Podczas dyskusji po zeszłotygodniowym spotkaniu w Klubie Ronina, mój kumpel Maciej Świrski – być może poruszony odczytanym wcześniej fragmentem z mojej najnowszej książki – zapytał mnie, czy mam jakiś swój sposób pisania, według którego powstają moje teksty, no a ja odpowiedziałem, że sposobu konkretnego nie ma, natomiast, owszem, istnieje pewna technika, która pozwoliła mi się nauczyć składania słów w akapity, a akapity w większą całość. No i ową technikę opisałem.
Jak się okazało, ta moja wypowiedź zrobiła na słuchaczach pewne wrażenie, i oto wczoraj chyba Coryllus wyraził obawę, że od jutra we wszystkich szkołach pisania, opisany przez mnie sposób zostanie przyjęty jako podstawowy i jedyny w pełni skuteczny, a ja będę się mógł najwyżej zapluć ze złości. W tej sytuacji pomyślałem sobie, że oto nadszedł fantastyczny moment, by wszystkim zainteresowanym udzielić pewnej lekcji, a tym samym, w ów szczególny sposób zastrzec sobie jego autorstwo, a przy okazji dać coś moim czytelnikom na zawsze i za darmo, lub ewentualne „co łaska”.
Proszę sobie zatem wyobrazić, że mamy do napisania tekst pod tytułem „W zoo” o długości 240 słów, a więc typowe zadanie maturalne na poziomie rozszerzonym. Zaczynamy od stworzenia jednego, pięciozdaniowego akapitu pod tym samym tytułem:
„Była ładna pogoda, więc poszedłem do zoo. W zoo widziałem trzy zwierzęta: żyrafę, słonia i niedźwiedzia. Żyrafa i słoń nie podobały mi się. Niedźwiedź był wręcz fantastyczny. W przyszłym tygodniu znów pójdę się z nim spotkać”.
Oto 36 słów i jeden akapit. Proszę zwrócić uwagę na jego budowę. Tam wszystko jest na swoim miejscu, i nie ma takiej możliwości, by jeśli tylko polecenie polegało na tym, by napisać akapit zatytułowany „W zoo” na 36 słów, ktokolwiek był w stanie tę krótka notkę zakwestionować. Mamy jedno zdanie wstępu, jedno zdanie na zakończenie, dwa zdania opisu i jedno z osobistą refleksją. No ale my mamy do napisania 36 słów i nie akapit, ale 240 słów i pięć akapitów. Proszę więc bardzo.
Bierzemy nasz akapit, wyciągamy zdanie otwierające i budujemy z niego akapit:
„Obudziłem się wcześniej niż zwykle i spojrzałem na zegarek. Była 8.23. Wyjrzałem za okno i ujrzałem piękny, słoneczny dzień. Pomyślałem sobie, że skorzystam z okazji i pójdę do zoo”. 29 słów.
Teraz kolej na zdanie numer dwa, no i akapit numer dwa:
„Do zoo dotarłem przed dziesiątą. Mieszkające przy wejściu małpy zlekceważyłem, nawet nie podnosząc na nie wzroku. Nieco dalej zobaczyłem żyrafę, potem słonia, a chwilę dalej niedźwiedzia. Powiem szczerze, że dalej już nie szedłem. Niedźwiedź mnie poraził”. 36 słów, a więc razem już 65.
