środa, 14 stycznia 2009

Testosteron pod czaszką, czyli o gejach dobrych i złych

Ponieważ, wbrew moim zapowiedziom, Ziemkiewicz dziś nie napisał nic, a przynajmniej nic, co by było warte uwagi, jest więc okazja zająć się czymś bardziej poważnym. Tak się zresztą składa, że być może, czymś bardzo nawet poważnym. Mianowicie seksem. A dokładnie mózgami działającymi na testosteron.
Powszechna opinia jest taka, ze jeśli weźmiemy przeciętnego idiotę i zapragniemy go intelektualnie udrożnić, to trzeba go puknąć w czoło, ewentualnie znaleźć kluczyk, który danego idiotę uruchomi. Pukniecie w łeb jest zawsze wygląda tak samo, natomiast kluczyki są różne. Czasem jest to piłka futbolówka, czasem komputerowa mysz, czasem flaszka, a czasem zdjęcie przysłowiowej ‘gołej baby’. Podczas gdy nigdy mnie specjalnie nie dziwili ci wszyscy, którzy się umysłowo aktywizowali dopiero, kiedy się odpowiednio umordowali goniąc po trawie za kawałkiem nadmuchanej skóry, czy ci co musieli się napić, żeby wydusić z siebie jakąkolwiek refleksję, nigdy – przyznaję – nie rozumiałem ludzi, dla których głównym czynnikiem motywującym do działania był seks.
Widząc ludzi kupujących Playboya, czy oglądający pornografię w supermarkecie, czy słuchając kogoś, kto opowiada o swoim ”udanym życiu erotycznym”, czułem zawsze zdziwienie i niesmak. Kiedy niedawno przeczytałem gdzieś, jak ex-prezes Urbański coś opowiadał o tym, jak to on musi sobie popieprzyć, żeby lepiej funkcjonować, to czułem wyłącznie przerażenie. I to wcale nie dlatego, że Urbański bardzo lubi seks. Tak to się składa, że przeciętny człowiek – podobnie niestety jak przeciętny pies – seks lubi. Ale też nawet nie dlatego, że widok Urbańskiego w sytuacji intymnej jest mało standardowy. Ale z tej prostej przyczyny, ze Urbański nagle uznał, że trzeba ludziom opowiedzieć, co on akurat na ten temat sądzi.
Wiem, że jestem tu niezwykle (a może wręcz chorobliwie) szczególny. Na szczęście, tak się jakoś szczęśliwie złożyło, że ze wszystkich moich bliższych znajomych, nikt nigdy nie zmuszał mnie do tego, żeby rozmawiać o seksie. Ale też żaden z nich nigdy też nie oczekiwał ode mnie podejmowania tego tematu. Tak się szczęśliwie złożyło, że przez całe moje życie, obracałem się niemal wyłącznie wśród ludzi, którzy raczej hołdowali tej przemądrej myśli, że są na świecie ruchy absolutnie niegodne filozofa. A jeśli już nie ruchy, to przynajmniej tematy.
Wiem też niestety, że to moje stanowisko u wielu może budzić jedynie kpiący uśmiech, a w najlepszym wypadku, charakterystycznie uniesione brwi. Wiem to, bo widzę co się dzieje i umiem z tego co widzę, wyciągać wnioski. A wnioski są takie, że dla większości społeczeństw – i to wcale nie tych najbardziej prymitywnych – myśl o celibacie, czy choćby o tym, że tak zwana seksualność mogłaby być traktowana z większym dystansem, nie mieści się w przeciętnej głowie. To własnie te społeczeństwa wydały na świat jednostki, które najpierw uznały, że bez seksu żyć nie mogą, później wyłoniły z siebie grupę specjalistów, którzy im będą doradzać, jak z tym seksem żyć możliwie intensywnie i nie strzelić sobie w końcu w łeb, a na końcu wzniecili powszechną akcję propagandową na rzecz „seksu w każdej bramie”.
To własnie oni postawili sobie za punkt honoru, żeby doprowadzić do sytuacji, gdzie każda forma seksu będzie kulturowo dopuszczalna, gdzie seks będzie dostępny nawet dla dzieci, gdzie ludzi uważających, że seks jest sprawa intymną należy izolować, a tych którzy w ogóle z seksu rezygnują – jak na przykład katoliccy księża – uznać za wariatów i zboczeńców. To właśnie ci ludzie doprowadzili do sytuacji, gdzie nawet reklama samochodu, czy kawałka żółtego sera musi się łączyć z wszechobecnym jęczeniem. Tak na marginesie – ciekawe, że specjaliści od grzebania w przestrzeni podprogowej doszli do wniosku, że jeśli idzie o piwo, to piją je raczej prawdziwi mężczyźni, a nie chłopcy w stringach. To mnie dziwi. No ale są rzeczy, na których się nie znam zupełnie.
