sobota, 17 stycznia 2009

Niemen, czyli nie wszyscy artyści to psie krwie

Dziś mija 5 lat od czasu, gdy zmarł Czesław Niemen. Właściwie fakt, że nie muszę pisać „muzyk Czesław Niemen”, „piosenkarz Czesław Niemen”, „artysta Czesław Niemen” , żeby wszyscy mniej więcej wiedzieli, o kim piszę, a być może choćby fakt, że mój Word, kiedy piszę o Niemenie, nie poprawia mi tego słowa na ‘Niemnie’, świadczy zdecydowanie o tym, że z Niemenem (a nie Niemnem) nie ma żartów.
Całe moje w miarę świadome życie było związane – w ten, czy inny sposób – z Niemenem. Kiedy byłem jeszcze dzieckiem, z polskich zespołów, słuchałem głównie Niebiesko-Czarnych, Polan, i właśnie Niemena. Czerwone Gitary, Czerwono-Czarni i cała reszta to był obciach. Inna sprawa, że muzycznie – choć w życiu nie umiałem na niczym grać – byłem zdecydowanie rozwinięty. Kiedy miałem 15 lat, słuchałem najbardziej nowoczesnego jazzu. O wiele nowocześniejszego, niż choćby Miles, jeśli ktoś nie wie, o czym mówię. Sam nie mogę dziś w to uwierzyć, ale tak było.
Moje najdalsze wspomnienia związane z Niemenem, sięgają dwóch wydarzeń. Pierwsze, kiedy w hotelu, gdzie pracował mój Ojciec, podszedłem do Niemena i on mi dał swoje zdjęcie, na którym napisał „Krzysiowi, z wyrazami sympatii – Czesław Niemen”. Myślę, że wówczas miałem jakieś 11 lat. Nie mam już tego zdjęcia. Gdzieś mi przepadło. Drugie moje wspomnienie wiąże się z dniem, kiedy ukazała się pierwsza długa płyta Niemena – Dziwny jest ten świat. To było chyba rok później. Wróciłem ze szkoły do domu, a na stole leżała pierwsza płyta Niemena, jeszcze razem tym z szarobrązowym, sklepowym papierem. Bardzo dobrze pamiętam jeszcze dziś te emocje. Nie umiem ich opisać. Uwielbiałem Niemena. Uwielbiałem go przez wiele kolejnych lat, jednak z czasem zacząłem mieć co do jego talentu coraz większe wątpliwości i po okresie z SBB, przestałem słuchać go w ogóle. Później, kiedy już wyraźnie widziałem, jak muzycznie był on mało oryginalny, jak najpierw – w sposób absolutnie bezwstydny – kopiował Jamesa Browna, Wilsona Picketta, a później kogokolwiek – niestety z marnym bardzo skutkiem – Niemen stał się mi, jako muzyk, obojętny. Wciąż lubię słuchać jak śpiewa swoje piosenki, a kiedy dziś w radio słyszałem Dziwny jest ten świat, pod każdym względem ściągnięty z Browna It’s A man’s..., czułem dreszcz. Niemiej fakt pozostaje faktem – Niemen był artystą wyłącznie na skalę europejską.
Dziś, kiedy w księgarniach wystawiana jest książka Dariusza Michalskiego – dziennikarza wyjątkowo niekompetentnego – o Niemenie, a w radio i, kto wie, czy nie w telewizji, mówi się o Niemenie więcej, niż kiedykolwiek, mam pewne refleksje, jednak w najmniejszym stopniu muzyczne. Myślę sobie o Niemenie, człowieku, który mieszkał tu w Polsce przez całe swoje życie, przez całe życie próbował tworzyć tę swoją sztukę, i który przez najważniejszą część swojego artystycznego zycia, był traktowany przez państwowo-rozrywkowy mainstream, jak czarna owca.
Wszystko co na poziomie artystycznym robił Niemen, przez polski państwowy przemysł rozrywkowy było traktowane z wielką podejrzliwością. Jego włosy, jego sposób ubierania się, jego sposób śpiewania – wszystko to przez część oficjalnych środowisk było wyszydzane w sposób wyjątkowy. Ja nawet pamiętam dokumentalny film Marka Piwowskiego – dla wielu wręcz bohatera – gdzie Niemen został pokazany, jako najbardziej prymitywny głupek. Oczywiście on nie miał zakazu występowania, nagrywania i – ogólnie rzecz biorąc – zarabiania na życie. Odnosił swoje sukcesy. Niemniej zawsze się czuło, że on jest jakoś obok. Później już nie. Jednak na początku – owszem. Skąd się brała taka niejednoznaczność w traktowaniu Niemena? Nie wiem. Może jacyś komuniści po prostu – tak jak ja – Niemena bardzo lubili słuchać? Nie wiem.
