poniedziałek, 26 maja 2014

Gdy System pokazuje swoją wstrętną twarz

Jeśli idzie o wczorajsze wybory, a przyznać należy, że – choćby ze względów historycznych – bez komentarza ich zostawić nie wypada, muszę przyznać, że po raz pierwszy raz od czasów PRL-u pojawiła się w mojej głowie myśl, by machnąć na nie ręką. Proszę mnie nie zrozumieć źle: ja nawet nie brałem pod uwagę, że mogę na te wybory nie pójść, że mogę oddać nieważny głos, lub że mogę zagłosować na kogokolwiek innego niż na Bolesława Piechę, niemniej w pewnym momencie faktycznie pomyślałem sobie, że tu te matury, tu jeszcze trzeba znaleźć czas żeby pójść do kościoła, tu człowiek chętnie posiedziałby w domu, więc może by tak faktycznie sobie tym razem to wszystko darować?
No i jeszcze coś nowego. Moja młodsza córka już parę miesięcy temu oświadczyła, że ona na te wybory nie idzie, bo by jej było wstyd przed samą sobą. Ja oczywiście wolałbym, żeby się ona aż tak nie nadymała, ale jednak ją zrozumiałem, deklarację ową przyjąłem i nawet okiem nie mrugnąłem. Tu akurat jej sumienia łamać nie planowałem. Poszliśmy więc głosować bez niej, zgodnie z zasadą sformułowaną przez Korwina-Mikkego – wreszcie udało mi się dowiedzieć, że to się w ogóle odmienia – że rodziny głosują identycznie, jak głowa domu, mój syn zagłosował tak, jak moja córka, moja żona, tak jak mój syn, a ja tak, jak żona i wybraliśmy tego Piechę – człowieka, który w pewnym momencie życia znalazł w sobie tyle Łaski, by wyrwać się z prawdziwego piekła, a w związku z tym zasługuje na nasz każdy najlepszy gest, no a potem przynajmniej ja zająłem się swoimi sprawami, ani na nic nie licząc, ani się niczego nie bojąc.
I przyznam znów bardzo szczerze, że gdyby pierwsze, podane przez telewizję wyniki, były odwrotne, gdyby się okazało, że to PiS jednak uzyskał ten jeden procent nad Platformą, byłbym bardzo rozczarowany i smutny, bo za ten jeden procent to ja swoim rodakom serdecznie dziękuję, ale się obędę. Gdyby wczoraj wieczorem to PiS prowadził przed Platformą jednym procentem, a Jarosław Kaczyński ogłosił, że on bardzo dziękuję Polakom, że mu okazali takie zaufanie i potwierdzili jego przywództwo, to ja bym chyba już więcej na żadne wybory nie poszedł (w końcu mam już swoje lata i nie bardzo umiem sobie wyobrazić, by układ jaki dziś mamy, za mojego życia miał się jeszcze zmienić). Ale też gdyby nie wczorajsza wieczorna wypowiedź Donalda Tuska, który z powodu tego jednego procentu zaczął się znów koronować na ojca narodu, gdyby nie histeryczne wręcz demonstracje triumfu ze strony ludzi takich jak Julia Pitera, Ewa Kopacz, gdyby nie bardzo wreszcie przebiegłe analizy reżimowych socjologów wskazujących, że ten jeden procent nie ma znaczenia, bo liczy się wyłącznie znak, dziś pozostawałbym równie niewzruszony, jak niewzruszony byłem wczoraj. A tak, czuję dziś szczerą bardzo i niemal grzeszną satysfakcję. I już nie mogę się doczekać, aż usłyszę kolejne kłamstwa wylewające się z tych czarnych ust, że znak się nie liczy, bo to wszystko jest tylko matematyka.
Trochę żałuję, że kiedy po przeliczeniu 30 procent głosów PiS wyprzedził Platformę o 7 procent, nie mogłem patrzeć, jak kolejni z tych durniów schodzą na zawał, czy wylew. To by było coś. W sytuacji, gdy dla nich ów znak ma takie znaczenie, a jeszcze znak tak mocny, to nie ma nic piękniejszego widzieć, jak ów znak ich zwyczajnie zabija. No ale kiedy to się działo, spokojnie sobie spałem i ani tego nie widziałem, ani żadnych gulgotania nie słyszałem. I dziś już widzę, że System tego napięcia nie wytrzymał i wynik skorygował do poziomu, który mieliśmy jeszcze wczoraj. Trochę mniej więcej tak, jak to miało miejsce przy wyborach prezydenckich w 2010 roku. Do wieczora jeszcze trochę czasu zostało, więc wszystko przed nami. A ja, tak jak wczoraj w ciągu dnia i dziś, znów ani na nic nie czekam, ani niczego się nie boję.
Natomiast mam parę już bardzo indywidualnych refleksji odnośnie wyników tych wyborów. Przede wszystkim, sukces Korwina z jego punktu widzenia jest autentycznie historyczny. Chyba jeszcze nigdy dotychczas – no, może poza rokiem 1993 – ten dziwny człowiek nie miał okazji zademonstrować swojej przydatności i skuteczności z taką siłą, jak tym razem. System powinien być z niego dumny.
Bardzo jestem dumny z obywatelskiej postawy mieszkańców Bydgoszczy, którzy, co by o nich nie mówić, pokazali, że są rzeczy ważniejsze, niż brutalna propaganda i bezczelna przemoc. Nawet jeśli chodzi tylko o coś tak skromnego, jak nazwa ich miasta. A jednocześnie, widząc, że Jan Vincent Rostowski jednak zdołał sobie od wczoraj załatwić ten awans i że najwidoczniej są rzeczy, na które w konfrontacji z zawziętością Systemu, my już nigdy nie będziemy mieli wpływu, znów odczuwam autentyczny lęk.
Czuję autentyczny wstyd za mieszkańców Lublina, którzy pokazali, że im naprawdę jest wszystko jedno. Potwierdzam swoją najwyższą pogardę dla Ślązaków, którzy, nawet po tym, jak im System usunął sprzed nosa Kazimierza Kutza, pokazali, że im to w najmniejszym stopniu nie przeszkadza, bo oni i tak znajdą sposób, by pokazać swoje zniewolenie i znajdą kogoś, na kogo będą mogli tłumnie – owym tradycyjnym, śląskim, owczym pędem – zagłosować. Cieszę się bardzo, że poniósł tak piękną porażkę Paweł Zalewski; miło mi słyszeć, że Twój Ruch przepadł z takim hukiem; dobrze wiedzieć, że przegrali Jarosław Gowin i Andrzej Zybertowicz, a drugiej strony źle bardzo, że Bogdanowi Zdrojewskiemu udało się tak wyraźnie pokazać, że wystarczy przekroczyć granice przyzwoitości na poziomie dotychczas nieznanym, by za to odebrać swoją nagrodę. Ten popis był szczególnie przykry do zaakceptowania.
No i wreszcie miło mi widzieć, że, co by o nich nie mówić osobno, drużyna wystawiona przez Prawo i Sprawiedliwość robi zdecydowanie najlepsze wrażenie. Co by o nich nie mówić, to jednak prof. Legutko, czy prof. Krasnodębski z jednej strony, a Julia Pitera, czy Barbara Kudrycka, czy Marek Plura z drugiej nie pozostawiają miejsca na jakikolwiek komentarz.
A więc, jak widzimy, tak czy inaczej, pozostają nam już tylko te najdrobniejsze satysfakcje i trochę ponure smuteczki. I, jak mówię, nawet nie warto się nimi za bardzo przejmować, zwłaszcza gdy mamy świadomość, że dzień jest długi i pod wieczór może się równie dobrze okazać, że to jednak Platforma przegoniła PiS o całe 7 procent. Skupmy się więc na sprawach ważnych, na znakach, które mają znaczenie, a więc choćby na tym, że Wojciech Jaruzelski już w Krainie Grzybów.

