Przez znaczną część mojego życia siłą rzeczy byłem od rana do wieczora związany ze swoimi dziećmi. Stało się tak, że one rodziły się mniej więcej w odstępach trzyletnich, a zatem, kiedy pojawiła się młodsza Toyahówna, starsza miała już sześć lat, a Toyah trzy. A zatem, łatwo policzyć, że ja przez znacznie ponad dekadę niemal dzień w dzień chodziłem z moimi dziećmi na spacer do parku. Naszego Parku Kościuszki. Niedawno, kiedy znów tam zaszedłem, tym razem już z naszym psem, spotkałem pewną panią, która też tam była w ramach psich obowiązków i ona powiedziała i, że ma tego swojego pieska od ponad już roku, że mąż go gdzieś znalazł na ulicy, przyprowadził do domu, no i oni go bardzo kochają, a ona jeszcze nigdy wcześniej nie widziała, że ten nasz park jest taki piękny.
Otóż, jak idzie o mnie, to ja to wiem od dawna, a już na pewno od czasu, jak musiałem tam przez tyle lat chodzić z moimi dziećmi. To jest z całą pewnością park wybitny. Wcale nie duży, można go spokojnie przejść z jednej strony na drugą w dziesięć minut, a kiedy jest lato i wszędzie te liście, jest oczywiście inaczej, natomiast w zimie, wystarczy stanąć z jednego brzegu, by przy dobrym ustawieniu zobaczyć kominy Kopalni Wujek wznoszące się z przeciwnej strony. Szliśmy tam z moimi dziećmi, i kiedy one jeszcze były małe, to najczęściej na jeden z dwóch placów zabaw, a później, kiedy zabawy ich aż tak nie ruszały, to dochodziliśmy do centralnej alejki, siadaliśmy na ławce i siedzieliśmy, gapiąc się na przechodzących ludzi, lub na rozciągającą się przed nami, albo zaśnieżoną, albo pokrytą zielenią polankę, po której – jeśli tylko w pobliżu nie ma straży miejskiej – dziś biega nasz pies.
To wtedy też chyba po raz pierwszy pomyślałem sobie, że ja bardzo lubię Katowice, i że o ile ostatecznie skończę w Przemyślu obok mojej żony, której żadne negocjacje nie interesują, to do tego czasu, choćby ze względu na ten park, będę tu spędzał moje dni.
Przez to naturalnie, że ten park mnie tak na całe te lata wciągnął i dzięki tym latom, zwróciłem też większą uwagę na to, że dla pewnej wcale nie tak małej części młodzieży szkolnej ów park nie jest miejscem refleksji, lecz swego rodzaju przestrzenią niekończącej się wolności, która realizuje się w sposób w jaki wolę nie wnikać, natomiast manifestuje tym na przykład, że oni bardzo lubią przestawiać ławki – podkreślam, że ławki bardzo ciężkie, których już z powrotem nikt, a tym bardziej oni sami, nie przestawi – w taki sposób, by jeśli ich tam jest na przykład dziesięciu, wszyscy oni mogli sobie siedzieć w kupie.
Oczywiście, widziałem też przez te wszystkie lata przykłady zwykłego wandalizmu, i to wandalizmu wymagającego tek niezwykłej siły, że nie mam wątpliwości, że tam zwykła flaszka nic by nie pomogła. Jednak to mnie jakoś szczególnie nie złościło. Myślę że jak idzie o podstawowy wandalizm właśnie, polegający na przykład na wyrywaniu czegoś co jest wbite w ziemię, lub wywracaniu czegoś co na tej ziemi ma sobie spokojnie stać, sytuację mam opanowaną. Tu mamy do czynienia z tym typem agresji, który już lepiej jeśli jest skierowany przeciwko koszom na śmieci, niż w stronę drugiego człowieka. Natomiast jak idzie o to przestawianie ławek, w miarę jak mi przybywało lat, moje uczucia w stosunku do tych debili były tylko bardziej radykalne i wołające o bardziej radykalne rozwiązania.