Teraz czas na zdanie nr 3 i akapit nr 3:
„Właśnie tak. Niedźwiedź mnie poraził, zwłaszcza że ani żyrafa, ani słoń nie zrobiły na mnie wrażenia. Żyrafa, jak to żyrafa, była żółta, miała długą szyję i spojrzenie, które określiłbym jako po prostu bezmyślne. Ze słoniem było jeszcze gorzej. Ten był duży, szary, bez jednego kła, a co gorsza, nawet na mnie nie spojrzał. W życiu nie widziałem zwierzęcia, które byłoby tak niesympatyczne”. 62 słowa; razem – 127.Teraz bierzemy się za misia:
„Niedźwiedź to zupełnie inny wymiar. Niedźwiedź to coś absolutnie unikalnego. Przede wszystkim był fantastycznie biały, cudownie puchaty, i te oczy – oczy, które mówiły: ‘Bądź mi bratem’. Stał tuż za ogrodzeniem, dwa, może trzy metry ode mnie, a ja poczułem to niesamowite, nieodparte pragnienie, by go dotknąć. I pewnie bym go dotknął, gdyby nie ta straszna, boleśnie okrutna tabliczka z napisem: ‘Nie głaskać niedźwiedzi’. Stałem więc tam, znieruchomiały, zafascynowany i zachwycony, poruszając tylko milcząco ustami: ‘Mój miś’”. 76 słów, a zatem przekroczyliśmy 200 i osiągnęliśmy 203. Pora na akapit zamykający:
„Jak mówię, dalej już nie poszedłem, postałem tam może godzinę, może dwie – czasu nie liczyłem – i powoli wróciłem do domu. Dziś już doskonale wiem, co będę robił w kolejną sobotę, już za 5 dni. Wsiądę w tramwaj i udam się do zoo, prosto do mojego niedźwiedzia. Mojego kumpla białego, polarnego misia”. 51 słów… Ups! 254 słowa. O 14 dużo. Trudno, musimy wyrzucić 14 z nich. Tylko które? Najprościej byłoby usunąć ostatnie zdanie, które nie jest chyba bardzo potrzebne. Jest to pięć wyrazów, zostałoby nam już tylko dziewięć, no ale jakoś tego zdania szkoda. Ono jest mocne, wzruszające i stanowi naprawdę ładną puentę. Szukajmy więc gdzie indziej. 14 słów. Zdanie „Wyjrzałem za okno i ujrzałem piękny, słoneczny dzień” zmieniamy na „Wyjrzałem za okno i ujrzałem piękny dzień”. Jesteśmy 1 słowo do przodu. Szukamy dalej. Drugi akapit: „Do zoo dotarłem przed dziesiątą. Mieszkające przy wejściu małpy zlekceważyłem, nawet nie podnosząc na nie wzroku”. Czy to można jakoś skrócić? Pewnie. Może tak? „Do zoo dotarłem przed dziesiątą. Na mieszkające przy wejściu małpy nawet nie podniosłem wzroku”. Dwa słowa. Mało, cholera. Szukajmy dalej. Może wyrzucić „mieszkające” i zostawić „Małpy przy wejściu”? Czemu nie? Trzy słowa, razem z pierwszym akapitem – cztery. Zostaje 10. Akapit nr 3.
Zdecydowanie można usunąć „które określiłbym jako”. To jest tylko stylistyczny zabieg, nic nie wznoszący, a poza tym bez niego uwaga o bezmyślnych oczach żyrafy będzie tylko mocniejsza. No a są to trzy słowa, przez co zostaje nam już tylko siedem. Jest tam coś jeszcze? Czemu nie? „W życiu nie widziałem zwierzęcia, które byłoby tak niesympatyczne” można bez żalu zamienić na „W życiu nie widziałem zwierzęcia tak niesympatycznego”. To nam daje kolejne dwa słowa, i w ten sposób zostaje nam już tylko pięć i aż dwa akapity. Co tam jest do wzięcia? Otóż początek, przez to powtórzenie jest zbyt słaby. Będzie zdecydowanie lepiej, jeśli drugie zdanie usuniemy w całości, a zatem „Niedźwiedź to coś absolutnie unikalnego” wyrzucamy, i dostajemy bardzo ładny początek czwartego akapitu: „Niedźwiedź to zupełnie inny wymiar. Przede wszystkim był fantastycznie biały, cudownie puchaty, i te oczy – oczy, które mówiły: ‘Bądź mi bratem’”. Ładny początek, a przede wszystkim pięć słów. A to nam porządkuje całość do zadanego kształtu. 240 słów pod tytułem: „W zoo”. Proszę zobaczyć:
„Obudziłem się wcześniej niż zwykle i spojrzałem na zegarek. Była 8.23. Wyjrzałem za okno i ujrzałem piękny dzień. Pomyślałem sobie, że skorzystam z okazji i pójdę do zoo.
