No i znów muszę prosić o wybaczenie, ale jak się coś zacznie, to często nie chce się skończyć. Wczoraj w autobusie skradziono mi komórkę, co oczywiście załatwiło mnie na cały dzisiejszy dzień do tego stopnia, że pewnie już dziś nie napiszę ani słowa. W dodatku oczywiście, straciłem wszystkie swoje numery. W związku z tym bardzo proszę, albo o przysyłanie mi ich esemesem na dotychczasowy numer, albo mailem na toyah@toyah.pl.
A do czasu aż się pozbieram bardzo proszę sobie słuchać tego człowieka. Nagrałem go osobiście parę lat temu w Londynie. Jak się przyjrzycie, to tam stoi taki ładny blondyn. To młodszy Toyah. No ale przy tym artyście, to oczywiście drobiazg.
No i jeszcze jedno. Ja zdaję sobie sprawę z tego, ze bez pracy nie ma kołaczy, niemniej jednak, ze względu na naszą starą znajomość, gdyby komuś coś zbywało, to bardzo proszę.
Pisz tę książkę.
OdpowiedzUsuńA wpisy na bloga dawaj raz na tydzień- nie częściej.
Wytrzymamy.
A zapisy i przedpłaty to od kiedy Gabriel zacznie przyjmować?
@Jan Bernat
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia. On jest tak nieprzytomny, że od wczoraj - mimo że go ze wszystkich stron proszę, by mi przesłał swój numer - zachowuje się jakby mu się coś stało w głowę.
Co do pisanie, tak nie mogę. Jutro będzie nowy tekst. Zwłaszcza że ta komórka mnie poważnie rozbiła.
Nie pisz nowego tekstu.
OdpowiedzUsuńI nie przejmuj się telefonem.
Takie odcięcię się od wirtualnej rzeczywistości jest potrzebne.
Jak mam Ci to wytłumaczyć?
Żadnych telefonów, żadnego dostępu do sieci.
Zeszyt i długopis.
@Jan Bernat
OdpowiedzUsuńO nie. Ja telefon mieć muszę. Z wielu powodów. I go oczywiście już mam. To była pierwsza rzecz, jaką musiałem dziś załatwić. I to mam na myśli mówiąc, że leżę i kwiczę.