sobota, 26 września 2015

Czy ktoś nam wali kijem po kratach?

Nie bardzo wiem, w jaki w ogóle sposób stało się to kwestią dyskutowaną publicznie, faktem jest jednak to, że od kilku dni nie ma dnia, bym nie usłyszał, że gdzieś w Polsce postanowiono rozebrać pomnik sowieckiego zbrodniarza wojennego, niejakiego Iwana Czerniachowskiego, i w związku z tym rosyjska ambasada kieruje do nas nieustanne pretensje. Doszło do tego, że telewizja TVN24 wysłała do rosyjskiej ambasady jedną ze swoich czołowych dziennikarek, Brygidę Grysiak, ona oczywiście od samego rosyjskiego ambasadora usłyszała to co usłyszeć miała i musiała, no a TVN24 nam wszystko bardzo starannie zrelacjonował.
Obejrzałem tę rozmowę i przyznaję, że sam byłem pod wrażeniem. My tutaj na tym blogu mamy naprawdę wiele powodów, by się niczemu nie dziwić, czy to – ci starsi z nas – mając w pamięci wszystkie tamte kłamstwa czasów PRL-u, czy – to już ci młodsi – wspominając kolejne dni III RP, ze szczególnym uwzględnieniem ostatnich ośmiu lat, kiedy to władza Platformy Obywatelskiej pokazała, że zawsze można jeszcze bardziej, jeszcze więcej i jeszcze sprytniej. Tu jednak mieliśmy tego ambasadora, eleganckiego pana o bardzo miłej, i to nawet niekoniecznie jak na Rosjanina, powierzchowności, który przemawiał starannie i wyczerpująco, i nie wypowiedział jednego słowa, które nie byłoby kłamstwem. Przepraszam wszystkich bardzo, ale tak to nawet Donald Tusk nie potrafił. Nawet Adam Szejnfeld. Nawet Andrzej Morozowski. I to, przyznaję, mną nawet wstrząsnęło.
Dziś oczywiście wszystkie media relacjonują wypowiedź owego Rosjanina, a poziom emocji jest tak wielki, że nawet Michał Kamiński skutecznie zachęcił premier Kopacz, by i ona zabrała głos – głos twardy i zdecydowany. To jednak czego mi w tych wszystkich komentarzach brakuje, to odniesienia do dwóch fragmentów wystąpienia Ambasadora, które na mnie osobiście zrobiły wrażenie szczególne. Oto w pewnym momencie, kiedy Grysiak zasugerowała, że Ambasador w pewnym sensie, biorąc w obronę owego Czerniachowskiego, powtarza argumenty jakby żywcem wyciągnięte ze stalinowskiej szkoły politycznej propagandy, ten – i tu akurat nie dysponuje dokładnym cytatem, ale sens był jak najbardziej taki – odpowiedział pani dziennikarce, że owszem, ona ma rację, tylko że świat, a w tym oczywiście my Polacy, powinien zrozumieć, że Rosjanie tak naprawdę nie mają nic innego; że jeśli oni zakwestionują prawdę o wojnie taką, jaką im w spadku zostawił Stalin, oni równie dobrze mogą się zamknąć. Usłyszałem te słowa i wręcz podskoczyłem z wrażenia, bo nagle sobie uświadomiłem, że tak to właśnie wygląda: oni tak naprawdę, gdy chodzi o politykę historyczną, stoją pod ścianą i nie mają się już gdzie cofnąć. Mogą oczywiście przyznać, że wiecie, rozumiecie, ów Czerniachowski, faktycznie był jakiś nie bardzo, no i to faktycznie on bez sensu zastrzelił tego biednego czołgistę, tyle że co dalej? No co? No więc on, ich przedstawiciel w Polsce, przedstawił ów dylemat wręcz obrazowo.
