czwartek, 17 września 2015

Co wiedział Lech Kaczyński?

Wielokrotnie wyrażałem tu na tym blogu żal, że w dyskusji, jaką prowadzimy, czy to tu w sieci, czy w przestrzeni już znacznie bardziej publicznej, większość z nas ani nie słucha, ani nie myśli, ani nie wyciąga wniosków, ani, co gorsza, nie uważa, że słuchać, myśleć i wyciągać wnioski w ogóle by wypadało, bo wystarczy nasz naturalny błysk, wrodzona inteligencja i ewentualnie to jedno ucho, gdyby faktycznie miało się pojawić coś nowego. Jestem absolutnie przekonany, że gdyby nie ów brak uwagi, 90% procent naszych zmartwień ległoby w gruzach, a świat by w jednej chwili nabrał barw. Niestety jest tak, że praktycznie bez przerwy stajemy wobec tak potężnej z jednej strony ignorancji, a z drugiej zwykłego braku staranności, że nieustannie dostajemy w łeb i wszystko wraca do punktu wyjścia.
Jak mówię, sytuacje tę znam, bardzo nad nią ubolewam i w pewnym sensie zdążyłem ją zaakceptować, jednak to co się stało wczoraj, autentycznie zwaliło mnie z nóg. Oto podczas sejmowej debaty na temat uchodźców premier Kopacz, pragnąc dokuczyć Jarosławowi Kaczyńskiemu, wspomniała jego zamordowanego w Smoleńsku brata, zarzucając mu, że jako prezydent wynegocjował i podpisał Traktat Lizboński, godząc się tym samym na to, że przyszłe kwestie będą rozstrzygane przez większość w głosowaniu, a nie w ramach konsensusu.
I oto na mównicę wszedł Jarosław Kaczyński i powiedział coś, czego najwyraźniej nikomu z komentujących nie udało się zrozumieć, a co dla mnie stanowiło rzecz absolutnie wstrząsającą. Mniej więcej tak:
Kiedy Lech Kaczyński negocjował Traktat, wiedział – nie będę tu wyjaśniał, skąd wiedział, ale wiedział – że zbliżają się wybory i że owe wybory z pewnością wygrają formacje proeuropejskie, które, gdy przyjdzie co do czego, zgodzą się na wszystko. W tej sytuacji postanowił podpisać Traktat w formie, jaką zdołał wynegocjować. A wynegocjował bardzo dużo. Z 13 punktów, nie udało się zachować tylko jednego, ściśle technicznego”.
Gdyby ktoś nie pamiętał – co swoją drogą mnie nie dziwi – przypominam, że negocjowanie Traktatu trwało całymi miesiącami, a podpisany został już po wyborach, w grudniu 2007 roku. Po wyborach, jak wczoraj na to zwrócił uwagę Jarosław Kaczynski, oczywiście przegranych. Po wyborach, po których, jak przewidywał Lech Kaczyński, nowa władza zgodziłaby się na każdą propozycję silnych państw Unii. Podpisany został w wynegocjowanym przez Lecha Kaczyńskiego kształcie.
I ja oczywiście biorę pod uwagę to, że Jarosław Kaczyński plecie bzdury. Że powodem podpisania przez Lecha Kaczyńskiego Traktatu w owej kulawej formie wcale nie była dbałość o to, by Polska nie skończyła jeszcze gorzej, lecz zwykły dla niego brak przytomności. Rozumiem też, że niektórzy z nas uważają, że ów traktat od początku do końca był zdradą i żadne słowa tego nie zmienią. Problem polega jednak na tym, że we wszystkich komentarzach, jakie mam okazję od wczoraj wysłuchiwać, nie ma śladu tego typu argumentacji, ale coś, co wskazuje na to, że wszyscy ich autorzy zwyczajnie nie zrozumieli tego, co Jarosław Kaczyński powiedział. Wszyscy oni bowiem szyderczo sugerują, że Jarosław Kaczyński oficjalnie przyznał, że Lech podpisał Traktat Lizboński, bo liczył na to, że dzięki temu PiS wygra wybory. Właśnie tak. Dosłownie wszyscy jeden za drugim od wczoraj powtarzają, że zbliżały się wybory, trzeba było pomóc PiS-owi w zwycięstwie i Lech Kaczyński podpisał ów traktat, po to by PiS wygrał. A na dowód tego, regularnie, co pół godziny, wszystkie telewizje puszczają fragment wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, gdzie ten mówi wyraźnie, że Prezydent wiedział, że wybory zostaną przez PiS przegrane, na co telewizyjni komentatorzy klepią się po brzuchach ze śmiechu, jaki ten prezes głupi, że się tak fatalnie przyznał. Naprawdę! Nawet zwykle uchodzący za osobę niezwykle przebiegłą Ludwik Dorn powtórzył ów idiotyzm i ani nie mrugnął. A my za nim.
Proszę zwrócić uwagę. Lech Kaczyński, wedle relacji Jarosława, w roku 2007 wiedział, że zbliżają się wcześniejsze wybory i że Prawo i Sprawiedliwość je przegra. On to wiedział. I zgodził się na podpisanie Traktat Lizbońskiego, w taki sposób, żeby nowy rząd Platformy Obywatelskiej nie miał okazji przyjąć czegoś znacznie gorszego. I o tym zostaliśmy wczoraj poinformowani przez Jarosława Kaczyńskiego. Że Lech wiedział. I nic. Wygląda na to, że nikt tego nie usłyszał. Przepraszam bardzo, ale czy w tej sytuacji jest sens?

Informuję, że jutro o godzinie 19.00 w Domu Kultury w Kietrzu odbędzie się spotkanie z Coryllusem, na którym będę i ja. W sobotę natomiast w Opolu odbędzie się Jarmark Franciszkański, na którym również będziemy do dyspozycji. Tego samego dnia wieczorem, mamy spotkanie na Uniwersytecie. Szczegóły na blogu Gabriela. Zapraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...