No więc, zupełnie nieoczekiwanie Toyahowa napisała kolejny tekst. Jeszcze parę takich, to ją wyślemy na swoje. Czyż nie?
Skończył się mój kilkutygodniowy pobyt w Przemyślu. Zawsze, zawsze, od najmłodszych lat wyjeżdżam stąd z płaczem. Serio. Tęsknię za Przemyślem w każdej minucie każdego dnia i marzę o tym, żeby w końcu, kiedyś kupić bilet w jedną stronę. Ja chcę być Przemyślanką!
Dlaczego?
Przemyślanie, jesteście fajni! Nawet o tym nie wiecie, bo myślicie, że tak jest wszędzie. Nie, nie jest.
Od półtora tygodnia jeżdżę moim nowym – starym rowerem po Przemyślu (http://osiejuk.salon24.pl/662762,toyahowa-pisze-do-michnika). Trochę brakuje tu ścieżek rowerowych, fakt, więc muszę wybierać między jechaniem po ulicy a jechaniem po chodniku. W moich, na co dzień rodzinnych, Katowicach, jest to wybór między awanturą z kierowcami a awanturą z przechodniami; zwykle wybieram tę drugą opcję, bo przechodnie mają do dyspozycji tylko parasole i torebki, można ujść z życiem.
Nawykowo w Przemysłu też wybieram chodniki.
Nigdy nie zdarzyło się dotąd by ktoś miał pretensje, jadę chodnikiem wzdłuż Sanu. Mogliby! Powinni nawet, co ja tu robię na ich promenadzie w moim stroju bułgarskiego kulomiota! Przepraszam!, wołam z odległości około dwóch metrów . Dziękuję, mówię każdemu mijanemu. Oj przepraszam, a czemu pani nie dzwoni? Jak mogę dzwonić na panią na moście? A wie pani, jeden taki kiedyś na mnie wjechał i musiałam iść na operację. Jeden taki wjechał, poszła na operację i dalej wesoło schodzi na bok? Zjeżdżam z drogi panu jadącemu z naprzeciwka : a co pani, zmieścimy się przecież. Oni się uśmiechają! Pozdrawiamy się mijając! Pcham rower pod przekaźnik ulicą Tatarską, kto był ten wie. Na górze ludzie : dawaj pani dawaj! Lepiej, proszę pana, żeby ten widok był tego wart bo tu zaraz wykituję. E tam, wszyscy pójdziemy do piachu. Fajnie, ale ja nie chcę dzisiaj. Pogadane. Dopycham, zjeżdżam Zielonką w dół, jakaś para prowadzi rowery pod górkę. Lepiej w dół niż w górę, wołam nauczona już trochę przemyskich zwyczajów. Uśmiechają się, machają.
Ludzie z Przemyśla, jacy wy jesteście fajni!
Zostawiam rower pod targiem, idę na zakupy. O, a pani wyszykowana już na wesele ja dopiero w przyszłym tygodniu. O a jak pani się udało wydać córkę za mąż, ja mam dwie i nic. Pani, moje też jakieś takie niechętne były ale zięć dobry się udał. Sprzedający ma na sobie koszulkę z logo Polonii Przemyśl: a gdzie takie można kupić? A chce pani? Chcę, wprawdzie mój Dziadek był za Czuwajem, ale może się nie dowie. Coś wam nie poszło z tym Jarosławiem we środę, może dokopiemy Resovii w sobotę? A był pan na meczu? E, ja cały czas w robocie.
Przemyski targ, przemyska obsesja: PIEROGI, PIEROGI, PIEROGI. Mam wrażenie, że rozmowy o pierogach unoszą się upalnym szeptem w powietrzu: pani, a z tego byłyby pierogi? Nakleiłam setkę z borówek wczoraj, o ja sobie dzisiaj zrobię, z kaszą pani próbowała?
W Przemyślu jest kilkanaście małych garmażerii gdzie na zapleczu klei się pierogi i sprzedaje pyszne, naprawdę tanio. Dać pani ciepłe czy zimne? Nie zna pani z soczewicą? Proszę skosztować
Na targu pomidory. Ale jakie! Olbrzymie twarde mięsiste, mniejsze, malusieńkie i moje odkrycie sezonu: małe podłużne żółte, pycha! Pomidory kupujemy jednak u źródła: w firmowym sklepie przy szklarni. Przemiły ogrodnik opowiada o nich z czułą fascynacją właściwą tylko prawdziwym profesjonalistom. A chce pani zobaczyć szklarnię? Czy chcę! Moi lwowscy przodkowie ze strony taty mieli ogrodnictwo na Piekarskiej przez trzy pokolenia a ich nazwisko było znakiem firmowym. Czy ja chcę zobaczyć szklarnię! Skąd pan wiedział? W szklarni pani Ogrodnikowa, Katowiczanka; szczęściara, udało się pani zamienić Katowice na Przemyśl! Rozmawiamy chwilę o wspólnych miejscach w Katowicach. Wie pani, ja trochę tęsknię za Katowicami.
