środa, 4 września 2013

Wieża Spadochronowa, czyli o żywności genetycznie zmodyfikowanej

W minioną niedzielę, na swoim blogu w Salonie24 opublikowałem tekst zatytułowany „Wieża Spadochronowa, czyli gdy umiera pamięć”. Dlaczego postanowiłem umieścić go tam, a nie tu? Powód był jeden. Otóż uznałem, że temat jest tak ważny od strony, że tak to ujmę, dziennikarskiej, że byłoby dobrze, gdyby on trafił nie tylko do tych z nas, którzy gromadzimy się tutaj, ale również – a może przede wszystkim – do nich, którzy nie mają o niczym pojęcia, a mieć je powinni. I, jak się okazuje, trafiłem dokładnie tam, gdzie trafić chciałem.
Pozwolę tu sobie na bardzo krótki akapicik, w którym dla tych, którym się nie chce zaglądać do Salonu, przedstawię temat. Otóż poszło o to, że był dzień 1 września, a więc rocznica wybuchu II Wojny Światowej, no i okazja, kiedy to w naszym Parku, pod Wieżą Spadochronową, rok w rok od zawsze odbywają się centralne rocznicowe uroczystości… i okazało się, że tym razem wszystko się ograniczyło do parominutowej wizyty prezydenta Uszoka i kilku generałów pod pomnikiem pomordowanych harcerzy, którzy, bez obecności mediów, bez kamer, bez jednego aparatu fotograficznego, złożyli kwiaty i odjechali. Podobnie w naszym garnizonowym kościele, po raz pierwszy od czasu, jak sobie jestem w stanie przypomnieć, władze miejskie, wojewódzkie, i wojskowe nie przysłały żadnych delegacji. Zero. Przedstawiłem sytuację, no i dalej już, dzieliłem się odpowiednimi refleksjami.
Przy okazji tego tekstu, pojawiła się sprawa naszej Wieży Spadochronowej, która przez całe PRL, a więc moje szczenięctwo, okres młodzieńczy, ale też późniejszy, wchodzący już w lata dzisiejszej liberalnej demokracji, pozostawała niezmiennie pamiątką bohaterskiej obrony Katowic przed niemiecką agresją przez grupę harcerek i harcerzy, no i przede wszystkim ich męczeńskiej śmierci.
I to też był powód, dla którego pomyślałem, że z większym pożytkiem będzie opublikowanie tego tekstu tam, a nie tu, bo tu akurat sprawę tej Wieży – choćby z książki o biustonoszu – zna o wiele więcej osób. Jaką sprawę? Tę mianowicie, że legenda katowickich harcerek i harcerzy, wraz z nadejściem nowej, solidarnościowej władzy, zamiast jeszcze bardziej rozkwitnąć i awansować do pozycji legendy narodowej, by już nie wspominać o poziomie bardziej uniwersalnym, zaczęła być spychana do roli zwykłej ludowej bujdy.
Strasznie to ciekawe i jednocześnie przygnębiające. Mamy tę Wieżę, mamy ten pomnik, mamy tę tablicę, mamy też tę historię, która przeżyła naprawdę wiele prób wody, ognia i powietrza, no i mamy wreszcie te regularnie organizowane, jak najbardziej oficjalnie, uroczystości, nie gdzie indziej jak właśnie w tym Parku i w tym miejscu, a jednocześnie, równie oficjalnie i równie powszechnie, sączy się do publicznego przekazu informację, że tak naprawdę to wszystko jest komunistyczne kłamstwo. Nie było żadnej wieży, nie było harcerzy, nie było nawet Niemców – a przynajmniej nie wtedy i nie tam. Czy można wyobrazić sobie sytuację bardziej perwersyjnie pokręconą?
Nie wracałbym pewnie do tej kwestii, bo przede wszystkim uważam, że ona jest zbyt ciężka do przeżywania na poziomie czysto metafizycznym, a przez to niekoniecznie ciekawa dla tych z nas, którzy i tak już są pełni zmartwień, a poza tym sam nie bardzo wiem, jak się za to zabrać. No bo spójrzmy raz jeszcze: czy można sobie wyobrazić coś równie zafałszowanego, jak to, co się dzieje wokół legendy owej katowickiej Wieży Spadochronowej? Ona tam stoi, pięknie odmalowana i wzmocniona, poważna jak owa śmierć sprzed lat, z tym pomnikiem, tak oczywistym i jednoznacznym, z tymi regularnie tam składanymi kwiatami i palonymi świeczkami, z tą ludzką pamięcią, której nie sposób wymazać, a jednocześnie wokół aż dudni owo milczenie i szyderczy uśmiech, że przecież to wszystko tak tylko na niby. Po co? A kogo to obchodzi, po co? Ot tak. Nie po raz pierwszy przecież i nie ostatni.
