaniu osób łykających jej czerwone jak PRL-owskie agitki spoty”.
Naturalnie biorę pod uwagę możliwość, że wrażliwość Passenta gorzej znosi inne wypowiedzi niepokornych redaktorów, jak na przykład te, w których ci szydzą z nazwiska Tomasza Wołka, czy o Giertychu mówią „pan Gie”, jednak, jak mówię, nie chce mi się tu cytować całego doniesienia Passenta i przedstawiam to, co moim zdaniem jest tam najmocniejsze. Ale też nie chce się zbyt długo skupiać na tekście Passenta, ponieważ ja sam na tym blogu, bez jego łaskawego udziału, już od wielu miesięcy zwracam uwagę na fakt, że tygodnik „W Sieci” przez ten swój głupi i żałośnie tandetny kabaret kompromituje nas wszystkich. Ale nie tylko to. Ja już bowiem od kilku dobrych miesięcy przedstawiam pogląd, że owo prymitywne chamstwo – z jednej i z drugiej strony zresztą – ma swoje jedyne źródło w przekonaniu polityków i mediów, że czytelnicy i telewidzowie to banda durniów, do których nie dotrze żadna propaganda, o ile nie będzie ona przekazywana na odpowiednio niskim poziomie. A zatem, my problem owej tak zwanej „nienawiści” mamy tu załatwiony dość skutecznie.
Natomiast jest też jednocześnie tak, że my wciąż nie mamy rozstrzygniętego problemu nienawiści prawdziwej, takiej gdzie wszystko się zaczyna tam, gdzie kabaret już dawno się skończył. I z tego też względu ja zachęcam Daniela Passenta, a przy okazji wszystkich tych, których jego tekst napełnił pewną satysfakcją, żeby oni akurat się modlili, by ci durnie z tygodnika „W Sieci” nie przestali chichotać, bo te ich wygłupy, jeśli komukolwiek zaszkodzą, to tylko nam, których oni szczerze nienawidzą. Właśnie nienawidzą. Nie uważają nas za wiejskich głupków, nie obrzucają nas tanimi szyderstwami, nie wyśmiewają nas z powodu naszych nazwisk, ale życzą nam już tylko śmierci.
Pamiętam bardzo dobrze, jak jeszcze zanim umarł – swoją drogą, przypominam Danielowi Passentowi, że on w rzeczy samej od pięciu lat nie żyje – prezydent Kaczyński udał się z wizytą do Bielska-Białej i z tej okazji lokalna „Gazeta Wyborcza” opublikowała tekst zatytułowany „Prezydent objeżdża kraj, próbując ratować swoje sondaże i szanse na reelekcje”, a pod owym tekstem na portalu gazeta.pl głosy czytelników. Proszę uprzejmie:
„Może pomidorkiem albo jajkiem zgniłym dostanie? Należy się temu idiocie”;
„Nie wiem czego tutaj będzie szukał ten mamlaty zakompleksiony karzeł. Nie cieszy się poważaniem na Podbeskidziu – niepotrzebnie się tu pcha – bo będzie to jego kolejna porażka i punkciory ujemne do przyszłych wyborów. Pewnie w Bielsku dostanie sraczki – no i bardzo dobrze – spieprzaj, dziadu, do mamusi”;
„Ten osobnik nie jest wolny, najchętniej zrzekłby się urzędu, ale jego pedalski braciszek mu na to nie pozwala – stąd taka deprecha, sraczki, wściekanie się na opozycję. Ale im bardziej się wścieka i sraczkuje – większa szansa, że na serce zejdzie albo mu jelito grube pi**dolnie. Cieszmy się!”;
„Nikt memłacza nie zaprasza a on wpie... się na krzywy ryj i wku...a ludzi. Takim samym wpie...niem jest próba zastąpienia premiera w Brukseli”;
„Pokurcz wtedy nie wyszedł, ale z powodu swoich słabych zwieraczy i upodobań do ‘czachojebów’. Po co na deszczu, jak można w ciepełku i blisko kibla”;
„Re: ..Zobaczcie.....kaczka leci, oooo..... i bęc!”.
I mam oczywiście nadzieję, że Daniel Passent nie powie mi tutaj, że podczas gdy on cytuje poważnych przedstawicieli prawicowych mediów, ja się znęcam nad jakimiś internautami, bo wówczas przede wszystkim będzie on mi musiał wytłumaczyć, kto tam u nich na kogo wpływa bardziej, czytelnicy na nich, czy oni na czytelników, ale też zawsze będę mógł przypomnieć zdarzenie sprzed lat, kiedy to w wypadku samochodowym zginął prawicowy austriacki polityk Jörg Haider, a kumpel Passenta Piotr Najsztub skomentował to zdarzenie refleksją, że czemu to u nas w Polsce nie dochodzi do takich przypadków.
A więc choć wiem, że tamtych komentarzy nie pisał ani Passent ani nawet Najsztub, ale też ani nie mam oczywiście pojęcia, ani też nawet nie umiem sobie wyobrazić, co za typ człowieka mógł za nimi stać, to, gdy chodzi akurat o ostatni z nich, to, owszem, mogę spekulować. Oto ledwo wczoraj rozmawiałem z bliskim kolegą, który mi opowiedział o całkowicie przypadkowym spotkaniu z pewnym miłym, starszym panem, tu w Katowicach. Proszę sobie wyobrazić, że ów pan z kolei opowiedział mu o tym, jak jeszcze pięć lat temu, po ciężkim wypadku, trafił nieprzytomny do szpitala na odział intensywnej terapii i kiedy odzyskał świadomość, pierwsze co się dowiedział, to to, że w Smoleńsku rozbił się samolot i prezydent Kaczyński nie żyje. I wówczas pan ów, wedle swojej własnej relacji, na ową wiadomość zareagował taką radością, że niemal w jednej chwili poczuł, że ozdrowiał. Kolega mój, zanim jeszcze zdążył się porządnie oburzyć, zapytał, za co ów pan tak bardzo nie lubił prezydenta Kaczyńskiego, że wiadomość, iż ten nie żyje, aż tak go uradowała, na co ten odpowiedział, że za to, że on kiedyś do pewnego człowieka zawołał „Spieprzaj dziadu!”.
Koniec. To wszystko. A my się tylko możemy domyślić, że to pewnie wtedy rozległo się to strasznie zabawne „bęc!”.
I to już faktycznie wszystko. Prawie. Na koniec mam bowiem jeszcze serdeczną prośbę do tych wszystkich z nas, którzy wciąż jeszcze przedstawiają się jako niepokorni, za to już niedługo będą nazywani dziennikarzami reżimowymi. Błagam, opamiętajcie się. Zrozumcie wreszcie, że z prawdziwą nienawiścią nie wygracie. Nawet jeśli okaże się, że mieliście rację uważając nas za idiotów, to zanim my zaczniemy na dobre rżeć, oni wyjdą na ulice i zaczną strzelać. A jak przyjdzie na nas wszystkich czas, spłoniecie razem z nimi.

Nakład książki „o liściu”, w której opisałem tamte czasy, został już sprzedany, natomiast kilka egzemplarzy mam jeszcze u siebie w domu. Jeśli ktoś miałby ochotę na egzemplarz autorski z osobistą dedykacją, proszę o kontakt pod adresem toyah@toyah.pl.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...