Nie wiem, czy to jest kwestia tych ławek, i ich jakiegoś starannie ukrytego przed moją myślą metafizycznego wymiaru, czy może zwykłego starczego dopieprzania się do wszystkiego, co odstaje od mojego wyobrażenia świata, ale to właśnie one – te ławki – dręczą mnie szczególnie. Idę sobie przez park i widzę, jak na jednej z tych ławek siedzi sobie jakiś byczek w bejsbolówce z dziewczyną, i oni nogi, zamiast trzymać je zwyczajnie na ziemi, opierają sobie o drugą ławkę, którą on z odpowiednio wielkim wysiłkiem wcześniej tam przyciągnął. Widzę ich, i mam ochotę strzelać. Po prostu strzelać.
I od razu oczywiście zaczynam myśleć, skąd cholera oni mają ten swój nieustanny kłopot z nogami? Oni wiecznie muszą je o coś opierać, wiecznie muszą dla nich szukać jakiegoś punktu podparcia innego niż ziemia, gdzie będą mogli sobie je postawić. I to za wszelką cenę. Nawet jeśli ich to ma kosztować ów dodatkowy wysiłek polegający na ciągnięciu kilkadziesiąt metrów ciężkiej jak cholera betonowo-żeliwnej ławki.
Przez te wszystkie lata, kiedy chodzę do mojego parku, najpierw z dziećmi, a teraz z psem, nie mogłem też nie zauważyć owego dziwnego sznytu, polegającego na tym, że się nie siada normalnie na ławce, tylko na oparciu tej ławki, a obsrane kopyta trzyma się tam, gdzie za jakiś czas zechcą sobie posiedzieć inni ludzie. Nie mogłem tego nie zauważyć, a jednocześnie nie potrafiłem się temu nadziwić. No bo proszę zwrócić uwagę. Człowiek, który kiedyś tam wymyślił ławkę z oparciem wiedział dokładnie, że siedzenie powinno być odpowiednio wygodne, by się na nim wygodnie zmieścić, a oparcie po to, by nie siedzieć sztywno, lub żeby się nie garbić, tylko się wygodnie oprzeć. A więc – wygoda. Poszło o wygodę. Owemu wynalazcy ławki z oparciem nawet do głowy by nie przyszło, że ławka to ma być rura do siedzenia, i kawałek deski na której zmęczony wędrowiec zechce sobie położyć nogi. Tymczasem z jakiegoś dla mnie kosmicznego powodu, spędzająca czas w moim parku młodzie uważa, że tu właśnie został popełniony błąd. Miała być rura i deska. Tak by było najlepiej.
Powiem szczerze, że chyba ze wszystkich odkryć nowej post-PRL-owskiej cywilizacji, ten sposób siedzenia mnie najbardziej fascynuje. Przychodzi jakiś cymbał, widzi ławkę i zamiast sobie na niej wygodnie usiąść, musi na nią wleźć i usadowić swoją umęczoną dupę na tej żerdzi. A wszystko zdaje się po to, by mieć co zrobić z kopytami. Zastanawiam się nad tym zjawiskiem od lat i uczciwie powiem, że ono mnie pozostawia bezradnym dokładnie tak samo, jak wszystkie najbardziej skomplikowane zagadki ostatniego dwudziestolecia, w tym również kobieta nazwiskiem Róża Thun…
No właśnie, mamy tę Thun. Niedawno moja starsza córka przyszła do mnie z którąś z „Rzeczpospolitych”, gdzie Mazurek miał rozmową z tą właśnie damą. Przyniosła mi ten wywiad i krzyczy od wejścia: „Tatusiu, przeczytaj, jaka ona jest głupia”. Ponieważ, mimo że one są już ode mnie i od naszych lat parkowych oddalone o lata świetlne, staram się z moimi dziećmi utrzymywać choćby podstawowe relacje, wywiad przeczytałem, przyznałem, że owszem – ona jest najgłupsza. Głupsza od wszystkich. Nawet od – jeśli już mamy się trzymać Platformy Obywatelskiej – Bronisława Komorowskiego. Natomiast to, co mnie w tej rozmowie zainteresowało najbardziej, to zdjęcie. Proszę sobie popatrzeć. Tu jest cala odpowiedź na nasze wszelkie dylematy. To jest owa cywilizacja, do której my nie dorastamy. A ja już tylko mam nadzieję, że gdyby ilustracja wywiadu z Anną Fotygą, czy z Jarosławem Kaczyńskim sprowadziła się do czegoś takiego, nasze facebookowe i twitterowe towarzystwo obu by zniszczyło do punktu, gdzie po nich nie zostałaby choćby kropla krwi. Wyssaliby ich do końca.