Drugi moment podczas owej rozmowy, który jakoś uciekł uwadze komentatorów, to ten, gdy redaktor Grysiak zapytała Rosjanina, jakie on, będąc tu w Polsce, realizuje zadania. I kiedy można się było spodziewać, że on odpowie coś w rodzaju, że jego misją jest podtrzymywanie przyjaznych relacji między Rosjanami a Polakami, albo że on pragnie dopilnować, by polsko-rosyjski handel rozkwitał i dawał coraz lepsze perspektywy na przyszłość, on akurat bardzo krótko, zdecydowanie i jednoznacznie odpowiedział, że on tu w Polsce ma za zadanie pilnować rosyjskich interesów. Czyli czego na przykład? No na przykład tego, by pamięć po wielkim bohaterze Związku Sowieckiego Iwanie Czerniachowskim miała się dobrze, no i żeby świat wiedział, że II Wojna Światowa była przede wszystkim efektem zbrodniczej polityki polskich władz, no a gdy chodzi o Związek Sowiecki, to oni się wyłącznie bronili.
A ja sobie myślę, że skoro tak, to jedyne co nam pozostaje, to, poza jednym oficjalnym oświadczenie, nie dawać się wciągać w tę dyskusję. I to z dwóch względów. Przede wszystkim nie da się prowadzić dyskusji z rosyjskim ambasadorem, jeśli owa dyskusja siłą rzeczy musi być prowadzona na dwóch różnych poziomach. Nie ma możliwości prowadzić dyskusji, podczas której my będziemy mówić, że Czerniachowski to zwykły morderca i my nie życzymy sobie mieć u nas jego pomników, a Rosjanie będą powtarzali, że dla nich ten sam Czerniachowski to święty bohater Związku Sowieckiego, który oddał życie, wyzwalając spod niemieckiej okupacji sprzymierzoną z Hitlerem Polskę i oni nie mogą pozwolić, by jego pamięć była przez Polaków szargana. To jest koniec dyskusji i nie ma co się w ogóle oszukiwać.
Ale jest jeszcze coś, co moim zdaniem jest systematycznie lekceważone, a ja uważam, że świadomość tego jest nam potrzebna niemal jak woda. Otóż moim zdaniem zarówno tego typu eventy, jak ten z ruskim protestem przeciwko rozebraniu pomnika Czerniachowskiego, czy wcześniejsze, związane z kolejnym wystąpieniem Jana Grossa, są nam podrzucane w jednym tylko celu – by nas wyprowadzić z równowagi. One mają wyłącznie jeden cel: doprowadzić nas do cholery i utrzymywać nas w owej cholerze tak długo, aż oni będą mieli pewność, że nam pozostanie już tylko to, albo ewentualnie wyjście do sklepu na zakupy.
Nie wiem, jak wygląda sytuacja w innych regionach kraju, ale w Katowicach jest tak, że między piłkarskimi drużynami GKS-u Katowice i Ruchu Chorzów prowadzona jest nieustanna wojna. Jeśli ktoś się lokalną piłką nożną nie interesuje, to ma spokój, natomiast jeśli owszem, to musi zauważyć, że mury Katowic w wielu miejscach są ozdobione postawioną do góry nogami literką „R”. I ja się domyślam, że sens tych obrazków jest taki, by każdy kibic Ruchu Chorzów, ile razy zobaczy to odwrócone „R” dostał autentycznego szału, no i żeby z tego szału urodziło się coś jeszcze. O wiele ważniejszego, niż jakaś głupia piłka. Otóż moim zdaniem, ile razy dowiadujemy się, że Jan Gross powiedział, że Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców, czy że rosyjski ambasador wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że II Wojna Światowa była wynikiem sojuszu Polski z Hitlerem, czy choćby tego, że Katastrofa Smoleńska to skutek alkoholizmu Lecha Kaczyńskiego i jego kumpli generałów, jesteśmy traktowani jak najbardziej tępi kibice Ruchu Chorzów, i niestety obawiam się, że bardzo skutecznie.
W związku z tym, apeluję serdecznie, zachowajmy postawę wyprostowaną, a ów szyderczy uśmiech niech nie opuszcza naszych twarzy choćby na moment. Oni naprawdę nie mają nic poza tym kijkiem i tą kratą.



Przypominam, że wszystkie moje książki są do kupienia wyłącznie w księgarni na stronie www.coryllus.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...