czwartek, 1 stycznia 2009

Mars napada, czyli wojna światów

Po raz kolejny potwierdziła się święta zasada, że planować nie warto. I wcale nie chodzi mi o kwestie ostateczne. Nie warto planować nawet czegoś tak niepoważnego jak koniec starego roku i początek nowego, bo jedyne co można z czystym sumieniem przewidzieć, to ta zmiana daty. Reszta będzie, albo nie będzie. Więc przede wszystkim muszę poinformować, że młody Toyah ze starszą Toyahówną ostatecznie nie pojechali do Krakowa. Wymyślili sobie, że nie warto, skoro jedyną przyjemnością będzie pewnie tylko ta godzina w McDonaldzie w oczekiwaniu na imprezę i druga godzina, w oczekiwaniu na pociąg.
Więc zostali z nami w domu, i jedyną osobą, która zadośćuczyniła tradycji, była najmłodsza Toyahówna, która wieczorem sobie poszła i wróciła dziś na obiad. Ale musimy pamiętać, że ona jest w ogóle inna. Wystarczy, że przypomnę, że ta dziwna osoba na przykład twierdzi, że jest tylko dwóch polityków na naszej scenie – Kurski i Niesiołowski – którzy zasługują na sympatię. Reszta, jej zdaniem to ’nudne buce’. Więc sami widzicie.
Ale jest jeszcze jedna rzecz, która nie wypaliła, mianowicie nalewka. Okazało się, ze kiedy zapowiadałem, że będziemy pili nalewkę, to nie wiedziałem, że podczas wielotygodniowych przygotowań, wypiłem całość i na tę ‘radosną noc’ pozostała nam tylko whisky.
Siedzieliśmy więc przed telewizorem – myśmy pili to whisky, dzieci piły colę (słowo daję – w nie nie wchodzi nawet szampan), jedliśmy ciasto i bigos – i oglądaliśmy film z DiCaprio i Winslet (zgadnij, koteczku, który to, jeśli nie Titanic?), z przerwą na jedną krótką, ale za to bardzo poważną wizytę (pozdrowienia, Piotrze!). Film się skończył i nastrój się zrobił taki, ze nie pozostało nam nic innego, jak włączyć telewizję i popatrzeć, jak jednak jest wesoło. Niestety, od razu, na pierwszy rzut poszedł Zbigniew Hołdys, który poinformował, że u Prawosławnych nowy rok dopiero się zacznie za tydzień, a po nim zobaczyliśmy red. Kuźniara, który w swojej rozchełstanej koszuli powiedział coś na temat „burdelu”. Więc zrobiło się jeszcze smutniej.
Młody Toyah, jak może tu już wspominałem, uczy się w takiej szkole, gdzie się im każe mówić głównie po hiszpańsku. Widząc, że TVN24 raczej nas nie rozerwie, przełączyliśmy na telewizję hiszpańską TVE i już do końca patrzyliśmy, jak się bawi Hiszpania. Prowadzący pan i pani byli w czerni i bieli, pan miał muszkę, pani elegancką suknię, śpiewał Tom Jones i Take That i Craig David i bardzo sympatyczne kapele z Hiszpanii i było elegancko i podniośle, młody Toyah tłumaczył na polski, a Hołdys ze swoim „prawosławnym nowym rokiem” i Kuźniar z „burdelem”, z każdą chwilą odchodzili w zeszłoroczny niebyt.
Dziś więc tylko krótka refleksja połączona – w pewnym sensie – z życzeniami dla nas wszystkich na ten rok, który się właśnie zaczął. Otóż, jak wiemy, od pewnego czasu popularna opinia każe nam wierzyć, że nasze społeczeństwo dzieli się na tak zwane ‘buractwo’ i na Europę. ‘Buractwo’ to przede wszystkim PiS i Radio Maryja, a poza tym „starsi, niewykształceni ludzie ze wsi”, „mohery”, Arka Noego, Jan Pospieszalski i Andrzej Lepper (o ile akurat nie trzyma z Europą). Europa to Platforma Obywatelska i TVN24, a poza tym „młodzi, wykształceni z dużych miast”, ‘Rodzina Szkła Kontaktowego’, Radek Sikorski, Zbigniew Hołdys i Waldemar Pawlak (o ile akurat nie jest po drugiej stronie).
Wczoraj w nocy, kiedy patrzyłem przez ułamek chwili na Jarosława Kuźniara i słuchałem, jak coś plótł o tym „burdelu”, a później już do końca miałem okazję oglądać Sylwestra w telewizji hiszpańskiej, pomyślałem sobie, że całe to gadanie, którego jesteśmy świadkami od lat, na temat starcia dwóch cywilizacji – europejskiej i zaściankowej – to najbardziej czytelny przejaw najgorszych ‘burackich’ własnie kompleksów naszych elit.