Bo gdyby miało się okazać, że oni są tak nielubiani wyłącznie dlatego, że nie wiedzą, jak się siedzi na ławce i po co – to możemy się zacząć pakować.
Tradycyjnie już ostatnio, pragnę poinformować, że mój kumpel i wydawca Gabriel Maciejewski podjął ostatnio poważne kroki na rzecz poszerzenia rynku dla naszych książek, w tym mojego „Liścia” i „Elementarza”. Dziś sytuacja jest taka, że można obie zamawiać w każdej księgarni w kraju. Natomiast, jeśli ktoś woli przez Internet, to albo u Coryllusa na stronie www.coryllus.pl, lub u mnie tutaj. Dokładnie te same, tyle że z osobistą dedykacją, i bez kosztów wysyłki. No i oczywiście proszę wszystkich tych, którzy lubią tu bywać o uprzejme wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.
Wiesz co- ona siedzi i jest wyższa od przechodniów.
OdpowiedzUsuńMimo że siedzi to patrzy z góry.
Taka nowoczesna.
Powinna mieć jeszcze czapkę z daszkiem z tyłu głowy.
To też tak nowocześnie.
Ta górna deska oparcia jest chyba pęknięta.
Może być że boleśnie uszczypnie.
@Toyah
OdpowiedzUsuńMnie też intryguje dlaczego ludzie trzymają giry na ławce naprzeciwko. Ja to zauważyłem po raz pierwszy kiedy byłem na tzw. uczniowskiej wymianie w RFN w pierwszej połowie lat 90-tych. Tam w knajpach, pubach na takim Kreuzbergu wydawało mi się, że jest to plagą. Siedzimy przy stoliku, pijemy wino i bach- niemieckie buciory lądują na krześle obok. Drugi przykład. Od lat jeżdżę w wakacje na pewna akademię filmową. Tam nadrabiam zaległości filmowe z całego roku. W tydzień oglądam ponad 20 filmów. One puszczane są w pomieszczeniach zaadaptowanych na sale kinowe. Są więc szkolne krzesełka, zwisa przed nami biała płachta i leci ten snop światła. Jakąś edycję imprezy wstecz zauważyłem ten problem inwalidów z niedowładem kończyn dolnych, którzy, by ulżyć sobie w cierpieniu muszą kulasy rozłożyć przed siebie, akurat obok mojego krzesełka. I nie interesuje ich, że potem ktoś siądzie w jasnych szortach na tym ujebanym siedzisku. Ale kogoś, kto szeleści papierami po cukierkach albo czipsach potrafią opieprzyć aż miło. Wysyłają ci koneserzy wysmakowanego kina takiego wandala do multipleksu. Ja nie wiem naprawdę o co w tym wieśniackim zachowaniu idzie. A widziałeś amerykańskie sitcomy? Oni tam notorycznie leżą na wyrach w trampkach. W trampkach! Gdybym ja tylko chodził w obuwiu tego typu po domu, to o stanie moich stóp lepiej tu nie wspominać. Nie chcę Cię martwić, ale mam nieodparte wrażenie, że to wina punków!
!Jan Bernat
OdpowiedzUsuńFaktycznie! Nie myślisz, że to ona ją złamała? No, jak usiadła.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że udało mi się Cię tak fantastycznie rozsierdzić.
