Katarzyna Hall, minister, wczoraj w ciągu dnia, oświadczyła, że ona wierzy w mądrość Prezydenta i „w me argumenty”. Poszło o to, że pani minister wpadła na pomysł, żeby nasze szkoły i nasi nauczyciele zajęły się dziećmi jeszcze mniejszymi, niż te dotychczas najmniejsze i uznała, że ten jej pomysł jest świetny. Na podparcie tezy o tej wybitności, przygotowała kilka argumentów i z tymi argumentami udała się do Prezydenta. Następnie uznała, że sytuacja jest taka, że jeśli Prezydent będzie mądry to przyjmie mądrą propozycję MEN, a jeśli będzie głupi, to tę mądrą propozycję odrzuci.
Wprawdzie, jak już dziś wiemy, Prezydent argumentów Katarzyny Hal nie przyjął, ale ja i tak chciałbym się zatrzymać przy zagadnieniu tej wczorajszej wiary pani minister i – jak się już dziś okazuje – spalonej mądrości prezydenta Kaczyńskiego. Sprawa mnie nurtuje, ponieważ bardzo mi zależy, żeby nasz prezydent był mądry. I teraz, skoro test przygotowany przez Katarzynę Hall nie wypalił, to ja jestem zwyczajnie niepocieszony. A z drugiej strony problem jest. No bo tak: Gdyby Prezydent był mądry, to jemu żadne argumenty nie byłyby potrzebne. MEN przedstawia mądrą propozycję, mądry prezydent zapoznaje się z założeniami, rusza mądrą głową i mądrze wszystko podpisuje. A zatem, na co była ta wiara pani minister Hall? I po co ona – i tak już na pewno zmęczona codzienną pracą – ślęczała jeszcze nad tymi argumentami?
Odpowiedź mam jedną. Ona wiedziała, że Prezydent mądry nie jest, ale właśnie dlatego chciała go zachęcić do ekstra wysiłku i zapewniła, że on zawsze ma szanse na to, żeby go pani minister z rządu Donalda Tuska pogłaskała. I tu z kolei pojawia się kwestia mądrości pani minister. Dlaczego, skoro ona jest taka mądra, nie potrafiła wymyślić argumentów, które by Lecha Kaczyńskiego zmobilizowały do większego intelektualnego wysiłku? Czy – idąc tym tropem – przypadkiem nie okazało się, że wprawdzie prezydent Kaczyński jest uczniem głupim jak but, ale pani minister też jako nauczycielka się nie popisała?
Sam, będąc nauczycielem, zdaję sobie sprawę, że są tzw. uczniowie ‘niewyuczalni’. Biorę więc pod uwagę, że w swojej karierze nauczycielskiej, pani magister Hall trafiła na tego typu przypadek i poniosła pedagogiczną klęskę. Można oczywiście starać się panią minister tłumaczyć, że w przypadku ucznia ‘niewyuczalnego’ nawet wielcy nauczyciele potrafią okazać się bezradni. Tylko że pani Hall doznała porażki na jeszcze jednym polu. Ona źle oceniła sytuację. Skonfrontowana z uczniem, według wszelkich oznak, ‘niewyuczalnym’, ta dzielna kobieta miała wiarę, że uczeń ów, nie dość, że przyjmie jej naukę, to że w ogóle będzie chciał jej słuchać, a co więcej – okaże się „mądry”. Czy zatem nie musimy dojść do wniosku, że pani minister Hall okazała się tu bardzo niemądra, czy może tylko naiwna?
A może trzeba wziąć pod uwagę taką ewentualność, że podstawowym błędem, jaki pani minister uczyniła, to ten, że ona zaszantażowała kogoś o kim wiedziała, że jest głupi, mówiąc mu, że ona wierzy, że on głupi nie jest. Może pan prezydent, słysząc te słowa, pomyślał; „Niech się odpieprzy. Sama jest durna” i ustawy nie przyjął? Może trzeba było spróbować inaczej i zaczepić Prezydenta następującymi słowami; „Szkoda, że ten prezydent jest taki głupi. Gdyby był mądry, to by na pewno tę naszą ustawę przyjął”. I wówczas, prezydent Kaczyński, który jak wiemy jest głupi, uniósłby się honorem i powiedział: „Ja głupi? Zdaje ci się, głupia babo. Ja jestem bardzo mądry” i hop! – tylko po to, żeby Hallowej zrobić na złość – ustawę by podpisał i wszystkie polskie sześciolatki mogłyby pani minister odśpiewać piosenkę „Pust wsiegda budiet sołnce”, czy jakoś tak.
Trudno. Stało się inaczej i teraz już tylko cała nadzieja w tym, że panowie Olejniczak i Napieralski napiją się wspólnie z buteleczki, uradzą wspólne stanowisko i, razem z PSL-em., odrzucą weto pana prezydenta. Szkoda tylko zmarnowanego czasu i niepotrzebnych nerwów. Gdyby minister Hall wykazała się większą skutecznością jako pedagog, wszyscy już mielibyśmy spokój, a pan premier Tusk ze swoimi kolegami mógłby spokojnie znaleźć jakiś bezpieczny czas na piłeczkę.
