poniedziałek, 11 listopada 2013

Jeszcze raz o człowieku, który był nikim

Sprawa jest już wprawdzie zamierzchła, ale ponieważ tekst, który napisałem specjalnie do bieżącego wydania "Warszawskiej Gazety" jest, moim zdaniem, wart zapoznania się, wklejam go i tu. Bardzo proszę.

Myślałem, żeby już dać spokój Tadeuszowi Mazowieckiemu, jednak atmosfera wciąż jest tak – nie z mojej winy – napięta, że chyba się nie uda. Otóż temat ten jest nam podrzucany z dwóch stron: z jednej mianowicie zasypywani jesteśmy kolejnymi informacjami, jak to Tadeusz Mazowiecki tworzy centrum historii III RP, a z drugiej, w momencie, gdy ową centralność próbujemy kwestionować, lub choćby stawiać pytania diagnozę tę doprecyzowujące, jesteśmy oskarżani o brak szacunku dla zmarłych.
Otóż ja mam wrażenie, że za tą metodą – bo to robi wrażenie starannie opracowanej metody – stoi bardzo cwany plan. Chodzi mianowicie o to, by najpierw tych z nas, którzy są szczególnie wrażliwi na bezczelne kłamstwa doprowadzić do szewskiej pasji, a następnie zacząć nam tę pasję wytykać. Oto niedawno Tomasz Lis w „Newsweeku” napisał rzecz kuriozalną. Bardzo uczciwie wprawdzie zwrócił uwagę na złośliwie pomijany w politycznej debacie fakt, że Tadeusz Mazowiecki jest autorem najbardziej dotkliwej politycznej porażki ostatnich 20 lat, by natychmiast ogłosić, że ten sam Mazowiecki z owej porażki się odrodził, by zostać ową główną osobistością polskiej historii, obok Bronisława Geremka, Jacka Kuronia i Lecha Wałęsy.
I to jest właśnie coś, co osobiście uważam za wyjątkowo brudną próbę rozjuszenia tych z nas, którzy są szczególnie wrażliwi na tego typu łgarstwa. Bo o co chodzi? Prawdą jest, że Tadeusz Mazowiecki, mając pod koniec roku 1989 i na początku 1990 praktycznie stuprocentowe poparcie społeczne, w ciągu zaledwie kilku miesięcy wywołał w ludziach takie rozczarowanie, że z tych 100 procent pozostało może 10, albo jeszcze mniej. I to było osiągnięcie niezwykłe. To, trzeba przyznać, było czymś, czego nie udało się przez te 20 ponad lat osiągnąć nikomu, nawet Lechowi Wałęsie, który, przypomnijmy, wprawdzie zjechał w pewnym momencie do jakiegoś procenta, jednak startował z poziomu znacznie niższego, niż premier Mazowiecki.
Co było z Mazowieckim później? Czy on nagle pozbierał się z tego upadku, założył partię, wygrał wybory i został premierem, prezydentem, albo choćby ministrem? Oczywiście, że nie. Wszyscy wiemy, że jedyne, co go w tym politycznym życiu spotkało, to funkcja szefa partii o nazwie Unia Wolności, którą doprowadził do rozbicia, i, konsekwentnie, ostatecznego upadku. I oto całość tej nędznej historii.
Lis wymienia jeszcze innych bohaterów swojego smutnego życia, takich jak Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, czy Lech Wałęsa, jednak trzeba przyznać, że choć każdy z nich był wyłącznie zabawką w rękach Systemu, przynajmniej od czasu do czasu potrafił robić wrażenie. Mazowiecki do samego końca pozostał typową kukiełką, wyciąganą na specjalne potrzeby. Mazowiecki stanowił porażkę nawet przy tych trzech.
Umarł Tadeusz Mazowiecki i pojawia się pytanie – zwłaszcza wśród młodych, którzy nie zdążyli się zorientować – kto to taki. Otóż odpowiedź jest prosta: To jest nikt. Podobnie jak niczym były czasy, w których przyszło mu mieć te swoje ponure 15 minut.

Zachęcam oczywiście do kupowania książki o zespołach, która jest do nabycia u Gabriela w księgarni pod adresem www.coryllus.pl, i – jeśli ktoś ma ochotę na autograf – i u mnie osobiście. Przy okazji również informuję, że przed nami parę spotkań oko w oko. 29 listopada będę w Warszawie na targach książki, 7 grudnia mam spotkanie autorskie w księgarni „Latarnik” w Częstochowie, już następnego dnia jadę na targi do Wrocławia, a parę dni później z Gabrielem będziemy się produkować w Katowicach u Franciszkanów. Oczywiście o każdym ze spotkań będę na bieżąco przypominał. Oczywiście, jak zawsze, proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta.

6 komentarzy:

  1. Wśród tego wymienionego grona zabrakło Balcerowicza, który robił z Mazowieckim co chciał. Wyrolował Kuronia nawet tego nie zauważając. A Kuroń mógł tylko kląć pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli Byl 'nikim' to po co jeszcze raz?

    - from Leeds

    OdpowiedzUsuń
  3. @Georgius
    Prawdę powiedziawszy, nie pamiętam, czy jego tam nie rzeczywiście było.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Michał Dembiński
    No własnie tego nie rozumiem, i to mi nie pozwala o nim zapomnieć. Był nikim, a media już o nim od rana do wieczora rozprawiają. Jak ten Kerry się pomylił i nazwał go byłym ministrem spraw zagranicznych, to już się bałem, że Sikorski wyślę notę protestacyjną do Obamy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Właściwie to na jakiej podstawie przyjmuje się, że pomyłka Kerry'ego była pomyłką?

    Może chodziło o sygnał lekceważenia dla kontynuacji Mazowieckiego ustroju nadętego ponad przyzwoitość i ponad interesy USA.

    W dyplomacji tak się też robi.

    OdpowiedzUsuń
  6. @orjan
    Myślę, że on autentycznie nie wiedział, kto to taki ten Mazowiecki.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...