Ponieważ jesteśmy, jakby nie było, na blogu politycznym, myślę, że nadszedł czas, żeby wyjaśnić, do czego zmierzam. Otóż kiedy na polskiej scenie politycznej pojawił się Jarosław Kaczyński i kiedy stało się jasne, ze mamy do czynienia z postacią absolutnie wybitną, wiedziałem, że, jeśli idzie o tak zwaną przestrzeń medialną, on marnie skończy. Trochę oczywiście dlatego, że w kraju, który się podnosi z ruin i właściwie musi wszystko zaczynać od nowa, nie bardzo się toleruje kogoś takiego, kto cały czas powtarza, żeby nie kraść i żeby zachować podstawową uczciwość. Trochę też dlatego, że jest nieduży, mało przystojny i uśmiecha się głównie wtedy, kiedy uśmiechać się ma ochotę. Ale – jestem o tym głęboko przekonany – bardzo duży wpływ na całe polityczne losy Jarosława Kaczyńskiego miał fakt, że on jest kawalerem i – o zgrozo! – nie ma żadnej kochanki. W kraju, który zachłysnął się wolnością, a która to wolność często się okazała kulminować w erotycznych kanałach w telewizorze i Playboyu w każdym kiosku, ktoś taki jak Kaczyński stał się natychmiast podejrzany.
Jak mówię. Gdyby on jeszcze miał kochankę, uszło by mu na sucho. Gdyby chodził na dziwki i upijał się do nieprzytomności w swoim pięknym, wypasionym domu z innymi menami, jak Jerzy Urban – sprawa by była czysta. Gdyby okazał się aktywnym pedałem, albo pedofilem, najwyżej by go zamknęli. Ale przynajmniej miałby swój szacunek. Gdyby prowadził jakieś tajemnicze interesy po nocach i przebywał w dziwnym towarzystwie, a prasa bulwarowa, nakrywałaby go raz na jakiś czas w knajpach w towarzystwie podejrzanych typów – to on byłby w porządku gość. Co najwyżej jakiś Pruszków, czy koledzy z polityki, zastrzeliliby go któregoś dnia, ale Salon by marnego słowa na niego powiedzieć nie dał.
Tymczasem Jarosław Kaczyński mieszka ze swoją mamą, a jeśli spotyka się, to ze swoim bratem i najbliższymi przyjaciółmi. A to już jest skandal. NIE PO TO, DO CIĘŻKIEJ CHOLERY, WALCZYLISMY O TĘ POLSKĘ! NIE PO TO UGANIALISMY SIĘ PO ULICACH MIAST Z MILICJANTAMI. NIE PO TO ADAM MICHNIK PRZESIEDZIAL TYLE LAT W KOMUNISTYCZNYM WIEZIENIU, ŻEBY TAKI JEDEN Z DRUGIM – PANIE – MIESZKAL SOBIE Z MAMĄ I KOTEM. I KPIŁ NAM – PANIE – W ŻYWE OCZY!!!
Za Kaczyńskiego najbardziej światła część naszego oswobodzonego z komunistycznej niewoli narodu postanowiła się wziąć natychmiast. Oczywiście atak poszedł po linii najprostszej. Kaczyński to pedał. Przecież to jest jasne. Jeśli nie ma żony, ani kochanki, ani nie chodzi do burdelu, to chyba jasne, że jest pedał. Normalny człowiek tak nie postępuje. Do tego, Kaczyński to zły pedał. Dobry pedał przynajmniej by miał kochanka, albo kilku i chodziłby do gejowskich klubów. Natomiast pedał, który się aż tak wynosi ponad innych zasługuje na potępienie.
Lata mijały, więc kiedy Jarosław Kaczyński dał wszelkie podstawy wszystkim oburzonym, żeby się zamknęli i zajęli sprawami innymi (choćby własnie studiowaniem erotycznych kanałów w nowym telewizorze), na jakiś czas dali mu spokój. Informacja poszła, że Kaczyński to jednak nie pedał, tylko wariat. Ale, jak mówię, przynajmniej nastąpił spokój.
I nagle ostatnio, okazuje się, że Kaczyński nie dość że jest pedałem, to jeszcze pedałem aktywnym. Co tak, aktywnym! To jest pedał, który molestuje. A wie to Janusz Palikot. Ma nawet na to świadków, zdjęcia, zeznania, podpisy, relacje. Po prostu wszystko. On ma nawet oświadczenia naukowców, że jeśli są bracia bliźniacy, to jeden z nich jest gejem. I to jest prawda naukowa.