Dla przypomnienia, wszystkie moje książki są do nabycia na stronie www.coryllus.pl. Polecam, zachęcam i gwarantuję pełna satysfakcję. A gdyby ktoś zechciał wesprzeć ten blog bezpośrednio, pod podanym obok numerem konta, będe bardzo szczerze zobowiązany. Dziękuję.

4 komentarze:

  1. No tak Janusz Kowrwin Mikke to hipokryta wystawiony przez system, któremu należy splunąć w twarz, a Bolesław Piecha, człowiek, który przeprowadził 1000 aborcji jest bardziej wiarygodny i należy na niego głososować. Rzeczywiście być może Korowin to jest podejrzany typ, ale Piecha to też nie jest wzór napewno.

    OdpowiedzUsuń
  2. @asdf64832
    To wyjątkowe podłe z Twojej strony wypominać mu te aborcje, z których się wyspowiadał, za które żałował i które odkupił jak tylko potrafił. Nawet nie chce mi się cytować Ci słów Jezusa w tej sprawie. Nie jestem pewien, czy zrozumiesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. @asdf64832
    To wyjątkowe podłe z Twojej strony wypominać mu te aborcje, z których się wyspowiadał, za które żałował i które odkupił jak tylko potrafił. Nawet nie chce mi się cytować Ci słów Jezusa w tej sprawie. Nie jestem pewien, czy zrozumiesz.

    OdpowiedzUsuń
  4. @asdf64832
    To wyjątkowe podłe z Twojej strony wypominać mu te aborcje, z których się wyspowiadał, za które żałował i które odkupił jak tylko potrafił. Nawet nie chce mi się cytować Ci słów Jezusa w tej sprawie. Nie jestem pewien, czy zrozumiesz.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...