wtorek, 7 maja 2013

O cwaniakach w bokserskich rekawicach i pościeli Beatlesów

Nie mam bladego pojęcia, jak się realizuje rynkowy sukces tygodnika „Do Rzeczy”, a tym samym, nie umiem powiedzieć, ilu z nas zwróciło uwagę na okładkę najnowszego numeru owego pisma. Na wszelki więc wypadek, króciutko powiem, w czym rzecz. Otóż najpierw widzimy zdjęcie, wyedytowane w taki sposób, by widać na nim było każdy najdrobniejszy, zwykle w sposób naturalny ignorowany, szczegół, Bronisława Wildsteina. Wildstein ma na sobie skórzaną kurtkę, ręce trzyma w pozycji bokserskiej, twarz ułożoną w wyraz typu „A teraz, kurwa, który?”, a kompletu dopełniają przerzucone na szyi bokserskie rękawice. A obok tekst: „Wildstein oskarża. Siedem głównych grzechów polskich mediów”.
Po tym, jak Paweł Lisicki swego czasu udzielił wywiadu magazynowi „Press” i przy okazji pozwolił sobie wziąć udział w sesji zdjęciowej, podczas której, niczym Houdini, wyplątuję się z więzów niewoli, czym pobił, wydawałoby się nie do pobicia, rekord Julii Pitery, kiedy ta z kolei dała się sfotografować „Newsweekowi” przebrana za szeryfa ze westernu, postanowiłem, że, jak idzie o tak zwanych „naszych”, już nic nigdy mnie nie zdziwi. I rzeczywiście, widok Wildsteina jako tego, co to, kurwa, nie zna litości, mnie ani nie zaskakuje, ani nawet nie martwi. Wiem bowiem, że to wszystko, to jest zwykły handel w najbardziej podstawowym sensie, a więc z budą, towarem, i odpowiednią tabliczką.
W tej sytuacji, nie pozostaje mi nic innego, jak opowiedzieć skromną, choć jak najbardziej autentyczną, historię o pewnym niezwykłym geszefcie.
Otóż niemal 50 już lat temu, w roku 1964, kiedy Beatlesi odbywali swoją pierwszą trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych, dwóch bardzo przedsiębiorczych młodych ludzi, Richy Victor and Larry Einchorn postanowiło zrobić interes życia, i zarobić bardzo duże pieniądze na histerii, jaką Beatlesi powodowali. Otóż wpadli oni na coś, co wydawało się planem doskonałym: wymyślili mianowicie sobie, że zgłoszą się do paru z hoteli, w których Beatlesi mieli spać, i kupią od właścicieli pościel, na której George, John, Paul i Ringo spali. Następnie potną materiał na parocentymetrowe kawałki i będą je sprzedawać po dolarze za sztukę.
Oczywiście cały projekt został wcześniej odpowiednio zabezpieczony logistycznie. Tuż po tym, jak Beatlesi opuszczą swoje apartamenty, drzwi do pokoju zostaną zapieczętowane, a następnie do środka wejdą prowadzeni przez Einhorna i Victora dyrektor hotelu, wynajęci prawnicy, oraz specjalnie na tę okazje powołani świadkowie, i dojdzie do uroczystego przekazania pościeli.
Następnie zostaną sporządzone odpowiednie oświadczenia, na których zostanie potwierdzone odpowiednim prawniczym językiem, podpisami oraz pieczątkami, że przedstawiony kawałek materiału jest jak najbardziej autentyczny, i w końcu, po pocięciu tych szmat na małe kwadraty, pod spodem każdego zaświadczenia przelepiony zostanie kwadracik z napisem: „John spał tutaj”, lub „Paul spał tutaj”, „George spał tutaj”, lub „Ringo spał tutaj”. Wszystko odbyło się gładko i pościel Beatlesów trafiła do sklepów.
Owa niezwykła oferta została zauważona przez ogólnokrajowe media, o kawałkach pościeli, na której spali Beatlesi, mówiono w telewizji, pisano w gazetach, rozprawiano na tak zwanym mieście. Doszło nawet do tego, że o wydarzeniu poinformował w swoim telewizyjnym show sam Walter Cronkite, a więc ktoś, kim u nas bardzo chciałby być Tomasz Lis. Ponieważ Victorowi i Einhornowi udało się pociąć zakupioną za tysiąc dolarów z drobnym hakiem pościel na 164 tysiące kawałeczków, obaj biznesmeni już czuli 164 tysiące dolarów w swoich kieszeniach.
I w tym momencie nastąpiły dwie rzeczy. Pierwsza to taka, że praktycznie nikt nie kupił pościeli Beatlesów. Z tego, co po latach wspominał Victor, wiemy, że oni w sumie sprzedali około tysiąca tych zaświadczeń, nie odzyskując nawet wydanych na całe przedsięwzięcie pieniędzy, w tym jedno z nich dla swojego synka zakupił sam Walter Cronkite, właśnie podczas programu, w którym Einchorn i Victor zachwalali swój produkt.
A więc, to było jedno. Druga rzecz była może jeszcze gorsza. Otóż Einchorn i Victor otrzymali pismo od nowojorskiego prawnika Beatlesów, który ich poinformował, że to, co oni robią, wyrządza wielkie szkody jego klientom, i ostrzegł ich, że jeśli natychmiast nie zaprzestaną swojej „bezprawnej i nieautoryzowanej działalności”, pójdą siedzieć.
Jakaż tej historii nauka płynie dla nas wszystkich? Jedyne co mi przychodzi do głowy, by ją jakoś krótko opisać, to słynny cytat z Abrahama Lincolna: „Niektórych można oszukiwać wiecznie, a przez jakiś czas wszystkich; wszystkich wiecznie oszukiwać się nie da”. Jak ta zasada działa w praktyce, tego nie wiem. Nie wiem też, jak płyną te fale, kiedy wzbierają i kiedy się uspokajają, ani też wreszcie, dlaczego ludzie, którzy zawsze dawali się nabierać, nagle stają się na kłamstwo uodpornieni. Ale to jest fakt – pewne granice pozostają nie do przejścia. Larry Einhorn i Richy Victor przekonali się o tym już 50 lat temu, my uczymy się tego dziś. Wygląda na to, że są też wśród nas tacy, co tego akurat nie zrozumieją nigdy. Z pewnego szczególnego punktu widzenia, jest to wiadomość bardzo ponura.