No własnie – piłeczka. Wczorajszy dzień upłynął w dużej części na łagodzeniu ewentualnej siły rażenia, jaką mógłby wywołać wieczorny program Morozowskiego i Sekielskiego w sprawie nieposkromionych słabości Donalda Tuska. Cały więc dzień, z drobnymi przerwami na przypominanie ogłupiałym widzom, że zmarły Zbigniew Religa nie został usunięty ze swojego stanowiska przez wściekliznę antykaczystowskiej koalicji, lecz przez chorobę, na którą mu się zechciało zachorować, poświęcony był na roztrząsanie tej piłeczki i tłumaczenie Donalda Tuska, że w końcu nic takiego się nie stało. W efekcie, kiedy pod wieczór Sekielski z Morozowskim wyszli przed kamery i pokazali Premiera jak biega za Schetyną, który z kolei biega za piłką, nikogo ta sprawa już nie obeszła, zwłaszcza że każdy już i tak tylko czekał na pojawienie się Palikota i sprawy jego rzekomego pedalstwa. Oczywiście żadnego pedalstwa nie było, pozostał tylko Palikot. Tryumfujący i dowodzący czyściutko, że jeszcze parę miesięcy i Donald Tusk już naprawdę będzie mógł się zająć tylko tą swoją piłką. A kandydatem PO na prezydenta, rozrywanym przez tłumy i wynoszonym pod niebiosa przez zachwycone media, będzie już tylko sam Janusz Palikot.
Dlaczego tak myślę? Trochę przez to, że faktycznie Palikot udowodnił po raz kolejny, że obecnie jest absolutnie najwybitniejszym politykiem Platformy Obywatelskiej, ale też z jeszcze jednego, prostego powodu. Wczoraj, kiedy w wieczornym programie TVN24, zapytano posła Nitrasa o Tuska i piłkę, ten – jak małe dziecko – odpowiedział, że lepiej przecież, żeby Premier grał w piłkę, niż chuliganił i chlał z kolegami gdzieś po knajpach. Ja oczywiście wiem, że poseł Nitras nie jest osobą szczególnie błyskotliwą i jego słowa mają zwykle znaczenie jeszcze mniejsze niż słowa posła Gowina choćby. Jednak wydaje mi się, że skoro Nitras powiedział coś tak głupiego, to jemu się to nie wzięło samo z siebie. Tam musi być taka już atmosfera, że oni wszyscy patrzą na Tuska i myślą – Zostawmy człowieka w spokoju. Niech już lepiej gra w tę piłkę, zamiast się szlajać gdzieś po nocach. Jeszcze sobie coś zrobi.
Też wczoraj jeszcze, zajrzałem na blog Krzysztofa Leskiego i przeczytałem, że jemu propozycja MEN się też nie podoba. Najpierw zacząłem się zastanawiać, czy on jest głupi tak jak Prezydent, czy może tylko nie poznał jeszcze mocnych argumentów pani minister, czy może sprawy się mają jakoś inaczej, ale w końcu machnąłem ręką i pomyślałem, że przestanę się zajmować sprawami nie do rozwiązania i poruszę temat bardziej realny. Napisałem więc komentarz, w którym się pochwaliłem, że moja żona, która jest nauczycielem dyplomowanym i zarabia niecałe 1900 zł, właśnie dostała sześćdziesięciozłotową podwyżkę i tym samym będzie zarabiała miesięcznie ponad 1900 zł.
Niestety, ta informacja nie zrobiła na red. Leskim żadnego wrażenia, bo – jak zaznaczył – on zarabia od Toyahowej „nieskończenie mniej”. Ponieważ doskonale zrozumiałem, o czym on pisze, zaproponowałem takie wyjaśnienie sytuacji: Kiedy Platforma Obywatelska przejmowała władzę, wciąż jeszcze brzmiała w powietrzu następująca obietnica: „Będzie się żyło lepiej. Wszystkim.” I się sprawdziło. Rzeczywiście, żyje się lepiej wszystkim. W tym sensie mianowicie, że wszyscy żyją lepiej od innych. Toyahowa żyje lepiej od Leskiego, ja żyję lepiej od Toyahowej, a z kolei Leski na pewno żyje lepiej od młodego Toyaha, który ma w tym roku maturę, musi się uczyć, a ponieważ uczyć mu się nie chce – to strasznie cierpi. A i młody Toyah tez żyje lepiej od Leskiego, bo Toyahowa da mu czasem dam parę złotych, to sobie coś kupi. Zdaję sobie naturalnie sprawę, że pan Krzysztof Leski może się ze mną nie zgodzić, bo sam pamiętam czasy, kiedy cały mój majątek, to były dwa stare bilety tramwajowe. Ale, jak wiemy, wszystko i tak jest kwestią optyki.
Na pocieszenie, mogę redaktorowi Leskiemu obiecać, że skoro już pierwsza część projektu Partii Miłości pod nazwą „Lepiej. Dla wszystkich” została zrealizowana, to po nieuniknionej wymianie Donalda Tuska na Janusza Palikota, Platforma Obywatelska będzie mogła przyspieszyć i ogłosić nowy program, pod nazwą „Lepiej dla tych którym i tak już jest lepiej”. A przy okazji może red. Leski – niezmiennie dziennikarz dla mnie kultowy – znajdzie jakąś fajną, dobrze płatną pracę, czego mu z całego serca życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.