Ja zdaję sobie sprawę z tego, że istnieje coś takiego jak starcie cywilizacyjne między światem demokratycznym, a światem post-komunistycznym. Do dziś pamiętam, jak jeden mój angielski kolega, jeszcze w latach 90-tych, opowiadał mi, ze on się bardzo dziwi, jak widzi z pozoru normalnych, nawet pewnie dobrze wykształconych Polaków, jak bez cienia wstydu kupują w kiosku Playboya. W Anglii, twierdził mój kolega, jeśli ktoś kupuje Playboya, to wszyscy wiedza, ze to wanker. Więc konflikt cywilizacyjny oczywiście jest. Nie ma co do tego wątpliwości. Natomiast nie mam też najmniejszych wątpliwości, że ci, którzy najwięcej krzyczą o doganianiu Europy i o naszym ciężkim i wstydliwym zapóźnieniu, to jednocześnie ci, którzy przynoszą nam na co dzień najwięcej wstydu właśnie na poziomie kulturowym. Przed chwilą była mowa o młodym Mellerze i tym, czym on się zajmuje. Ale wspominałem tu też jakiś czas temu o niejakim Januszu Józefowiczu, tak zwanym artyście, który swego czasu publicznie się chwalił, jak to on za komuny, podczas pobytu w Szwecji, kradł w supermarketach. Niedawno wspominałem o pośle Kutzu, którego w TVN24 bardzo chwalili, jak to on potrafi przez dziesięć minut kląć i nie powtórzyć przy tym jednej obelgi. Pisałem o ministrze Sikorskim, który podczas konferencji prasowej z Prezydentem, gadał z Tuskiem jak najbardziej nieprzytomny gimnazjalista. Toż oni wszyscy, to najprawdopodobniej kwiat polskiej, nowoczesnej, europejskiej elity. I teraz okazuje się, ze to ja mam się wstydzić? Za kogo? Za posła Kurskiego? Za Ojca Rydzyka? Nie żartujmy.
Czasem, kiedy oglądamy telewizję, trafimy na postacie w typie Krzysztofa Daukszewicza, Piotra Najsztuba, czy Piotra Niemczyka. Kiedy oni pokazują się w studio telewizyjnym, pani Toyahowa się zawsze bardzo denerwuje, bo – jak twierdzi – gdyby jakakolwiek kobieta przyszła do telewizji w takim stanie, jak ci trzej – niewymyta, rozczochrana i śmierdząca – to przede wszystkim by ją straż wyprowadziła na ulicę. A gdyby udowodniła, że ona tylko się tak lansuje, to by jej kazali przed wejściem do studia doprowadzić się do porządku. Tymczasem nasi Europejczycy robią z siebie codziennie publiczne pośmiewisko, jednocześnie bezczelnie tłumacząc zwykłym, porządnym i skromnym ludziom, że powinni się za siebie wziąć, bo inaczej będzie wstyd przed światem.
Niedawno bardzo, mój kolega z Salonu LEMMING, zapewniając o swoim szacunku dla Lecha Kaczyńskiego, zaznaczył, że jemu się nie bardzo podoba, jak Prezydent udaje kibica, bo on w ogóle na kibica nie wygląda. Że jemu z szalikiem jest nie do twarzy, że kiedy siedzi w tłumie kibiców, to wygląda głupio i niewiarygodnie. Dziś w telewizji widziałem Donalda Tuska na swoim lokalnym stadionie, w jakimś takim wdzianku, które piłkarze noszą po meczu, żeby się nie przeziębić. Wyglądał świetnie. Brakowało mi tylko takiego typowego truchtania w miejscu i podskakiwania. I tej gumy do żucia, którą tak uroczo próbował pewnego dnia ukryć. Wówczas premier Tusk wyglądałby idealnie. Kiedy widzę Donalda Tuska w garniturze, za stołem, jak udaje poważnego państwowego urzędnika, uważam, że wygląda głupio. Równie głupio, jak – nie przymierzając – Lech Kaczyński na trybunach wśród kiboli.
Jestem gotów dziś zgodzić się z moim kolegą LEMMINGIEM. Każdy powinien pilnować swego miejsca. Tusk, Niemczyk, Kutz, Daukszewicz, Kuźniar, Najsztub, Hołdys, Sikorski – wszyscy oni powinni wziąć do rąk łopaty i budować Orliki. Za każdym razem, jak już zapalą skutecznie te światła, będą mogli wypróbować, czy dobrze widać piłkę. My, z prezydentem Kaczyńskim i Ojcem Rydzykiem, spróbujemy załatwić sprawy europejskie. Jestem pewien, że pójdzie nam o wiele zgrabniej. A przy okazji nie narobimy Polsce wstydu.
I tu własnie mam życzenia dla nas wszystkich. Nie dajmy sobie wmówić, że my jesteśmy ci gorsi. Jest wręcz przeciwnie. My jesteśmy własnie ci lepsi. My jesteśmy tymi, którzy wbrew tym wszystkim ciężkim latom komunizmu, kiedy próbowano nas – w wielu wypadkach skutecznie – oderwać od tego, co się składa na kulturę europejska i chrześcijańską cywilizację, ale również wbrew tym niemal już 20 latom post-komunizmu, kiedy – tez czasem bardzo skutecznie – tłumaczyło nam się, że prawdziwa kultura jest po stronie tych, co to zło budowali, my jesteśmy tymi, którzy zachowali postawę wyprostowaną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...