niedziela, 5 maja 2013

Gdy mainstream powoli zdycha

Od wielkiej, wstrząsającej i tak dramatycznie symbolicznej budowlanej katastrofy w Bangladeszu minął już dziesiąty dzień, i wygląda na to, że najważniejsze polskie media znalazły wreszcie powód, by zacząć o sprawie wspominać. Czy przyczyną owego gwałtownego wzrostu zainteresowania tym niewyobrażalnym wręcz nieszczęściem było to, że liczba śmiertelnych ofiar przekroczyła 500, a, jak wiemy, istnieje pewien typ skretynienia, który pozwala człowiekowi reagować wyłącznie na przekaz najprostszy, i tu liczba 500 wydaje się być czymś równie niemal fantastycznym, co zdjęcie zakrwawionego ciała uzupełnione o fotografie zapłakanych twarzy tych, co przeżyli, czy może poszło o coś innego – nie wiem. Wiem natomiast, że sytuacja, w której organizacje tak potężne, jak „Gazeta Wyborcza”, Onet, TVN24, czy „Gazeta Polska”, bez śladu zawstydzenia, 10 dni po zdarzeniu, mówią nam: „A czy państwo słyszeli, że w zeszłą środę w Bangladeszu zginęło ponad 500 osób?”, to jest naprawdę nie byle co.
Trochę po to, by przypomnieć, w czym rzecz, ale też przez tę prostą prawdę, że są rzeczy, o których należy mówić za każdym razem, gdy tylko nadarzy się okazja, powiem raz jeszcze, o co chodzi. Otóż 24 kwietnia, w stolicy Bangladeszu Dhace, zawalił się ośmiopiętrowy budynek, w którym szyto ubrania z przeznaczeniem dla międzynarodowych sieci sklepów odzieżowych, takich jak Primark, czy Benetton. Rzecz w tym, że kiedy dzień wcześniej stwierdzono zagrożenie, ewakuowano obsługę mieszczących się w budynku sklepów i banku, natomiast szwaczkom kazano przyjść do pracy, jak co dzień. No i one akurat pracowały, kiedy wszystko runęło.
To jest jedno. Druga rzecz jest taka, że przez niemal tydzień po tragedii, główne polskie media, jeśli w ogóle informowały o tym, co się stało, to akurat tyle, by z jednej strony nikt broń Boże nie wpadł w zły nastrój, a jednocześnie, by zawsze można się było zasłonić tym, że jakaś tam informacja przecież była. Światowe agencje dzień po dniu donosiły o coraz wyższej liczbie zabitych, wiadomo już było, że ta liczba przekroczyła 400, a w Onet, TVN24 i TVP – niemal idealna cisza. Trochę mi żal, że nie czytam już „Rzeczpospolitej”. Mógłbym powiedzieć, na której stronie oni to podali.
Kiedy piszę ten swój dzisiejszy tekst, czytam, że bengalscy ratownicy doliczyli się już niemal 600 ofiar, i proszę sobie wyobrazić, że tę informację znalazłem na Onecie. Kiedy jednak pisałem o tym u siebie na blogu, a było to i tak już pięć dni po, wszystko co na ten temat wiedziałem, przeczytałem w angielskiej Wikipedii. Jak idzie o polskie strony, jedyne, co na ten temat znalazłem, to była notka na jakimś maleńkim lewicowym portalu o nazwie lewica24.pl. Dziś, jak mówię, wystarczy wpisać hasło „Bangladesz”, a na samej górze mamy dzisiejszy Onet. Wreszcie. 10 dni po 24 kwietnia!
A więc, co się stało? Za jaką przyczyną 10 dni od dnia, kiedy ten przesiąknięty ludzką krwią, potem i udręką budynek zamienił się w zbiorowy grób, nasi specjaliści od budowania idealnego społeczeństwa konsumenckiego, postanowili zmienić front? Otóż mam wrażenie, że wszystko jednak zaczęło się od tego bloga, a jeśli ktoś myśli, że mi się za dużo wydaje, jeśli sądzę, że ci mądrale z Onetu, czy TVN24 nie mają nic lepszego do roboty, jak śledzić to, co ja tu piszę, to go od razu spieszę uspokoić. Ja aż tak pewny swego nie jestem. Pojawił się tu natomiast pośrednik w postaci „Gazety Polskiej Codziennie”. Otóż, w czwartek 2 maja otrzymałem informację od jednego z czytelników, że o tym, co się wydarzyło w Bangladeszu, poinformowali „nasi”, a jak idzie o nich, to ja jednak biorę pod uwagę to, że jeden z drugim tu bywają. Ponieważ przy tym, przy całym moim szacunku dla Tomasza Sakiewicza i jego niezawisłości, niezależności i, że tak powiem, „offowości”, ten projekt to jak najbardziej poważna część mainstreamu, mam podejrzenie, że szefostwo TVN24, a za nim cała reszta tej bandy uznali, że nie da się dłużej udawać, że jest okay… no i mamy, to co mamy. Inaczej widzieć tego nie potrafię.
Na koniec, mam już tylko jedną refleksję. Jeśli niedługo nadejdą czasy, kiedy to każda kolejna informacja podana przez „Newsweek”, „Politykę”, TVP, czy Onet, lub TVN24, będzie się zaczynała od słów: „Jak się dowiadujemy z blogów…”, będzie to oznaczało, że jesteśmy już prawie w domu. A oni – i tu akurat mam na myśli jednych i drugich – w dupie. Już się nie mogę doczekać.

