niedziela, 8 marca 2009

O jednym człoiwieku, paru politykach i jednej pamięci

Ponieważ właśnie zmarł Zbigniew Religa, przychodzą do głowy dwie możliwe reakcje. Albo się zamknąć, albo dawać świadectwo. Oczywiście, przy tak ciężkim politycznym napięciu, jakie jest naszym udziałem, wydawałoby się, że oto nadszedł najlepszy moment, żeby jednak choć na chwilę pomilczeć. Niestety, również z tej samej przyczyny, milczenie nie wchodzi w grę. Właśnie w związku z tym napięciem, o którym wspomniałem, ten szum się już się pojawił i lada chwila niewątpliwie zmieni się w zgiełk. W tej sytuacji, pozostaje jednak tylko to świadectwo.
Właśnie o śmierci Religi poinformował TVN24 i, tradycyjnie zwrócił się o wspomnieniowe wypowiedzi do ludzi, którzy Profesora znali. Charakterystyczne było to, że niemal wszystkie osoby wypowiadające się dla TVN-u, to politycy. Nawet Dorota Gardias, która jest pracownikiem służby zdrowa, to znany wszystkim polityk. I to polityk o – w pewnym momencie – wpływach i zaangażowaniu wyjątkowym. Tu – zupełnie na marginesie – trzeba oddać pani Gardias sprawiedliwość, że dziś własnie przyznała, że to dzięki Relidze, służba zdrowia otrzymała najznaczniejsze podwyżki.
Dlaczego jednak o ministrze Relidze wypowiadali się politycy? Z prostego powodu. Bowiem Zbigniew Religa był w ostatnich latach niemal przede wszystkim politykiem. Oczywiście, ani przez moment – dzięki swojemu niezwykłemu autorytetowi zawodowemu i niemal równie niezwykłemu charakterowi – nie pozwolił nam zapomnieć o tym, że zawsze pozostawał wybitnym lekarzem. Fakt pozostaje faktem – Zbigniew Religa od wielu lat był przede wszystkim politykiem. Najpierw przez kilka lat zupełnie niezależnym, później próbującym zaangażowania w różnych politycznych konstelacjach, by wreszcie, w ostatnich latach swojego życia znaleźć miejsce przy projekcie o nazwie Prawo i Sprawiedliwość.
Właśnie dlatego, TVN24 o Relidze nie rozmawia właściwie w ogóle z lekarzami, lecz głównie z politykami. I oto, wśród przepytywanych przez dziennikarza polityków staje nagle Bronisław Komorowski. I w pewnym momencie, na pytanie o ocenę Zbigniewa Religi, jako ministra, Komorowski odpowiada, że on nie chce mówić o Zmarłym jako o ministrze, bo Zbigniew Religa był przede wszystkim wybitnym lekarzem, a dopiero później politykiem i dopiero na samym końcu ministrem. Ja nie kłamię, ani nie przesadzam. Dokładnie w ten sposób marszałek Komorowski podsumował zasługi Zbigniewa Religi, jako ministra zdrowia. I o tym tu piszę dziś, żeby to zostało napisane i możliwie przez najszerszą część moich czytelników zapamiętane.
I druga wypowiedź. Z jakiegoś powodu zupełnie karykaturalnie długa. Nie wiem, jak dugo dziennikarz TVN-u rozmawiał z Kazimierzem Marcinkiewiczem, ale nawet gdyby rozmawiał z nim trzy razy krócej, to i tak by było za długo. Marcinkiewicz bowiem – pomijając powtarzaną wielokrotnie frazę, że Religa był bardzo koncyliacyjnym człowiekiem – mówił wyłącznie o sobie. A apogeum tej najnowszej akcji autopromocyjnej nastąpiła w momencie, kiedy Marcinkiewicz powiedział ni mniej ni więcej jak (cytuję z pamięci): „Jestem szczególnie dumny z tego, że Zbigniew Religa pracował w moim rządzie, bo to ja go wymyśliłem jako ministra. Pamiętam, że został on ministrem wyłącznie dzięki mojemu uporowi, wbrew wielu głosom sprzeciwu”.
I tu pora na świadectwo. Nie mam w tej chwili sposobu, żeby zacytować odpowiedni materiał, ale – jeśli ktoś będzie bardzo chciał – to sobie sprawdzi. Poza tym, jak się zdaje, niedługo ukaże się wywiad-rzeka, który z Ministrem przeprowadził Jan Osiecki, więc podejrzewam, że i tam będzie można skonfrontować fakty. Ja pamiętam, jak jakiś czas temu, Zbigniew Religa zapytany został o to, dlaczego on – człowiek Platformy Obywatelskiej, ktoś kto Jarosława i Lecha Kaczyńskich traktował zawsze z duża nieufnością – tak niespodziewanie i z takim zaangażowaniem wsparł obu polityków w ich walce. Religa odpowiedział, że on wcześniej znał Kaczyńskich wyłącznie z doniesień medialnych, lub z opinii środowiska, w którym, w sposób naturalny, przez wiele lat się obracał. Kiedy poznał obu osobiście i kiedy odbył z nimi kilka uczciwych rozmów, stwierdził, ze jego dotychczasowa wiedza w tej mierze była absolutnie fałszywa. Powiedział również, że wyłącznie dzięki swojej rozmowie z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego osobistym argumentom, namowom i prośbom, zgodził się zostać ministrem w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Widząc dziś, jak Zbigniew Religa, mimo wielu porażek i wielu innych szczególnych okazji, żeby swój wybór z roku 2005 jakoś zweryfikować, do samego końca pozostał przy tym właśnie projekcie (ostatnio również jako doradca Prezydenta RP do spraw zdrowia), można mieć pewność, że swojego wyboru nie żałował.
I tyle moich uwag w dniu śmierci profesora Zbigniewa Religi, lekarza, parlamentarzysty, polityka, ministra. Po co te słowa? Własnie po to, żeby nie pozwolić słowom, które już padły, a z pewnością padną jeszcze nie jeden raz, obrazić tej pamięci.
Będziemy się modlić za Pana, Panie Profesorze. I prosimy, niech Pan się i za nas wstawia u Dobrego Boga. Bo wiem, że On Pana wysłucha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...