Tak się złożyło, że mój stały zwyczaj ograniczania kontaktów ze służbą zdrowia do pojawiania się w rejonowej przychodni po odbiór recept na lekarstwa, jak to określa pani Toyahowa, na podtrzymanie życia, został ostatnio zakłócony przez konieczność przeprowadzenia zabiegu wycięcia pewnego podejrzanie zachowującego się znamienia na ramieniu. W związku z tym, spędziłem tam odpowiednią ilość godzin, najpierw stojąc w kolejce do rejestracji, następnie w kolejce do zabiegu, wreszcie w kolejce po zdjęcie szwów.
Pierwsza refleksja jest taka, że, jak idzie o to, gdzie System póki co nie sięga, a mam tu na myśli relację lekarz-pacjent, wszystko działa idealnie. Człowiek, który mi wycinał tego pieprzyka, był zarówno bardzo uprzejmy, rozmowny i wesoły, jak i robił wrażenie odpowiednio do tej swojej roboty przygotowanego, w dodatku poczekalnia, gdzie spędzałem wszystkie te godziny była jasna, czysta, a ludzie, którzy przyszli tam razem ze mną – grzeczni i życzliwi.
I oto proszę sobie wyobrazić, że było tak. Stoję w tej kolejce, tu jakaś staruszka, tu z kolei chłopak z dziewczyną, tam jakaś dziewczyna w dżinsach z dziurami, przede mną autentyczny, śmierdzący menel, a za mną typowy „IT specialist” z komórką, przez którą nieustannie udziela komuś porad, typu, co trzeba kliknąć, co otworzyć i jaki kod gdzieś wpisać, żeby coś tam zadziałało. W pewnym momencie, zirytowany czyjąś niekompetencją, sączy do słuchawki: „Daj mi Wojtka, bo już mi się nie chce ci dalej tłumaczyć”. Wojtka nie ma, więc IT specialist wyłącza telefon i zwraca się do pani w rejestracji: „Ile jeszcze będę czekał?” Ona spokojnie i grzecznie odpowiada: „No wie pan, trochę trzeba poczekać”, na co on: „Co to znaczy trochę? Przecież to nie jest odpowiedź na moje pytanie”. W tym momencie do rozmowy włącza się menel i mówi: „Co pan zrobisz? Takie życie, że to tu to tam każą czekać”. Ten na menela patrzy tak, jakby ktoś mu nasrał na klawiaturę komputera i rzuca z lekceważeniem: „Dobra już, dobra. Nie wtrącaj się”.
I to jest dla mnie problem. Wygląda na to, że mimo naprawdę bardzo szeroko i profesjonalnie zorganizowanej akcji, by Polskę doprowadzić do stanu takiego zdziczenia, by, gdy już nadejdzie odpowiedni czas, to, co z niej pozostanie, zwyczajnie sprzedać, na poziomie, którego System jakimś cudem jeszcze nie zdążył dotknąć, wszystko jakoś trwa. Lekarze leczą, nauczyciele – przynajmniej niektórzy z nich – starają się coś tam tym biednym dzieciom powiedzieć, kierowcy autobusów przyjeżdżają na przystanki na czas i próbują na czas z nich odjeżdżać. A co najciekawsze, pomijając przypadki najbardziej drastyczne, jak ten, że gdzieś jakiś działacz Platformy Obywatelskiej kogoś zamordował, lub rzucił się na ludzi z siekierą, czy że jakiś obłąkaniec po raz kolejny pojawił się na procesji Bożego Ciała, żeby modlących się ludzi wyprowadzić z równowagi, ludzie podchodzą do siebie wzajemnie z pełnym zrozumieniem wspólnoty losów. I oto pojawia się taki, jak wyżej opisałem buc z telefonem i pokazuje nam wszystkim, dokąd to wszystko ma prowadzić.
W ramach mocno ostatnio intensywnych w naszych prawicowych mediach szyderstwach z tak zwanych lemingów, pojawiły się obrazki par wyglądających jak Barbie i Ken, z sugestią, że oto typowi wyborcy Platformy Obywatelskiej; oto typowe lemingi, a więc ci, którzy pozwalają, by, dopóki oni mają nielimitowany dostęp do swoich galerii handlowych i kredytów bankowych ograniczanych tylko przez dział windykacji, wszystko powoli gniło. Otóż proszę sobie wyobrazić, że ja ten typ ludzi tam w tej mojej kolejce widziałem. Oni zachowywali się, jak każdy z nas. Uśmiechali się, byli grzeczni, odpowiadali dzień dobry i do widzenia, jak trzeba było nawiązywali zwykłe małe rozmowy z sąsiadami. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że to nie oni stoją za tym nieszczęściem. To ten 65-letni mężczyzna, który dziś gdzieś rzucił się na świąteczne dekoracje, no i ów specjalista od klikania ze swoim telefonem. To on. Człowiek, który reaguje już tylko na bat trzymany w ręku przez swojego coacha. Miejmy na niego oko. Nie dajmy się zwieść.
Jeszcze raz przepraszam za mocno spowolniona ostatnio aktywność. Obiecuję, że się podniosę. Tymczasem bardzo proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję za zrozumienie i wytrwałość.
Jeszcze raz przepraszam za mocno spowolniona ostatnio aktywność. Obiecuję, że się podniosę. Tymczasem bardzo proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję za zrozumienie i wytrwałość.
Znam takich IT cośtam z przychodni abonamentowych.Tam to dopiero mogą rozwinąć skrzydła - reklamacje przy opóźnienach, dzikie awantury w recepcji(bo oni przecież płacą - choć tak naprawdę 99% abonamentów fundują pracodawcy).
OdpowiedzUsuń