Jeśli ktoś znalazł w tym tekście źródło dobrych refleksji i zwykłej codziennej satysfakcji, bardzo proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję i proszę nie odchodzić.

4 komentarze:

  1. Być może masz rację, ja bym to jednak inaczej zinterpretował.
    Otóż system medialny potrzebował po prostu jakiegoś zapełniacza, jakiejś historii, która może wprowadzić odbiorcę w stan wzburzenia emocjonalnego.
    Tym się żywią media. Historiami, które wprowadzają odbiorcę w stan wzburzenia emocjonalnego. Tak jest na całym świecie, ale u nas jest to w sposób szczególny nasilone.
    W tym konkretnym przypadku media ruszyły z tematem, gdy się okazało, że hucpa zorganizowana przez prezydenta i współpracowników została generalnie wyśmiana. Mogę się mylić, bo ja w domu telewizora nie mam, a na takie portale jak Onet nie zaglądam, ale tak bym to interpretował na podstawie wcześniejszych doświadczeń.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Andrzej.A
    Wciąż jednak pozostaje pytanie, dlaczego oni trzymali coś tak niebywałego na ekstra okazję? Ja tego nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie dzisiaj spotkało ciekawe doświadczenie ściśle związane z tym tematem. Otóż uczestniczyłem w spotkaniu handlowym, w którym obecny był pewien dżentelmen z Bliskiego Wschodu. Nadto dwie osoby tutejsze, z zawodu handlowcy, no i ja. Wszystkich rozmówców znam od dłuższego czasu.
    Dodam, że spotkanie nie miało absolutnie nic wspólnego z obrotem jakimikolwiek produktami tekstylnymi, ani z jakimkolwiek handlem na kierunku Bangladeskim.

    Absolutnie bez mojej inicjatywy, czy najlżejszego choćby sugerowania tematu, jeden z tych handlowców wyraził w swobodnej rozmowie oburzenie tym embargo informacyjnym dotyczącym omawianej tutaj bangladeskiej tragedii.

    Oburzenie rozciągnął z zakresu samej katastrofy na ogólne zagadnienia globalizacyjne. Pozostali chętnie temat podjęli (ja z ciekawości milczałem) i w sumie zapis ich dialogu oraz oceny spokojnie mogłyby tutaj pasować także w odniesieniu do ocen "załganych" mediów.

    Co mnie szczególnie podbudowało, to ich wysoki poziom fachowej i aktualnej ich orientacji odnośnie sytuacji gospodarczej w Bangladeszu a także odnośnie samego miejsca katastrofy. Skoro sami tam akurat żadnej aktywności nie przejawiają, to musieli spontanicznie "douczyć się" pod bezpośrednim wpływem wrażenia wywołanego wprost przez tę katastrofę i związane współczucie. No, a my tutaj wiemy, iż na pewno nie douczyli się z mediów, ani ich współczucia akurat media nie wywołały.

    Postanowiłem to opisać, bo my tutaj często podlegamy fałszywemu wrażeniu jakiejś alienacji. Z drugiej strony, ciągle jest w nas nadzieja, iż nasz naród jak lawa ... itd., co akurat dzisiaj udało mi się doświadczyć. Tym ciekawiej, że jutro matury z polskiego ...

    OdpowiedzUsuń
  4. @orjan
    Ciekawe te bardzo. No i cenne dla nas wszystkich.
    Co do matur, wiem. Młodsza Toyahówna jutro pisze.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...