Dziś, kolejny felieton z „Warszawskiej gazety”. Temat po tygodniu trochę już zużyty, ale myślę, że wciąż warto. Jeśli ktoś nie miał okazji, zapraszam.
Ostatnie dni zdominowane zostały w kraju przez trzy tematy, choć różne, to w perwersyjny sposób ze sobą powiązane. Otóż od czasu gdy Andrzej Duda na serio rozpoczął swoją kampanię i pokazał, że jest jak najbardziej w stanie ująć za kołnierz Bronisława Komorowskiego, wywlec go z Pałacu Prezydenckiego i wyrzucić na ulicę między te pety i flaszki po wodzie mineralnej, przede wszystkim wzmogła się dramatycznie histeria związana rosyjskim zagrożeniem dla Polski, no i może przede wszystkim film „Ida” otrzymał Oscara i w ten sposób zobaczyliśmy, jak zachowanie status quo nie dość, że uchroni nas przed Rosją, to jeszcze zachowa polską kulturę na ścieżce i na kursie.
Ponieważ sprawę kampanii Andrzeja Dudy mamy już, jak sądzę, załatwioną przez polityczny spryt Jarosława Kaczyńskiego i osobiste talenty samego już kandydata, a Putin napadający na Polskę to idiotyzm tak wyjątkowy, że wstyd jest to komentować, chciałbym zwrócić uwagę na ten drugi z gestów, jakimi raczy nas reżimowa propaganda, czyli aferę z „Idą”.
Z dyskusji, jaka się toczy w mediach, można zrozumieć, że polska kinematografia próbuje podbić międzynarodowy rynek produkowaniem coraz to nowszych historii na temat czegoś, co określane jest już tu i ówdzie terminem „polski holocaust”, a „Ida” jest inwestycją o tyle cenniejszą, że wreszcie udało się zebrać wystarczająco duże środki i rozdysponować je na tyle umiejętnie, by ów szczególny przekaz został nagrodzony Oscarem. A zatem – zdrada.
A ja sobie myślę, że choć ten element jest tu oczywisty, warto zwrócić uwagę na wszystko to, co nastąpiło już po oscarowej nocy, a więc na próby wkomponowania owej nagrody w kampanię prezydencką Bronisława Komorowskiego przez nieustanne powtarzanie opinii, jakoby ów sukces pokazywał nam wszystkim, jak to przez minione 25 lat Polska zdobyła sobie mocną pozycję w świecie, już nie tylko, jako równoprawny uczestnik globalnej polityki, ale również znacząca część światowej kultury. Oczywiście, czytelnicy „Warszawskiej Gazety” wiedzą doskonale, że problem z „Idą” nie tyle dotyczy samej treści tego filmu, celów, dla których on został wyprodukowany i powodów, które kazały go nagrodzić aż „Oscarem”, lecz tego, że jest to po prostu film słaby, nieciekawy, źle zagrany i kompletnie pusty. Nawet owe czarno-białe zdjęcia, które rzekomo robią tak wielkie wrażenie, nie są w stanie się równać z pierwszym lepszym polskim filmem z lat 60. A więc cała propagandowa akcja na rzecz III RP, z jaką dziś mamy do czynienia, to jest przysłowiowy strzał kulą w płot.
W pooscarowej już wypowiedzi, aktorka grająca rolę Idy przyznała, że ona samo ogłoszenie nagrody dla „Idy” przegapiła, bo akurat z inną aktorką poszły do baru się napić. I moim zdaniem, zdarzenie to dobitnie pokazuje, z czym my tu mamy do czynienia. To jest właśnie ten poziom. Poziom wyznaczany przez ów „polski holocaust”. Flaszka i prezydencka kampania Bronisława Komorowskiego.
Bardzo zachęcam do kupowania moich książek , dostępnych na stronie www.coryllus.pl. Wedle uznania, a więc, czy to „Kto się boi angielskiego listonosza” o języku angielskim, czy „Rock and roll” o muzyce, czy „Marki, dolary, banany” o miłości, czy wreszcie wybór z tych tu felietonów. I tak to będzie strzał w dziesiątkę.
Bardzo zachęcam do kupowania moich książek , dostępnych na stronie www.coryllus.pl. Wedle uznania, a więc, czy to „Kto się boi angielskiego listonosza” o języku angielskim, czy „Rock and roll” o muzyce, czy „Marki, dolary, banany” o miłości, czy wreszcie wybór z tych tu felietonów. I tak to będzie strzał w dziesiątkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.