A więc nie sądziłem, że będę do tematu wracał, jednak dziś kolega Sorbifer, tam właśnie, pod tamtą notką, zamieścił link do artykułu umieszczonego dziś na portalu braci Karnowskich wpolityce.pl, o katowickiej Wieży Spadochronowej właśnie – swoją drogą, co za zbieg okoliczności, prawda? – zatytułowanego „Od kilku lat karmieni jesteśmy doniesieniami, że walki o Wieżę Spadochronową w Katowicach to mit, wytwór ‘komunistycznej propagandy’”.
Cały tekst nieznanego mi Wojciecha Kempy, zgodnie zresztą z zapowiedzią zawartą w tytule, rozprawia się dokładnie i bezlitośnie ze świeżego chowu usiłowaniami wyrzucenia z naszej pamięci historii o tamtych harcerzach i ich ofierze, natomiast to co mnie w tym uderzyło najbardziej, to nawet nie to, że redaktorzy WPolityce nie są w stanie zająć się swoją robotą na poważnie, o ile nie zdopinguje ich do tego skromny bloger, ale owe dwa akcenty w tytule: „od kilku lat jesteśmy karmieni”, oraz „komunistycznej propagandy”.
Otóż, przepraszam bardzo, ale co tu się do ciężkiej cholery, dzieje? Przecież to jest już jakieś piekło. Ja rzeczywiście o tym, co się stało 4 września 1939 w Parku Kościuszki w Katowicach wiem od komunistów, a więc od, jak najbardziej, komunistycznej propagandy. Z tej właśnie propagandy czerpałem swoją wiedzę na wiele różnych spraw, nie tylko jak idzie o harcerzy z Wieży Spadochronowej, i do dziś tę wiedzę zachowuję. Tę propagandę wciskano mi w szkole podstawowej, w Pałacu Młodzieży im. Bolesława Bieruta, a później już w liceum, a też czasem i już na studiach. I ja wcale tu nie mówię o polityce; mam na myśli tylko i wyłącznie wiedzę. Na przykład wiedzę o Wieży Spadochronowej.
I oto dziś portal WPolityce podaje sugestię, że ta nasza dzisiejsza, tak zwana, „Nowa Polska”, fałszując historię, której uczono za „Polski Starej”, w sposób oszukańczy zwala winę na „komunistyczną propagandę”? Przecież to jest dopiero news! Bo cóż się zatem okazuje? Że te wszystkie nasze wcześniejsze obawy, że historia wraca rzeczywiście w formie parodii, były jak najbardziej uzasadnione. Mamy oto taki portal jak WPolityce, gdzie można by się spodziewać raczej informacji, że dzisiejsze media to czystej wody „propaganda komunistyczna”, lub że „komuna wraca”, czy że „ubeckie media fałszują polską historię”, a tymczasem nagle się okazuje, że to fałszerstwo się dokonuje na „tamtej” historii – peerelowskiej, ubeckiej, komuszej. I, co gorsza, inaczej być nie może, bo faktycznie to nie „komuchy” fałszują naszą „solidarnościową”, ale my fałszujemy ich historię, i to fałszujemy rzeczywiście, bez żadnych wątpliwości.
Rzućmy jeszcze raz okiem na tytuł artykułu Kempy: „Od kilku lat karmieni jesteśmy doniesieniami, że walki o Wieżę Spadochronową w Katowicach to mit, wytwór ‘komunistycznej propagandy’”. Mam nadzieję, że każdy, kto czyta te moje dzisiejsze refleksje, rozumie świetnie, o co mi chodzi. Ja bowiem bardzo bym chciał, żeby, skoro już redakcja, jak najbardziej naszego, portalu WPolityce zwróciła uwagę, że oto doszliśmy do miejsca, gdzie to nie oni fałszują polską historię, a my ten fałsz odkręcamy, ale że jest wręcz odwrotnie – to my tworzymy to kłamstwo, i gdyby nie oni, to nie mielibyśmy już nic. Nawet o Mickiewiczu i Sienkiewiczu niedługo będziemy mogli poczytać wyłącznie w starych, peerelowskich podręcznikach. I, biorąc pod uwagę fakt, że to jest zapewne dopiero początek, to jest wiadomość porażająca.