Też mnie szlag trafia na takie siadanie, jedynym wytłumaczeniem takiego zachowania jest to że... ławka jest brudna.
OdpowiedzUsuńW parku koło mnie ktoś ponabijał obcięte gwoździe w oparcie ale to się nie sprawdziło ponieważ człowiek czasem by sobie rękę na tym oparciu położył a tu te gwoździe, no i po jakimś czasie gwoździe zniknęły.
Wymyśliłem taką konstrukcję ławki aby siadanie na oparciu nie było możliwe, np. pionowe deski lub górna krawędź była by tak wąska że wżynała by się w dupsko.
To mogło uzdrowić sytuację.
Oprócz siadania w taki sposób wkurza mnie rzucanie łupin od słonecznika.
Ławka jest usyfiona buciorami a ziemia wokół usłana łupinami słonecznika - parkowy koszmar.
Gwoździe nie, ale takie hm... trójkąty jak czubki sztachet?
OdpowiedzUsuń^^^^^^^^^^^^^^^^^^
@Toyah
OdpowiedzUsuńAch Ty szelmo, rozsierdzić??? Rzuć tu coś o trzymaniu witek po same łokcie w kieszeniach spodni przez "dżentelmenów", to dopiero mnie rozsierdzisz!
@Remo
OdpowiedzUsuńJeszcze tego brakuje byśmy architekturę ławek zmieniali ze względu na stan umysłu Róży Thun.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńTo Ty coś walnij na ten temat.
Ostatnio nastała taka nowa moda, że starsze panie trzymają nogi na tych poprzestawianych ławkach. Chodzi o krążenie. Może byczek z dziewczyną też dbali o krążenie? A gwoździ, to nie ma potrzeby wbijać. Niedługo w całych Katowicach będą nowoczesne, stylowe ławki, na których nie da się siedzieć, bo są metalowe i nie mają oparć. Ale może chodzi o ascezę, a nie o nowoczesność, sama nie wiem.
OdpowiedzUsuń@Joanka
OdpowiedzUsuńPrzypuszczam, że tu chodzi raczej o to, jak ową ławkę widzimy. Pani na przykład patrzy i widzi miejsce, który służyć ma wypoczynkowi, może kontemplacji. Kto inny patrzy na to samo i widzi szczeble hierarchii. Wspina się na najwyższy; krążenie pal sześć.
Co do tych ławek bez oparć, myślę tak - trudno by ktoś siedzący wyżej niż p. Thun na widok jej, okupującej oparcie ławki w parku zawołał „-biada temu, kto o tym źle pomyśli” i ustanowił np. Order Grzędy. To bowiem byłoby raczej śmieszne. Przypuszczam, że ktos taki raczej zamruczał abprobująco przy projekcie ławki bez oparcia - „ani szczebla wyżej”.
@Joanka
OdpowiedzUsuńMetalowe i bez oparć? To prawdziwy dramat. I dla nas i dla nich.
@2,718
OdpowiedzUsuńOrder grzędy? Super. Pierwszy dla niej.
Myślę, że Frau Thun wybrała właściwe dla siebie miejsce. Nasi sąsiedzi z Czech nazywają to "lavica hanby". I nasza Rózićka odnajduje się tam wprost idealnie.
OdpowiedzUsuń@zawiślak
OdpowiedzUsuńMożna by jej tylko odebrać tę komórkę.
No. I dać w zamian kij do hokeja. A na głowę włożyć kask. Z napisem ZOMO na przykład.
OdpowiedzUsuń@zawiślak
OdpowiedzUsuńZomowiec na żerdzi? Może być.
@Toyah
OdpowiedzUsuńDaj już spokój, bo tylko rozpalasz moją wyobraźnię. Przecież na tej żerdzi niekoniecznie można tylko posiedzieć...
@zawiślak
OdpowiedzUsuńRozpalanie wyobraźni to moja specjalność.
