piątek, 1 maja 2015

Po co komu Komorowski, skoro Profesor nie żyje?

Zaczął się ów niezwykły miesiąc, w tym roku bardziej niezwykły niż w latach minionych, dzień piękny, pogoda póki co znakomita, każdy ma jakieś pewnie plany na weekend – my na przykład już za chwilę wybieramy się na spotkanie z Andrzejem Dudą – polecam więc tekst z najnowszej „Warszawskiej Gazety” i życzę radosnej nadziei.

Zmarł Władysław Bartoszewski i w temacie nadchodzących wyborów prezydenckich jedno możemy już powiedzieć na pewno: mowy pożegnalnej na pogrzebie z całą pewnością nie wygłosi Andrzej Duda. Może ją wygłosić, zgodnie zresztą z wyraźnie sformułowanym przez Zmarłego życzeniem, Bronisław Komorowski, ewentualnie w zastępstwie (w końcu, jak sami ledwo co zobaczyliśmy, niezbadane są wyroki Pana), marszałek Sikorski, Duda natomiast z całą pewnością nie. I to powinna być wiadomość dla Władysława Bartoszewskiego i jego rodziny wiadomość wręcz fantastyczna.
Gorzej, że, co obserwujemy bardzo wyraźnie, cały System skupił się na wyduszeniu ze Zmarłego wszystkiego, co się tam jeszcze wydusić da, do samego końca i bez cienia szacunku dla powagi śmierci. Ja zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że i tak nie jest jeszcze tak najgorzej, bo gdyby tak się stało, że wybory prezydenckie zostały zaplanowane na przykład na 10 czerwca, trzymanie tego trupa w lodówce jeszcze przez ponad miesiąc, tylko po to, by go w odpowiedniej chwili wyciągnąć i w ten sposób rzucić Bronisławowi Komorowskiemu sznurek, którego ten będzie się mógł uczepić, tej żenady moglibyśmy wszyscy zwyczajnie nie wytrzymać. Jednak i tu owe dziesięć dni w pełnym napięciu oczekiwaniu aż polskie środowiska patriotyczne pomogą przygotować na ów dzień odpowiednią atmosferę, robi wrażenie. Dziesięć dni, kiedy ciało Profesora będzie coraz bardziej stygło, tylko po to, by prezydent Komorowski dostał te dwa czy trzy procent głosów więcej, robi wrażenie nokautujące.
Otóż chciałem zakomunikować tym, których tego typu tanie manewry w ogóle interesują, że nic z tego. Podobnie jak w wielu wcześniejszych sytuacjach, kiedy to prędkość, z jaką opinia publiczna jest każdego dnia bombardowana nowymi wiadomościami, nowymi sensacjami i nowymi emocjami i nikt już nawet nie jest w stanie odróżnić tego, co jest ważne od tego, co kompletnie bez znaczenia, kiedy już dojdzie do tego nieszczęsnego pogrzebu, większość z nas nawet nie będzie pamiętała, że ów dziwny staruszek w ogóle zmarł, a być może, że on w ogóle istniał. Takie to mamy czasy i choćbyśmy się nie wiadomo jak napinali, tego nie zmienimy. Każda wiadomość, choćby nie wiadomo, jak istotna, żyje maksymalnie dwa, trzy dni, a następnie jest zastępowana przez kolejną i to już naprawdę nie ma żadnego znaczenia, jak ważną. A zatem, powtarzam raz jeszcze: 4 maja pogrzeb Władysława Bartoszewskiego zostanie przez publiczną opinię potraktowany, jak, nie przymierzając, kolejna informacja o tym, że kolejny idiota jeździł po Warszawie samochodem marki BMW z niedozwoloną prędkością.
Jeśli więc z tego, co się właśnie stało, zostanie nam jakieś przesłanie, to tylko to, że skoro Władysław Bartoszewski już od nas odszedł i wszelkie przemówienia zostały już wygłoszone, słynne zalecenie Profesora, by głosować na Komorowskiego by to on, a nie ten głupek Duda, wygłaszał na jego pogrzebie pożegnalną mowę, nie zobowiązuje nas już do niczego.

Oczywiście, każdą moją książkę można kupować w księgarni czynnej w dzień i w nocy pod adresem www.coryllus.pl. Polecam bardzo serdecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...