sobota, 3 kwietnia 2010

O ręce co gasi świece



Obiecywałem sobie nie pisać już nic przed Świętami z dwóch, a właściwie z trzech, powodów. Pierwszy to taki, że się pochorowałem i nie spodziewałem się, że do niedzieli dojdę do siebie. Po drugie, nasz ksiądz udzielił nam już pięknej nauki o świecach dla Jezusa, i wydawało mi się, że dobrze będzie z tymi świecami pozostać. No i wreszcie trzeci powód był taki, ze – nie wiem dlaczego – ale pomyślałem sobie, że może będzie dobrze, jeśli tekst o sieciowych dziwadłach powisi przez Święta, zwłaszcza, że i komentarze były mocno do rzeczy i w ogóle wydał mi się on sam wart uwagi. No i nie powisiał. Ja przy okazji wydobrzałem, a lekcja Księdza http://toyah.salon24.pl/166898,o-pewnych-ograniczeniach-no-i-o-nas#comment_2368487 została przesłonięta inną nauką – wprawdzie nie o świecach, ale o tej ręce, która świecę gasi – lekcją, która wdarła się tu zupełnie niespodziewanie, jak mroczny uzurpator i wręcz zażądała tego świadectwa.
Mówiąc lekcja, ani nie kpię, ani nie ironizuję, ani nawet nie przesadzam. Już sam jej tytuł podkreśla to jasno: Pan Maciej kupił Chryslera, czyli lekcja na Wielki Piątek. Wspomnianej lekcji, lekcji na Wielki Piątek, udzielił nam nasz salonowy kolega Rybitzky http://rybitzky.salon24.pl/167306,pan-maciej-kupil-chryslera-czyli-lekcja-na-wielki-piatek.
O co poszło? Bardzo krótko. Gazeta Wyborcza opublikowała reportaż – pod niezwykłym przez swoją grozę nagłówkiem Witamy w Polsce – o człowieku, który beznadziejnie zadłużył się w bankach, a ponieważ w pewnym momencie – momencie, który wielu z nas dobrze zna – jego sytuacja finansowa raptownie się pogorszyła, bankowi windykatorzy zaczęli go nękać ponad to co on mógł znieść, więc nie wytrzymał i zrobił to, co zapowiedział w następujący sposób w liście:

"Ostatnią ratę w Cetelem Banku zapłaciłem 5 listopada. Na dalsze spłaty nie mam. Eurobank i Getin Bank stale dzwonią i przypominają o ratach. Nie mam pomysłu, jak rozwiązać ten problem, jak powiedzieć rodzinie, że wszystko straciłem.
Straciłem chęci do życia. Nie widzę innego wyjścia niż popełnienie samobójstwa, co też się stanie w dniu dzisiejszym (chyba że znajdę 350 tysięcy, bo próby wygrania w Lotto z oczywistych powodów zawiodły).
Zażyję 70 tabletek luminalum 100 mg i 20 relanium - z Internetu wiem, że wzmacniają jego działanie. Relanium i luminal całkowicie legalnie uzyskałem wczoraj. Na wszelki wypadek wpuszczę spaliny do samochodu. Potrzebny zestaw rurek kupiłem za pomocą karty Cetelem Banku.
Jeszcze raz przepraszam.
Samobójstwo popełnię w samochodzie w lesie za wsią Rydzyny - mam z nią związane miłe wspomnienia z dzieciństwa. Do listu dodaję jako dowód karty kredytowe, umowy kredytów i dowody spłat.
Zostawię niepracującą żonę i córkę, która pracowała w mojej firmie, a teraz tę pracę straci. Zostanie również siedem psów."
Kto ma ochotę czytać całość, proszę bardzo. Można tam znaleźć wszystko. I tego człowieka, ale też i jego żonę, jego dom, jego szaleństwo, jego marzenia, jego naiwność, jego smutki, a także – jeśli kogoś to interesuje – całą paletę nazw przeróżnych, świadczących dobre usługi ludziom w potrzebie, banków. Rybitzky podaje link, można z niego skorzystać. Ja przyznaję, że nie dałem rady przejść przez całość, bo zwyczajnie bałem się, że mi serce pęknie. Natomiast, owszem, mogę zacytować jeszcze jeden fragment:

Co roku w Polsce dochodzi do 5,5 tys. samobójstw. Coraz więcej "z przyczyn ekonomicznych". - Problem pojawił się już w latach 90., ale wtedy na taki krok decydowały się osoby bardzo ubogie, na przykład matka niemogąca wykarmić dzieci. Dziś większym i narastającym problemem są długi - mówi Włodzimierz A. Brodniak, socjolog medycyny z Instytutu Psychiatrii i Neurologii. - Stajemy przed wielkim problemem. Nie jesteśmy przygotowani do pomocy ludziom, którzy wpadli w pętlę zadłużenia.
Samobójstw z tego powodu może być nawet ponad sto rocznie! - A prób samobójczych jest co najmniej dziesięć razy więcej niż tych skutecznych - dodaje socjolog.
"
Rybitzky przeczytał ów tekst, a ponieważ był już w nastroju wielkopiątkowym udzielił nam swojej lekcji, która – przyznaję uczciwie –zaskoczyła mnie czymś czego uważam, że nie mogłem się spodziewać. Ja świetnie wiem, jak się zmienia społeczna wrażliwość w miarę upływu lat i w miarę przesunięć pokoleniowych. Niedawno jeszcze na tym blogu załamywałem ręce nad upadkiem podstawowej wrażliwości wśród tak zwanych młodych liberałów, gdy ci z najwyższą pogardą spoglądali na coraz większe tłumy kompletnie niezaradnych współrodaków, którzy nie dość, ze nie potrafią sami o siebie zadbać, to jeszcze kierują w tej sprawie bezczelne pretensje do portfeli tych, dzięki którym przecież w ogóle jeszcze jako tako potrafią związać koniec z końcem. Chodziło mi o tych bardzo przebiegłych obywateli, którzy własną piersią będą bronić właścicieli seks shopów, sklepów z dopalaczami, producentów niezdrowej żywności, czyli tych wszystkich przedsiębiorczych Polaków, którzy się dorabiają na krzywdzie słabszych, w ich prawie do prowadzenia nieskrępowanej działalności, natomiast z najwyższą pogardą patrzą na ofiary tych biznesów, no bo ja, mój drogi mam swój rozum i wiem ile można brać. Wydawało mi się wówczas, że zjawisko tego typu, o tak niebywałym poziomie, nawet nie społecznego, ale ludzkiego egoizmu, choć wołające o pomstę do nieba, jest jednak jakoś ograniczone. Że to oczywiście idzie młodość, w dodatku młodość szczególnie nacechowana, ale świat pewnych wartości – a więc wartości konserwatywnych, chrześcijańskich, podstawowych wartości ludzkich – pozostaje tu nietknięty. Teraz się okazuje, że nic podobnego. Ten podział leży kompletnie gdzie indziej. Jeśli ktoś chce wiedzieć, to powiem – on leży na poziomie naszych mniej lub bardziej nieczystych sumień. Ale ja i tak nie o tym.
W swojej wielkopiątkowej nauce, którą uznał za stosowne nam wygłosić, Rybitzky nie zajmuje się ani tym jakże wydawałoby się ciekawym – wręcz wołającym o osobny wpis – nadtytułem Gazety „Witamy w Polsce” – a więc być może prawdziwymi intencjami tych państwa z Agory – ani też cytowaną wyżej informacją tego socjologa, ani tymi bankami i ich rolą w uzależnianiu ludzi od swoich dobrych usług, ani nawet czymś tak pozornie oczywistym, co przecież z całą pewnością wzruszyłoby nawet deskę klozetową na dworcu w Chotyłowie, jak opis ostatniego weekendu, który ten nieszczęsny człowiek urządził swojej żonie, a który ona wspomina jako najpiękniejszą wycieczkę w życiu. Nawet tych kanapek, tego ostatniego pocałunku, tego ostatniego gestu ręką. Nic. Nasz wielkopiątkowy kaznodzieja wylał z siebie całą ludzką złość, jaką wzbudził w nim ten nieżyjący dziś już człowiek. Po prostu złość. Rybitzky w swoim tekście – bardzo króciutkim zresztą – albo używa w stosunku do niego protekcjonalnej formy „pan Maciej”, albo – i to już najczęściej – go po prostu lży. Słowa ‘idiota’ w stosunku do zmarłego używa trzy razy. Raz też pisze o nim, że był „głupi”, raz że „chory”, a raz, że cierpiał może na „chorobę psychiczną”. W każdym razie, zdaniem Rybitzkiego nic z tego nie daje nam nawet powodu, żeby się kimś takim w ogóle zajmować. Gdyby ktoś miał wątpliwości, niżej w komentarzach Rybitzky, ku aplauzowi części komentatorów, prawdopodobnie – co zresztą sam sugeruje – z tak zwanego Pokolenia JP2 – doprecyzowuje swoje stanowisko:

Ja jestem bardzo empatycznym człowiekiem. Lecz nie bardzo rozumiem, czemu mam żałować człowieka, który najpierw oddał się chciwości, a następnie tchórzliwie pozbawił się życia - zostawiając żonę ze swoimi długami”.
On, owszem, współczuje żonie i jej nienajlepszej dziś sytuacji finansowej, ale temu idiocie? Bez przesady!
Ciekawy jestem tylko, czy ta pani, albo ich córka, miała to szczęście, żeby zapoznać się z tymi szczególnymi wyrazami solidarności. Myślę, że jak i mnie już dopadną, to moi Rybitzkiego z pewnością chętnie poczytają. W ramach tek zwanej terapii ciemnością.
Niedawno zdarzyło mi się tu dojść do bardzo przykrego wniosku, że między pewną odmianą prawicowo-katolickiego-konserwatyzmu, a narodowym socjalizmem jest bardzo cienka linia. Że nawet nie musimy się wgłębiać w sam przekaz, ale wystarczy spojrzeć w te oczy, wsłuchać się w ton głosu, rzucić okiem na te czoła, ale jednak przede wszystkim w te zimne oczy ludzi zadowolonych i pewnych swego, żeby dostać dreszczy. Poczułem je i czytając ową wielkopiątkową naukę, jakiej udziela nam Rybitzky i komentarze ludzi, których znam dziś nieco lepiej niż jeszcze wczoraj. Jaka to nauka? Podwójna. Pierwsza jest skierowana do wszystkich potencjalnych idiotów, takich jak ten „pan Maciej” – należy przede wszystkim „sprzedać mieszkanie lub domek”, a przede wszystkim „odbyć poważną rozmowę z żoną”.
Druga jest już do nas. Na ten miniony już Wielki Piątek. Ona wprawdzie jest nie do końca językowo przejrzysta. Prawdopodobnie, pisząc swój tekst, Rybitzky również czuł swoisty dreszcz i się troszkę potknął. Ale cytuję wiernie:

Ale w sumie to dobrze, iż z historią pana Macieja możemy się zapoznać właśnie w Wielki Piątek. Dzięki niej możemy dostrzec, gdzie prowadzi życie egoistyczne, skoncentrowane na konsumpcji i pozbawione jakiejkolwiek refleksji”.
Właśnie tak. Życie egoistyczne. Życie pozbawione refleksji. Ktoś chyba zgasił świeczkę.
Powiem Panu, że poważnie myślę, żeby pieprznąć tym całym PiS-em. Jakoś tak się zrobiło niezręcznie, wie Pan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...