Tak jej pewnie kazał usiąść gazownik, co zdjęcie robił. Żeby było cool. A ona taka głupia, że usiadła. W przyszłym roku dadzą jej fioletowe dready i glany z kolorowymi sznurowadłami.
OdpowiedzUsuń@redpill
OdpowiedzUsuńMyślę, ze było dokładnie tak jak mówisz. On jej kazał tak usiąść, a ona usiadła. Powiedział jej, żeby wyjęła komórkę i udawała, że rozmawia, i ona to zrobiła.
Pozostaje pytanie, po co? Ale to już temat na osobne refleksje.
Świat jest mały. Naprawdę bardzo mały.
OdpowiedzUsuńMam to szczęście, że nie znam osobiście Róży, ale mam to nieszczęście, że poznałem w Krakowie jednego jej bliskiego współpracownika.
Ten wspomniany jeden z nich - facio chory psychicznie, przy okazji pisofob - znęcał się nad swoją żoną, na czym niestety, cierpiała jego biedna żona, a jeszcze bardziej jego córka.
Żenująca jest u niego, z jednej strony, ta organiczna niechęć do PISu i Kaczyńskiego, z drugiej zaś, wyładowanie swej frustracji w formie znęcania się nad rodziną.
Toyah przywołał obraz Róży ironiczną fotką na ławce. Ja mam, niestety, obraz dużo gorszy, tragiczny, bo z życia wzięty. Podpiszę się pod tym własną krwią.
Obraz jegomościa, który pewnie nigdy nie wziął córki na spacer, ale brał udział narkotycznych pochodach na rzecz Róży.
Kiedy słyszę "Róża", to za każdym razem myślę o tym świrze i o tej jego biednej córce i trochę o żonie.
No bo dzieci zawsze szkoda.
@km
OdpowiedzUsuńZ tego co mi wiadomo, jak idzie o znęcanie się nad rodziną, u nas panuje idealna demokracja. To znaczy, że żadna opcja polityczna nie jest dyskryminowana. A jedyna różnica między jednymi a drugimi jest taka, że oni chodzą na inne pochody.
@toyah,
OdpowiedzUsuńMam po prostu takie małe "zwichnięcie" (zwichnięcie czy tylko doświadczenie, oto jest pytanie) psychiczne.
W tym wypadku chodzi o to, że kiedy słyszę "Róża", to od razu myślę o tym gościu. Inaczej nie potrafię. Chciałbym o nim zapomnieć, ale się nie da.
To jest cała historia, o której nie chcę tutaj pisać, tym bardziej, że podpisuję się własnym nazwiskiem...
Żywię, z różnych względów, niechęć do PO, ale w tym wypadku działa coś szczególnie ważnego, ponadpartyjnego, mianowicie cierpienie niewinnych ludzi, których poznałem osobiście.
Co by nie mówić o partiach, to Pan może, na swoje kochane córki, odliczyć sobie z podatku ulgę na dzieci. Dzięki PIS i Jurkowi. Jest to jednak wymierna korzyść finansowa i rodzinna:)
zawiślak": Daj już spokój, bo tylko rozpalasz moją wyobraźnię. Przecież na tej żerdzi niekoniecznie można tylko posiedzieć..."
OdpowiedzUsuńOdnośnie żerdzi... rozpalę jeszcze bardziej Pana wyobraźnię, opowiadając rumuński dowcip:
W środku nocy, wyszła Maryna z chaty. Po co wyszła? Do wychodka na polu. Było ciemno i w środku tej ciemności... nadziała się na dyszel od wozu.
- Janie - westchnęła romantycznie i rozkosznie - to ty?...
Współczesne ławki są tak konstruowane, by nie udało się usiąść na oparciu, ani położyć się - w obu przypadkach, gdyby ktoś bezrozumnie próbował, to spadnie natychmiast na ziemię. Taka konstrukcja wygląda na żart, ale faktycznie działa. Wzięli się konstruktorzy ławek za poprawkę dawnej formy. Nowe ławki nadają się wyłącznie do krótkiego odpoczynku w tradycyjnej pozycji - siedzącej!