Bardzo wszystkich proszę o stałe wspieranie tego bloga. Jeśli tylko komuś czytanie tych tekstów daje satysfakcję, a ma tam coś luźnego, odpowiedni numer konta znajdzie tuż obok. Dziękuję.

8 komentarzy:

  1. O ile dobrze zrozumiałem to masz n myśli sytuację, kiedy współczesna historia byłaby gorsza od tej prlowskiej. Ja chyba u Ziemkiewicza lub innego naszego czytałem kiedyś, że prl tak na prawdę sie nie skończył, że on trwa dalej. Biedniejszy i bardziej desperacki, ale trwa w formie prostej kontynuacji pod inną nazwą. Jak ty myślisz?

    OdpowiedzUsuń
  2. @tpraw
    Ja to napisałem chyba wcześniej. Że on trwa w formie swojej własnej parodii. Ziemkiewicz nie ma w tej sprawie bladego pojęcia.

    OdpowiedzUsuń
  3. No ale to by oznaczało, że mają już taką biedę, że po prostu oszczędzają na czym się da. A pan Uszok zrobił co musiał, też zbytnio nie inwestując środków z własnego budżetu. Inne moje przemyślenia są takie, że jeśli ma być jakiś kolejny duży przełom to może szykują jakiś quasi powrót do twardszego PRL-u i żeby publika to przyjęła jak swoje trzeba im do cna obrzydzić to co jest. Najpierw syf i degrengolada, później zadymy i krew na ulicach a na koniec jakiś Bronisław Odnowiciel zaśpiewa nam pieśń pojednania przy wtórze chóru zielonych beretów. No bo co jeszcze innego? Centrala już nie panuje nad niczym. Mamy powoli coraz prawdziwszą wolność i to taką, która się zakończy wojną o pokój po którym kamień na kamieniu nie zostanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. @crimsonking
    Moja eoria jest taka, że System ma juz dość Tuska. Nawet gangi muszą mieć zapewniony pewien podstawowy komfort cywilizacyjny.

    OdpowiedzUsuń
  5. System swoją drogą a ludzie swoją drogą. Tusk się zużył jak za przeproszeniem spodnie w kroku. Ludzie odrzucają już propagandę to i władzę odrzucają. A jak pisałeś, zimna nienawiść z ludzi już wyłazi i będą chcieli widzieć Donald na haku. Co mniej umoczeni oligarchowie, już powinni szukać dojść do Jarosława bo później może być za późno. Gabriel ładnie w Bydgoszczy powiedział, "kto nie z Kościołem ten zdrajca". Ludziom się podobało. Im większe ciśnienie tym prostszy przekaz, słychać to wycie po wywiadzie Jarosława. A teraz nawet w sporcie kulejemy jak ostatnie niedojdy. Oby sposób Zagłoby na bicie Szweda się sprawdził.

    OdpowiedzUsuń
  6. PRL nakręcił film zaczepiający o tę wieżę http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/12416

    OdpowiedzUsuń
  7. @Przemko
    Należy się cieszyć, że za temat nie wzięły się ani III, ani IV RP. Film Kutza był tylko do dupy, natomiast tu byśmy - oprócz tego oczywiście - mieli jeszcze albo lesbijską miłość między dwiema harcerkami, albo sceny najbardziej okrutnego gwałtu.

    OdpowiedzUsuń
  8. @crimsonking
    Ja chciałbym się mylić, oczywiście,ale możliwe, że rok po wyborach ci sami nienawistnicy będą chcieli widzieć Jarosława głową w dół. Bo lud upodlony może niecierpliwy się okazać. A cudów po Jarosławie też się nie spodziewam, bo kto niby te jego pomysły ma zrealizować? Szabel tu trzeba...
    Podobnie wg mnie sprawa ma się z Kościołem. W PRL (jeszcze w latach 80-tych) wielu Polaków było blisko Kościoła, przynajmniej tak to wyglądało. I co mamy dzisiaj, po 24 latach podkopywania zaufania do księży, wyszydzania wartości przez System, wiernych i samych pasterzy?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...