Do zoo dotarłem przed dziesiątą. Na małpy przy wejściu nawet nie podniosłem wzroku. Nieco dalej zobaczyłem żyrafę, potem słonia, a chwilę dalej niedźwiedzia. Powiem szczerze, że dalej już nie szedłem. Niedźwiedź mnie poraził.
Właśnie tak. Niedźwiedź mnie poraził, zwłaszcza że ani żyrafa, ani słoń nie zrobiły na mnie wrażenia. Żyrafa, jak to żyrafa, była żółta, miała długą szyję i spojrzenie po prostu bezmyślne. Ze słoniem było jeszcze gorzej. Ten był duży, szary, bez jednego kła, a co gorsza, nawet na mnie nie spojrzał. W życiu nie widziałem zwierzęcia tak niesympatycznego.
Niedźwiedź to zupełnie inny wymiar. Przede wszystkim był fantastycznie biały, cudownie puchaty, i te oczy – oczy, które mówiły: „Bądź mi bratem”. Stał tuż za ogrodzeniem, dwa, może trzy metry ode mnie, a ja poczułem to niesamowite, nieodparte pragnienie, by go dotknąć. I pewnie bym go dotknął, gdyby nie ta straszna, boleśnie okrutna tabliczka z napisem: „Nie głaskać niedźwiedzi”. Stałem więc tam, znieruchomiały, zafascynowany i zachwycony, poruszając tylko milcząco ustami: „Mój miś”.
Jak mówię, dalej już nie poszedłem, postałem tam może godzinę, może dwie – czasu nie liczyłem – i powoli wróciłem do domu. Dziś już doskonale wiem, co będę robił w kolejną sobotę, już za 5 dni. Wsiądę w tramwaj i udam się do zoo, prosto do mojego niedźwiedzia. Mojego kumpla białego, polarnego misia”.
Jeszcze raz liczymy słowa… Jest. 240 i nie chce być ani mniej, ani więcej. A całość? Czy tu można się czegoś czepić? No dobra, ktoś może powiedzieć, że ten tekst jest głupi. Na to ja już niestety nic nie poradzę. Jak pisać teksty mądre? Tego ani nie sposób wiedzieć, ani tym bardziej nauczyć się nie da. To trzeba po prostu mieć. Skąd? Też nie wiadomo. Przynajmniej ja nie tego nie wiem.
Jeśli ktoś chce tę notkę potraktować jako lekcję pisania, na przykład dla swojego dziecka, które ma przed sobą egzamin z języka polskiego, lub nawet obcego, będzie mi bardzo miło. Numer konta jest tuż obok.
Jeśli ktoś chce tę notkę potraktować jako lekcję pisania, na przykład dla swojego dziecka, które ma przed sobą egzamin z języka polskiego, lub nawet obcego, będzie mi bardzo miło. Numer konta jest tuż obok.
@toyah
OdpowiedzUsuńMuszę przejść na pismo obrazkowe:
:)
@orjan
OdpowiedzUsuńNo nie! A ja liczyłem, że Ty teraz dopiero zaczniesz pisać.
@toyah
OdpowiedzUsuńBa!
-----------------
za: http://biblioteka.kijowski.pl/bulhakov%20michail/mistrz.pdf
(str.201)
Ten 240 wyrazowy tekst nie jest głupi, a niepokojący. Tak pięknie kusi, gdy tylko tabliczka powstrzymuje przed kolejnym krokiem. Oby naśladownictwo skończyło się na grafomanach.
OdpowiedzUsuńPrzypomniał mi się jeszcze stary dowcip z Punch'a: na rysunku widzimy stojącego przed lustrem kilkuletniego chłopca, w skrojonym na miarę garniturze. Za nim krawiec, który mówi:
-With a little care, young man, this suit should last you for a lifetime
@2,718
OdpowiedzUsuńStraszne. Ci rysownicy potrafią zrobić wrażenie.
@2,718
OdpowiedzUsuńNo właśnie!
O czym tu pisać z wnętrza takiego garnituru, w który chłopca włożono na całe jego życie?
Fruwa moja marynara! - taki manifest jest potrzebny.
Nie ma twórczości bez wolności!
Urzędnicze "240" precz!