Mam sprawę, i jestem pewien, że każdy z nas wie, że tu nie ma ani podstępu, ani tym bardziej kłamstwa. Jeśli ten blog nie przyniesie nam ratunku, do 15 maja jesteśmy w poważnym dole. Gdyby udało się nam zmobilizować ten jeden raz, wydaje mi się, że przeżyjemy, a później może jakoś już będzie. Bardzo proszę o ten gest. I dziękuję.

3 komentarze:

  1. @Toyah

    No i ja, naturalnie, nie mam pojęcia jak się tam biznes dziennikarzom niepokornym układa, jak wspomniałeś tą pościel to mi się jeszcze przypomniał handel odpustami, który tak ładnie opisał Gabriel w II tomie "Baśni jak Niedźwiedź".

    Natomiast nieźle musiała wyglądać taka sesja red. Wildsteina - mogę to sobie wyobrazić na podstawie niedawno obejrzanego programu "Top Model". Ciekawe czy fotograf jechał mu "Bronek" czy "Panie redaktorze"? Stary, poważny chłop, miałem do niego sporo szacunku choćby za ten dym z "Listą Wildsteina" a tu jak jakiś aktorzyna sili się na miny przed obiektywem.
    Nie, nie, oni muszą skończyć jak Larry i Richy.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Kozik
    Oczywiście. Na dłuższą metę ten rodzaj przekrętu nie zadziała.

    OdpowiedzUsuń
  3. It's amazing in favor of me to have a site, which is useful for my experience. thanks admin

    Also visit my webpage; pościele

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...