Szlag jednak z Palikotem! Ja od paru dni raczej słucham szumu tzw. opinii publicznej. Co mianowicie słychać w tym szumie? Przede wszystkim słychać, że to bardzo dobrze, ze Palikot stawia pytania. Nie może być bowiem tak, żeby pewne rzeczy były niedostępne szerszej opinii publicznej. Jeżeli opinia publiczna ma głosować w wyborach i płacić podatki i oddawać część swojej pensji na ZUS, to chyba ono powinna wiedzieć, czy Jarosław Kaczyński jest gejem, czy nie. Przecież może się okazać, że on jest gejem i służby specjalne obcych mocarstw go szantażują, a on musi robić, co mu każą. Jak to tak? No i jeszcze jedno. Przecież to jest wysoce niemoralne, żeby prezes partii, która niby wyznaje wartości konserwatywne, który sam niby jest taki pobożny, miał być gejem. Takiej sytuacji nie można znosić na zimno. On ma się albo ujawnić, albo oficjalnie te pogłoski zdementować. Przecież nikt mu nie broni. Niech wyjdzie do telewizora i powie: „Nie jestem pedałem”. Przecież to zamknie całą sprawę. Czy to takie trudne?
Powie mi ktoś, żebym dał spokój, bo to jest chore. Więc ja mam pytanie, co jest mianowicie chore? Czy ja może tu odstawiam jakiś kabaret? Proszę sobie posłuchać codziennego Szkła Kontaktowego. Proszę sobie posłuchać wypowiedzi ludzi, którzy tam dzwonią. To nie są małe dzieci, które własnie po raz pierwszy dowiedziały się, że można dzwonić do telewizji i gadać na żywo. To nie są stuknięci staruszkowie, którzy dostają cholery, że już nie można spokojnie chodzić na pochód pierwszomajowy i machać czerwoną flagą. To sa panie nauczycielki, panowie inżynierowie, dostojni emeryci, błyskotliwi studenci. Proszę sobie posłuchać wypowiedzi wybranych polityków Platformy (i to nie koniecznie Palikota). Niech to będzie wczorajszy Schetyna w Kropce u Olejnik. Proszę sobie poczytać wpisy tu w Salonie 24. Wpisy nie jakiś kompletnych półgłówków, którzy siedzą z laptopem w ubikacji i klepią swoje teksty jakąś połamaną polszczyzną. To są wykształceni ludzie, założę się że w swoim towarzystwie uchodzący za kulturalnych i wykształconych. Często sól tego naszego Salonu.
To są najróżniejsi ludzie, często, zwykli ludzie tacy jak my wszyscy, którzy nagle, po raz kolejny poczuli ten dreszcz emocji, że złapali pedała, który się ukrywał na samych szczytach władzy. I jeszcze udawał, że on nie jest pedałem, tylko po prostu seks go mało interesuje. „Astyroteles się panie znalazł! Łapać go!”
Na sam koniec muszę wrócić do początku. Ja najzupełniej serio uważam, że – pomijając wszystkie polityczne resentymenty, całą tę zwykłą ludzką nienawiść do Jarosława Kaczyńskiego – za tą całą aferą stoi jedna, wspólna dla całego tego towarzystwa sprawa. Oni mają kompletnego fioła na punkcie seksu. Oni do tego stopnia są rozgrzani erotycznie, że od tego gorąca zaczęły im się sypać mózgi. Utracili nad swoim popędem kontrolę do tego stopnia, że, albo popadli w – dla nich absolutnie druzgocącą – impotencję, lub – co jeszcze gorsze – kompletny chaos, że tak powiem, energetyczny. Seksuolodzy, którzy często sami są w potrzebie, nie są w stanie im pomóc, więc ci szukają satysfakcji na prostej, starej jak świat zasadzie, że inni mają gorzej. Na czele tego stada – tak się złożyło – stanął poseł z Lublina, Janusz Palikot.
Więc gdzie w tym wszystkim polityka? Ależ oczywiście jest. Jak najbardziej. I to jest jedyna dobra w tym wszystkim wiadomość. Jeśli bowiem, ten perwersyjny wrzask został aż tak nagłośniony przez tych, co albo nagłaśniają, albo nie, to znaczy, że oni też doszli do przekonania, ze z Kaczyńskimi łatwo nie poszło i już pewnie łatwo nie pójdzie. Więc się łapią brzytwy. Z czegoś brudnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...