Mógłbym też podejrzewać, że Niemen był mimo wszystko jakoś tam umocowany w tym systemie. Może nawet bardziej niż byśmy chcieli. Może. Cholera wie. W końcu bywało różnie. Fakt jednak pozostaje faktem, że, kiedy w roku 1980 wybuchła Solidarność, Niemen stanął po stronie Polski. Kiedy rok później bolszewia wprowadziła stan wojenny, Niemen znów wsparł Polskę. Kiedy w 1989 roku Solidarność wreszcie przejmowała władzę, Niemen stanął razem z Solidarnością.
Niemen wyraźnie pokazał, na tyle wyraźnie, że nie można mieć co do niego wątpliwości, gdzie stoi jako Polak i patriota. A mimo to, nie przypominam sobie, żeby on próbował się tą swoja postawą popisywać w większym stopniu, niż to w jego wypadku było potrzebne. Ja nie wiem, czy przez całe lata 90. Niemen wspierał Unię Wolności, czy ugrupowania prawicowe. Nie wiem, czy on głosował na Wałęsę, czy na Kwaśniewskiego, na AWS, czy na PSL. Nie mam pojęcia. Myślę jednak, że głosował. Nie wiem też oczywiście, czy, gdyby tylko żył, poparłby Platformę, czy PiS. Tuska, czy Kaczyńskiego. Tym bardziej, nie umiem zgadnąć, czy dziś by trwał wiernie przy Kaczyńskich, czy równie wiernie przy Tusku. Czy może by którąś z tych stron zdradził. Nie wiem. Ja nawet nie wiem, czy Czesław Niemen reprezentował kościół toruński, czy krakowski. Czy w ogóle był religijny. Pod tym względem mam zero wiedzy.
Dlaczego tego wszystkiego nie wiem? Odpowiedź jest prosta. Niemen nigdy – o ile mi wiadomo – nie miał ambicji, żeby zostać politycznym komentatorem. Nigdy nie miał ambicji, żeby zostać autorytetem. Nie przypominam sobie, żeby przyłaził do telewizji i się mądrzył na tematy pozamuzyczne. Może coś przegapiłem, ale Niemena w tych kontekstach nie pamiętam. W odróżnieniu od takich wielkich artystów, jak Zbigniew Hołdys, Doda, Paweł Kukiz, Krzysztof Skiba, Krzysztof Cugowski, Wojciech Waglewski, Lech Janerka, Maria Peszek, Maciej Maleńczuk, czy Muniek Staszewski, którzy nawet na ułamek sekundy nie zostawią ludzi w spokoju i nie pozwolą zapomnieć o tym, co oni sądzą na temat Radia Maryja, PiS-u, Polaków, Platformy, Owsiaka, a nawet antysemityzmu i tolerancji. O ile pamiętam, Niemen również nie czuł potrzeby, żeby sprzedawać swój wizerunek artystyczny na reklamy banków, jak Marek Kondrat, czy ten dupek z zespołu Feel. I kiedy dziś o nim myślę, to myślę sobie, że on był bardzo porządnym człowiekiem. Ktoś mi powie, że od czasu gdy Niemen zmarł, świat – w tym Polska – posunął się mocno do przodu i wcale nie w dobrym kierunku. Że od tego czasu więcej jest nie tylko telewizji, ale i reklam, sklepów, banków i w ogóle towaru. Więc Niemen po prostu mógł się nie załapać. Możliwe. Jednak mam wrażenie, że, skoro on znalazł niejedną okazję, żeby dać świadectwo w sytuacjach kluczowych, mógł też znaleźć okazję do lansowania się w sytuacjach zdecydowanie mniej decydujących. Po prostu, tak sobie, dla towarzyskiej satysfakcji. Jestem pewien, że znalazłby ku temu wiele okazji. Jednak, wygląda na to, że ich nie szukał. I dlatego też dziś, w piątą rocznice jego śmierci, chciałem oddać mu ten tekst. Niemenowi, artyście skromnemu, w każdym znaczeniu tego słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...