Rankiem wdrapujemy się z Wujkiem na Kopiec Tatarski zobaczyć mgły nad miastem. Idzie facet, wygląd niedbałego intelektualisty, rozmawia chwilę z naszym jamnikiem szorstkowłosym, zna się na psach, to widać, opowiada o swoim wyżle. Czy tam na górze są jakieś butelki? Nie chce mi się wchodzić bez sensu. Nie, nie ma, mówimy i dopiero teraz widzę, że facet wyjmuje z koszy puszki, zgniata i pakuje do plecaka, dosłownie na moment przed przyjazdem miejskich śmieciarzy, fachowiec. Gdzie na świecie facet zbierający puszki jest bystrym, inteligentnym, miłym panem? Co za miasto ten Przemyśl! Co za ludzie!
Pani sprzedająca lody w Krasiczynie. Paulinko, mówi do wnuczki Wujka, dam ci drugi wafelek to nie pobrudzisz sobie rączek. Trzymaj ostrożnie.
Pani Koziołowa, dawna sąsiadka moich Dziadków i matka sporej gromadki wakacyjnych kompanów sprzed lat. Spotykamy się na cmentarzu: jak ona wszystko pamięta, jak ona opowiada! A co u Krzyśka Marianowego? Mój Andrzej już cztery i pół roku nie żyje a taki był dobry dla mnie, wnuki to już nie to samo: wszystko zajęte swoimi sprawami.
Msze święte to trochę osobny temat, pamiętamy jak Piotr Wierzbicki pisał, że w kościele nie ma szarego człowieka. Przemyślanie są i tam bardziej kolorowi : ustępowaniu sobie miejsca nie ma końca, a machanie po twarzy wiechciami pierwocin zbóż i owoców w Matki Boskiej Zielnej przyjmują z uśmiechem mimo dość bezlitośnie długiego kazania w Kaplicy krasiczyńskiego zamku. (35* , brak miejsc siedzących a potem była jeszcze litania, pozdro dla księdza Proboszcza!)
Jedziemy taksówką z moimi malinami (letnia obsesja, nawet z tym nie walczę). O, nareszcie otworzyli ten wodny plac zabaw, eeee Przemyśl to dziadostwo, miał być basen. Jak pan może tak mówić?! Jest tyle fajnych miejsc w Przemyślu: kopiec na górze, San na dole, promenada na Franciszkańskiej, lody na Kazimierzowskiej, wyciąg krzesełkowy czasem działa a dla nastolatków Galeria Sanowa, chociaż oni chyba wola swojski Leżajsk nad Sanem. Wie pan, w moim mieście niedziele są martwe, niech pan nie grzeszy narzekaniem. Skoro pani tak mówi… Przekonałam go! Dzień wart wstania z łóżka!
Inny taksówkarz, walę w ciemno 6 sierpnia: dziękuję panu to idziemy teraz oglądać Dudę. Och ten Duda, cała nadzieja w nim, może wreszcie… A wie pan, ja mu napisałam na fejsbuku, że go kocham, bo tak jest. Och pani to jest.
Ach, ludzie z Przemyśla: jest jeszcze mój Wujek, ale moje amatorskie pióro nie jest w stanie Mu sprostać. Na razie nie.
Przypominam że nasza księgarnia znajduje się pod adresem www.coryllus.pl
"I stało się tak. A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
The Chosen, czyli Wybrani
Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...
-
W związku z aktualnymi tragicznymi zdarzeniami, jakie spadły na naszą Polskę, ogarniają nas najróżniejsze refleksje oraz wspomnieni...
-
W dawnych jeszcze czasach, za gnijącej komuny, ale też później, gdy jakże błędnie zdawało się, że owa komuna odeszła już w komplet...
-
Jako że, jak to mówią Amerykanie, „long time no see”, przyszedł czas, by się odezwać i wytłumaczyć, a jednocześnie dorzucić do tego ki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.