Dobiega końca tydzień, który wielu z nas zapamięta do końca zycia. Tydzień, w ciągu którego powiedziano niemal wszystko, i w ciągu którego wykonano niemal każdy, wyobrażalny i niewyobrażalny, gest. Od poniedziałku zacznie się nowy czas. Pięknie go opisał we wczorajszej rozmowie z Bogdanem Rymanowskim Jan Maria Rokita, mówiąc o nowej polskiej patriotycznej tradycji, której twarzą i symbolem będzie przez najbliższe dziesięciolecia już tylko Lech Kaczyński. Jutro jeszcze weźmiemy udział w pogrzebie i zacznie się nowy czas.
Niestety część tej niezwykłej zapowiedzi, o której wczoraj wspomniał wczoraj Rokita, nie spełni się. Przez te wulkaniczną chmurę znad Islandii, przez wielu przeklętą, ale przez wielu innych błogosławioną. Chmurę, która z jednej strony opisywana była jako dzieło Szatana, ale przez niektórych – nawet tu w Salonie – jako objaw bożej nieskończonej miłości i sprawiedliwości. Przez tę chmurę – przynajmniej na razie – nie spełni się ta część owej pięknej legendy, którą opisał Rokita, gdzie najpotężniejsi ludzie tego świata przybywają na Wawel, by oddać sprawiedliwość człowiekowi dobremu i skromnemu, którego jedyną winą było to, że do końca ukochał swoją Ojczyznę. Przynajmniej na razie.
Zdarzyły się jednak przy tej okazji dwie rzeczy, które mnie wzmocniły w sposób zupełnie niezwykły. Otóż właśnie przed chwilą dowiedziałem się, dlaczego nie przyjedzie Angela Merkel. Okazuje się mianowicie, że ona do ostatniej chwili próbowała wrócić do Europy z Ameryki. Przyleciała do Lizbony, czyli do pierwszego europejskiego przystanku, i dalej – właśnie ze względu na tę wymodloną przez niektórych chmurę – już nie mogła. Najpierw liczyła, ze jakoś się uda polecieć dalej, później próbowała jechać samochodem, i ostatecznie uznała, że nie da rady. A więc została gdzieś w tej Europie, w drodze do Krakowa, bezradna i pewnie zmartwiona.
Ale jest też coś o wiele bardziej znaczącego. I to jest dla mnie coś co umiem tylko określić nieśmiertelnym zawołaniem Punk’s Not Dead! A kto wie ten wie, że to akurat jest zew lepszego świata i najpoważniejszego zwycięstwa. To jest okrzyk, z którym nie ma żartów. O co chodzi? O to mianowicie – słuchajcie, słuchajcie – że na lotnisku w Balicach wylądował dziś mały samolot typu Cesna, z premierem Maroka Abbasem el Fassi na pokładzie. Jak podają media, el Fassi, widząc że przez ten islandzki wulkan, ma małe szanse na normalny lot, a przylecieć bardzo do nas chciał, wsiadł do tej swojej Cesny i nikomu nic nie mówiąc poleciał do Krakowa na pogrzeb prezydenta Kaczyńskiego. I jest już w Krakowie. Właśnie tak.
A ja sobie myślę, że w tej sytuacji, jeśli idzie o mnie, może już nie przyjeżdżać nikt. Bo w czasach przełomu, gdzie jak nigdy znaczenie mają znaki, to co nas powinno zajmować najbardziej, to właśnie owe znaki.
o a tutaj jak mnie zablokujesz?
OdpowiedzUsuńbrutalna prawda
Ja przede wszystkim nie mam pojęcia, kim jesteś. Tyle tylko, że najwyraźniej, nie potrafisz beze mnie żyć.
OdpowiedzUsuńja też nie wiem kim jesteś - po prostu zauważam blokadę u kogoś gdy chcę skomentować :) więc nie wyobrażaj sobie że jesteś od razu idolem :)
OdpowiedzUsuńtez nie wiem kim jestes; po prostu nie moglem skomentowac na salon24
OdpowiedzUsuńwow sorry za spam ostatni; jakos tu dziwnie sie pojawia komentarz po czasie
OdpowiedzUsuńWczoraj w jednym z kosciolow w Sztokholmie ksiadz odprawial, po polsku, msze za zmarlych w katastrofie pod Smolenskiem. Kazanie bylo przepiekne pelne odnosnikow do patriotyzmu Polakow, wiary i nadzieji. Mowil, ze wiele osob zadaje sobie pytanie dlaczego to sie stalo i po co Bog tak nas doswiadcza...I mowil, ze Bog nie musi sie nam tlumaczyc ,ale my powinnismy , jak nakazywål O.Pio "nauczyc sie czytac w zeszytach Pana Boga", dokladnie tak...
OdpowiedzUsuńMoze wyszlo mi to nieskladnie ale potrzebowalem to wlasnie Panu napisac.
Pozdrawiam.
anden
"Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym" - A to zdanie ja usłyszałem na kazaniu wygłoszonym dzisiaj w polskim kościele...
OdpowiedzUsuń