OdpowiedzUsuńNie związana z notką uwaga: Ścios umyka z Warszawskiej, obrażony na zamieszczenie tam raz Parola, dwa Przywary a trzy jakiegoś anonima. Zarzeka się, że nie zna nikogo z wymienionych, ale zna ich motywacje i mocowanie. To jest obłęd. Czytam deklarację Ściosa i znajduję w niej podobieństwa do odcięcia się od wroga klasowego (jakby przemawiał na jakimś zebraniu partyjnym), połączonego z wyrecytowaniem krytyki niesłusznych ideologicznie pozycji (znowu estetyka jak na zebraniu partyjnym). Ścios odcina się od trzech publicystów "bo ich nie zna", ale krytykuje ich myśli i motywacje (sic), "bo je dokładnie zna". Anons dostępny jest na blogu bez dekretu.
@km
OdpowiedzUsuńNie no, pomimo, jak widzę, najszczerszych chęci z Pana strony, nie udało się Panu rozpalić mojej wyobraźni. Ona w ogóle nie podąża w kierunku dupy Maryni. A w kontekście Różyczki to już nic a nic.
@km
OdpowiedzUsuńDo dupy ten dowcip. Niestety. Nawet to że jest rumuński go nie usprawiedliwia. Swoją droga, niedawno widziałem dokumentalny film o Rumunii. Cudowny kraj. Piękni ludzie.
@YBK
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem Ścios to agent. Podobnie - o ironio! - jak FYM.
@Toyah
OdpowiedzUsuńFotograf poznęcał się nad babiną, przecież ona tam z wielkim trudem utrzymuje równowagę, a na jej twarzy maluje się cierpienie.
Brawo fotograf.
@Marylka
OdpowiedzUsuńZałożę sie, że jest nasz.
@Toyah
OdpowiedzUsuńWiesz, są tacy co uważają, że Ty i Coryllus jesteście również agentami! Czyż to nie jest jeszcze większa ironia? Mógłbyś się wstrzymać.
Co do ławek temat jest już chyba zamknięty. Choć ten kulturotwórczy postęp należy nazwać regresem. Gdybyś robił dłuższe spacery, pewnie Twój przenikliwy umysł by to zauważył. Gdzieniegdzie stawia się już nowy typ ławek. Dostosowane dokładnie do tej dziwacznej maniery siedzenia. To prefabrykaty zatem pewnie i w Katowicach można je znaleźć? Konstrukcja jest prosta. Zespalane rury, na szczycie przymocowana jest deska, na którą się siada. Oczywiście bez oparcia. Żeby się na nią wgramolić trzeba stąpnąć na rurę, która też robi za podnóżek. Inaczej mówiąc: podnóżek(rurka) jest mniej więcej na wysokości siedziska tradycyjnej ławki, a siedzisko (deska) jest na wysokości, krawędzi podparcia tradycyjnej ławki. Na takiej ławce zachowana jest geometria i balans ciała siedzenia jaki omawiamy, przy wygodnym usadzeniu dupska na desce (nie krawędzi) no i buciorami nie brudzimy siedziska... aczkolwiek nie wykluczam, ze kiedyś się pojawi adaptacja takiej ławki, by siadać na rurce, a opierać się na krawędzi siedziska. Życie różne niespodzianki niesie.
Co do reszty komentarzy i wpisu. Pełna zgoda.
@JSW
OdpowiedzUsuńOczywiście że nie jest większa. W końcu my z Coryllusem tworzymy front, a ci dwaj się pokłócili.
Co do tych nowych ławek, autentycznie mnie przestraszyłeś.
> Toyah
OdpowiedzUsuńAleś to ładnie wypatrzył, poukładał i przedstawił. Świetny tekst.
@Juliusz Wnorowski
OdpowiedzUsuńTak? To go może jutro dam do Salonu.
@Toyah
OdpowiedzUsuńMożliwe. Dziś Nasi czają się wszędzie.